Informacje

  • Wszystkie kilometry: 97889.90 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.93%)
  • Czas na rowerze: 201d 04h 52m
  • Prędkość średnia: 20.22 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:719.36 km (w terenie 45.00 km; 6.26%)
Czas w ruchu:30:17
Średnia prędkość:23.75 km/h
Suma podjazdów:6531 m
Maks. tętno maksymalne:182 (100 %)
Maks. tętno średnie:155 (85 %)
Suma kalorii:22416 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:79.93 km i 3h 21m
Więcej statystyk
Niedziela, 29 lipca 2012 Kategoria Trening

Ostra.

Dane przybliżone bo mi Garmin padł.
  • DST 180.00km
  • Czas 06:55
  • VAVG 26.02km/h
  • Kalorie 5000kcal
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 lipca 2012 Kategoria Trening

Dolinki.

Wypad w dolinki. Jak to określił Axi miała to być żwawa wycieczka. No i było żwawo, zwłaszcza podjazdy leciały bardzo żwawo. Potrzebne mi było takie przedmuchanie, w zasadzie to pierwszy solidny trening od kwietnia tego roku. Trochę już zapomniałem jak jeździ się podczas treningów. Niby coś tam jeździłem, w Alpach trzeba było mocno deptać ale dopiero dzisiaj poczułem kwas w nogach i ból w piersiach.

Forma oczywiście nie ta co chociażby wiosną jeszcze więc dużo mnie kosztowały zwłaszcza te mocno jechane podjazdy. A tętna takie wskakiwały, że aż oczy przecierałem. Jak widać jestem solidnie wybyczony więc tym bardziej dobrze, że utyrałem się dzisiaj. Jak wszedłem do domu to miałem problem żeby się rozebrać :)

Szybki prysznic i padłem na wyrko jak zwłoki. Dopiero jak sobie poleżałem 20 minut to zwlokłem się i jakież żarcie wrzuciłem na ruszt. A potem jeszcze gary z całego dnia musiałem umyć bo kobitka coś zła chodziła :)


  • DST 93.49km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 20.03km/h
  • HRmax 182 (100%)
  • HRavg 138 ( 76%)
  • Kalorie 3881kcal
  • Podjazdy 1053m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 lipca 2012 Kategoria Trening

Miłe złego początki...

Wczoraj wpadła przerwa, pogoda nie dopisała. Za to dzisiaj niby zachmurzone ale wyglądało to stabilnie. Poleciałem sobie na standardową trasę przez Alwernię. Jechało się fajnie, nawet słońce zaczęło gdzieś tam przebijać się przez chmury. W Alwerni zatrzymałem się na kilka minut co by przekąsić jakiegoś batona. Jak się okazało później te minuty mogły być bardzo istotne.

Podjazd za Alwernią trochę mnie przytrzymał, nie ma co gadać, o ile po płaski nawet mi się jedzie to podjazdy mocno trzymają. No ale potem już w dół i płasko więc solidnie podciągnąłem średnią. Krzeszowice minąłem bokiem i zasuwał do Zabierzowa obserwując ciemne niebo nad dolinkami. Musiało tam chyba nieźle pucować i z obawą zerkałem jak przemieszczają się chmury. W Zabierzowie spadło kilka kilka kropel deszczu ale skręciłem na Balice i Kryspinów szybko uciekając ze strefy opadów. W Kryspinowie znów wyszło słońce ale niebo nad Krakowem nie sprawiało dobrego wrażenia.

Im bliżej miasta tym robiło się coraz gorzej, mocno deptałem w nadziei, że uda mi się dojechać do domu o suchym tyłku. Na bulwarach zaczęło lekko kropić i walnął pierwszy piorun. Huknął tak, że omal z roweru nie spadłem. Znów podkręciłem tempo, przejechałem obok Galerii Kazimierz i już witałem się z gąską. Gdy dojeżdżałem do zapory w Dąbiu nastąpił Armageddon. Dosłownie w sekundzie ściana deszczu, znów konkretnie walnęło kilka piorunów tak, że aż tor jazdy zmieniłem.

Oczywiście moment mokry jestem, kolarka w takich warunkach staje się jeśli nie maszynko do eutanazji to przynajmniej do nabycie trwałego kalectwa. Dalej już spokojnie jechałem sobie do domu. Dojeżdżając zrobiło się nawet fajnie, w sumie ciepło, deszczyk też ciepły, człowiek nie martwi się już, że zmoknie, rower ubrudzi, kałuże nie są już przeszkodami, które warto omijać.

Fajnie się jechało ale z drugiej strony jednak gdybym zjadł tego batona w Alwerni podczas jazdy (zawsze tak robię, nie wiem co mnie dzisiaj podkusiło żeby się zatrzymać) to dojechał bym suchy. No nic, ważne, że trening wpadł fajny. Zadowolony jestem.

No i kolejny dowód na badziewny algorytm Garmina do liczenia kalorii. Dystans prawie takie sam, prędkość średnia prawie taka sama, czas podobnie, średni puls delikatnie wyżej, podjazdów też więcej, a ten ciołek wyliczył mi prawie 700 kalorii mniej. Tuman !!!!

  • DST 88.55km
  • Czas 02:50
  • VAVG 31.25km/h
  • HRmax 177 ( 97%)
  • HRavg 155 ( 85%)
  • Kalorie 3442kcal
  • Podjazdy 422m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 lipca 2012 Kategoria Trening

Plaskato.

Myknąłem sobie po szosie dzisiaj. Standardowa pętla przez Proszówki. Trochę zawiewało, w tamtą stronę było ciężkawo, z powrotem trochę lepiej. Fajnie się jechało, wyjątkowo podeszła mi dzisiaj jazda. Temperatura w sam raz, wszędzie zielono i przyjemnie, żyć nie umierać.

  • DST 87.68km
  • Czas 02:48
  • VAVG 31.31km/h
  • HRmax 177 ( 97%)
  • HRavg 152 ( 83%)
  • Kalorie 4145kcal
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 lipca 2012 Kategoria Trening

Las Wolski.

Wypad do Lasku Wolskiego. Dużo znajomych dzisiaj spotkałem, pod smokiem Lukiego, potem Marcin przyjechał ale on był planowany bo mieliśmy interes do zrobienia. Potem jak wracałam dogonił mnie Lesław i wracając wspólnie napatoczył się Leszek. Jeszcze w koszulce cyklokraka :) No i na koniec mignął nam Axi wracający na swym mieszczuchu z pracy.

Jeśli chodzi o jazdę to super było, w końcu normalne temperatury. Wybrałem się w teren bo myślałem co by pomału jakieś ściganie zacząć. Michałowice już za kilka dni można by spróbować. No ale chyba nie ma sensu za bardzo. Jeździć się da ale zjazdy jeszcze mnie trzymają. Znaczy się zjeżdżam prawie wszystko tyle, że na pewno nie jest to tempo wyścigowe. No i czuję jednak wyraźnie, że nie mam pełnej kontroli nad rowerem. Tak więc nie ma co kombinować, tragedii nie ma bo pomału mogę śmigać, a bez ściganie jakoś się obejdę w tym roku.



  • DST 32.11km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 16.05km/h
  • HRmax 176 ( 97%)
  • HRavg 132 ( 72%)
  • Podjazdy 546m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 lipca 2012 Kategoria Bułgaria

Bułgaria.

Miałem jeszcze w planach oblukanie tej drogi z Viznicy do Jasnej Polany co to musiałem ją odpuścić kilka dni temu. Nawet zrobiłem sobie ślad i wgrałem do Garmina ale jakoś nie mogłem się wybrać. Te upały jakoś odbierają mi chęć do jazdy. No i dodatkowo jakoś tak nie bardzo rajcują mnie tutejsze tereny. Nawet nastawiłem budzik i wstałem ale jak tylko zerknąłem za okno i zobaczyłem bezchmurne niebo to jakoś odechciało się pakować na rożen i wybrałem basen :)
Wieczorem pokręciłem tylko chwilę po Sozopolu i tyle tej Bułgarii. Drugi raz ją odwiedziłem i w sumie nic ciekawego. Okolice nadmorskie to rowerowa porażka. Może w marcu, kwietniu, po zimie jest tu chodniej, bardziej zielono. Sporo górek więc może i dobrze by się tu trenowało. No ale w lipcu to można tutaj tylko w basenie siedzieć.

Druga sprawa to paskudne jedzenie. Myślałem, że miałem pecha kilka lat temu, ale to chyba norma. Tutejszy chleb smakuje jak słoma, mięso jak trociny, pizza na grubym cieście przypomina dużego chipsa. Jedyna dobra rzecz to sałata szopska. No i frytki mają dobre ale to za mało żeby mnie skusić na kolejną wizytę. Może jeszcze tu wpadnę kiedyś ale jedynie góry mogą mnie przyciągnąć. A mają ich trochę tyle, że daleko od morza. Trzeba będzie jeszcze wpaść.
  • DST 5.20km
  • Czas 00:22
  • VAVG 14.18km/h
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 lipca 2012 Kategoria Bułgaria

Bułgaria.

Kolejny raz pomyślałem co by wjechać na górkę wznoszącą się nad Sozopolem. Na szczycie jakieś przekaźniki więc droga musi być. Górka zaledwie 275 metrów ale w tej okolicy dosyć wybitna. Jadę znaną mi już trasą na Jasną Polanę ale tuż przed nią skręcam w prawo. Tym razem moją uwagę zwracają reklamowe bilbordy, które mocno kontrastują z otoczeniem. No bo tak trochę nienaturalnie wygląda ogromy plakat przedstawiający rodzinę z dziećmi, uśmiechnięte miny, gustowne ubrania, w tle ładny domek, obok niego piękny basen....a za bilbordem stoją rudery i te prawdziwe, rozpadające się domy, w których żyją ludzie.

Albo stylowe meble z luksusowych materiałów, mahoń, skóra, te rzeczy, a tuż obok babuszki siedzą sobie na ławeczkach zbitych z rozpadających się desek o obserwują co ciekawego na drodze.



No ale nic to jedziemy dalej. Okolice robią się całkiem całkiem. Jadę wzdłuż jakiejś rzeczki przez co sporo zieleni, droga lekko opada w dół, jedzie się miło i przyjemnie. W następnej wiosce odbijam w bok, a potem znów skręcam i już zaczyna się podjazd. Cały czas asfalt, nawet dobrze bo tutejszy teren jakoś wcale mnie nie pociąga. Że wspomnę tylko o dwóch ostatnich kapciach. Obawiam, że wjazd w ten las pełen kolczastych badziewstw mógłby wywołać lawinę takich laczków.



Pomału zdobywam wysokość, jest jeszcze wcześnie ale słońce już grzeje solidnie i gdy wyjeżdżam z cienia robi się już nieprzyjemnie. Za jakimś zakrętem na drodze znajduję żółwia. Wystraszony chowa się do skorupy ale gdy tylko chwilę staję nieruchomo wychyle łebek i obczaja co się dzieje. Coś tam sobie pogadaliśmy :) i zostawiam go w spokoju.



Na szczyt docieram w towarzystwie stada much. Nie wiem czy to te same co kiedyś ale na pewno są jeszcze bardziej upierdliwe. Dochodzi do tego, że nawet nie zatrzymałem się na górze bo po prostu się nie dało. Musiałem kawałek zjechać i dopiero tam zrobiłem kilka fotek. Dalsza jazda już bez przygód. Szybko docieram do Sozopola i ekspresem ładuję się do basenu :)



  • DST 50.46km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 21.03km/h
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 123 ( 67%)
  • Podjazdy 575m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 lipca 2012 Kategoria Bułgaria

Bułgaria.

Tym razem zaplanowałem sobie dłuższą traskę. Do Primorska doleciałem główną drogą jadąc z wiatrem. Poleciałem dalej na Carevo, a tam odbiłem na Melika Tarnovo. Tutaj zaczynają się góry stare góry Strandża. To niskie górki, najwyższy szczyt kilka metrów przekracza 1000 metrów i znajduje się już po tureckiej stronie. Nie spodziewałem się jakichś wielkich podjazdów i faktycznie nie było takich ale droga cały czas lekko wznosiła się do góry i w połączeniu za narastającym upałem szybko zacząłem odczuwać trudy takiej jazdy.



Do granicy nie dotarłem gdyż odbiłem w boczną drogę na Viznicę. W końcu zaczęło mi się trochę podobać. Na horyzoncie majaczą już całkiem solidne górki, tu gdzie jadę nie są tak wybitne ale i tak jest przyjemniej niż w nadmorskiej części Bułgarii. Miejscami gdzie las bardziej gęsty czuję się nawet trochę jak w Polsce. Ale takich miejsc jest niewiele, większość terenu zajmują suche i wypalone słońcem trawy. Żółty kolor dominuje w tutejszym krajobrazie. Droga cały czas wznosi się i opada. Na podjazdach oprócz zmęczenia mam jeszcze inne problemy. Dopadają mnie dosłownie całe chmary much. Może to wydaje się śmieszne ale mnie nie jest do śmiechu. Jest problem z oddychaniem, wciskają się do oczu, w usta, do uszu, masakra dosłownie.



Co kilkanaście metrów mocno dociskam żeby uciec z tej chmary ale te szybko dopadają mnie ponownie. Zatrzymuję się przy źródełku, uzupełniam zapasy płynów i jadę dalej walcząc z muchami. Kolejny problem pojawia się gdy droga wyglądająca na mapie na całkiem wyraźną okazuję się ścieżką w lesie. Stoi tu akurat ciężarówka z drzewem. Zagaduję kierowcę czy dojadę tędy do Jasnej Polany. Ten odradza jadę mówiąc - Mnowo daróg. Coś tam uczyłem się 25 lat temu rosyjskiego. Gostek wyraźnie daje do zrozumienia, że w lesie droga często krzyżuje się się z innymi drogami co zapowiada kłopoty orientacyjna. Żałuję teraz, że nie zrobiłem sobie wcześniej tracka w GPS. Pojechał bym jak po sznurku, a tak to stroję w narastającym upale i nie wiem co robić.

W końcu jednak nie decyduję się jechać w nieznane. Kończy mi się picie, jedzenia też nie mam za dużo, okolice bezludne, sklepów niet, upał robi się nieznośny. Wybieram opcję objazdu co niestety dokłada mi 30 km nieplanowanej jazdy.
Nadal poruszam się w mocno pofałdowanym terenie, do tego łapię kapcia. Szybka zmiana, robactwo wyżywa się na mnie za wszelkie czasy. Już lepiej jechać bo przynajmniej coś wiaterek chłodzi.

Jestem już solidnie wycięty, nie spodziewałem się tak ciężkiej trasy.Podjazdy w pełnym słońcu wykańczają mnie. Do tego instynktownie staram się jechać mocniej. Chcę już do domu. Mam dość. Dojeżdżam do głównej drogi na Burgas , w pierwszej lepszej wsi uzupełniam zapasy i już dosłownie na oparach jadę na kwaterę. Jest bardzo ciężko bo jeszcze zaczyna mocno wiać. Oczywiście w twarz.

Docieram do Jasnej Polany. Drugi kapeć. Do Sozopola mam jeszcze kilka podjazdów, w tym jedną morderczą ścianę. Ledwo się już toczę, nawet przez chwilę myślałem co by zejść z roweru ale jakoś siłą woli przepchałem. Dopiero w domu okazało się, że po kapciu krzywo założyłem koło i tylny hamulec mocno ocierał o obręcz. Na kwaterę docieram już totalnie zdemolowany. Zmęczony, głodny, odwodniony, brudny i przepocony.




Ciężko było ale zobaczyłem kawałek prawdziwej Bułgarii. Zryty jestem ale chyba warto było.

Traska ucięta bo mnie baterie padły w Garminie.
  • DST 133.00km
  • Czas 06:10
  • VAVG 21.57km/h
  • HRmax 178 ( 98%)
  • HRavg 141 ( 77%)
  • Kalorie 4350kcal
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 lipca 2012 Kategoria Bułgaria

Bułgaria.

W Polsce upały takie, że nawet nie myślałem o rowerze. Zaplanowany urlop w Bułgarii wpędził mnie z deszczu pod rynnę. Gorąco tak, że masakra. Pomimo tego zabrałem rower w nadziei, że coś pośmigam. Wybrałem się z samego rana żeby uniknąć upału. Na początek coś krótkiego. Wyjazd z Sozopola bez problemu, szybko zaczyna się Bułgarska prowincja. Pierwsze co zwraca moją uwagę to strasznie głośne robactwo. Po bokach drogi pełno suchych krzaczorów, a w nich coś świszczy, syczy, bzyka, gwizda. Co chwile zerkam na opony bo mam wrażenie, że powietrze schodzi. A łańcuch to sprawdzałem co kilka minut bo ćwierka jak by smarowany przez kilka lat nie był. Ale to wszystko tylko te robactwa takie dźwięki wydają. Pomału się przyzwyczajam ale nie ma szans o tym zapomnieć bo głośne to okropnie i aż w uszach dzwoni.

Sama jazda taka sobie. Okolice niezbyt ciekawe. Wbrew pozorom sporo podjazdów. Krótkie ale miejscami dosyć strome i w zasadzie cały czas droga lekko faluje. Daję cały czas po szosie ale zerkam w drogi prowadzące w las. Nie wyglądają zachęcająco. Wszystko wysuszone na wiór, pełno jakichś kolczastych krzaków, ostów i innych kolczastych roślin. Jakoś nie bardzo widzi mi się jazda w terenie.

Do domu docieram koło 11 i już mocno grzeje. Nie było źle, trzeba będzie uderzyć coś dalej od czarnomorskich kurortów.







  • DST 48.87km
  • Czas 02:08
  • VAVG 22.91km/h
  • HRmax 167 ( 92%)
  • HRavg 118 ( 65%)
  • Kalorie 1598kcal
  • Podjazdy 391m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl