Informacje

  • Wszystkie kilometry: 97889.90 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.93%)
  • Czas na rowerze: 201d 04h 52m
  • Prędkość średnia: 20.22 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1310.22 km (w terenie 76.00 km; 5.80%)
Czas w ruchu:50:10
Średnia prędkość:26.12 km/h
Suma podjazdów:13662 m
Maks. tętno maksymalne:178 (99 %)
Maks. tętno średnie:152 (84 %)
Suma kalorii:30230 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:87.35 km i 3h 20m
Więcej statystyk
Sobota, 31 sierpnia 2013 Kategoria Wycieczka

Tatry Trophy

Inne plany miałem, ten wyjazd to typowy spontan, który wykiełkował w piątek popołudniu. Wybrało się nas sześciu chłopa, wystartowaliśmy dosyć późno bo już po 9 było gdy wsiedliśmy na rowery. Początek spokojny, pierwsze ścianki mocniej ale dalsze kilometry bez napinki. Pomimo tego trasa zbiera już pierwsze ofiary. Odpada Kubak, który już po pierwszych podjazdach poczuł, że to nie jest jego dzień i rozsądnie wycofuje się po kilkunastu kilometrach.

Jeszcze dociąga z nami do przeł. Huta ale tutaj czeka niespodzianka na nas wszystkich. Akurat dzisiaj na drodze, którą mamy jechać odbywa się rajd samochodowy i szlaban....
Biorąc pod uwagę, że mają tędy lecieć auta z prędkością pewnie koło dwóch stówek to nie ma co ryzykować i ładować się tam na nielegala. Mamy sporą zagwozdkę bo nie za bardzo jest gdzie objechać. Powrót na objazd to ze 30 dodatkowe kilometrów. Na szczęście w knajpie stojącej obok drogi udaje się dorwać mapę i chłopaki dostrzegają tam alternatywny objazd szlakiem turystycznym. Jakieś 4-5 km, po terenie, najwyżej przeniesiemy kolarki.

Początek nawet spoko, zjeżdżamy do wiochy, kawałek kiepskim asfaltem i wjeżdżamy do doliny, którą mamy przejechać. Jedziemy szutrową drogą, nawet nie jest źle, dalej pojawiają się spore kamienie i skałki ale podjeżdżać pomału się da.
Zwalniają nas dopiero dwa trudniejsze zjazdy, Marcus na MTB ze slikami zjeżdża aż furgocze, ale my na kolarkach nie ryzykujemy takiej zabawy.

Droga znów robi się znośna, cały czas poruszamy się na rowerach. W jakimś momencie drogę zagradza nam samochód. Kierowca próbuje przecisnąć się obok leżącego obok drogi głazu. Z drugiej strony ogranicza go przepaść. Zachodzimy w głowę jak on tu dojechał skoro tyle problemu ma z wyjazdem. Sprawa wyjaśnia się gdy gość z naszą pomocą przejeżdża. Dopiero teraz widać, że głaz osunął się na drogę pewnie kilka godzin temu. Ziemia wokół jest wyraźnie świeża i jeszcze ciemna od wilgoci. Facet miał farta bo wystarczyło 5 cm i był by tu udupiony konkretnie.

My za to jesteśmy prawie w niebie bo po chwili dalszej jazdy wypadamy na asfalt, a po kolejnych kilku minutach wjeżdżamy na planową trasę. Do Liptowskiego prujemy dosyć mocno chcąc trochę nadrobić. Prowadzę peleton często gęsto przekraczając 4 dyszki. Mijamy L.Mikulas, a w L.Hradoku robimy kilkanaście minut przerwy.

Dalsza trasa to kilkudziesięcio-kilometrowy podjazd do Stbrskiego Plesa. Długo jedziemy łagodnie do góry, dopiero końcówka jest bardziej ostra. Sławek cały czas harcuje z przodu, co górka to wyskakuje na czub i mocno napiera do przodu. Ja i MiśQ spokojnie jedziemy za nim, Andy i Marcus zostają w tyle. Do Strbskiego docieramy w kupie, akurat pieprzy się pogoda, zaczyna lać więc ładujemy się do knajpy i przeczekując deszcz wcinamy jakieś ciepłe jedzonko.

Siedzimy tak pewnie koło godzinki, mamy farta bo przestaje lać, wychodzi nawet słońce i asfalt szybko podsycha. Wsiadamy na rowery, trochę chlapie ale nie ma tragedii. O dziwo już 3-4 km do Strbskiego wygląda na to, że w ogóle nie padało. Mokry asfalt kończy się tak jak gdyby ktoś linią oddzielił miejsce gdzie padało od tego gdzie deszcz nawet nie pokropił.

Cały czas jedziemy teraz w dół, kawałki płaskiego i znów w dół. Szybo mijamy Smokowiec i zbliżamy się do Żdziaru skąd czeka nas seria podjazdów. Zaczyna padać deszcz i chronimy się na przystanku autobusowym. Przerwa trwa około 20 minut. Gdy tylko przestaje padać pakujemy się na rowery bo zaczyna się robić późno i trzeba się sprężać żeby dojechać za dnia do Chochołowa. Lecimy w trójkę ze Sławkiem i MiśQ. Marcus i Andy znów zostają w tyle, czekamy na nich kilka minut ale coś nie widać chłopaków. Telefon od Marcusa - prosi o ratunkowe auto, do mety jeszcze koło 50 km, Kubak jest na miejscu. Rozpoczyna się akcja ratunkowa, a my jedziemy dalej. Zostało nas trzech, jedziemy coraz żwawiej tym bardziej, że nawet fajnie się rozkręciłem i jedzie mi się bardzo fajnie.

Podjazd z Łysej Polany idzie bardzo sprawnie, Misiek trzyma się na kole, Sławek troszkę traci dystans. Na zjeździe do Zakopanego mijamy się z jadącym na ratunek Kubakiem. Chwila przerwy, dojeżdża Sławek, nie zatrzymuj się tylko jedzie dalej. My ruszamy po jakiejś minucie i szybko docieramy do Zakopanego. Przez nieuwagę pakujemy się na totalnie zapchane Krupówki gdzie tracimy sporo czasu.

Wyskakujemy na Kościeliską i robimy ostatni podjazd na naszej trasie. Wypatruję z przodu Sławka ale długo go nie widzę. Dopiero za Kościeliskiem dostrzegam jego sylwetkę. Podkręcam tempo chcąc go dojść ale, strasznie pomału to idzie. Od Kościeliska do samego Chochołowa to już prawie cały czas zjazd. Daję już na maxa, Sławek nadal zbliża się pomału ale za Witowem udaje się go dojść. Włączam już najwyższy bieg i za Witowem lecę już cały czas grubo ponad 4 dyszki. Fajnie się jedzie, aż się dziwię, że po 200 km udaje się jeszcze tyle sił wykrzesać.

Tablicę z nazwą Chochołów witam jednak z dużą przyjemnością. Sławek przyjeżdża na kole, MiśQ traci kilkanaście sekund. Kubaka z Marcusem jeszcze nie ma, przebieramy się czekamy w aucie. Już całkiem ciemno, po jakichś 30 minutach podjeżdża jakiś kolarza. Dopiero gdy zatrzymuje się obok auta poznajemy Andy-ego. Zdziwko totalne bo byliśmy przekonani, że zabrał się z Kubakiem i nie czekaliśmy na trasie na niego. Andy okazał się jednak charakterny o całą trasę przemierzył na rowerze. Po kilku minutach Kubak kończy akcję ratunkową i zaczynamy odwrót do Krakowa.
  • DST 202.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 07:15
  • VAVG 27.86km/h
  • HRmax 173 ( 96%)
  • HRavg 133 ( 74%)
  • Kalorie 3563kcal
  • Podjazdy 2400m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 sierpnia 2013 Kategoria Trening

Takie tam.

  • DST 54.92km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:36
  • VAVG 21.12km/h
  • HRmax 153 ( 85%)
  • HRavg 110 ( 61%)
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 sierpnia 2013 Kategoria Trening

Tlenik by MiśQ

Jazda z MiśQ i Lesławem. Z założenia miało być spokojnie ale Misiek jakoś bardzo miał parcie do upalania. O ile na początku jeszcze jako tako trzymałem koło to im dalej tym szło mi coraz gorzej. Po wczorajszym naparzaniu po górach nogi nie rwały się do mocnego kręcenia. W Sance zrobiliśmy sobie przerwę na śliwki, maliny i brzoskwinie i jakoś doturlikali do Krakowa.

Aha - dzisiaj przekroczyłem 10 tys. km w tym roku :)
  • DST 95.09km
  • Czas 03:28
  • VAVG 27.43km/h
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 122 ( 68%)
  • Kalorie 1460kcal
  • Podjazdy 934m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 sierpnia 2013 Kategoria Trening

Przełęcz Ostra

Przełęcz Ostra w 8 osobowym peletonie. Z założenia miało być tempo wycieczkowe, ale jak można się było spodziewać każda kolejna zmiana szła leciała mocniej, a jak tylko zaczęły się solidniejsze podjazdy to już ogień szedł na całego. Jedni jechali wolniej inni szybciej ale różnice były na tyle małe, że na górze już po chwili peleton zbierał się do kupy. Dłuższa przerwa w Limanowej przed podjazdem na Ostrą oraz na samej przełęczy. Sam podjazd taki w sam raz. Pojeździłem trochę po różnych górach i z całym szacunkiem dla naszych pagórków nie są one wielkim wyzwaniem.
  • DST 173.74km
  • Czas 05:47
  • VAVG 30.04km/h
  • HRmax 178 ( 99%)
  • HRavg 138 ( 77%)
  • Kalorie 3077kcal
  • Podjazdy 2270m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 sierpnia 2013 Kategoria Trening

Wertepy.

Poczułem potrzebę jazdy po jakimś zadupiu. Jak to u mnie na szybkiego wyklikałem sobie traskę i z animuszem wyruszyłem w drogę. Początek to standard w stronę Niepołomic, dopiero w Brzegach zjeżdżam w polną drogę i przebijam się przez wąski pas ubitej ziemi wśród wysokich traw. Po kilku kilometrach takiej jazdy wyskakuję na asfalt w Zakrzowie gdzieś w okolicy Zajazdu Celtyckiego.

Przez Staniątki kieruję się do Niepołomic jadąc wąziutkimi asfaltami i fragmentami szutrówek. W Niepołomicach pozwalam sobie na lody. Dalsza część trasy to przejazd mostem nad Wisłą, za którym zaraz skręcam w lewo w kiepską gruntówkę. Tutaj muszę kilka razy improwizować gdyż na drodze stają mi nieprzejezdne fragmenty prowadzące przez podmokłem tereny lub też porośnięte krzakami. Nawet fajnie się jedzie, kierując się na azymut jakoś trzymam się wytyczonej trasy. Po lewej cały czas mam królową polskich rzek.

Dalej robi się już gorzej gdyż wjeżdżam na przemysłowe tereny. Mijam ostatnie zabudowania i wjeżdżam na teren Kujaw. Robi się nieprzyjemnie, jazda po betonowych płytach, śmierdzi z oczyszczalni, krzaki, komary. Zakrzaczone wszystko okropnie, znów trzeba kilka razy przebijać się na czuja gdy zaplanowana trasa staje się nieprzejezdna. W końcu jednak udaje mi się wyskoczyć na asfalt skąd już bez kombinacji kieruję się przez most Wandy do domu.

Ciekawa jazda wyszła. Nigdy nie jechałem przez te tereny. O ile odcinek do Niepołomic i kawałek za jest spoko, to Kujawy raczej nie powrócą szybko na listę planowanych miejscówek. Przejechałem, zobaczyłem ale szybko tam nie powrócę.
  • DST 54.41km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 22.51km/h
  • HRmax 149 ( 83%)
  • HRavg 116 ( 64%)
  • Kalorie 1800kcal
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 sierpnia 2013 Kategoria Trening

No, taką pogodę to ja lubię :)

Chmurzyło się od samego rana, temperatura w końcu zrobiła się ludzka. Koło południa trochę pokropiło, ale później przestało i tylko straszyło. Po obiadku wyszedłem na polko i micha mi się cieszyła. Takie chłodek to ja lubię, 16 stopni, do tego wiaterek, rewelacja. Fajnie się jechało, poleciałem na Rybną, bez mocnego deptania, taki tlenik sobie zrobiłem.

Gdzieś za Liszkami zaczęło coś pokapywać i w sumie lało już do samego Krakowa. Raz mniej, raz bardziej ale cały czas coś leciało z nieba. Nie zepsuło mi to humoru, wręcz przeciwnie, jechało się coraz lepiej. To są jednak moje warunki. No może ten deszcze faktycznie niepotrzebny ale jakoś nie robię z tego powody tragedii.

Super się jechało. Mam nadzieję, że upały w tym roku już nas nie nawiedzą :)
  • DST 67.05km
  • Czas 02:15
  • VAVG 29.80km/h
  • HRmax 161 ( 89%)
  • HRavg 122 ( 68%)
  • Kalorie 1700kcal
  • Podjazdy 407m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 sierpnia 2013 Kategoria Trening

Hujówka od tylca :)

W trójkę wybraliśmy się z samego rana w stronę Kalwarii. W planach była Hujówka i Makowska więc szykowała się prawdziwa rzeźnia. Tak jednak wyszło, że nie zgadaliśmy się z Gregorem, który prowadził i wylądowaliśmy w Zembrzycach skąd już nie było sensu wracać do Harbutowic. Podjechaliśmy do Makowa i zaatakowali podjazd na Makowską. Już kilka razy tędy jechałem, wiedziałem, że będzie ciężko ale nawet całkiem sprawnie udało się podjechać choć oczywiście nie ma co porównywać tego z podjazdem na tą górkę z drugiej strony.

Szybko zjechaliśmy do Jachówki i podjechali kawałek do Bieńkówki skąd z marszu uderzyliśmy na Hujówkę. Tędy jeszcze nie jechałem i muszę powiedzieć, że byłem rozczarowany. Ot - normalny podjazd, o którym szybko się zapomina.
Po zjeździe do Harbutowic była jeszcze mowa o powrocie przez Myślenice, ale w końcu polecieliśmy na Radziszów skąd już ekspresowo teleportowaliśmy się do Krakowa.
  • DST 132.78km
  • Czas 04:47
  • VAVG 27.76km/h
  • Kalorie 3800kcal
  • Podjazdy 1378m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 sierpnia 2013 Kategoria Trening

Lajtowa prawie stóweczka :)

Niby myślałem o jakiejś przełęczy ale w końcu skończyło się na lajciku po pagórkach. Tak stwierdziłem, że może by w końcu pojechać naprawdę na luzie, bez napinki. I tak właśnie zrobiłem, do Łapanowa dojechałem powolutku. Do tego stopnia, że nawet picie mi nie schodziło :) Za Łapanowem kilka podjazdów, na których chcąc czy nie chcąc musiałem mocniej przycisnąć. Jak dojechałem do A4 i zobaczyłem na średnią to z deka się zdziwiłem bo GPS pokazywał 24,5. No nie - miał być luzik ale poniżej 25 km/h na kolarce to już prawie obciach. Dalej już nie kombinowałem i poleciałam główną drogą, która po wybudowaniu autostrady stała się bardzo przyjemną drogą do jazdy rowerem. Trochę przycisnąłem i udało się trochę podciągnąć do 26 km/h. W sumie przyjemna jazda była. Kurcze, naprawdę dawno nie jechałem tak spokojnie. Fajnie tak jest :)
  • DST 96.45km
  • Czas 03:42
  • VAVG 26.07km/h
  • Kalorie 3500kcal
  • Podjazdy 942m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 sierpnia 2013 Kategoria Wycieczka

Pradziad

Najlepsze są spontaniczne wyjazdy. Takie jak tym razem, niby myślałem o tym Pradziadzie od pewnego czasu ale w zasadzie 2 dni przed wyjazdem zdecydowałem, że trzeba w końcu przestać tylko myśleć i w końcu tam pojechać.

Wystartowaliśmy z Głubczyc w trójkę. Ja, Versus oraz sławekg. Rano pogoda fajna ale dosyć chłodno. Szybko docieramy do granicy i przez Czechy zmierzamy w stronę Pradziada. Póki co raczej płasko więc jazda idzie sprawna. Chwila przerwy w miejscowości Vrbno i zaczyna się już robić coraz bardziej pod górkę. Podjazd jest cały czas ale łagodny i pozwalający trzymać dobre tempo. W miejscowości Vidly odbijamy w lewo i podjeżdżamy na przełęcz wznoszącą się ponad 1000 m.n.p.m.

Versus trochę zostaje z tyłu i rzuca hasło, że być może upuści podjazd na Pradziada. W razie czego mamy czekać w miasteczku Vrbno, przez które już przejeżdżaliśmy ale będziemy jechać jeszcze raz. Ze Sławkiem szybko zdobywamy przełęcz i kiepską drogą zjeżdżamy do rozwidlenie dróg gdzie zaczyna się już właściwy podjazd na Pradziada. Stoi tutaj mnóstwo samochodów, Czesi lubią aktywnie spędzać czas. Tankuję wody ze źródełka i ruszamy do góry.

Podjazd nie jest trudny, nachylenie cały czas w okolicach 8-11%. Brak stromych ścianek przez co dobrze się podjeżdża. Trzeba ustalić swoje tempo i cierpliwie kręcić pedałami bo jednak jest trochę do podjechania. Droga jest częściowa zamknięta dla samochodów, za to bardzo dużo wszelkiej maści rowerzystów.
Większość to totalni amatorzy, niektórzy wloką się na młynku do góry, inni prowadzą.

Na górze zimno. Akurat słońce zaszło za chmury i nie jest przyjemnie. Dojeżdżamy do Owczarni (hotel) skąd czeka nas jeszcze 150 metrów szczytowego podjazdu. Zatrzymuję się na 2 minuty dla złapania oddechu. Sławek jedzie dalej. Ostatni fragment to przejazd całkowicie zamkniętą dla samochodów drogą asfaltową. Idą tędy już całe tabuny pieszych turystów, nawet jadąc pod górę trzeba na nich uważać. Na szczycie pod wieżą GPS wskazuje mi wysokość 1470 metrów. Na górze gwar i tłok. Jest restauracja, bar, ludzie chodzą, piją, jedzą. Bardzo zimno, termometr pokazuje mi 9 stopni. Na chwilę wychodzi słońce i grzeje okropnie, ale jak tylko znów zachodzi za chmury to momentalnie robi się zimno. Dobrze, że mam kurtkę.

Po sesji zdjęciowej zbieramy do zjazdu i nieoczekiwanie natykamy się na Versusa, który złapał drugi oddech kiedy przestał za nami gonić i jednak zdecydował się podjechać na górę. Jeszcze kilka fotek i dajemy w dół. Do Owczarni spokojnie bo ludzi masa i trzeba uważać. Swoją drogą to ciekawe i jadąc tutaj myślałem o drodze nad Morskie Oko, która jest zamknięta dla rowerów. Tutaj pomimo tego, że ruch ogromny, droga mocno nachylona co oznacza spore prędkości to jest dostępna dla bikerów. Ba - na górze można pożyczyć sobie hulajnogę, którą oddaje się po zjechaniu w dół. Da się.

Za Owczarnią można już upajać się zjazdem. Droga może nie cudowna ale fajnie się leci. Szybko tracimy wysokość i zjeżdżamy do głównej drogi skąd teleportujemy się do Vrbna. Tutaj jakieś barowe żarcie i obiecując sobie, że jeszcze tylko jedna górka przed nami zbieramy się jazdy. Z profilu pamiętam, że czeka nas jeszcze przełęcz o wysokości około 700 metrów. Szybko ją łykamy i zasuwamy w dół wypasionym zjazdem. Droga dobra, mocno w dół, bez zakrętów, leci się aż miło.

W Zlotych Horach skręcamy w prawo i ZONK! Droga staje dęba, zaczynają się serpentyny. Podjazd ciągnie się i ciągnie, zaczynamy robić bokami. Okazuje się, że to właśnie jest ten ostatni podjazd. Na górze jesteśmy już mocno zryci, pomału zaczynamy odliczać kilometry do Głubczyc. Zjazd z przełęczy szybki, za nim dosyć długi kawałek płaskiego. Przed miejscowością Osoblaha zaczyna się seria hopek.

Krajobraz wokół bardzo ładny, na horyzoncie góry, bliżej fajne pagórki w złotym kolorze. Bezludzie. Ruch samochodowy prawie zerowy. Przebijamy się przez kolejne hopki, każda następna pozbawia nas resztek sił. Za Osoblahą wjeżdżamy do Polski. Na mapie wyglądało to na kilkukilometrową dojazdówkę po płaskim, a tu znów hopa za hopą. Przed Głubczycami nawet jeden dłuższy podjazd, którego na świeżo pewnie nawet bym nie zauważył ale teraz boli już bardzo.

W Głubczycach mamy już mocno w czubie. Wizyta w Żabce, pochłaniamy lody, picie, jakieś batony i zadowoleni jedziemy do auta. Wyjazd wyszedł super. Lekko nie było, na mapie jakoś nie wyglądało to tak ostro. No ale teraz micha się cieszy :)
  • DST 160.27km
  • Czas 06:02
  • VAVG 26.56km/h
  • Kalorie 4800kcal
  • Podjazdy 2365m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 sierpnia 2013 Kategoria Różne

Miasto.

j.w.

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl