Informacje

  • Wszystkie kilometry: 97889.90 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.93%)
  • Czas na rowerze: 201d 04h 52m
  • Prędkość średnia: 20.22 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:1010.73 km (w terenie 84.00 km; 8.31%)
Czas w ruchu:46:14
Średnia prędkość:21.86 km/h
Suma podjazdów:9000 m
Maks. tętno maksymalne:180 (99 %)
Maks. tętno średnie:161 (88 %)
Suma kalorii:28435 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:50.54 km i 2h 18m
Więcej statystyk
Piątek, 31 sierpnia 2012 Kategoria Przejażdżka

Nic ciekawego.

J.w.
  • DST 43.85km
  • Czas 02:14
  • VAVG 19.63km/h
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 sierpnia 2012 Kategoria Przejażdżka

Miasto.

J.w.
  • DST 19.52km
  • Czas 01:10
  • VAVG 16.73km/h
  • Podjazdy 23m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Sucha Góra.

Rok temu o tej porze też wybrałem się co by wjechać na Suchą Górę. Nie udało, wtedy miałem kłopoty techniczne. Dzisiaj przegrałem walkę z czasem. Późno wyjechałem, już jadąc wiedziałem, że nie wyrobię. Jednak uparłem się i toczyłem się dalej. No i dojechałem do Czarnorzek, stąd już rzut beretem, maszt na szczycie dosłownie na wyciągnięcie ręki. No ale odpuściłem jednak, coś nie mam szczęścia do tej górki. I tak się spóźniłem....

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Przejażdżka.

Niby urlop, a czasu mało. Udało się tylko krótki wypadzik zrobić.
Sobota, 25 sierpnia 2012 Kategoria Zawody

W Krainie Wilka - wyścig MTB

Całkowity spontan wyszedł z tym wyścigiem. Jadąc na wieś zobaczyłem jakiegoś kolarza i przypomniało mi się, że w Polańczyku są jakieś zawody. W sumie z Błażkowej nie tak daleko. Można by wziąć rodzinkę nad Solinę, oni sobie spędzą czas po swojemu, a ja bym się bryknął na zawody. No i tak z minuty na minutę nabierałem większego smaka na ten wyjazd. Już od Korbielowea myślałem co by gdzieś wystartować ale nie czuję się jeszcze na siłach żeby pokazać się renomowanych zawodach. No, ale taki ogórek jak ten w Polańczyku to zupełnie co innego.

Tak więc w sobotę rano poleciałem w Bieszczady. Zawody faktycznie kameralne, zebrało się może ze 30-40 startujących osób. Dużo znajomych z Cyklokarpat. Trasa miała mieć 30 km. Start niby honorowy ale czołówka od razu mocno poszła pod górę. Ja jak zwykle trochę zamarudziłem, ale na asfalcie szybko przebiłem się do przodu i usadowiłem się w grupie goniącej czołówkę. Doszliśmy ich na zjeździe na jakieś 40-50 metrów ale kolejny podjazd i znów się oddalili. Czołową grupę prowadzi Arek Krzesiński. To bardzo mocny zawodnik, ścisła szpica polskiego MTB, chociaż nie tak znany jak pozostali. Arek pomimo tego, że ma możliwości aby wygrywać najbardziej prestiżowe cykle maratonów to woli jednak imprezy w stylu Cyklokarpat czy takie jak tan , w którym właśnie ciągnie czołówkę za sobą.

Po takim ostrym starcie musze chwilę odsapnąć. Nie przyjechałem tu żeby wygrać ale jak już mam jechać to pasuje przynajmniej powalczyć o jakiś niezły wynik. Szybko oceniam kto jedzie ze mną i jakie ma możliwości. Obok jedzie Kuba Gryzło, na razie idzie mu ciężko ale to typowy maratończyk, wolno się rozkręca, z każdym kilometrem będzie coraz mocniejszy. Moja obecna forma nie pozwala na nawiązanie walki z takim zawodnikiem. Poza tym to młodsza kategoria, nie zagraża mi więc nie ma co szarżować za nim.

Jest też dwóch młodych zawodników. Kolarskie sylwetki sugeruję dobre warunki ale zostali w tyle, być może początkujący, widać że nie są jakoś specjalnie mocni. Jeśli pomimo świetnych warunków fizycznych nie zostawili mnie na tych pierwszych podjazdach to ciężko im będzie na dalszej części trasy ze mną. Jedzie też jakiś mocno zbudowany gość. Jest groźny bo jakaś starsza kategoria, być może nawet z mojej. Typowy siłacz, sylwetka ewidentnie zbudowana na siłowni, podjazdy pokonuje na stojąco. Słaby nie jest ale jak długo będzie mógł generować takie moce? Trasa nie jest długa, ale 30 kilometrów na stojąco to nikt nie jest w stanie przejechać.

Kończy się asfalt, wjeżdżamy w teren. Organizator ostrzegał, że pierwsza część trasy jest bardzo błotnista. Tragedii nie ma ale szybko łapię warstwę błota na całym ciele. Pierwszy terenowy podjazd trzeba z buta dawać. Na razie jedzie się dobrze, ustabilizowałem puls i staram się równym tempem posuwać do przodu. Gość z siłowni ma wyraźne problemy z jazdą w błocie. Kilka razy próbuję go wyprzedzić ale nie ma gdzie, co chwilę kałuże z wodą, facet mija je bokiem, nie ma miejsca na dwoje. W końcu decyduję się wyprzedzić go przejeżdżając przez kałużę. Traf chciał, że była bardzo głęboka i prawie zatrzymałem się w jej środku. Gostek ucieka na kilka metrów. Napęd po takiej kąpieli zgrzyta jak zarzynana świnia. Dochodzę znów gościa i łykam go na krótkim podjeździe.

Pomimo tego, że nawet jakoś jadę czuję, że to nie jest to. Niby podjeżdżam dosyć sprawnie ale nie mam tego odejścia jakie nieraz czułem. Płaskie odcinki nie jestem w stanie pokonywać na blacie. Każdy podjazd wymaga ode mnie chwili odpoczynku na szczycie, puls nie spada w dół tak szybko jak bym sobie tego życzył. Na szczęście nawet to starcza mi do tego żeby uciec dwóm młodzieńcom oraz strong-menowi. Przede mną jednak kolejna przeszkoda. Drogę przecina rzeka o szerokości kilku metrów. Woda mętna nie widać dna, szukam jakiegoś węższego miejsca, nie ma nic takiego, schodzi mi kilkanaście sekund, w końcu nie widząc wyjścia atakuję ją z buta. Okazuje się płytka i o twardym podłożu, gdy dochodzę do drugiego brzegu dojeżdża siłacz i widząc mnie brodzącego po kostki w wodzie sprawnie pokonuje rzeczkę na rowerze. No i 30-sekudnowa przewaga poszła się rypać. Po chwili kolejna rzeka, tym razem atakuję ją na rowerze, nie jest taka łatwa jak poprzednia ale udaje się przejechać. Znów jedziemy w kupie. Jadę pierwszy, dłuższy odcinek dosyć trudnego zjazdu błotnistą ścieżką, jadę dosyć szybko, muszę tutaj odskoczyć trochę. Cały czas słyszę jednak za sobą rywali. Gdy drga robi się sucha i teren się wypłaszcza czas na rozglądnięcie się.

Strong-men jednak został gdzieś z tyłu, jedziemy w trójkę, ja i tych dwóch młodych z początku wyścigu. Jeden wyraźnie słabnie, zostaje na jakimś podjeździe. Małe kłopoty orientacyjne, jedziemy na czuja, z przeciwka nadjeżdża Kuba Gryzło wprowadzony w błąd przez jakiegoś dzieciaka mówiącego jakoby jechał złą trasą. My też nie jesteśmy pewni ale decydujemy wszyscy razem jechać dalej tą trasą. Kuba zawraca i jedzie razem z nami.
Chłopaki mocno dają podjazd i zostaję z tyłu. Czuję, że muszę trochę zwolnić bo długo nie pociągnę takim tempem. Zostaję sam, z tyłu spokój, nie ma już co się szarpać, tych z przodu nie dogonię, muszę tylko pilnować tyłów. Dobrze, że błoto się skończyło bo kałuża skutecznie wypłukała smar z łańcucha i łańcuch na małej tarczy coraz częściej przejawie skłonności do zaciągania.

Dalszą trasę pokonuję już spokojnie. Robimy pętlę i wpadamy na część tarasy, którą już jechaliśmy. Szybko zbliżam się do mety czując, że coś nie jest tak. Miało być 30 km, a tymczasem ja mam 20 km na liczniki i już widzę dojazdówkę do mety. Trochę głupieję i tuż przed linią mety po pokonaniu stromego zjazdu zatrzymuję się pytając się kogoś jaką długość miała trasa. Na mecie widzę jednak Arka i Kubę więc jadę w ich stronę przejeżdżając linię mety. Okazuje się, że trasa jednak została skrócona w związku z nocnymi opadami deszczu.

No i teraz podsumowanie. Udało się stanąć na pudle ...ale ten wynik traktuję z naprawdę dużą rezerwą. Nie ma nogi, nie ma szybkości, nie ma wytrzymałości siłowej. Na leszczy starczyło ale z solidnymi maratończykami mam problem. Z drugiej strony nie jest źle. Zrzucić skumulowane w wakacje kilogramy, zrobić solidna bazę, wprowadzić bardziej intensywne treningi i można by w sumie pokazać się nawet u Golonki. Ale jeśli już to raczej w przyszłym sezonie.



  • DST 20.97km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:27
  • VAVG 14.46km/h
  • HRmax 180 ( 99%)
  • HRavg 161 ( 88%)
  • Kalorie 1130kcal
  • Podjazdy 560m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 sierpnia 2012 Kategoria Przejażdżka

Miasto.

J.w.
Środa, 22 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Las Wolski.

Nic ciekawego. Gorąco.
  • DST 41.22km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 19.02km/h
  • HRmax 163 ( 90%)
  • HRavg 113 ( 62%)
  • Kalorie 1732kcal
  • Podjazdy 412m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 sierpnia 2012 Kategoria Różne

Miasto.

Dzisiaj samo miasto. Miałem coś do załatwienia i nawet kombinowałem co by potem coś jeszcze pojeździć ale zaduch taki był, że aż lało się ze mnie nawet gdy 15 km\h po płaskim jechałem. Masakra. Spadam w chać....
Niedziela, 19 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Pagórki na szosie.

Dawno na kolarce nie śmigałem. Dzisiaj pogoda fajna to pomyślałem co by stóweczkę myknąć. Jakoś nie miałem ochoty się bardzo męczyć więc tempo zrobiłem sobie lajtowe. Do Skawiny dojechałem w tempie emeryckim. Dalej na Radziszów już troszkę szybciej ale nadal na lajcie. Dopiero za Radziszowem na głównej drodze trochę przycisnąłem. W Sułkowicach zaczęły mnie już górki przytrzymywać.

Sołtysi Dział czy też Hujówka jak to inni mówią :) poszła nawet sprawnie, no a potem już klasycznie przez Stróżę i Myślenice do Krakowa. Zaczęło mi się spieszyć, miałem być w domu na 14 i istniało ryzyko, że się nie wyrobię. W Swoszowicach spotkałem Lukcia ale tylko machnąłem ręką i nie zatrzymywałem się po czas naglił.
Jutro plaża :)

  • DST 104.99km
  • Czas 04:06
  • VAVG 25.61km/h
  • HRmax 163 ( 90%)
  • HRavg 123 ( 67%)
  • Kalorie 3745kcal
  • Podjazdy 983m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 sierpnia 2012 Kategoria Wycieczka

Maraton Korbielów.

Byłem na maratonie ale nie ścigałem się :) Raniutko wstałem i skoro świt poleciałem autem do Korbielowa. Wykombinowałem sobie co by przejechać trasą do miejsca gdzie łączą się dystanse giga oraz mega, no i pokibicować chłopakom. Na trasę ruszyłem już od godzinie 8 rano. Początek kawałek zjazd asfaltem, potem w lewo i już zaczyna się podjazd. Najpierw po asfalcie ale już po chwila trasa skręca w teren i zaczyna mocno wznosić się do góry. Podłoże gliniasto-kamieniste, miejscami trzeba podprowadzać. Gdy robi się trochę mniej stromo to pojawia się błoto. Spory odcinek po drewnianych belkach, ruszają się pod kołami wydając dziwne dźwięki.

Po osiągnięciu Hali Miziowej jedzie się już lepiej, wokół szerokie widoki, cudowne plenery. Zjazdy nawet spoko, jadę zachowawczo więc nie mam żadnych przygód. Jedzie się nawet dobrze, chciałem zobaczyć jak nadgarstek będzie zachowywał się w prawdziwym, górskim terenie. Nie jest źle, mogę w zasadzie zjeżdżać bez problemu ale jakoś ta lewa ręka słabsza się wydaje i kierownica nie leży w niej tak pewnie. Pomimo tego fajnie mi się jedzie, duże koła zapewniają spory komfort więc coraz częściej pozwalam sobie na szybsze fragmenty.

W końcu stwierdzam, że trzeba poczuć adrenalinkę na zjeździe i puszczam klamki hamulcowe. Daję w dół w zasadzie na całego i zastanawiam się jak koła zniosą stosy kamieni na ścieżce. Kilka minut wcześniej wypuściłem trochę powietrza z kół żeby lepiej się jechało. Jak się okazało, jednak za dużo. Wpadam w jakąś dziurę i słyszę jak powietrze uchodzi z tylnego koła. Szybki przegląd strat, typowy snake.
Jedno przecięcie na tyle duże, że mam kłopoty z zaklejeniem i zakładam zapasową dętkę. Jadę na niej jakieś 200 metrów po czym eksploduje. Z tego chleba już nie będzie, już do wyrzucenia. No nic, nie mam wyboru, muszę łatać. Nie jest to proste bo ugryzienie naprawdę spore. Pierwsza próba nieudana, po kilkuset metrach łatka puszcza. Druga próba też nieudana, łatka wytrwała jeszcze mniej.

Plan zaczyna się walić. Do połączenia dystansów już naprawdę niedaleko ale wygląda na to, że nie tylko się nie wyrobię ale wręcz będę musiał się ewakuować stąd czym prędzej. Tymczasem pojawili się pierwsi zawodnicy z dystansu giga. Najpierw Bogdan Czarnota, który do góry jechał tak lekko jak ja po bulwarach wiślanych :) za nim Bartek Janowski, też nie wyglądał na zmęczonego.

Dalej widzę Arka Krzesińskiego z Czystogarbu koło Kamańczy. Śmiga w tym roku naprawdę mocno, jak widać seryjnie wygrywane Cyklokarpaty nie są dziełem przypadku. Potem jeszcze Krzysiek Gajda i Tomek Biesiadecki. To też towarzystwo z Cyklokarpat. Cieszy, że czołówka z cyklo również zajmuje czołowe miejsca na maratonach Golonki. Ja natomiast jakoś załatałem dziury i pomału jadę. Boje się o tą dętkę, dałem mało powietrza i pomału zjeżdżam do jakiejś cywilizacji. W Żabnicy kończę przygodę za maratonem i asfaltem jadę do Korbielowa. Tutak okazuje się, że oprócz dętek ucierpiała też obręcz. Wyraźnie bije w jednym miejscu.

No ale w sumie cały dzień można udać za udany. Fajna wycieczka wyszła. Nie taka jak planowałem ale mnie się podobało.

  • DST 67.14km
  • Teren 26.00km
  • Czas 04:33
  • VAVG 14.76km/h
  • HRmax 171 ( 94%)
  • HRavg 131 ( 72%)
  • Kalorie 3401kcal
  • Podjazdy 1725m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl