Wpisy archiwalne w kategorii
Zawody
Dystans całkowity: | 2893.68 km (w terenie 2022.05 km; 69.88%) |
Czas w ruchu: | 163:06 |
Średnia prędkość: | 17.74 km/h |
Suma podjazdów: | 61114 m |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 177 (97 %) |
Suma kalorii: | 142864 kcal |
Liczba aktywności: | 60 |
Średnio na aktywność: | 48.23 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 26 lipca 2010
Kategoria Zawody
Wygrana, która nie cieszy - cyklokarpaty Gorlice.
Wygrałem ten maraton w swojej kategorii ale już wynik w open oraz czas jazdy nie cieszy tak bardzo. Maraton w Gorlicach zapowiadał sie bardzo ciężki. Solidne góry , deszcz i błoto. Już zaraz po starcie poczułem, że noga nie podaje mi za dobrze. Zgodnie z prognozami od samego wyjazdu ze stadionu towarzyszył nam deszcz i jak sie okazało później zabawiał nas aż do samej mety. Po starcie długi i raczej płaski odcinek szosą. Teoretycznie taki początek powinien mi służyć ale nic to nie dało i już pierwsza górka dała popalić. Czołówka pojechała sobie w dal, a ja tylko mogłem patrzeć na to bezradnie. Wokół mnie towarzystwo, które z reguły szybko zostawiałem w tyle. Po wjechaniu w teren masakryczne błoto. Wszelkie smary w łańcuchu moment wypłukane i napęd chrzęsci, charczy i rzęzi tak, że aż ciarki przechodzą. Zawsze w takich warunkach mam problem gdyż boję dawać na maxa w obawie przed zerwaniem łańcucha.
Tak było i tym razem i znów masowo dałem się powyprzedzać. Jest fatalnie - tak myślałem sobie gdy widziałem kto mnie myka. Po wypadnięciu na szosę trochę się zmobilizowałem i spróbowałem mocniej depnąć. Cały czas jazda w deszczu, długi podjazd na przeł Małastowską gdzie już mam pierwze problemy z zaciąganiem łańcucha ale na razie nic nie robię. Limit wjazdu na giga jest dosyć ambitny i póki co staram się nie tracić czasu. Podjazd pod Magurę stromy ale stosunkowo krótki, łańcuch zaciąga coraz bardziej ale przynajmniej czuję, że łapię rytm i zaczyna mi się jako tako jechać.
Zjazd z Magury nawet spoko poszedł. Pierwsza ścianka wolno i asekurancko, nie szaleję tutaj, przy tych warunkach to proszenie się o wypadek. Dochodzi problem z obserwowaniem trasy. Okulary zaparowane i brudne, ściągłem je już dawano ale teraz podczas zjazdu nie sposób bez nich jechać. W oczach pełno piasku, paprochów i innych syfów. Kilka razy muszę się prawie zatrzymać bo oboje oczu mam nieczynne. W końcu się zatrzymuję i wodą z liści przemywmam okulary, kiepsko widać ale lepsze to niż jazda na ślepo.
Mijam rozjazd i kieruję się na drugą rundę. Dojazdówka to fatalna nawierzchnia, góra błota i płynące śceżkami rzeki. Niby płasko ale co chwię trzeba przeprowadzać rower przez dziury i koleiny. Potem dłuższy odcinek asfaltem aż do Bartnego. Czuję, że jest zimno.
W Bartnym wjeżdżam na drugą pętlę i pokonuję znaną mi już trasę. Łańcuch zaciąga coraz bardziej i w końcu zatrzymuję się i smaruję. Mam Rolhoffa, solidnie kapnąłen na każde ogniwko i muszę przyznać, że pomogło. Mogę teraz swobodnie zdobywać po raz kolejny Magurę. Mijam przełęcz, potem schronisko, następnie ściankę po kamieniach. Przedni hamulec wydaje tutaj ostatnie tchnienie. Mam zapasowe klocki ale spróbuję dojechać do mety na tylnym. Zostało około 20 km.
Kolejny zjazdy po zniszczonych przez wodę drogach. Coraz trudniej przychodzi mi kontrola nad rowerem bez przedniego hamulca. Jadę i dumam co robić. Wymiana klocków w tarczówkach to dosyć precyzyjna robota, a moje palce są zgrabiałe od zimna. Nie mam jednak wyjścia gdyż pamiętam z ubiegłego roku, że sporo jeszcze stromych zjazdów przedemną. Zatrzymuję się na polance i zakładam nowe klocki. Dojeżdża do mnie Wojtek Wantuch i razem pokonujemy ostatnie kilometry.
We dwoje lepiej się jedzie, tempo od razu idzie w górę. Już bez problemów docieramy na metę.
Tak więc pod nieobecność Krzyśka Gierczaka wygrałem ketegorię M4 ale czas jazdy bardzo żałosny. Sporo straciłem na smarowanie łańcucha, wymianę klocków, na bufecie też chwilę stałem. Poza tym źle mi się jeździ takie maratony w błocie, nie potrfię się zmobilizować i wykorzystać całe możliwości sprzętu. Boję się, że za chwilę coś strzeli i zostanę sam w lesie i w górach :)
No i jakiś kiepski dzień też dzisiaj miałem. Widać, że weekendowa dieta u Mamy nie służy mi za bardzo. Co z tego, że w tydzień trzymam wagę jeśli przez weekend muszę tłumaczyć się dlaczego tak źle wyglądam :)
A już niedługo urlop. Czarno to widzę.
Tak było i tym razem i znów masowo dałem się powyprzedzać. Jest fatalnie - tak myślałem sobie gdy widziałem kto mnie myka. Po wypadnięciu na szosę trochę się zmobilizowałem i spróbowałem mocniej depnąć. Cały czas jazda w deszczu, długi podjazd na przeł Małastowską gdzie już mam pierwze problemy z zaciąganiem łańcucha ale na razie nic nie robię. Limit wjazdu na giga jest dosyć ambitny i póki co staram się nie tracić czasu. Podjazd pod Magurę stromy ale stosunkowo krótki, łańcuch zaciąga coraz bardziej ale przynajmniej czuję, że łapię rytm i zaczyna mi się jako tako jechać.
Zjazd z Magury nawet spoko poszedł. Pierwsza ścianka wolno i asekurancko, nie szaleję tutaj, przy tych warunkach to proszenie się o wypadek. Dochodzi problem z obserwowaniem trasy. Okulary zaparowane i brudne, ściągłem je już dawano ale teraz podczas zjazdu nie sposób bez nich jechać. W oczach pełno piasku, paprochów i innych syfów. Kilka razy muszę się prawie zatrzymać bo oboje oczu mam nieczynne. W końcu się zatrzymuję i wodą z liści przemywmam okulary, kiepsko widać ale lepsze to niż jazda na ślepo.
Mijam rozjazd i kieruję się na drugą rundę. Dojazdówka to fatalna nawierzchnia, góra błota i płynące śceżkami rzeki. Niby płasko ale co chwię trzeba przeprowadzać rower przez dziury i koleiny. Potem dłuższy odcinek asfaltem aż do Bartnego. Czuję, że jest zimno.
W Bartnym wjeżdżam na drugą pętlę i pokonuję znaną mi już trasę. Łańcuch zaciąga coraz bardziej i w końcu zatrzymuję się i smaruję. Mam Rolhoffa, solidnie kapnąłen na każde ogniwko i muszę przyznać, że pomogło. Mogę teraz swobodnie zdobywać po raz kolejny Magurę. Mijam przełęcz, potem schronisko, następnie ściankę po kamieniach. Przedni hamulec wydaje tutaj ostatnie tchnienie. Mam zapasowe klocki ale spróbuję dojechać do mety na tylnym. Zostało około 20 km.
Kolejny zjazdy po zniszczonych przez wodę drogach. Coraz trudniej przychodzi mi kontrola nad rowerem bez przedniego hamulca. Jadę i dumam co robić. Wymiana klocków w tarczówkach to dosyć precyzyjna robota, a moje palce są zgrabiałe od zimna. Nie mam jednak wyjścia gdyż pamiętam z ubiegłego roku, że sporo jeszcze stromych zjazdów przedemną. Zatrzymuję się na polance i zakładam nowe klocki. Dojeżdża do mnie Wojtek Wantuch i razem pokonujemy ostatnie kilometry.
We dwoje lepiej się jedzie, tempo od razu idzie w górę. Już bez problemów docieramy na metę.
Tak więc pod nieobecność Krzyśka Gierczaka wygrałem ketegorię M4 ale czas jazdy bardzo żałosny. Sporo straciłem na smarowanie łańcucha, wymianę klocków, na bufecie też chwilę stałem. Poza tym źle mi się jeździ takie maratony w błocie, nie potrfię się zmobilizować i wykorzystać całe możliwości sprzętu. Boję się, że za chwilę coś strzeli i zostanę sam w lesie i w górach :)
No i jakiś kiepski dzień też dzisiaj miałem. Widać, że weekendowa dieta u Mamy nie służy mi za bardzo. Co z tego, że w tydzień trzymam wagę jeśli przez weekend muszę tłumaczyć się dlaczego tak źle wyglądam :)
A już niedługo urlop. Czarno to widzę.
- DST 79.80km
- Teren 45.00km
- Czas 04:50
- VAVG 16.51km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 176 ( 96%)
- HRavg 143 ( 78%)
- Kalorie 4640kcal
- Podjazdy 1726m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 lipca 2010
Kategoria Zawody
Zła passa ?
Maraton w Tarnowie miał mi posłużyć jako solidny trening oraz sprawdzenie się w mocniejszej lidze. Chciałem pojechać na 100% i powalczyć o dobry wynik. Udało się zdobyć drugi sektor wobec czego start miałem komfortowy i od samego początku można było zaczął prawdziwe ściganie. Upał okropny. Noga nawet podawała, generalnie starałem się jechać mocno i równo co przynosiło dobre efekty gdyż sporadycznie ktoś mnie wyprzedzał, za to ja sporo wyprzedzałem. Trochę osłabłem na podjeździe pod Brzankę i uciekł mi Ciapek, którego się trzymałem od pewnego czasu. Zjazd z Brzanki bardzo ciekawy, wszystko żarło do momentu gdy na kawałku błota przedni Python wpadł w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Uderzyłem w coś kolanem, ból okropny, kilkadziesiąt sekund tracę na dojście do siebie. Jakoś przechodzi ale pojawia się inny problem. Skrzywiona przerzutka z tyłu odmawia współpracy. Łańcuch tańczy po koronkach na kasecie w sobie tylko znanym rytmie.
Noga nawet podaje ale opornie idzie ta jazda. Co chwilę szukam jakiegoś przełożenia, na którym dało by się jechać. Pomału przyzwyczajam się do takiej jazdy i zaczynam podkręcać tempo. Do mety około 7 km gdy na zakręcie czuję charakterystyczne pływanie tylnego koła. Nie ma wątpliwości - kapeć !
Szybka kalkulacja, już widać maszt przekaźnikowy na Górze Św. Marcin. Może dojadę. Pompuję i jadę dalej. Po kilku minutach kolejne pompowanie, słyszę uciekające powietrze. Co chwilę ktoś obok mnie przejeżdża, tracę tak ciężko wypracowane pozycje. Jedzie się bardzo ciężko, o ściganiu już nie mam mowy, o ile podjazdy jeszcze jako tako mogę deptać to zjazdy i płaskie fragmenty tracę ogromnie. Kolejne pompowanie, już tylko zjazd do mety. Tył zarzuca okropnie, pomalutku pokonuję ostatni zjazd i równie wolno toczę się do mety.
Pomimo tych przygód wynik nawet nie najgorszy. 36 pozycja w klasyfikacji open jak na mój gust to całkiem przyzwoity wynik.
Noga nawet podaje ale opornie idzie ta jazda. Co chwilę szukam jakiegoś przełożenia, na którym dało by się jechać. Pomału przyzwyczajam się do takiej jazdy i zaczynam podkręcać tempo. Do mety około 7 km gdy na zakręcie czuję charakterystyczne pływanie tylnego koła. Nie ma wątpliwości - kapeć !
Szybka kalkulacja, już widać maszt przekaźnikowy na Górze Św. Marcin. Może dojadę. Pompuję i jadę dalej. Po kilku minutach kolejne pompowanie, słyszę uciekające powietrze. Co chwilę ktoś obok mnie przejeżdża, tracę tak ciężko wypracowane pozycje. Jedzie się bardzo ciężko, o ściganiu już nie mam mowy, o ile podjazdy jeszcze jako tako mogę deptać to zjazdy i płaskie fragmenty tracę ogromnie. Kolejne pompowanie, już tylko zjazd do mety. Tył zarzuca okropnie, pomalutku pokonuję ostatni zjazd i równie wolno toczę się do mety.
Pomimo tych przygód wynik nawet nie najgorszy. 36 pozycja w klasyfikacji open jak na mój gust to całkiem przyzwoity wynik.
- DST 61.00km
- Teren 40.00km
- Czas 03:07
- VAVG 19.57km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 173 ( 95%)
- HRavg 153 ( 84%)
- Kalorie 3200kcal
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 lipca 2010
Kategoria Zawody
Cyklokarpaty Pruchnik
Upał.
W lesie miejscami jeszcze jakieś resztki błota ale poza tym szybka i łatwa trasa. Myślę, że należy tegoroczny maraton w Pruchniku ocenić jako zdecydowanie łatwiejszy niż ubiegłoroczne. W moim przypadku zaczęło się bardzo dobrze, noga może nie podawała tak jak bym sobie tego życzył ale nie było źle. Jak zwykle w Pruchniku przymulił mnie podjazd zaraz za startem ale w miarę upływu czasu zacząłem się fajnie rozkręcać. Zaczęło się naprawdę dobrze jechać i pomału zyskiwałem pozycję. Trasa oznaczona tak rewelacyjnie, że myślałem sobie - beczkę piwa dla tego kto zbłądzi. No i właśnie. Zrobiłem jedno kółko, poleciałem na drugie, stoją dziewczyny i pokazują żeby skręcać w prawo. No to skręcam i po kilkunastu minutach zaczyna mi coś nie pasować. Jechałem inną trasą!
Zatrzymuję się na chwilę, coś tam pytam kogoś i chyba już wiem.
Dziewuchy skierowały mnie na mega. Akurat stały tak, że zasłaniały tabliczkę.
W sumie to lepiej gdyby ich nie było. No i dusza !!
Miałem w planie pojechać jakieś mega ale to trochę inna taktyka jest. Giga spokojnie sobię jadę, rozkręcam się pomału, a tutaj to raczej trzeba cały czas ostro ciąć. Koniec końców załapałem się na 3 miejsce w kategorii ale żal pozostał.
W lesie miejscami jeszcze jakieś resztki błota ale poza tym szybka i łatwa trasa. Myślę, że należy tegoroczny maraton w Pruchniku ocenić jako zdecydowanie łatwiejszy niż ubiegłoroczne. W moim przypadku zaczęło się bardzo dobrze, noga może nie podawała tak jak bym sobie tego życzył ale nie było źle. Jak zwykle w Pruchniku przymulił mnie podjazd zaraz za startem ale w miarę upływu czasu zacząłem się fajnie rozkręcać. Zaczęło się naprawdę dobrze jechać i pomału zyskiwałem pozycję. Trasa oznaczona tak rewelacyjnie, że myślałem sobie - beczkę piwa dla tego kto zbłądzi. No i właśnie. Zrobiłem jedno kółko, poleciałem na drugie, stoją dziewczyny i pokazują żeby skręcać w prawo. No to skręcam i po kilkunastu minutach zaczyna mi coś nie pasować. Jechałem inną trasą!
Zatrzymuję się na chwilę, coś tam pytam kogoś i chyba już wiem.
Dziewuchy skierowały mnie na mega. Akurat stały tak, że zasłaniały tabliczkę.
W sumie to lepiej gdyby ich nie było. No i dusza !!
Miałem w planie pojechać jakieś mega ale to trochę inna taktyka jest. Giga spokojnie sobię jadę, rozkręcam się pomału, a tutaj to raczej trzeba cały czas ostro ciąć. Koniec końców załapałem się na 3 miejsce w kategorii ale żal pozostał.
- DST 57.27km
- Teren 40.00km
- Czas 03:07
- VAVG 18.38km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 171 ( 93%)
- HRavg 155 ( 85%)
- Kalorie 3236kcal
- Podjazdy 1397m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 czerwca 2010
Kategoria Zawody
Puchar Tarnowa - III edycja 2010
Znów deszcz i plucha. Znów zimno. Nie chciało się jechać. Jedna noc nie pozwoliła na całkowitą regenerację po maratonie w Żegiestowie. Nie czułem się mocny przed startem, a jeszcze mniej mocny poczułem się kilknaście sekund po starcie. Zatkało mnie totalnie, zostałem z tyłu stawki już na pierwszym podjeździe. Pierwsza pętla to była katastrofa, niewiele brakowało abym się wycofał. Jakoś jednak przetrwałem i o dziwo zacząłem sie nawet rozkręcać. Wyprzedziłem Witka Trojaka, Marcina Bialika, dogoniłem też Sławka Bartnika i zająłem pozycję pozwalającą walczyć o pudło.
Trasa bardzo błotnista ale aby powalczyć trzeba było mocno ryzykować na zjazdach. Drugie i trzecie okrążenie ciąłem się ze Sławkiem o drugie miejce. Raz on mnie wyprzedzał, raz ja jego. Na trzecim okrążeniu udało mi się urwać na kilka metrów. Zjazdy pokonywałem już bardzo ryzykownie. Kilka razy poleciałem poślizgiem ale się wyratowałem, jednak kolejny raz nie udało się. Upadłem jakoś tak nieszczęśliwie, że straciłem kilka sekund na pozbieranie się. Nadal byłem drugi ale czułem oddech rywala za plecami. Kolejny szybki zjazd i podjazd po trawie i błąd strategiczny. Wybieram podjazd złą stroną, błoto zatrzymuje mnie w miejscu gdy tymczasem Sławek rozpędzony pokonuje podjazd i ucieka na kilkanaście metrów.
Ciemno w oczach, wrzucam twarde biegi, daję mocno pod górę, kolejny zjazd pokonuję jak szalony, mam Sławka 5 metrów przed sobą. Wjeżdżamy na kostkę i przed nami 300 metrów stromego podjazdu. Daję z siebie wszystko, zbliżam się.... 5 metrów, 4,5 metra, 4 metry, już mam plamy przed oczami ale jeszcze wrzucam jeden ząbek niżej i jeszcze staram się podciągnąć trochę. Zbliżam się dosłownie na 2 metry ale to już wszystko na co mnie stać. Nie dam rady więcej, kilka metrów pzred metą w zasadzie tracę swiadomość i czołgam się prawie ten ostatni kawałek. Wyprzedza mnie tutaj jeszcze Wacek Szwarc, a ja łapczywie łapiąc powietrze dochodzę do siebie.
Zająłej wprawdzie 3 miejsce lecz mam większą satysfakcję z tego wyścigu niż z wczorajszej wygranej. Poprzeczka była bardzo wysoko. Byłem po ciężkim maratonie, a pomimo to udało się pojechać bardzo mocno. Cały czas była walka o każdy ułamek sekundy. Każdy korzeń, każdy kamień działał na moja korzyść albo niekorzyść. Zjazdy pokonywałem jak natchniony. Nawet nie wiedziałem, że potrafię tak jeździć w błocie. Przegrałem ale bardzo chętnie zmierzę się ze Sławkiem i innymi kolarzami na kolejnym Pucharze Tarnowa. Nadal zbieram dośwadczenia i staram się z nich korzystać.
Trasa bardzo błotnista ale aby powalczyć trzeba było mocno ryzykować na zjazdach. Drugie i trzecie okrążenie ciąłem się ze Sławkiem o drugie miejce. Raz on mnie wyprzedzał, raz ja jego. Na trzecim okrążeniu udało mi się urwać na kilka metrów. Zjazdy pokonywałem już bardzo ryzykownie. Kilka razy poleciałem poślizgiem ale się wyratowałem, jednak kolejny raz nie udało się. Upadłem jakoś tak nieszczęśliwie, że straciłem kilka sekund na pozbieranie się. Nadal byłem drugi ale czułem oddech rywala za plecami. Kolejny szybki zjazd i podjazd po trawie i błąd strategiczny. Wybieram podjazd złą stroną, błoto zatrzymuje mnie w miejscu gdy tymczasem Sławek rozpędzony pokonuje podjazd i ucieka na kilkanaście metrów.
Ciemno w oczach, wrzucam twarde biegi, daję mocno pod górę, kolejny zjazd pokonuję jak szalony, mam Sławka 5 metrów przed sobą. Wjeżdżamy na kostkę i przed nami 300 metrów stromego podjazdu. Daję z siebie wszystko, zbliżam się.... 5 metrów, 4,5 metra, 4 metry, już mam plamy przed oczami ale jeszcze wrzucam jeden ząbek niżej i jeszcze staram się podciągnąć trochę. Zbliżam się dosłownie na 2 metry ale to już wszystko na co mnie stać. Nie dam rady więcej, kilka metrów pzred metą w zasadzie tracę swiadomość i czołgam się prawie ten ostatni kawałek. Wyprzedza mnie tutaj jeszcze Wacek Szwarc, a ja łapczywie łapiąc powietrze dochodzę do siebie.
Zająłej wprawdzie 3 miejsce lecz mam większą satysfakcję z tego wyścigu niż z wczorajszej wygranej. Poprzeczka była bardzo wysoko. Byłem po ciężkim maratonie, a pomimo to udało się pojechać bardzo mocno. Cały czas była walka o każdy ułamek sekundy. Każdy korzeń, każdy kamień działał na moja korzyść albo niekorzyść. Zjazdy pokonywałem jak natchniony. Nawet nie wiedziałem, że potrafię tak jeździć w błocie. Przegrałem ale bardzo chętnie zmierzę się ze Sławkiem i innymi kolarzami na kolejnym Pucharze Tarnowa. Nadal zbieram dośwadczenia i staram się z nich korzystać.
- DST 11.89km
- Teren 11.89km
- Czas 01:00
- VAVG 11.89km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 173 ( 95%)
- HRavg 161 ( 88%)
- Kalorie 1149kcal
- Podjazdy 492m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 czerwca 2010
Kategoria Zawody
Cyklokarpaty Nowy Żmigród 2010
Miałem coś więcej napisać o tym maratonie ale mi zjadło wklepany wcześniej tekst. Już drugi raz nie chce mi się tego pisać - sorki :)
Powiem tylko tyle, że kiepsko mi poszło. Wszystko na wariackich papierach, nie byłem mentalnie przygotowany, organizacyjnie też zapieprzyłem. Złe opony, zawalony start, zapomniana opaska od pulsometru. Brak kontaku z czołową grupką spowodował, że w środkowej części trasy moje straty jeszcze się powiększyły. Tragedii nie ma gdyż zająłem 10 miejsce Open i 2 w kategorii M4 ale czuję, że było mnie stać na więcej. No nic- trzeba trenować dalej i liczyć na to, że bedzie lepiej.
Powiem tylko tyle, że kiepsko mi poszło. Wszystko na wariackich papierach, nie byłem mentalnie przygotowany, organizacyjnie też zapieprzyłem. Złe opony, zawalony start, zapomniana opaska od pulsometru. Brak kontaku z czołową grupką spowodował, że w środkowej części trasy moje straty jeszcze się powiększyły. Tragedii nie ma gdyż zająłem 10 miejsce Open i 2 w kategorii M4 ale czuję, że było mnie stać na więcej. No nic- trzeba trenować dalej i liczyć na to, że bedzie lepiej.
- DST 52.29km
- Teren 35.00km
- Czas 03:17
- VAVG 15.93km/h
- Temperatura 23.0°C
- Kalorie 3500kcal
- Podjazdy 1376m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 maja 2010
Kategoria Zawody
Silesia MTB 2010
Nie planowałem tego startu ale w związku z kolejnymi odwoływanymi zawodami postanowiłem jednak przedmuchać dysze no i sprawdzić formę przed Nowym Żmigrodem.
Przygotowania przebiegały jak zwykle. Wprawdzie piątkowy trening nie wyszedł ale przeżyłem to, bazę mam wyrobioną więc takie wpadki o ile nie zaczną się trafiać systematycznie nie powinny zrobić nić złego. W sobotę naładowałem się węglowodanami, wcinałem ile wlezie :)
Wbrew zapowiedziom pogoda trafiła się znakomita. Chwilę przed startem zaczęło się chmurzyć i pokrapywać ale była szansa na utrzymanie się stabilnej pogody. Myślałem o zmianie opon na jakieś bardziej slikowate lecz z lenistwa zostawiłem na kołach Speed Kingi, na których startowałem ostatnie zawody w Tarnowie.
Zamierzałem mocno walczyć o dobrą lokatę więc ustawiłem się wcześniej na starcie i mogłem zająć optymalną pozycję do walki o dobrą lokatę. Zaraz po starcie zakręt o 90 stopni w prawo. Pierwsza kraksa, leży gostek tuż obok mnie. Potem długa prosta po asfalcie. Chwilę testuję jadącą tuż przedemną Karolinę Kozelę ale szybko ją wyprzedzam gdyż za wolno jednak jedzie. Czołówka kawałek z przodu, szacuję się na jakąś 12-13 pozycję. Nie szaleję na początku, zresztą co chwilę wjeżdżamy do lasu na wąskie ścieżki i nie ma za bardzo miejsca na jakieś skoki do przodu. Trasa często biegnie asfaltem i kostką brukową. Jest ślisko, ostre zakręty nawet o 270 stopni, trzeba bardzo uważać żeby nie wylecieć z trasy.
Gdy zaczyna się bardziej kondycyjna część trasy staram się podkręcić tempo. Błotne odcinki bardzo mocno deptam i widać, że zaczynam odskakiwać od grupki. Potem długa prosta delikatnie do góry. Tutaj siadam na kole innemu zawodnikowi i bezczelnie korzystam z jego osłony. Tuż przed szczytem wyprzedzam go i odskakuję do przodu. O dziwo nikt mnie nie wyprzedza, jadę za gościem z Sokoła Kęty. O ile zdążyłem się przyglądnąć to facet wyglądał mi na moją kategorię. Trzeba z nim powalczyć !!
Ciekawy odcinek trasy po torze motokrosowym. Muldy takie, że kilka metrów w górę można wylecieć. Ktoś z przodu zbyt szybko najezdża i leci na łeb w dół. Dzięki temu ostrzeżeniu ostrożnie pokonuję ten fragment i wjeżdżam na dojazdówkę do mety. Krótki podjazd, wyprzedzam Sokoła lecz ten nie poddaje się, na kolejnym podjeździe mocno daje i odskakuje mi na kilka metrów. Już meta i wjazd na drugą rundę. Nie mam wody, nikt nie podaje, trzeba będzie jechać na sucho. Jakoś dojadę. Wrzucam żela.
Gość z Sokoła nadal z przodu ale zbliżam się pomału do niego. Juz siedzę mu na kole. Każdy terenowy fragment działa na moją korzyść, zaczynamy się ciąć, wyprzedzamy się kilka razy nawzajem. Dojeżdżamy do najdłuższego podjazdy, jadę z tyłu ale ten z przodu wie o co chodzi bo zmienia tor jazdy i nie pozwala jechać mi w tunelu. Nie mam jednak tym razem takiego zamiaru, zajmuję pozycję obok i chwilę jedziemy łeb w łeb. Czuję się dobrze i postanawiam zaatakować. Mocno cisnę i pruję do góry ile fabryka dała. Na szczycie jednak gość jest tuż za mną.
Teraz jednak seria zjazdów i krótkich podjazdów. Jedno bardzo błotniste miejsce gdzie trzeba przepychać korby na siłę.
Zaczyna padać deszcz i asfalty oraz kostka robią się masakrycznie śliskie. Na jednym z zakrętów chociaż zwalniam prawie do zera to koła osuwają się na bok i leżę na asfalcie. Podrywam się szybko i szamocę z łańcuchem. Chwilę trwa zanim zakładam go na koronkę. Te kilka sekund straty pozwalają, że znów dochodzi mnie Sokół, któremu zdążyłem uciec na terenowym fragmencie trasy. Szybko wskakuję na rower i zaczynam odrabiać straty. Jeden podjazd i już jestem na kole. Przewaga psychiczna jest po mojej stronie. Czekam tylko na odpowiedni moment i atakuję bokiem po trawie. Jedziemy teraz wzdłuż wyciągu i daję ile fabryka pozwala. Trzeba pozbawić przeciwniki złudzeń :)
Dalszą częsć trasy pokonuję dosyć sprawnie ale bez szarpania. Chociaż bardzo uważam na zakrętach to jeszcze kilka razy zaliczam poślizgi, z których jednak udało się uratować. Sokoła zgubiłem więc kontroluję sytuację i skupiam się na tym żeby bezpiecznie dojechać do mety.
Jak się okazało później zająłem 4 miejsce Open oraz 2 miejsce w kategorii M3. Naprawdę bardzo duże zaskoczenie. Okazało się też, że Sokół to Adrian Cierniak z Wojnicza - notabene kategoria M1. Do trzeciego miejsca Open brakło 20 sekund. Chociaż jestem bardzo zadowolony z wyniku to teraz czuję też mały niedosyt gdyż mogłem powalczyć o tą lokatę. Za to z jazdy jestem bardzo zadowolony bo wydaje mi się, że pojechałem bardzo dobrze. Oby taka forma utrzymała się jak najdłużej.
Przygotowania przebiegały jak zwykle. Wprawdzie piątkowy trening nie wyszedł ale przeżyłem to, bazę mam wyrobioną więc takie wpadki o ile nie zaczną się trafiać systematycznie nie powinny zrobić nić złego. W sobotę naładowałem się węglowodanami, wcinałem ile wlezie :)
Wbrew zapowiedziom pogoda trafiła się znakomita. Chwilę przed startem zaczęło się chmurzyć i pokrapywać ale była szansa na utrzymanie się stabilnej pogody. Myślałem o zmianie opon na jakieś bardziej slikowate lecz z lenistwa zostawiłem na kołach Speed Kingi, na których startowałem ostatnie zawody w Tarnowie.
Zamierzałem mocno walczyć o dobrą lokatę więc ustawiłem się wcześniej na starcie i mogłem zająć optymalną pozycję do walki o dobrą lokatę. Zaraz po starcie zakręt o 90 stopni w prawo. Pierwsza kraksa, leży gostek tuż obok mnie. Potem długa prosta po asfalcie. Chwilę testuję jadącą tuż przedemną Karolinę Kozelę ale szybko ją wyprzedzam gdyż za wolno jednak jedzie. Czołówka kawałek z przodu, szacuję się na jakąś 12-13 pozycję. Nie szaleję na początku, zresztą co chwilę wjeżdżamy do lasu na wąskie ścieżki i nie ma za bardzo miejsca na jakieś skoki do przodu. Trasa często biegnie asfaltem i kostką brukową. Jest ślisko, ostre zakręty nawet o 270 stopni, trzeba bardzo uważać żeby nie wylecieć z trasy.
Gdy zaczyna się bardziej kondycyjna część trasy staram się podkręcić tempo. Błotne odcinki bardzo mocno deptam i widać, że zaczynam odskakiwać od grupki. Potem długa prosta delikatnie do góry. Tutaj siadam na kole innemu zawodnikowi i bezczelnie korzystam z jego osłony. Tuż przed szczytem wyprzedzam go i odskakuję do przodu. O dziwo nikt mnie nie wyprzedza, jadę za gościem z Sokoła Kęty. O ile zdążyłem się przyglądnąć to facet wyglądał mi na moją kategorię. Trzeba z nim powalczyć !!
Ciekawy odcinek trasy po torze motokrosowym. Muldy takie, że kilka metrów w górę można wylecieć. Ktoś z przodu zbyt szybko najezdża i leci na łeb w dół. Dzięki temu ostrzeżeniu ostrożnie pokonuję ten fragment i wjeżdżam na dojazdówkę do mety. Krótki podjazd, wyprzedzam Sokoła lecz ten nie poddaje się, na kolejnym podjeździe mocno daje i odskakuje mi na kilka metrów. Już meta i wjazd na drugą rundę. Nie mam wody, nikt nie podaje, trzeba będzie jechać na sucho. Jakoś dojadę. Wrzucam żela.
Gość z Sokoła nadal z przodu ale zbliżam się pomału do niego. Juz siedzę mu na kole. Każdy terenowy fragment działa na moją korzyść, zaczynamy się ciąć, wyprzedzamy się kilka razy nawzajem. Dojeżdżamy do najdłuższego podjazdy, jadę z tyłu ale ten z przodu wie o co chodzi bo zmienia tor jazdy i nie pozwala jechać mi w tunelu. Nie mam jednak tym razem takiego zamiaru, zajmuję pozycję obok i chwilę jedziemy łeb w łeb. Czuję się dobrze i postanawiam zaatakować. Mocno cisnę i pruję do góry ile fabryka dała. Na szczycie jednak gość jest tuż za mną.
Teraz jednak seria zjazdów i krótkich podjazdów. Jedno bardzo błotniste miejsce gdzie trzeba przepychać korby na siłę.
Zaczyna padać deszcz i asfalty oraz kostka robią się masakrycznie śliskie. Na jednym z zakrętów chociaż zwalniam prawie do zera to koła osuwają się na bok i leżę na asfalcie. Podrywam się szybko i szamocę z łańcuchem. Chwilę trwa zanim zakładam go na koronkę. Te kilka sekund straty pozwalają, że znów dochodzi mnie Sokół, któremu zdążyłem uciec na terenowym fragmencie trasy. Szybko wskakuję na rower i zaczynam odrabiać straty. Jeden podjazd i już jestem na kole. Przewaga psychiczna jest po mojej stronie. Czekam tylko na odpowiedni moment i atakuję bokiem po trawie. Jedziemy teraz wzdłuż wyciągu i daję ile fabryka pozwala. Trzeba pozbawić przeciwniki złudzeń :)
Dalszą częsć trasy pokonuję dosyć sprawnie ale bez szarpania. Chociaż bardzo uważam na zakrętach to jeszcze kilka razy zaliczam poślizgi, z których jednak udało się uratować. Sokoła zgubiłem więc kontroluję sytuację i skupiam się na tym żeby bezpiecznie dojechać do mety.
Jak się okazało później zająłem 4 miejsce Open oraz 2 miejsce w kategorii M3. Naprawdę bardzo duże zaskoczenie. Okazało się też, że Sokół to Adrian Cierniak z Wojnicza - notabene kategoria M1. Do trzeciego miejsca Open brakło 20 sekund. Chociaż jestem bardzo zadowolony z wyniku to teraz czuję też mały niedosyt gdyż mogłem powalczyć o tą lokatę. Za to z jazdy jestem bardzo zadowolony bo wydaje mi się, że pojechałem bardzo dobrze. Oby taka forma utrzymała się jak najdłużej.
- DST 34.18km
- Teren 15.00km
- Czas 01:23
- VAVG 24.71km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 180 ( 98%)
- HRavg 168 ( 92%)
- Kalorie 1834kcal
- Podjazdy 169m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 maja 2010
Kategoria Zawody
Puchar Tarnowa - zimno,deszcz,błoto !!!!
Co tu ściemniać, gdy wieczorem zasypiałem słyszałem uderzenia kropel deszczu o parapet. Gdy rano się obudziłem słyszałem to samo i pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to przewrócenie się na drugi bok. Ale to tylko przez chwilę, szybko wyskoczyłem z bed-a i spakowałem bety do auta. Droga do Tarnowa przebiegła szybko, oczywiście cały czas w deszczu. Biuro zawodów było na szczęście w ogrzewanym pomieszczeniu i można było się tam schronić pzred deszczem.
Było zimno, przemoczone ubranie nie trzymało ciepła i naprawdę nie było przyjemnie. Najgorszy moment to ten przed startem gdy wyskoczyłem z ciuchów i zostałem na krótko. Na szczęście odprawa nie trwała zbyt długo i szybko nas puszczono na trasę. Najpierw juniorzy, potem po około minucie wszystkie grupy mastersów. Do przejechania mieliśmy 2 okrążenia. Skrócono wyścig ze względu na trudne warunki.
Start poszedł jak zwykle po kostce do góry. Musiałem zająć dobrą pozycję gdyż wiedziałem, że dalej będzie ciężko z wyprzedzaniem. Na górze byłem tuż za Krzyśkiem Gierczakiem gdzieś na 5 pozycji open. Potem wjechaliśmy już w teren. Najpierw krótki ale dosyć stromy podjazd, który udało się pokonać na rowerze. Tutaj wyprzedził mnie Piotr Klonowicz i za nim pokonałem pierwszy zjazd. Trzymałem się Piotrka cały czas, kilka metrów przed nim jechał Krzysiek. Ostry zakręt w prawo, ktoś z przodu spada z roweru. Za późno już na reakcję, próbuję ściąć zakręt ale jest zbyt ślisko i zaliczam podpórkę. Tą sytuację wykorzystuje Marcin Bialik i łyka mnie na pełnej szybkości.
Tak więc jadę jak czwarty zawodnik w swojej kategorii. Próbuję trochę podkręcić tempa i udaje mi sie zbliżyć do obu rywali. Krzysiek już dalej ale Piotrek i Marcin kilkanaście metrów przedemną. Warunki na trasie trudne ale o dziwo dobrze mi się jedzie. Przezornie spuściłem trochę powietrza z opon przed startem. Mam założone Speed Kingi, wąskie oponki z rzadkimi ale dosyć wyraźnymi klockami. Nawet fajnie trzymają i na błotnistych zjazdach po wirażach udaje mi się odrobić trochę dystansu. Ale zaczynają się podejścia, które nie są moją mocną stroną. Jest naprawdę ciężko, zaczynam robić bokami, przytyka mnie dosyć mocno.
Siłą woli trzymam dystans, na szczęście znów zaczynają się ciekawe zjazdy i doskakuję do dwójki przedemną. Teraz przed nami sekcje po trawie. Jest bardzo grząsko, niezbyt stromo ale trudno utrzymać się na siodełku. Znów kawałek biegu. Wjeżdżamy na chwilę do lasu aby po chwili znów wyskakoczyć na otwartą przestrzeń. Atakuję na stromym podjeździe, wyprzedzam Piotrka Klonowicza, Marcin tuż przedmną. Teraz najdłuższy zjazd po trawie. Bardzo nieprzyjemny, sporo kolein, rzuca okropnie. Nie ma szans na chwilę odpoczynku, wypadamy na kostkę brukową i przed nami długi i ciężki podjazd prowadzący na drugie okrążenie. Tutaj atakuje Marcina - z powodzeniem i wjeżdżam tam jako drugi zawodnik w kategorii i czwarty w Open.
Kawałek dalej wyprzedza mnie Mariusz Ciekliński, który teraz robi mi za zająca. Taką taktykę obrałem żeby się go jak najdłużej trzymać gdyz sądziłem, że dowiezie mnie do mety na drugim miejscu. Cały czas daję kilka metrów za nim. Gdzieś tam mam kłopoty techniczne, rzuca mnie po trasie i muszę ratować się podpórką. Mariusz trochę odskakuje ale widzę, że z tyłu na razie pusto i staram się jechać szybko ale bezpiecznie.
Na trawiastym odcinku oceniam jaką mam przewagę. Wyglada na kilkanaście sekund, dosyć bezpieczna ale nie na tyle żebym poluzował. Znów szybki zjazd, tym razem trochę asekueracyjnie ale okazuje się, że to nie zawsze bezpieczniej. Niby bardziej uważam niż na pierwszej rundzie ale właśnie tym razem zaliczam glebę.
Na zakręcie rower wpada w poślizga i kładę się na lewym boku. Jak oparzony zrywam się na nogi. Kilka szybkich kroków i wskakuję na rower. Obrót korbą- jejku nie mam napędu !! Co jest grane !! Biegnąc patrzę na korbę, łańcuch luźno wisi. Klikam lewą manetką i ręką energicznie kręcę korbą. Zaskakuje - wsiadam na rower, rzut oka za siebie, w dole jedzie kilku zawodników.
Ostatni zjazd po trawie i już zasuwam po kostce. Odwracam głowę, kolejny zawodnik kilkanaście metrów z tyłu. Już nawet nie wiem kto to jest. Szukam ostatka sił i daję z palącymi nogami do góry. Udało się !!
Cieszę sie bo w bardzo trudnych warunkach pojechałem bardzo dobrze. Było ciężko i trudno, to już góry, błoto, ślisko. Poradziłem sobie chociaż to nie było takie oczywiste. Mam ciekawą pozycję do walki o generalkę w Pucharze Tarnowa. Tym bardziej, że Piotrek Klonowicz po trzecim miejscu w Lipiu tym razem zanotował czwartą pozycję.
Trzeci przyjechał Sławek Bartnik. Wygląda na to, że nas trzech będzie się biło o drugą pozycję. Marcin Bialik ma już większe straty i trudno będzie mu doskoczyć. Krzysiek Gierczak jest dla nas za mocny i raczej niezagrożony na pierwszym miejscu.
Było zimno, przemoczone ubranie nie trzymało ciepła i naprawdę nie było przyjemnie. Najgorszy moment to ten przed startem gdy wyskoczyłem z ciuchów i zostałem na krótko. Na szczęście odprawa nie trwała zbyt długo i szybko nas puszczono na trasę. Najpierw juniorzy, potem po około minucie wszystkie grupy mastersów. Do przejechania mieliśmy 2 okrążenia. Skrócono wyścig ze względu na trudne warunki.
Start poszedł jak zwykle po kostce do góry. Musiałem zająć dobrą pozycję gdyż wiedziałem, że dalej będzie ciężko z wyprzedzaniem. Na górze byłem tuż za Krzyśkiem Gierczakiem gdzieś na 5 pozycji open. Potem wjechaliśmy już w teren. Najpierw krótki ale dosyć stromy podjazd, który udało się pokonać na rowerze. Tutaj wyprzedził mnie Piotr Klonowicz i za nim pokonałem pierwszy zjazd. Trzymałem się Piotrka cały czas, kilka metrów przed nim jechał Krzysiek. Ostry zakręt w prawo, ktoś z przodu spada z roweru. Za późno już na reakcję, próbuję ściąć zakręt ale jest zbyt ślisko i zaliczam podpórkę. Tą sytuację wykorzystuje Marcin Bialik i łyka mnie na pełnej szybkości.
Tak więc jadę jak czwarty zawodnik w swojej kategorii. Próbuję trochę podkręcić tempa i udaje mi sie zbliżyć do obu rywali. Krzysiek już dalej ale Piotrek i Marcin kilkanaście metrów przedemną. Warunki na trasie trudne ale o dziwo dobrze mi się jedzie. Przezornie spuściłem trochę powietrza z opon przed startem. Mam założone Speed Kingi, wąskie oponki z rzadkimi ale dosyć wyraźnymi klockami. Nawet fajnie trzymają i na błotnistych zjazdach po wirażach udaje mi się odrobić trochę dystansu. Ale zaczynają się podejścia, które nie są moją mocną stroną. Jest naprawdę ciężko, zaczynam robić bokami, przytyka mnie dosyć mocno.
Siłą woli trzymam dystans, na szczęście znów zaczynają się ciekawe zjazdy i doskakuję do dwójki przedemną. Teraz przed nami sekcje po trawie. Jest bardzo grząsko, niezbyt stromo ale trudno utrzymać się na siodełku. Znów kawałek biegu. Wjeżdżamy na chwilę do lasu aby po chwili znów wyskakoczyć na otwartą przestrzeń. Atakuję na stromym podjeździe, wyprzedzam Piotrka Klonowicza, Marcin tuż przedmną. Teraz najdłuższy zjazd po trawie. Bardzo nieprzyjemny, sporo kolein, rzuca okropnie. Nie ma szans na chwilę odpoczynku, wypadamy na kostkę brukową i przed nami długi i ciężki podjazd prowadzący na drugie okrążenie. Tutaj atakuje Marcina - z powodzeniem i wjeżdżam tam jako drugi zawodnik w kategorii i czwarty w Open.
Kawałek dalej wyprzedza mnie Mariusz Ciekliński, który teraz robi mi za zająca. Taką taktykę obrałem żeby się go jak najdłużej trzymać gdyz sądziłem, że dowiezie mnie do mety na drugim miejscu. Cały czas daję kilka metrów za nim. Gdzieś tam mam kłopoty techniczne, rzuca mnie po trasie i muszę ratować się podpórką. Mariusz trochę odskakuje ale widzę, że z tyłu na razie pusto i staram się jechać szybko ale bezpiecznie.
Na trawiastym odcinku oceniam jaką mam przewagę. Wyglada na kilkanaście sekund, dosyć bezpieczna ale nie na tyle żebym poluzował. Znów szybki zjazd, tym razem trochę asekueracyjnie ale okazuje się, że to nie zawsze bezpieczniej. Niby bardziej uważam niż na pierwszej rundzie ale właśnie tym razem zaliczam glebę.
Na zakręcie rower wpada w poślizga i kładę się na lewym boku. Jak oparzony zrywam się na nogi. Kilka szybkich kroków i wskakuję na rower. Obrót korbą- jejku nie mam napędu !! Co jest grane !! Biegnąc patrzę na korbę, łańcuch luźno wisi. Klikam lewą manetką i ręką energicznie kręcę korbą. Zaskakuje - wsiadam na rower, rzut oka za siebie, w dole jedzie kilku zawodników.
Ostatni zjazd po trawie i już zasuwam po kostce. Odwracam głowę, kolejny zawodnik kilkanaście metrów z tyłu. Już nawet nie wiem kto to jest. Szukam ostatka sił i daję z palącymi nogami do góry. Udało się !!
Cieszę sie bo w bardzo trudnych warunkach pojechałem bardzo dobrze. Było ciężko i trudno, to już góry, błoto, ślisko. Poradziłem sobie chociaż to nie było takie oczywiste. Mam ciekawą pozycję do walki o generalkę w Pucharze Tarnowa. Tym bardziej, że Piotrek Klonowicz po trzecim miejscu w Lipiu tym razem zanotował czwartą pozycję.
Trzeci przyjechał Sławek Bartnik. Wygląda na to, że nas trzech będzie się biło o drugą pozycję. Marcin Bialik ma już większe straty i trudno będzie mu doskoczyć. Krzysiek Gierczak jest dla nas za mocny i raczej niezagrożony na pierwszym miejscu.
- DST 7.40km
- Teren 7.40km
- Czas 00:39
- VAVG 11.38km/h
- Temperatura 6.0°C
- HRmax 185 (101%)
- HRavg 163 ( 89%)
- Kalorie 813kcal
- Podjazdy 348m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 maja 2010
Kategoria Zawody
Maraton Cyklokarpaty w Przemyślu.
Pierwszy maraton w sezonie. Ale nie pierwsze zawody. Po przejechaniu dwóch wyścigów XC prognozy były dobre. Maraton w Przemyślu to w zasadzie dopiero prolog do prawdziwych maratonów. Łatwy, krótki i szybki. Nie znaczy to, że nie można się zmęczyć. Uzbierało się 1300 metrów podjazdów, pokonywane po dobrej nawierzchni i w licznej z reguły grupie innych kolarzy zmuszały do szybkiej jazdy i jeszcze szybciej pozbawiały sił.
Wystartowało nas ponad 350 osób. Na rozjeździe po asfalcie udało się utrzymać w miarę z przodu. Terenowy podjazd, który potem nastąpił porozrywał peleton. Czołówka mocno odjechało w przód ale nadal znajdowałem się w czubie wyścigu. Chociaż ten fragment jechało mi się bardzo ciężko to cały czas zyskiwałem miejsca. Wyprzedziłem Krzyśka Łuczkowca, potem Sławka Bartnika (obaj Sokół Tarnów). Z tyłu został też Sławek Skóra z Jedlicza, a równo ze mną leciał Łukasz Pudło. Zaczęło mnie pomału przytykać lecz na szczęście zrobiło się płasko i można było złapać trochę tlenu.
Kolejnym targetem był Piotr Klonowicz (Sokół Tarnów). Miał dzisiaj nogę, chociaz jeszcze tydzień temu wygrałem z nim w Tarnowie to dzisiaj bardzo trudno było utrzymać mu koło. Na szutrowym podjeździe zabrał się z grupką i bardzo mocno ciągli do góry. Chwilę próbowałem ich złapać ale odpuściłem gdyż nie chciałem pozbawiać się sił na drugą rundę.
Droga szybko mijała i początkowa niemoc pomału zaczęła mnie opuszczać. Druga runda przebiegła bardzo szybko. Udało się zachować sporo sił i czując zbliżającą się metę zacząłem podkręcać tempo. Ostatnie kilkanaście minut poleciałem już w trupa. Przemknąłem obok Krzyśka Gajdy i masowo zacząłem dublować zawodników z mega. Na mecie zameldowałem się jako 9 zawodnik Open oraz 2 zawodnik kategorii M4. Do pierwszego miejsca brakło 30 sekund :) Przegrałem jak zwykle z Krzyśkiem Gierczakiem.
Podsumowując - jestem bardzo zadowolony. Naprawdę dobry wynik mi wyszedł.
Teraz pytanie - co mam robić aby zachować taką formę jak najdłużej?
Wystartowało nas ponad 350 osób. Na rozjeździe po asfalcie udało się utrzymać w miarę z przodu. Terenowy podjazd, który potem nastąpił porozrywał peleton. Czołówka mocno odjechało w przód ale nadal znajdowałem się w czubie wyścigu. Chociaż ten fragment jechało mi się bardzo ciężko to cały czas zyskiwałem miejsca. Wyprzedziłem Krzyśka Łuczkowca, potem Sławka Bartnika (obaj Sokół Tarnów). Z tyłu został też Sławek Skóra z Jedlicza, a równo ze mną leciał Łukasz Pudło. Zaczęło mnie pomału przytykać lecz na szczęście zrobiło się płasko i można było złapać trochę tlenu.
Kolejnym targetem był Piotr Klonowicz (Sokół Tarnów). Miał dzisiaj nogę, chociaz jeszcze tydzień temu wygrałem z nim w Tarnowie to dzisiaj bardzo trudno było utrzymać mu koło. Na szutrowym podjeździe zabrał się z grupką i bardzo mocno ciągli do góry. Chwilę próbowałem ich złapać ale odpuściłem gdyż nie chciałem pozbawiać się sił na drugą rundę.
Droga szybko mijała i początkowa niemoc pomału zaczęła mnie opuszczać. Druga runda przebiegła bardzo szybko. Udało się zachować sporo sił i czując zbliżającą się metę zacząłem podkręcać tempo. Ostatnie kilkanaście minut poleciałem już w trupa. Przemknąłem obok Krzyśka Gajdy i masowo zacząłem dublować zawodników z mega. Na mecie zameldowałem się jako 9 zawodnik Open oraz 2 zawodnik kategorii M4. Do pierwszego miejsca brakło 30 sekund :) Przegrałem jak zwykle z Krzyśkiem Gierczakiem.
Podsumowując - jestem bardzo zadowolony. Naprawdę dobry wynik mi wyszedł.
Teraz pytanie - co mam robić aby zachować taką formę jak najdłużej?
- DST 64.50km
- Teren 50.00km
- Czas 02:44
- VAVG 23.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 177 ( 97%)
- HRavg 157 ( 86%)
- Kalorie 3013kcal
- Podjazdy 1309m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 kwietnia 2010
Kategoria Zawody
Puchar Smoka w Kątach - nawet nieźle.
To, że w Kątach będzie bardzo ciężko wiedziałem od samego początku. Chociaż Puchar Smoka nie jest tak prestiżowym wyścigiem jak ten w Tarnowie to właśnie tego się bardziej obawiałem. Obsada może nie tak liczna ale lokalni bikerzy bardzo mocni.
Start poszedł spokojny ale już po 100 metrach Robert Albrycht wyszedł przed Krzyśka Gierczaka i narzucił dużo mocniejsze tempo. Chcąc utrzymać koło depnąłem mocniej, coś tam przy zmianie biegów zajęczała przednia przerzutka ale nie przejmowałem się tym do czasu aż zaczął się podjazd. Redukcja na średnią tarczę, potem po kolei wybieram większe tryby na kasecie. Nadszedł czas na młynek, klik i słyszę tylko rzęrzenie łańcucha. Nie ma czasu na kombinacje, butem zrzucam na najniższą koronkę i zasuwam do góry. Bardzo ciężki podjazd, mamy do pokonania około 150 metrów różnicy poziomów na odcinku około kilometra. Chłopaki odjechali kilka metrów ale cały czas w zasięgu. Jednak czuję, że dają bardzo mocno. Może bym utrzymał się za nimi ale dogoniliśmy już seniorów i trzeba bardzo dużo siły żeby wyprzedzić gdzieś bokiem. Czuję, że nie podołam i zaczynam tracić dystans.
Na górze zero płaskiego tylko od razu zjazd, najpierw po trawie, potem szutrową drogą. Można rozwinąć bardzo dużą szybkość, jest sucho ale sporo kolein tylko czychających na błąd. Troszkę ciasno, sporo tych seniorów zostało z tyłu, dosyć wolno pokonuję ten zjazd i wjeżdżam na drugą rundę.
Robert Albrycht jeszcze w zasięgu wzroku ale czuję, że już go nie dogonię. Podobnie jak chwilę temu za pomocą buta wrzucam miękki bieg i atakuję podjazd. Troszkę luźniej i można bez szarpanie jechać swoim tempem. Zjazd pokonuję już swobodnie i dosyć szybko. Gdy wjeżdżam na trzecie okrążenie już nie mam kontaku z prowadzącą dwójką wobec czego skupiam się na tym aby utrzymać równy rytm. Wyprzedzam Slawka Skórę z Bike Team Jedlicze i gonię Kubę Gryzło z Jasła. Nie jedzie wolno, zbliżam się ale bardzo powoli.
Znów zjazd - tym razem już lecę na całość. Optymalny tor jazdy już opracowany, daję konkretnie w dół. Przelatuję kałużę, potem koleiną mocno w dół, mała hopka, za nią docyś mocny zakręt w lewo. Nawierzchnia niby sucha i twarda ale pokryta pokruszoną ziemię i żwirkiem. Czuję, że przednie koło zalicza delikatny poślizg, o hamowaniu w tym momencie nie ma mowy, nabieram solidnej prędkości i na styk wyrabiam się w zakręcie, za nim kolejny ale na szczęście łagodniejszy i udaje mi się trochę zwolnić. Uff - było już niewesoło. Chlopak z Jasła poharatał się tutaj bardzo mocno.
Wjeżdżając na ostatnią rundę dostaję informację, że rywale już daleko z przodu, jadę niezagrożony na trzecim miejscu. Ostatni podjazd już raczej spokojnie. Kuba osłabł i udaje się go wyprzedzić tuż przed szczytem. Zjazd pokonuję już spokojnie i kończę wyścig na trzeciej lokacie.
Wygrał Krzysztof Gierczak, wyprzedzając Roberta Albrychta. Po wczarajszym drugim miejscu dzisiaj oczko niżej. Wydawało by się, że zawody niższej rangi ale jak widać mocnych bikerów nigdzie nie brakuje. Mógł bym się tłumaczyć awarią przerzutki czy wczorajszym startem, który niewątpliwie kosztował mnie sporo sił. Ale nie czułem się wyjechany chociaż faktycznie puls wskazywał, że nie jestem w pełni zregenerowany. To wszystko jednak tylko szczegóły. Dzisiaj rywale byli po prostu mocniejsi.
Podsumowując weekend jestem bardzo zadowolony. Zimowe treningi na trenażerze, potem wiosenna jazda w deszczu i śniegu przy temperaturze około zera jednak przyniosła jakiś efekt. Nie wiedziałem jak będzie z formą. Bałem się tych startów. Na szczęście okazało się, że nie jest źle. Motywacja do dalszej pracy jest. Zobaczy się co będzie dalej. Liczę, na to, że jeszcze zamieszam trochę w loklanym rowerowym światku :)
Start poszedł spokojny ale już po 100 metrach Robert Albrycht wyszedł przed Krzyśka Gierczaka i narzucił dużo mocniejsze tempo. Chcąc utrzymać koło depnąłem mocniej, coś tam przy zmianie biegów zajęczała przednia przerzutka ale nie przejmowałem się tym do czasu aż zaczął się podjazd. Redukcja na średnią tarczę, potem po kolei wybieram większe tryby na kasecie. Nadszedł czas na młynek, klik i słyszę tylko rzęrzenie łańcucha. Nie ma czasu na kombinacje, butem zrzucam na najniższą koronkę i zasuwam do góry. Bardzo ciężki podjazd, mamy do pokonania około 150 metrów różnicy poziomów na odcinku około kilometra. Chłopaki odjechali kilka metrów ale cały czas w zasięgu. Jednak czuję, że dają bardzo mocno. Może bym utrzymał się za nimi ale dogoniliśmy już seniorów i trzeba bardzo dużo siły żeby wyprzedzić gdzieś bokiem. Czuję, że nie podołam i zaczynam tracić dystans.
Na górze zero płaskiego tylko od razu zjazd, najpierw po trawie, potem szutrową drogą. Można rozwinąć bardzo dużą szybkość, jest sucho ale sporo kolein tylko czychających na błąd. Troszkę ciasno, sporo tych seniorów zostało z tyłu, dosyć wolno pokonuję ten zjazd i wjeżdżam na drugą rundę.
Robert Albrycht jeszcze w zasięgu wzroku ale czuję, że już go nie dogonię. Podobnie jak chwilę temu za pomocą buta wrzucam miękki bieg i atakuję podjazd. Troszkę luźniej i można bez szarpanie jechać swoim tempem. Zjazd pokonuję już swobodnie i dosyć szybko. Gdy wjeżdżam na trzecie okrążenie już nie mam kontaku z prowadzącą dwójką wobec czego skupiam się na tym aby utrzymać równy rytm. Wyprzedzam Slawka Skórę z Bike Team Jedlicze i gonię Kubę Gryzło z Jasła. Nie jedzie wolno, zbliżam się ale bardzo powoli.
Znów zjazd - tym razem już lecę na całość. Optymalny tor jazdy już opracowany, daję konkretnie w dół. Przelatuję kałużę, potem koleiną mocno w dół, mała hopka, za nią docyś mocny zakręt w lewo. Nawierzchnia niby sucha i twarda ale pokryta pokruszoną ziemię i żwirkiem. Czuję, że przednie koło zalicza delikatny poślizg, o hamowaniu w tym momencie nie ma mowy, nabieram solidnej prędkości i na styk wyrabiam się w zakręcie, za nim kolejny ale na szczęście łagodniejszy i udaje mi się trochę zwolnić. Uff - było już niewesoło. Chlopak z Jasła poharatał się tutaj bardzo mocno.
Wjeżdżając na ostatnią rundę dostaję informację, że rywale już daleko z przodu, jadę niezagrożony na trzecim miejscu. Ostatni podjazd już raczej spokojnie. Kuba osłabł i udaje się go wyprzedzić tuż przed szczytem. Zjazd pokonuję już spokojnie i kończę wyścig na trzeciej lokacie.
Wygrał Krzysztof Gierczak, wyprzedzając Roberta Albrychta. Po wczarajszym drugim miejscu dzisiaj oczko niżej. Wydawało by się, że zawody niższej rangi ale jak widać mocnych bikerów nigdzie nie brakuje. Mógł bym się tłumaczyć awarią przerzutki czy wczorajszym startem, który niewątpliwie kosztował mnie sporo sił. Ale nie czułem się wyjechany chociaż faktycznie puls wskazywał, że nie jestem w pełni zregenerowany. To wszystko jednak tylko szczegóły. Dzisiaj rywale byli po prostu mocniejsi.
Podsumowując weekend jestem bardzo zadowolony. Zimowe treningi na trenażerze, potem wiosenna jazda w deszczu i śniegu przy temperaturze około zera jednak przyniosła jakiś efekt. Nie wiedziałem jak będzie z formą. Bałem się tych startów. Na szczęście okazało się, że nie jest źle. Motywacja do dalszej pracy jest. Zobaczy się co będzie dalej. Liczę, na to, że jeszcze zamieszam trochę w loklanym rowerowym światku :)
- DST 14.34km
- Teren 14.34km
- Czas 00:55
- VAVG 15.64km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 172 ( 94%)
- HRavg 161 ( 88%)
- Kalorie 854kcal
- Podjazdy 522m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 kwietnia 2010
Kategoria Zawody
Puchar Tarnowa - I edycja Las Lipie.
Piękna pogoda oraz przedłużające się rozpoczęcie sezonu zaowocowało ogromną frekwencją na Pucharze Tarnowa. Pierwsza edycja odbywa się lasku Lipie. Nie będzie lekko - tak sobie myślałem jeżdżąc rozgrzewkę. Z powody bardzo dużej liczby zgłoszonych zawodników mój start został przesunięty. Zrezygnowano z puszczania razem Mastersów i Juniorów. Najpierw więc polecieli w trasę Juniorzy, a dopiero po nich trzy grupy Mastersów. Ten rok to moja inauguracja w kategorii Masters II.
Niby łatwiej się wydaje ale nie byłem o tym do końca przekonany patrząc na stojących obok mnie rywali. Jedynka już poszła, minutę po nich nasza kolej. To zbyt szybko, istniała obawa, że zaraz po starcie dogonimy tych słabszych. A ponieważ trasa wąska i kręta to Ci skutecznie nas zablokują. Start trochę przyspałem, pierwszy zakręt dałem po zewnętrznej i dopiero na krótkiej prostej nabrałem szybkości i nadrobiłem dystans do czołówki. A tam królował Lesław, który energicznie prowadził stawkę.
Bardzo szybko doganiamy ogon młodszej kategorii i to w najgorszym z możliwych miejsc. Seria agrafek po miękkiej nawierzchni z krótkimi lecz bardzo stromymi podjazdami nie dawała za dużo możliwości do wyprzedzenia. Mimo tego łykam jednego, drugiego, trzeci spada z roweru..trzeba zwolnić, ale zaraz potem ogień. Kawałek dalej fragment szerszej trasy, blat i zgrzytanie zębów, z przodu Witek Trojak, dojeżdżam mu na koło i chwila odpoczynku. Znów seria strasznie strasznie pokręconych, siłowych podjazdów i dojazdówka do mety i drugą rundę. Wyprzedzam Witka i podkręcam tempo wjeżdżając na drugą rundę.
Szybko pokonuje płaski fragment trasy i dojeżdżam do agrafek. W zasięgu wzroku pojawia się Lesław, nie jest daleko znaczy, że nie jest źle. Tym razem ten odcinek udaje się pokonać szybko i płynnie. Niestety pecha miał właśnie Lesław, który na jednej ze zmarszczek urwał łańcuch. Nie ma czasu na gadanie, trzeba bronić honoru zielonych barw. Znów w zasięgu wzroku pojawia się rywal, nr startowy wskazuje na moją kategorię, przed nim kolejny w stroju Sokoła Tarnów. Są w zasięgu ale trudno się zbliżyć. Podkręcam tempo, pomału zbliżam się i siadam jednemu na kole. Drugi z przodu mocno naciska i utrzymuje dystans. W takiej kolejności przejeżdżamy metę i wpadamy na trzecią i ostatnią już rundę.
Prowadzący coś tam woła, niewiele rozumiem ale dociera do mnie, że walczymy o miejsce na pudle. Szybka kalkulacja w głowie. Krzysiek Gierczak poza zasięgiem, odjechał i murowany zwycięzca. Jedynie Lesław mógł nawiązać z nim walkę no ale wiadomo....
Wychodzi więc, że ktoś z naszej trójki będzie drugi. Ta myśl dodaje mi sił, atakuję po lewej, omal nie kończy się to glebą gdy wpadam na podmokłe podłoże. Zjeżdżam na twardszy teren i ponawiam atak, tym razem skutecznie i wyprzedzam Sławka Bartnika gdyż to on właśnie jechał przede mną.
Z przodu Piotr Klonowicz. Trudno rozpoznać kto jedzie widząc tylko plecy ale prowadzący zawody tym razem poinformował nas o tym z kim jedziemy. Jestem już trzeci ale wiem, że Piorek jest w moim zasięgu. Znów agrafki, mocno daję, już jestem metr za nim, spada z roweru, blokuje, ja też wysiadam. Z tyłu naciska rozpędzony Bartnik, druga agrafka, Piorek ma kłopoty, ścinam lekko zakręt i wyprzedam go na krótkim zjeździe. Teraz blat, zagryźć zęby, ogień w nogach. Z tyłu słyszę dźwięki rowerów rywali. Odskakuję na kilka metrów lecz co zakręt słyszę, że tamci nie rezygnują.
Już mroczki w oczach, wyprzedzam kilku zawodników z jedynki, twardo pokonuję serię podjeździków i jak najbardziej naciskam na płaskich fragmentach. Meta już niedaleko ale jadę już na oparach. Jeszcze kilka wąskich zakrętów i ostatnia prosta pod górę. Nachylenia takie, że ledwo można to zauważyć ale lecę już siłą woli - 50 metrów, 40 metrów - 20 metrów. Odwracam lekko głowę, z tyły nikogo. Udało się !
Pokonałem Piotrka o 10 sekund, niewiele więcej stracił Sławek Bartnik. Trzeba wierzyć w siebie, jak mówił prowadzący, finiszem zdobyłem 2 miejsce. Wjeżdżając na ostatnią rundę byłem czwarty, dzięki determinacji i woli walki udało się przebić na drugi stopień podium. SUPER !!!
A jutro kolejne zawody - Puchar Smoka w Kątach. Może nie tak mocno obsadzone jak Puchar Tarnowa ale za to góry, a i pościgać się z kim będzie.
Niby łatwiej się wydaje ale nie byłem o tym do końca przekonany patrząc na stojących obok mnie rywali. Jedynka już poszła, minutę po nich nasza kolej. To zbyt szybko, istniała obawa, że zaraz po starcie dogonimy tych słabszych. A ponieważ trasa wąska i kręta to Ci skutecznie nas zablokują. Start trochę przyspałem, pierwszy zakręt dałem po zewnętrznej i dopiero na krótkiej prostej nabrałem szybkości i nadrobiłem dystans do czołówki. A tam królował Lesław, który energicznie prowadził stawkę.
Bardzo szybko doganiamy ogon młodszej kategorii i to w najgorszym z możliwych miejsc. Seria agrafek po miękkiej nawierzchni z krótkimi lecz bardzo stromymi podjazdami nie dawała za dużo możliwości do wyprzedzenia. Mimo tego łykam jednego, drugiego, trzeci spada z roweru..trzeba zwolnić, ale zaraz potem ogień. Kawałek dalej fragment szerszej trasy, blat i zgrzytanie zębów, z przodu Witek Trojak, dojeżdżam mu na koło i chwila odpoczynku. Znów seria strasznie strasznie pokręconych, siłowych podjazdów i dojazdówka do mety i drugą rundę. Wyprzedzam Witka i podkręcam tempo wjeżdżając na drugą rundę.
Szybko pokonuje płaski fragment trasy i dojeżdżam do agrafek. W zasięgu wzroku pojawia się Lesław, nie jest daleko znaczy, że nie jest źle. Tym razem ten odcinek udaje się pokonać szybko i płynnie. Niestety pecha miał właśnie Lesław, który na jednej ze zmarszczek urwał łańcuch. Nie ma czasu na gadanie, trzeba bronić honoru zielonych barw. Znów w zasięgu wzroku pojawia się rywal, nr startowy wskazuje na moją kategorię, przed nim kolejny w stroju Sokoła Tarnów. Są w zasięgu ale trudno się zbliżyć. Podkręcam tempo, pomału zbliżam się i siadam jednemu na kole. Drugi z przodu mocno naciska i utrzymuje dystans. W takiej kolejności przejeżdżamy metę i wpadamy na trzecią i ostatnią już rundę.
Prowadzący coś tam woła, niewiele rozumiem ale dociera do mnie, że walczymy o miejsce na pudle. Szybka kalkulacja w głowie. Krzysiek Gierczak poza zasięgiem, odjechał i murowany zwycięzca. Jedynie Lesław mógł nawiązać z nim walkę no ale wiadomo....
Wychodzi więc, że ktoś z naszej trójki będzie drugi. Ta myśl dodaje mi sił, atakuję po lewej, omal nie kończy się to glebą gdy wpadam na podmokłe podłoże. Zjeżdżam na twardszy teren i ponawiam atak, tym razem skutecznie i wyprzedzam Sławka Bartnika gdyż to on właśnie jechał przede mną.
Z przodu Piotr Klonowicz. Trudno rozpoznać kto jedzie widząc tylko plecy ale prowadzący zawody tym razem poinformował nas o tym z kim jedziemy. Jestem już trzeci ale wiem, że Piorek jest w moim zasięgu. Znów agrafki, mocno daję, już jestem metr za nim, spada z roweru, blokuje, ja też wysiadam. Z tyłu naciska rozpędzony Bartnik, druga agrafka, Piorek ma kłopoty, ścinam lekko zakręt i wyprzedam go na krótkim zjeździe. Teraz blat, zagryźć zęby, ogień w nogach. Z tyłu słyszę dźwięki rowerów rywali. Odskakuję na kilka metrów lecz co zakręt słyszę, że tamci nie rezygnują.
Już mroczki w oczach, wyprzedzam kilku zawodników z jedynki, twardo pokonuję serię podjeździków i jak najbardziej naciskam na płaskich fragmentach. Meta już niedaleko ale jadę już na oparach. Jeszcze kilka wąskich zakrętów i ostatnia prosta pod górę. Nachylenia takie, że ledwo można to zauważyć ale lecę już siłą woli - 50 metrów, 40 metrów - 20 metrów. Odwracam lekko głowę, z tyły nikogo. Udało się !
Pokonałem Piotrka o 10 sekund, niewiele więcej stracił Sławek Bartnik. Trzeba wierzyć w siebie, jak mówił prowadzący, finiszem zdobyłem 2 miejsce. Wjeżdżając na ostatnią rundę byłem czwarty, dzięki determinacji i woli walki udało się przebić na drugi stopień podium. SUPER !!!
A jutro kolejne zawody - Puchar Smoka w Kątach. Może nie tak mocno obsadzone jak Puchar Tarnowa ale za to góry, a i pościgać się z kim będzie.
- DST 13.03km
- Teren 13.03km
- Czas 00:43
- VAVG 18.18km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 181 ( 99%)
- HRavg 174 ( 95%)
- Kalorie 706kcal
- Podjazdy 27m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze