Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101110.33 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.71%)
  • Czas na rowerze: 209d 06h 00m
  • Prędkość średnia: 20.08 km/h
  • Suma w górę: 880405 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:10149.15 km (w terenie 1514.00 km; 14.92%)
Czas w ruchu:504:57
Średnia prędkość:20.08 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:125891 m
Maks. tętno maksymalne:181 (99 %)
Maks. tętno średnie:521 (291 %)
Suma kalorii:185972 kcal
Liczba aktywności:118
Średnio na aktywność:86.01 km i 4h 18m
Więcej statystyk
Środa, 19 sierpnia 2009 Kategoria Wycieczka

Kresy Małopolski.

Wschodnie rubieże woj. Małopolskiego graniczą z Podkarpaciem. Pogórze Ciężkowickie daleko wciska się w Małopolskę i dopiero masyw Jamnej zatrzymuje tą ekspansję. Chociaż to już Małopolska to jednak życie i krajobrazy przywodzą na myśl Podkarpacie właśnie. Jamna to znany pagórek i wypadało być tu już dawno ale kręte, rowerowe ścieżki prowadziły mnie do tej pory gdzie indziej. Do tej chwili.

Pogórze Rożnowskie gdzie wznosi się Jamna nie jest mi dobrze znane. Niby wiem co i gdzie ale jego wnętrze stanowiło dla mnie terra incognita. Plan dotarcia tam nie był jakoś specjalnie skomplikowany jednak za sprawą dystansu wymagał pewnego przygotowania. Jak to mam w zwyczaju spora część trasy miała przebiegać po bocznych drogach lub wręcz ścieżkach. Znając moje "predyspozycje" nawigacyjne można było z góry założyć, że kilka razy drogi te i ścieżki znikną w wysokiej trawie lub gęstwinie leśnej, lub też w skrajnym przypadku na wysokim brzegu rzeki. Trzeba więc było czasu, dużo czasu.

Na początek szosa. Dziwnie się jedzie na fullu po asfalcie ale w końcu to też rower i jakoś się pomyka. Przelatuję przez Czermną i Szerzyny znanymi mi drogami bez kłopotów orientacyjnych. Tuż za Szerzynami pierwszy sprawdzian. Garmin nakazuje skręcić w lewo. Na wyświetlaczu wyraźna droga, jednak w realu nie jest tak wesoło gdyż już z daleka widzę jej kraniec. Podjeżdżam bliżej, w prawo odbija droga prowadząca na podwórko jakiegoś gospodarstwa, prosto widać coś, co na upartego można by nazwać drogą. Z domu obok wychodzi kobieta i uważnie obserwuje moje poczynania. To dopiero początek i trudno tak od razu się poddawać. Z animuszem atakuję trawiastą przeszkodę i pomału posuwam się naprzód. Nie jest tak źle. Po kilkuset metrach i pokonaniu głębokiego wąwozu droga zaczyna wyraźniej prześwitywać zza trawy i mogę wygodnie pokonywać dalszą trasę.

Po dłuższej chwili wypadam na asfalt i lekko do góry śmigam dalej. Dotarłem do czegoś w rodzaju płaskowyżu. Może to za dużo powiedziane bo to zaledwie 370-390 m.n.p.m. lecz wokół mnie głębokie doliny, a za nimi dopiero wznoszą się kolejne wzgórza i góry. Droga, którą jadę to wąziutki pas asfaltu, co kilkaset metrów samotne gospodarstwa przy których właśnie dojrzewają śliwki. Mijam samotną kapliczkę i zatrzymuję się na krótką sesję foto. Widoki przednie, pogoda dopisała, naprawdę jest czym nacieszyć oczy.

Dalsza część drogi to na przemian szutrówki i podobne do tego asfalty. Mijam Teresin, Rzepiennik Suchy i Biskupi. Droga Biecz-Gromnik wydaje się istną autostradą, którą szybko chcę opuścić, chociaż przez te kilka minut jakie tu spędziłem nie mija mnie ani jeden samochód.

Skręcam w lewo kawałek przed Rzepiennikiem Strzyżewskim i szlakiem turystycznym (niebieski) docieram już do Ciężkowic. Stąd jeszcze kawałek dojazdówki przez Kąśną Dolną i Górną i zaczynam atak na Jamną. Podjazd nie jest ciężki, jeden stromy fragment o długości 100 metrów, reszta raczej bez większych stromizn. Jadąc czerwonym szlakiem mijam najwyższy punkt na trasie (503 m.) i docieram do Jamnej. Tutaj schronisko turystyczne, kilka domów, kościół itp. Bacówka całkiem ładna i zadbana, oczywiście jakieś tablice informacyjne, plany mapy. Dosyć ładnie ale jakoś uroda tego miejsca nie rzuca mnie na kolana. Na Brzance jakoś ciekawiej mi się wydaje.

Nie zatrzymuję się na dłużej i zaczynam odwrót. W przeciwieństwie do samej Jamnej drogi, którymi się poruszam są wspaniałe. Uwielbiam takie wiejskie szutrówki prowadzące wysoko ponad dolinami. Nawierzchnia co chwilę zmienia się z szutrową na asfalt, potem znów szuter i tak dalej. Wokół pola uprawne, łąki poprzedzielane leśnymi zagajnikami. Widoki przednie.

Powrót przebiega bez większych kłopotów. Po drodze kilka stromych i dosyć długich podjazdów tak charakterystycznych dla pogórza. Wracając poruszam się głownie szosą. W Rzepienniku Marciszewskim mam jednak zaplanowany skrót. Czuję, że to nie jest dobry pomysł. Widok drogi, którą mam jechać utwierdza mnie w tym przekonaniu, Jednak jak przygoda to przygoda. Kawałek wspinam się na młynku mocno wznoszącą się do góry gruntówką. Im wyżej tym robi się mniej wyraźna tonąc w powodzi wysokich traw. Jedynie głębokie koleiny świadczą o tym, że kiedyś była tu droga. Po kolejnej chwili jednak i one giną w nierównościach terenu i jestem zmuszony poruszać się off raid na azymut. Nie jest przyjemnie, zarośla takie ostre, spocone ciało oblepia się farfoclami i swędzi okropnie. Roje much i komarów uprzykrzają wędrówkę. Bo właśnie wędruję już. W gąszczu rower staje się balastem, jazda niemożliwa. Przebijam się przez wąską dolinkę, raczej szeroki wąwóz i pomału prowadzę rower przez trawy sięgające powyżej pasa.

Wyżej docieram na ściernisko gdzie można już wygodnie iść bo o jeździe nie ma mowy. Z obserwacji GPS widać, że muszę kierować się w prawo co też czynię i po chwili pojawiają się zarośnięte koleiny, które kiedyś były drogą i którą miałem się poruszać na tym odcinku. Jest zbyt zarośnięta aby jechać i nadal trzeba dawać z buta. Niedaleko jakieś gospodarstwo i liczę na to, że tam znajdę już lepszą nawierzchnię, Nie mylę się , wygodna gruntówka po kilkuset metrach zamienia się w żwirówkę, potem zaczyna się asfalt. Znów góra, dół, góra, dół. Znów jadę wąskim pasem szosy, wokół w dolinach gęsto zabudowane wsie, z których wyrastają przysiółki wznoszące się na okoliczne wzgórza. Te przysiółki niekiedy, przy sprzyjających warunkach topograficznych są połączone siecią dróg. Jedną z nich właśnie jadę. Życie toczy się w dole, tutaj raz na jakiś czas mijam tylko samotny dom. Nawet psy domowe są tutaj zbyt leniwe aby wydać głos. Leżąc na środku drogi w cienie drzew są pełne oburzenia gdy słyszą mnie nadjeżdżającego i są zmuszone odsunąć się kawałek na bok.

W takich plenerach docieram do Olszyn skąd już znanymi mi terenami bez pomocy nawigacji staram się jak najszybciej dotrzeć do domu. Żołądek daje o sobie znać. Woda już dawno się skończyło, robi się późno i nie chcę zatrzymywać się po sklepach. Do domu docieram po 18 głodny, zmęczony i spragniony.

I ZADOWOLONY !
  • DST 111.64km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:46
  • VAVG 16.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 163 ( 88%)
  • HRavg 123 ( 66%)
  • Kalorie 4922kcal
  • Podjazdy 1570m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 sierpnia 2009 Kategoria Wycieczka

Pogórze Ciężkowickie.

Za przewodnika dzisiaj robiłem. Yatzek gościł u rodziny w Przeczycy i udało się nam styknąć. Myklismy na Liwocz, potem Rysowany Kamień. Pogoda przyjemna, mile spędzony czas. Jutro już tak miło nie będzie. Będzie bolało.
  • DST 41.26km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 13.91km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 158 ( 85%)
  • HRavg 101 ( 54%)
  • Kalorie 2249kcal
  • Podjazdy 721m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 lipca 2009 Kategoria Wycieczka

Wypad do Strzyżowa.

Kolejny dzień urlopu zapowiadał się ciepły i słoneczny. Po obiadku wyruszyłem na dwa kółka. Minąłem Brzostek i klucząc bocznymi drogami -gościńcami  dojechałem do Cieszyny. Kawałek drogą Strzyżów-Jasło i znów odbijam w bok. Najpierw wąskie asfalciki, prawie bez ruchu , potem znów szutrówki. W okolicy Brzeżanki całkiem konkretny podjazd i naprawdę ciekawe plenery. Droga wspina się stromo do góry, wokół tylko pola, łąki i całkiem solidne pagórki. Ludzkie siedziby zostały na dole, a ja dłuższy czas pomykam wygodną drogą prowadzącą wysokim grzbietem. Bardzo ładne okolice muszę przyznać.
W Strzyżowie porcja lodów i już szybki powrót do domu przez Stępine, Kamienicę i Brzostek.

  • DST 89.73km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 22.53km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 160 ( 86%)
  • HRavg 117 ( 63%)
  • Kalorie 3471kcal
  • Podjazdy 598m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 29 lipca 2009 Kategoria Wycieczka

Gościniec.

Gościniec – na wsi dawniej spotykana była wymowa gościyniec, głościyniec, na głościyńcu, głościyńcem itp. To droga wysypana kamieniem, teraz mówi się na nią szutrowa. Kiedyś gościniec zapewniał łączność ze światem. Dzisiaj mało kto już używa tej nazwy, może dlatego, że gościńców na polskiej wsi coraz mniej. Czy jednak każda droga szutrowa jest gościńcem ? Z lat dzieciństwa pamiętam, że gościńcem nazywało się główną drogę prowadzącą przez wieś, natomiast wszelkie inne tzn. boczne już nie zasługiwały na taki tytuł. Wychodzi na to, że nie każdy droga mogła tak się nazywać i bycie gościńcem to była swego rodzaju nobilitacja dla drogi.

Dzisiaj gdy asfalt króluje na polskich drogach gościńców jak ze świecą szukać. W zasadzie każda, nawet najmniejsza wieś posiada już wygodna i wyasfaltowaną drogę. Bywa, że asfalt podłej jakości i dziurawy ale asfalt. Znam wiele dróg z okolicy, często właśnie szutrowych i chociaż przyjemnie się po nich jeździ to żadna nie przywołuje wspomnień z lat młodości. Dopiero dzisiaj jadąc drogą z Gorajowic do Bieździedzy poczułem się jak gdybym miał 10 lat. Szeroka, szutrowa droga, po obu stronach wiejskie zagrody, tam koń ciągnie wóz, tam ktoś jedzie taczkami, zza płotów dzieci obserwują co się dzieje na gościńcu, bokiem idzie gospodarz z kosą na ramieniu. To prawdziwy gościniec właśnie ! Leniwo toczyłem się do przodu i upajałem tą chwilą, pod kołami chrzęściły kamienie, gościniec ciągnął się kilka kilometrów, wznosił się i opadał, mijałem kolejne zakręty aż za którymś z nich wyjechałem na asfalt...i czar prysnął.
Jednak dla takich chwil warto jeździć na rowerze. Może właśnie DLATEGO jeżdżę na rowerze.
  • DST 42.93km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 20.12km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 152 ( 82%)
  • HRavg 108 ( 58%)
  • Kalorie 1712kcal
  • Podjazdy 376m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 lipca 2009 Kategoria Wycieczka

Podarpackie trakty.

Wczoraj wprawdzie maraton ale dzisiaj taka fajna pogoda, że aż żal nie iść na rower. Jeśli do tego dodać, że jestem na urlopie to nie dziwne, że pośmigałem dzisiaj. Rano zająłem się rowerem, zeszło mi sporo czasu gdyż postanowiłem go solidnie wyczyścić. Oczywiście klocki z tyły poleciały całkiem i czeka mnie wizyta w Jaśle w sklepie rowerowym. Poza tym wszystko wydaje się ok. Amorek chyba domaga się solidnego serwisu bo pracuje jak by mu się nie chciało. Coś tam porobiłem i póki co rower wydaje się przygotowany na Komańczę.

Po południu zafundowałem sobie szosowo-szutrową wycieczkę po okolicach pomiędzy Brzostkiem i Dębicą. Na razie terenu mam dość i z przyjemnością pokonywałem dystans po wygodnych i co ważniejsze suchych drogach.
Bardzo urokliwe okolice. Tak już chyba mam i kolejny raz napiszę, że bardzo odpowiadają mi takie podgórskie plenery. Wbrew pozorom wcale nie było łatwo, wprawdzie podjazdy nie jakieś strasznie długie ale dające porządnie w kość. Na całej trasie nazbierało się ich więcej niż na niejednym maratonie. Bardzo pięknie jest szczególnie w okolicy Głobikowej. Wygodna i szeroka ale gruntowa droga wprowadza wysoko bo aż ponad 450 m.n.p.m. Samochodów tutaj jak na lekarstwo za to z odkrytych terenów na górze fantastyczne widoki na całe Pogórze Strzyżowskie oraz Ciężkowickie. Wzrok przyciąga charakterystyczny masyw Chełmu oraz widoczny z daleka i dobrze rozpoznawalny Liwocz z wieżą na szczycie. W oddali majaczą zamglone lekko i zlewające się w jeden długi wał góry Beskidu Niskiego. Za to w kierunku północnym płaska równina stapiająca się na horyzoncie w granatowo-zielonych barwach. Bardzo przyjemnie jechało się w takich okolicznościach. Tereny raczej słabo zaludnione, zabudowania skupione raczej w dolinach chociaż niektóre przysiółki sięgają aż w najwyższe partie. Bywało, że przez kilka km nie przejeżdżałem obok ludzkich zagród to nadawało całej wycieczce bardzo tajemniczej aury. Na pewno wrócę tu jeszcze nie raz bo naprawdę warto.
  • DST 59.50km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 16.23km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 150 ( 81%)
  • HRavg 116 ( 62%)
  • Kalorie 2644kcal
  • Podjazdy 1006m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 czerwca 2009 Kategoria Wycieczka

Ciecień kontra Giant.

Udało się wolne na dzisiaj skołować. Trzeba było w górki jechać - sprawa oczywista. Pogoda wprawdzie burzowa ale przecież z cukru nie jestem :)
Wybór padł na górę Ciecień, która to od dawna mnie nęciła ale jakoś nie było okazji się tam wybrać. Tym razem jednak wszytskie drogi prowadzą na Ciecień. Bazą wypadową były Dobczyce. Stąd kawałek głowną drogą na Wiśniową, potem już totalnie boczne asfalty przeplatane szutrówkami. Piękne są takie dróżki gdzie jadące rowerzysta ma problem wyminąć się z maluchem, które jedzie z przeciwka. Takie wąskie ! A takich dróżek tutaj mnóstwo. Tak więc bez wdychania spalin dotarłem do niebieskiego szlaku, który zaprowadził mnie na Ciecien. Początkowy fragment to prowadzenie ale potem grzbiet się wypłaszcza i jak para w nogach jest to da się jechać. Dopiero ostani fragment drogi jest nafaszerowany luźnymi kamolami i kilka metrów trzeba znów prowadzić. Przed szczytem widokowa polana. Bardzo przyjemny widok. Sama góra jest zarośnięta i nie ma co tutaj siedzieć. Dalsza trasa prowadzi grzebietem i jak można się domyślić na tendencję do opadania. Zjazdy nie są jakoś masakrycznie strome, ale znów luźne kamienie utrudniają śmiganie i trzeba raczej uważać. Kolejny większy podjazd to góra Grodzisko. Dwie bardzo strome ścianki gdzie jest kłopot nawet z podejściem :)
Zjazd z Grodziska już dużo bardziej wymagający. Miejscami bardzo stromo, sporo głazów wystających z ziemi. Dużo zjazdu prowadzi głębokimi wąwozami z wąską rynną pośrodku - oczywiście w niej kamienie. Trzeba się naprawdę mocno skupić aby to zjechać. Przyznam się, że chociaż nie sprowadzałem rowereu to jednak był kilkumetrowy fragment gdy zsuwałem się z podpórką jedną nogą.

Ostatecznie dotarłem do asfaltu i szybko zjechałem do drogi Wiśniowa-Dobczyce. Aby nie iść na łatwiznę tutak też spróbowałem coś poeksperymentować z bocznymi drogami.Niestety tym razem przekombinowałem i wylądowałem w lesie z dala od dróg.
Skończyło się na wędrówce z rowerem na przełaj przez las. Teren bardzo górzysty i trudny. Sporo sił mnie to kosztowało. Do tego zaczął padać deszcze. Szkoda - wprawdzie cały dzień chmury krążyły nademną ale miałe nadzieję, że na tym się skończy. Tymczasem dorwało mnie w najmniej oczekiwanym momencie. W lesie, na błotnistej drodze. Gdy tylko wsiadłem na rower od razu błoto zaczęło swoją robotę. Koniec końców jakoś dotarłem do Dobczyc. Mokry, zmęczony, głodny - ale zadowolony. I o to właśnie chodzi !
  • DST 54.75km
  • Teren 26.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 13.04km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 160 ( 86%)
  • HRavg 114 ( 61%)
  • Kalorie 2663kcal
  • Podjazdy 1511m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 maja 2009 Kategoria Wycieczka

Jałowiec.

Extra wypad w góry. Uzbierał się nas prawie peleton, około 12 osób się wybrało. Nie miałem komputera pokładowego więc dzisiejsze dane tylko orientacyjne.
W końcu to tylko wycieczka była.
Trochę się poobijałem na zjeździe z Jałowca gdy przeleciałem nad kierownicą i spadłem na kamole. Przez chwilę bałem się nawet, że połamałem gnaty ale na sczęście jakoś się wylizałem z tego. Dzisiaj paluch spuchnięty i nie mogę zginać za bardzo ręki w łokciu ale jakoś sobie radzę. Jałowiec zwiedzałem już "enty" raz, byłem tam na rowerze, byłem pieszo, nawet maraton jechałem po trasie wiodącej przez ten szczyt. Bardzo ładna górka.
Pozdrowienia dla całego dzisiejszego towarzystwa, z którym miałem okazję jechać.
  • DST 40.00km
  • Teren 34.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 13.33km/h
  • Kalorie 2500kcal
  • Podjazdy 1200m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 marca 2009 Kategoria Wycieczka

Czy to w końcu wiosna ?

Oby tak było. W każdym razie dzisiaj tak było. MTB po bocznych (czyt.dziurawych) polskich drogach wypadło znakomicie. Marcin wyprowadził nas gdzieś gdzie nawet nie wiedziałem gdzie :)
Na szczęscie teraz po wczytaniu trasy z GPS mogę na spokojnie sobie podejrzeć. Zapomniałem paska od pulsometru więc potraktowałem ten wyjazd jako wycieczkę. Ale trening też fajny wyszedł. Pogoda dopisała, co nie znaczy, że nie było śniegu. Wystarczy kawałek na południe w górki pojechać i tam wiosna jakoś niemrawo działa.
Naprawdę udany dzień.

  • DST 122.61km
  • Czas 05:19
  • VAVG 23.06km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 5100kcal
  • Podjazdy 680m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 lutego 2009 Kategoria Wycieczka

Szosa na MTB

No to zebrała się nas spora grupka. Akurat jak zebraliśmy się na rogu Błoń z nieba spadła na nas nawałnica śniegu z deszczem. Ale potem było lepiej. Jak można było przypuszczać od startu poszło dosyć mocne tempo. Na podjazdach nie było lepiej i zrobiło się dosyć ostro wobec czego już po godzinie grupa zaczęła się rwać na fragmenty. Osobiście czułem się dobrze. Wczorajsze rege dobrze podziałało na mięśnie bo nogi kręciły się dosyć żwawo. Tym treningiem zakończyłem ten miesiąc.

Przejechałem 1190 km w czasie około 57 godzin. Można by już pierwsze wnioski wyciągać z dotychczasowego treningu. Co mogę napisać ? Na pewno zrobiłem dobrą i solidną bazę gdyż ponad 4 godzinne jazdy nie robią na mnie większego wrażenia, nawet te dosyć intensywne.

Szybkość - tutaj trudno coś powiedzieć bo nie ma danych ale czuję, że nie jest źle. Myślę, że jestem poziomie sprzed 2 lat co jest moim głównym celem treningowym.

Siła - w tym roku olałem totalnie zabawę w trening kadencji i skupiłem się właśnie na sile. Oczywiście nie znaczy to, że kręce mozolnie na blacie każdy podjazd. Raczej staram się odnaleźć ten moment kiedy jestem w stanie szybko kręcić ale staram się to robić na twardych biegach. To musi boleć, nie ma się co oszukiwać i nieraz czułem pieczenie w nogach ale przecież na tym polega ta cała zabawa. Myślę, że dotychczasowa praca nie idzie na marne bo od dawna nie czułem się tak dobrze na podjazdach, a młynek w góralu wyleciał na bezrobocie :)

Podsumowując - nie jest źle. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze optymalnej wagi. Trochę spóźniam się z założeniami bo o tej porze w planach było 74 kg, tymczasem waga jak uparta krąży w okolicy 75,5 kg. Jednak jestem dobrej myśli i liczę na to, że uda się wrócić do dyspozycji z 2007 roku co pozwoliło bym mi na osiągnięcie przyzwoitych wyników na maratonach Golonki oraz być może walkę o jakieś dekorowane miejsca w regionalnych zawodach.
  • DST 103.36km
  • Czas 04:47
  • VAVG 21.61km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 172 ( 94%)
  • HRavg 127 ( 69%)
  • Kalorie 4220kcal
  • Podjazdy 794m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl