Informacje

  • Wszystkie kilometry: 98182.27 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.91%)
  • Czas na rowerze: 202d 01h 19m
  • Prędkość średnia: 20.19 km/h
  • Suma w górę: 848350 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 26 lipca 2010 Kategoria Zawody

Wygrana, która nie cieszy - cyklokarpaty Gorlice.

Wygrałem ten maraton w swojej kategorii ale już wynik w open oraz czas jazdy nie cieszy tak bardzo. Maraton w Gorlicach zapowiadał sie bardzo ciężki. Solidne góry , deszcz i błoto. Już zaraz po starcie poczułem, że noga nie podaje mi za dobrze. Zgodnie z prognozami od samego wyjazdu ze stadionu towarzyszył nam deszcz i jak sie okazało później zabawiał nas aż do samej mety. Po starcie długi i raczej płaski odcinek szosą. Teoretycznie taki początek powinien mi służyć ale nic to nie dało i już pierwsza górka dała popalić. Czołówka pojechała sobie w dal, a ja tylko mogłem patrzeć na to bezradnie. Wokół mnie towarzystwo, które z reguły szybko zostawiałem w tyle. Po wjechaniu w teren masakryczne błoto. Wszelkie smary w łańcuchu moment wypłukane i napęd chrzęsci, charczy i rzęzi tak, że aż ciarki przechodzą. Zawsze w takich warunkach mam problem gdyż boję dawać na maxa w obawie przed zerwaniem łańcucha.

Tak było i tym razem i znów masowo dałem się powyprzedzać. Jest fatalnie - tak myślałem sobie gdy widziałem kto mnie myka. Po wypadnięciu na szosę trochę się zmobilizowałem i spróbowałem mocniej depnąć. Cały czas jazda w deszczu, długi podjazd na przeł Małastowską gdzie już mam pierwze problemy z zaciąganiem łańcucha ale na razie nic nie robię. Limit wjazdu na giga jest dosyć ambitny i póki co staram się nie tracić czasu. Podjazd pod Magurę stromy ale stosunkowo krótki, łańcuch zaciąga coraz bardziej ale przynajmniej czuję, że łapię rytm i zaczyna mi się jako tako jechać.

Zjazd z Magury nawet spoko poszedł. Pierwsza ścianka wolno i asekurancko, nie szaleję tutaj, przy tych warunkach to proszenie się o wypadek. Dochodzi problem z obserwowaniem trasy. Okulary zaparowane i brudne, ściągłem je już dawano ale teraz podczas zjazdu nie sposób bez nich jechać. W oczach pełno piasku, paprochów i innych syfów. Kilka razy muszę się prawie zatrzymać bo oboje oczu mam nieczynne. W końcu się zatrzymuję i wodą z liści przemywmam okulary, kiepsko widać ale lepsze to niż jazda na ślepo.

Mijam rozjazd i kieruję się na drugą rundę. Dojazdówka to fatalna nawierzchnia, góra błota i płynące śceżkami rzeki. Niby płasko ale co chwię trzeba przeprowadzać rower przez dziury i koleiny. Potem dłuższy odcinek asfaltem aż do Bartnego. Czuję, że jest zimno.

W Bartnym wjeżdżam na drugą pętlę i pokonuję znaną mi już trasę. Łańcuch zaciąga coraz bardziej i w końcu zatrzymuję się i smaruję. Mam Rolhoffa, solidnie kapnąłen na każde ogniwko i muszę przyznać, że pomogło. Mogę teraz swobodnie zdobywać po raz kolejny Magurę. Mijam przełęcz, potem schronisko, następnie ściankę po kamieniach. Przedni hamulec wydaje tutaj ostatnie tchnienie. Mam zapasowe klocki ale spróbuję dojechać do mety na tylnym. Zostało około 20 km.

Kolejny zjazdy po zniszczonych przez wodę drogach. Coraz trudniej przychodzi mi kontrola nad rowerem bez przedniego hamulca. Jadę i dumam co robić. Wymiana klocków w tarczówkach to dosyć precyzyjna robota, a moje palce są zgrabiałe od zimna. Nie mam jednak wyjścia gdyż pamiętam z ubiegłego roku, że sporo jeszcze stromych zjazdów przedemną. Zatrzymuję się na polance i zakładam nowe klocki. Dojeżdża do mnie Wojtek Wantuch i razem pokonujemy ostatnie kilometry.

We dwoje lepiej się jedzie, tempo od razu idzie w górę. Już bez problemów docieramy na metę.

Tak więc pod nieobecność Krzyśka Gierczaka wygrałem ketegorię M4 ale czas jazdy bardzo żałosny. Sporo straciłem na smarowanie łańcucha, wymianę klocków, na bufecie też chwilę stałem. Poza tym źle mi się jeździ takie maratony w błocie, nie potrfię się zmobilizować i wykorzystać całe możliwości sprzętu. Boję się, że za chwilę coś strzeli i zostanę sam w lesie i w górach :)
No i jakiś kiepski dzień też dzisiaj miałem. Widać, że weekendowa dieta u Mamy nie służy mi za bardzo. Co z tego, że w tydzień trzymam wagę jeśli przez weekend muszę tłumaczyć się dlaczego tak źle wyglądam :)

A już niedługo urlop. Czarno to widzę.
  • DST 79.80km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 16.51km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 176 ( 96%)
  • HRavg 143 ( 78%)
  • Kalorie 4640kcal
  • Podjazdy 1726m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
pelen szacunek za skonczenie giga wogole. ja na mecie mega zastanawialem sie na czym mialbym jechac giga, bo przeciez to byloby niemozliwe :)
ps: zdaje sie ze na parkingu stalem kolo Ciebie (czarny focus)
LoveBeer - 14:09 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj
Wygrywanie wchodzi ci w nawyk. Gratulacje.:) Lesław - 10:23 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj
Gratuluję przejechania tego niełatwego ( pogoda ) maratonu. Ja na 44 km niestety straciłam klocki i w przodzie i tyle i była maskara. Udało mi się dotrzeć do 70 km i niestety trzeba było się pozegnać z trasą. Tak nakazywał rozsądek bo tylko parę sekund minęłam się z autem wypadając z lasu na asfalt. Cos porażającego naprawdę.
Ale mimo wszystko nie żałuję.
Już teraz wiem ze mogę wytrzymać w błocie, deszczu i zimnie na rowerze 6 godzin:)
Gdyby nie te klocki …. tobym go skonczyła.
Na trasie wszyscy mieli podobne problemy: okulary, klocki, zaciągające łancuchy.
Kiedys myślałam ze jechanie zjazdów w Karpaczu bez działającego amora to tragedia.. teraz wiem, ze moze być gorzej:)
WIem ze czasem pomimo dobrego miejsca, brak jest satysfakcji z czasu itd, ale.. przecież nie da sie cały sezon jeździć rewelacyjnie. Zresztą komu jak komu ale Tobie to chyba tego mówić nie trzeba.
Pozdrawiam zycząc dalszych sukcesów
lemuriza1972
- 10:23 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj
Trenuję, trenuję, ale za mało ;)
outsider
- 09:57 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj
To trenuj, kolego outsider trenuj! ;)
Furman, nie lam sie, jeszcze "tylko" 2 miesiace, robimy labe i sie wycieczkujemy! :D
buli - 09:20 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj
Och, jaki wybredny ;) tak czy siak wygrana to wygrana, dałbym dużo za znalezienie się chocby w okolicach pudła. Każdy mieć może gorszy dzień jeśli tak można powiedzieć o dniu w ktorym się wygrywa. Gratuluję.
outsider
- 08:01 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa przet
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl