Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101110.33 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.71%)
  • Czas na rowerze: 209d 06h 00m
  • Prędkość średnia: 20.08 km/h
  • Suma w górę: 880405 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening

Dystans całkowity:45434.63 km (w terenie 2071.36 km; 4.56%)
Czas w ruchu:1975:47
Średnia prędkość:22.99 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:287626 m
Maks. tętno maksymalne:182 (101 %)
Maks. tętno średnie:251 (140 %)
Suma kalorii:1224957 kcal
Liczba aktywności:759
Średnio na aktywność:59.94 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 11 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

Góry po Chorwacku.

No i stało się. Rano budzi mnie deszcz. Nie jakaś mżawka, tylko solidna ulewa. Pucuje aż miło, a niebo zaniesione gdzie tylko spojrzeć. Nie wygląda to dobrze.
No ale dopiero 8 rano, można spokojnie zjeść śniadanie i poczekać na poprawę pogody. Jednak koło 10 nadal nie widać zmian na lepsze. Idziemy do sklepu żeby oblukać jakie w ogóle warunki na zewnątrz. Już nie leje, kropi tylko i dosyć ciepło. Nie ma na co czekać, zapowiada się okienko pogodowe, dobrze by było żeby zastało mnie już w trasie.

Wyjeżdżam po 11, chłopaki jeszcze niezdecydowani więc lecę sam. Początek trochę mokry, coś tam jeszcze pokapuje z nieba, a i droga mokra ale jedzie się nawet fajnie. Zasuwam Jadranską Magistralą w stronę Dubrovnika. Pogoda się klaruje i miejscami nawet asfalt już zaczyna podsychać. Jedzie się dobrze, chyba lecę z wiatrem bo średnia od razu skacze na ponad 30 km/h i pomału idzie do góry.

Przytrzymują mnie dopiero większe podjazdy przed Ploce. Sporo też remontów na drodze, niekiedy 100-200 metrowe fragmenty po szutrze. Przed Ploece w dole widać fajne jeziorka.




W Ploce małe kłopoty orientacyjne ale w końcu trafiam na odpowiednią drogę i lecę teraz na Vrgrac. Zaczynają się już solidniejsze podjazdy. Droga pusta, sporadycznie przejedzie jakieś auto. Wokół mnie wszędzie chmury, kilka razy straszy mnie deszczem ale kończy się straszeniu. Jadę wzdłuż granicy z Bośnią, w dolinie po prawej już inny kraj. W oddali widać tam wysokie góry, których pokryte śniegiem szczyty bieleję z daleka.



Czuję się tutaj jak na końcu świata. Zaginiona droga i ja kręcący na rowerze. Wokół wysokie i surowe góry. I ta pogoda. Ciągle pochmurno, ciągle przewalają się przede mną złowrogie chmury straszące swoją zawartością. Ale mam farta, znów mnie tylko straszy. Zresztą teraz nie mam głowy do pogody bo zaczynam czuć, że jestem w górach. Na liczniki ponad 90 km, a dopiero teraz trasa zaczyna puszczać esencję. Nie ma tragedii ale jedzie się ciężko, czuję już nogach dzisiejszą trasę, a i wczorajsza pewnie też daje o sobie znać.

Mozolnie wznoszę się do góry i osiągam najwyższy punkt dzisiejszej trasy na wysokości 605 m.n.p.m. Zmęczony ale zadowolony, jest rewelacyjnie, tereny wręcz niesamowite. I ta psuta droga, mijane domki i sklepiki wyglądają na wymarłe. Pewnie w sezonie funkcjonują nieźle bo naprawdę warto tu jechać.



Już czekam na zjazd. Ale jeszcze trochę muszę przejechać. Droga utrzymuje wysokość przez kilka kilometrów i wije się pomiędzy górami. W końcu nadchodzi długo oczekiwana chwila. Zaczynam zjazd do Makarskiej. Przede mną ponad 10 km zjazdu podczas, którego zjeżdżam z 600 metrów prawie na poziom morza. Początek zasuwam ostro ale niżej robi się problem. Droga mokra, zakręty ostre, boję się szybko wchodzić w takie zakręty. Do tego znów remont. Znów kilka fragmentów po szutrze, ale te są spoko. Gorzej, że miejscami na drodze spotykam wycięcie wypełnione kamieniami. Na pierwszym omal nie wysypałem. Na kolejne już uważam,

Za to widoki wręcz obłędne. Droga prowadzi skalną półką, kilkaset metrów niżej, za barierką widzę już Jadranską Magistralę. Z przodu jak na dłonie Makarska. Nie odmówiłem sobie zrobić tutaj zdjęcia.



Pomimo tych utrudnień szybko docieram do celu. Na dole znów zaczyna padać deszcz. Teraz to se może padać :) myślę sobie, ale znów szybko przestaje. Zaczarowałem dzisiaj tą pogodę. Mogę zdradzić tajemnicę jak to zrobiłem. Otóż - ubrałem ciemnie okulary :)



  • DST 127.00km
  • Czas 04:31
  • VAVG 28.12km/h
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 132 ( 72%)
  • Kalorie 4802kcal
  • Podjazdy 1740m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

Split.

Wbrew prognozom dzionek wstał bardzo przyjemny. Nie zamierzaliśmy czekać aż znów nadciągną chmury i szybko zebraliśmy się w traskę. Zrobił się problem bo nasze możliwości rowerowe są na zupełnie innych poziomach. O ile Sławek jakoś trzymał koło to Darek już od samego początku zaczął zostawać. No ale na razie tym się nie martwiliśmy bo zrobiło się cudownie. Błękitne niebo, gdzieniegdzie tylko białe chmurki, w dole morze i tylko góry nadal spowite gęstych chmurach.

Po godzinie jazdy rozdzielamy się i jadę ze Sławkiem podjazd po serpentynach. Darek miał jechać też do Splitu ale cały czas Jadranską Magistralą. Pokonujemy pierwsze solidne podjazdy. Droga wznosi się serpentynami do góry. Na nie wysokiej przełęczy tracimy z oczu morze i zjeżdżamy na drugą stronę gór. Chciałem zobaczyć co jest z górami...i zobaczyłem. Otóż za górami są kolejne góry :)



Dosyć długi zjazd i lecimy teraz doliną rzeki Cetina. Droga nawet niezła, fajne serpentyny, z dala od wybrzeża Chorwacja ukazuje nam swoje zupełnie inne oblicze. Powiedział bym, że jest przaśnie.
Dojeżdżamy do Omisa ale nie wyskakujemy na magistralę lecz jedziemy kolejną pętelkę. Sławek trochę się waha bo trzeba teraz nadrobić te długie zjazdy. Przed nami góra, a po jej stoku prowadzi droga. Widać wyraźnie, że będzie co podjeżdżać. No nic lecimy.



Nie powiem bo poczułem w nogach tą górkę. Niby niewiele jej było, nachylenie około 8% a trzymało solidnie. Ciekawa sprawa bo szczyt tego podjazdu jest na jakichś 300 metrach :)...a tyranie było solidne. Niby człowiek nie jedzie jakichś super wysokich gór...tfu ..jakich super wysokich. Toż nawet zmarszczkami nie można by ich nazwać jeśli chodzi o wysokość bezwzględną, ale zbiera się tych metrów gdy trzeba na taką z poziomu morza wjechać.


Na górze czekam na Sławka ale gdy mija 10 minut decyduję się jechać dalej. Mamy umówiony punkt zborny w Splicie. Zjazd jest bardzo długi chociaż niezbyt szybki. Na główną drogę wyjeżdżam kawałek prze Splitem. Żeby wjechać do miasta trzeba pokonać dosyć długi ale w miarę łagodny podjazd. Sławek nadjeżdża po około 15 minutach ale po kawałku wspólnej jazdy znów się rozdzielamy. Kręcę się trochę po mieście ale nie dostrzegam to nic ciekawego więc lecę z powrotem do Makarskiej. Wracam już magistralą. Kawałem za Splitem spotykam Darka, jedzie do Splitu.

Zatrzymuję się i kontaktuję ze Sławkiem bo on ma klucz, a nie bardzo widzi mi się czekanie pod kwaterą. Lepiej teraz poczekać w słoneczku, a potem przycisnąć trochę i wejść do pokoju bez czekania. Wcześniej jednak jedzie Darek, którego wystraszył podjazd do Splitu i wrócił się. Zamieniamy dwa słowa i jedzie dalej, a ja nadal czekam na Sławka. Nadjeżdża po jakichś 20 minutach, biorę klucz i zasuwam do Makarskiej.




Trochę ta dzisiejsza jazda była taka rwana więc teraz chcę pojechać właściwym rytmem. Darka wyprzedzam dosyć szybko, za Omisem dosyć solidny podjazd gdzie wjeżdżam na ponad 200 metrów. Długi i szybki zjazd do Breli. Tutaj łapie mnie lekki deszczyk z jakiejś chmurki co akurat usadowiła się nade mną. Na szczęście załapałem tylko kilka kropel i uciekłem z jej zasięgu. Już czuję w nogach dzisiejszy dystans, ostatnie podjazdy już zaczyna mnie mulić z deka. Średnia nie poraża bo Edge pokazuje 28,4 ale trochę tych podjazdów się nazbierało. No i przyjechałem tutaj dopiero robić formę :)

Jutro jak by pogoda dopisała to myślę zaatakować Sv. Jurę.


  • DST 127.91km
  • Czas 04:31
  • VAVG 28.32km/h
  • HRmax 168 ( 92%)
  • HRavg 121 ( 66%)
  • Kalorie 5031kcal
  • Podjazdy 1497m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

Chorwacja - rozpoznanie.

Dwa dni przerwy wpadło. Jeden planowany, drugi nie planowany. Piątek był przeznaczony na dojazd do Chorwacji, czwartek miałem coś śmigać ale za dużo spraw na głowę się zwaliło, a i pogoda nie zachęcała.

Prognozy na tydzień w Chorwacji niezbyt zachęcające ale wszystko już zaplanowane więc klamka zapadła. Jedziemy.

Kraków pożegnał nas deszczem i temperaturą w okolicach zera. Niewiele rozmawiamy, rowery na dach zdają się z nas drwić. Dalsza droga to cały kalejdoskop zmian pogodowych. Polskę zostawiamy w deszczu, Słowacja wita nas zmierzchem oraz rozgwieżdżonym niebem i zimnem. Dopiero w Bratysławie znacznie się ociepla, temperatura w przeciągu kilkunastu minut wzrasta z dwóch stopni do dziesięciu. W Wiedniu jeszcze cieplej i nadal pogodne niebo. Jednak po przekroczeniu granicy ze Słowenią temperatura zaczyna spadać. Robi się jasno, prześwitujące błękity na niebie zostają za nami i wkraczamy w królestwo chmur i mgły.

Jednak największa niespodzianka czeka nas dopiero w Chorwacji. Im dalej tym zimniej, tym bardziej zasnute niebo, tym gęstsza mgła i tym większe zaspy śniegu. Ten śnieg zaskakuje nas najbardziej. Tam gdzie spodziewaliśmy się już łagodniejszego klimatu zaskakuje nas zima w pełnej krasie. Wały śniegu na poboczach są niekiedy wyższe od samochodu.

Miny trochę minorowe, to jest ta nasza wymarzona kraina?
Im dalej tym gorsza pogoda, dopiero po przebiciu się przez góry tunelami śniegi ustępują ale za to dramat z chmurami. Przypominają ołowiane kołdry, przygniatające swoim ciężarem górskie szczyty. Przewalają się jedna przez drugą i przynoszą obfite opady deszczu. Kawałek przez Splitem leje już na całego i taka aura towarzyszy nam do samej Makarskiej. Makarska Riviera w niczym nie przypomina tej letniej perełki Adriatyku. Szaro, buro i ponuro....brrr

Lokujemy się na kwaterze, zmęczenie po 18-godzinnej podróży padamy jak muchy i przysypiamy słuchając kropel deszczu bębniących o parapety. To już ulewa.

Do życia wracamy gdzieś koło 15, z ulicy dobiegają odgłosy życia, deszcz przestał padać, ale niebo zaniesione na całego. Pomimo tego decydujemy się z Darkiem na krótki wypad. Gdy wychodzimy znad morze zaczyna przyświecać słońce. Trafiamy w okienko pogodowe i nagle robi się fantastycznie. Znów widzę wybrzeże Adriatyku takim jakie zapamiętałem je sprzed dwóch lat. Teraz mam okazję jechać tędy na rowerze. Natura przygotowała nam fantastyczne widowisko, podczas gdy nad morze niebo robi się błękitne i świeci słońce to góry wciąż walczą z nawałą ołowianych chmur. Fantastycznie to wygląda, fantastycznie pachnie wilgotne powietrze nasączone zapachem roślin, do których nie przywykły moje zmysły zapachowe.

Szkoda, że tak krótko, ale warto było. Na jutro prognozy średnie ale liczę na to, że trafi się tak jak dzisiaj jakieś fajne okienko i będzie można pyknąć jakąś stóweczkę :)

  • DST 31.64km
  • Czas 01:38
  • VAVG 19.37km/h
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 106 ( 58%)
  • Kalorie 1281kcal
  • Podjazdy 604m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 marca 2013 Kategoria Trening

Taka tam jazda.

Późno się dzisiaj wybrałem. Zawsze o takiej porze roku mam problem jak się ubrać. Niby słońce już świeci i 14 stopni ale jakoś mam stracha, że się za lekko ubieram. Dzisiaj też przez pierwszych kilka kilometrów czułem dyskomfort ale potem nawet jakoś się ustabilizowałem. Na wyjeździe z al. Wędrowników spotykam JackaD.

Potem lecę TTL, ale w przeciwną stronę i skręcam na Kryspinów. Przez Cholerzyn i Piekary, potem kładką nad Wisłą i wyjeżdżam na ścieżkę do Tyńca. Za torem kajakowym widzę jakieś 200-300 metrów przed sobą migające światełko. Widzę, że gość jedzie podobnie jak ja, troszkę podkręcam tempo, facet cały czas utrzymuje dystans, zaintrygowało mnie to trochę i ruszyłem już mocniej co by go dorwać.

Dojeżdżam na tuż przed wyjazdem na Tyniecką. Okazuje się, że to Dawid. Wspólnie dojechaliśmy do mostu Dębnickiego i każdy jedzie już w swoją stronę.

  • DST 53.49km
  • Czas 02:15
  • VAVG 23.77km/h
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 124 ( 68%)
  • Kalorie 2021kcal
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 marca 2013 Kategoria Trening

Lajcik.

Tydzień regeneracyjny trwa.

  • DST 36.67km
  • Czas 01:40
  • VAVG 22.00km/h
  • HRmax 150 ( 82%)
  • HRavg 118 ( 65%)
  • Kalorie 277kcal
  • Podjazdy 1416m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 marca 2013 Kategoria Trening

Lajcik.

Dobra - trzeba trochę spuścić z tonu i dychnąć kilka dni co by nabrać świeżości przed kolejnym tygodniem. Dzisiaj też czasu za bardzo nie miałem więc takie dwie godzinki jazdy pasiło mi bardzo.
Najpierw myślałem o Niepołomicach, ale jak wyobraziłem sobie te otwarte i płaskie przestrzenie między Niepołomicami i Krakowem gdzie będę musiał tyrać pod ten wiatr to już czułem kwas w nogach. Poleciałem więc do Lasku Wolskiego z myślą przebici się do Kryspinowa.
Biała droga miejscami strasznie oblodzona, rzuciło mnie kilka razy ale obeszło się bez gleby. Po nocy ziemia dosyć zmrożona więc zdecydowałem się na podjazd do ZOO terenem. Fajnie to wygląda bo wszędzie już bez śniegu prawie tylko na szlaku została taka lodowa rynna z ubitego śniegu.

Nie jest źle w terenie więc do Kryspinowa uderzyłem drogą wzdłuż autostrady. Zaczęło puszczać i miejscami było trochę syfu ale bez tragedii. W Cholerzynie minęli mnie Marek Tyniec i Robert Baś. Siadłem im na koło i na zrobiłem sobie interwałek próbując utrzymać się za nimi. Potem odbiłem na Liszki i przez Piekary i tor kajakowy już do domu.
  • DST 46.81km
  • Teren 4.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 21.12km/h
  • HRmax 163 ( 90%)
  • HRavg 121 ( 66%)
  • Kalorie 1717kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 marca 2013 Kategoria Trening

Kto nie śmigał ten berek :)

Miało być pochmurno i zimno ale od rana słoneczko fajnie świeciło. Zimno też jakoś specjalnie nie było więc warunki super na kolarkę. Zdecydowałem się jednak jechać na zimówce bo zmieniłem w nim łańcuch i ten oczywiście zaczął latać jak głupi po kasecie. Trzeba docierać.

Od samego początku poczułem mocny wiatr. Załatwiłem jedną sprawę na mieście i poleciałem na Zielonki. Jakimiś bocznymi drogami przez Owczary przebiłem się na drogę Skała-Iwanowice. Skręciłem w kierunki Iwanowic, a potem odbiłem na Zagaje. Fajnie się jedzie tlenik ze ślizgającym łańcuchem bo każda próba mocniejszego depnięcia kończy się przenikliwymi zgrzytami.

Droga na Zagaje wznosi się lekko do góry i biegnie pod wiatr. Tutaj odczuwam jak mocno wieje. Wlokę się pod górę i rozglądam wokół siebie bo widoczki całkiem przyjemne. Słoneczko nadal świeci, droga sucha ale na polach jeszcze sporo śniegu. Fajnie układa się w takie smugi, które z oddali sprawiają wrażenie jak by tworzyły górskie szczyty.

Cały czas zasuwam pod wiatr, do tego zaczynają się coraz dłuższe podjazdy. Taka jazda wysysa ze mnie siły, czas leci, zmęczenie narasta, a kilometrów nie przybywa. Dobrze, że okolice coraz ładniejsze. Mija 2,5 godziny jazdy, pod wiatr wjeżdżam na jakąś górę. Zaczynam kombinować co by dojechać do drogi Skała-Wolbrom i właśnie przez Skałę wrócić do domu. Wrzucam na ruszt banan i patrzę na GPS. Za około 1 km moja trasa skręca w prawo. Tam podejmę decyzję do robić dalej.

Znów pod górę, znów pod wiatr, ale teraz skręcam w prawo i jadę w dół. Wiatr wieje teraz z boku i nie trzyma już tak bardzo. Potem robi się jeszcze lepiej, zmieniam kierunek jazdy na wschodni i zasuwam z wiatrem. Jest zajebiście, przez kilka kilometrów jadę z wiatrem i delikatnie w dół. Dosłownie muszę się pilnować żeby nie odfrunąć. Jak dobrze, że nie zdecydowałem się zmienić trasy i polecieć na Skałę.

Przelatuję przez jakieś wioski, z których w pamięci zapada mi tylko Wielkanoc. Z oczywistych powodów. Jazda z wiatrem trwa dalej, przelatuję przez Krępę, średnia zmasakrowana na początku przez wiatr teraz szybko idzie w górę. Jadę i wołam - kto mi dał skrzydła :)

Dobra, koniec tego dobrego. Dolatuję do drogi Warszawskiej i skręcam na Kraków. Wiatr teraz z boku ale nie ma tragedii i jedzie się fajnie. Przed Słomnikami skręcam na Prandocin i znów lecę z wiatrem. W Niegardowie trasa prowadzi na Kocmyrzów, droga kluczy, raz jadę z bocznym wiatrem, raz pod wiatr, dobrze, że chwilę temu wciąłem drożdżówkę bo czuję już nogach przejechany dystans.

Jakoś dojeżdżam do Luborzycy, tam śmigam ten paskudny podjazd ale tym razem pomaga mi wiatr więc fajnie się podjeżdża. Z Kocmyrzowa to już bez historii...i jestem w domu.

  • DST 130.93km
  • Czas 05:32
  • VAVG 23.66km/h
  • HRmax 162 ( 89%)
  • HRavg 122 ( 67%)
  • Kalorie 4647kcal
  • Podjazdy 1001m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 lutego 2013 Kategoria Trening

Rybna

Zarąbista pogoda dzisiaj. Najwyższa pora przewietrzyć Skocika, tym bardziej, że już niebawem dostanie ostro w tyłeczek i niech się rowerzyna pomału przyzwyczaja :)

Drogi suche, miejscami jakieś jakieś strużki wody ale w zasadzie można powiedzieć, że sterylnie jest. Gorzej na ścieżkach rowerowych, piachu i innego syfu zatrzęsienie. Poleciałem sobie dzisiaj na Rybną, ale od samego nogi jakoś mnie nie niosły. Męczyłem te kilometry i męczyłem, jedynie na podjazd do Sanki sprężyłem się mocniej i pojechałem na maxa.

Na górze skręciłem na Mników, myślałem, że może wiatr mnie trzymał w jedną stronę, ale teraz też jakoś nie bardzo mi ta jazda szła. Do Mnikowa to wiadomo, w dół to zjechałem, ale już dalej znów musiałem mordować.

Muszę sobie tydzień rege zrobić bo zaczynam mnie mulić.

  • DST 67.09km
  • Czas 02:22
  • VAVG 28.35km/h
  • HRmax 176 ( 97%)
  • HRavg 133 ( 73%)
  • Kalorie 2612kcal
  • Podjazdy 337m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 lutego 2013 Kategoria Trening

Cichawa.

Miała się super pogoda zrobić ale jakoś nie bardzo to było widać z rana. Dopiero gdzieś w okolicach Szarowa słoneczka zaczęło się przebijać zza chmur. Szosa suchutka, ale w Cichawie czekał mnie przejazd szutrówką. Oczywiście te 2 km zaowocowały solidną porcją błota. Z wiaterkiem wracało się do domciu bardzo przyjemnie. Czuć wiosnę w powietrzu, temperatura przyjemna, trzeba szukać lżejszych ciuchów, ptaszyska drą dzioby i generalnie jakoś tak fajnie się robi. No i wygląda, że moje założenie co do planu na luty uda się zrealizować. Miało być 2 godziny jazdy na każdy dzień miesiąca. No i będzie :)

  • DST 63.51km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:39
  • VAVG 23.97km/h
  • HRmax 162 ( 89%)
  • HRavg 131 ( 72%)
  • Kalorie 2199kcal
  • Podjazdy 315m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 lutego 2013 Kategoria Trening

Tyranie.

Ponieważ jutro nie dam rady zrobić treningu to postanowiłem sobie dzisiaj zrobić coś ostrzejszego, tak żebym do jutra czuł w nogach :)

Poleciałem co większe podjazdy w okolicach Krakowa. Od początku jechałem dosyć mocno bo założyłem sobie, że taki właśnie będzie ten treningi, no i chciałem zrobić średnią ponad 24 km/h. Początek z wiatrem i jedzie się spoko, do Kryspinowa dobijam moment, do Balic już gorzej, boczny wiatr trzyma jak cholera. Hopka w Balicach jakoś mnie przytyka, końcówkę muszę już przepychać i na górze łapczywie łapię powietrze. Byłem w takim szoku, że aż zagapiłem się i źle skręciłem przez co wylądowałem znów koło wiaduktu w Balicach.

No nic, nawracam i jadę dalej zaplanowaną trasą, ale cały czas w głowie siedzi mi ta pieprzona hopa, forma nawet w miarę, w sumie to z wiatrem, a zwierzgała mnie okropnie. Nic to, teraz 5-10-15, nie szaleję bo jest stromo, a wyżej wcale nie lepiej. Jakoś poszło, średnia cały czas powyżej 24, nie ma tragedii. Zjazd do Kochanowa pozwolił odpocząć i jeszcze podciągnąć średnią. Do Rudawy znów lecą z wiatrem, nie męczę się, a średnia znów skacze na 24,6.

Podjazd w Nielepicach poza jednym stromym fragmentem nie jest tragiczny, podzielony na kilka odcinków między, którym są małe zjazdy gdzie można odpocząć. Wcinam jakiegoś batona na górze i zjeżdżam w dół. Chrosna jest nieprzyjemna ale jadę znów z wiatrem to trochę mi pomoże. Staram się nie upalać jakoś strasznie ale w miarę szybko pokonywać ten podjazd. Na górze średnia już 24,1. Na zjeździe do Frywałdu dużo nie nadrabiam bo dziury okropne. Dobrze, że po tej pękniętej oponie w zeszłym tygodniu założyłem już grube kapcie. Mogę swobodnie zjeżdżać, ale na kolarce to niespecjalnie to widzę.

Kawałek płaskiego zasuwam ostro dzięki czemu na początku podjazdu do Sanki mam znów 24,4. Jechałem tędy wielokrotnie, znam ten podjazd i wiem, że są tu dwa strome fragmenty, a poza tym jest dosyć długu. Pierwsza stromizna jest zaraz na początku, bez szaleństw jadę do góry, dalej trochę podkręcam tempo, jest trochę łatwiej ale po chwili znów stromszy odcinek. Ten pokonuję już na maxa. Może uda się dociągnąć do góry zanim średnia spadnie poniżej 24. Zasuwam już ile fabryka dała, na górze na liczniku 24,1. Z Sanki jeszcze tylko dwie zmarszczki i lecę s dół do Mnikowa. Ale nie jest, łatwo, cały czas pod wiatr, o ile w dół nadrabiam bez większego wysiłku, to za Mnikowem czeka mnie już ostre tyranie.

Tak było już do samego Krakowa, jak podjechałem pod dom to dosłownie parowało ze mnie. I poczułem znów kwas w nogach, dawno nie jechałem takiego treningu. Ostro było ale jutro odpocznę. No i założenia spełnione, średnia wyszła 24,7, chociaż nie ukrywam, że łatwo nie było.
#
  • DST 83.25km
  • Czas 03:34
  • VAVG 23.34km/h
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl