Sobota, 16 lutego 2013
Kategoria Trening
Pierwsza stóweczka w tym roku.
Weekend to dobra pora żeby nadrobić trochę zaległości. Tym bardziej, że pogoda była dobra. Rano rzut oka za okno, jest git. Zachmurzone ale suchutko na ulicach. Szybkie śniadanko i wyciągam sprzęt. Ale jak wychodzę na pole zaczyna mocno sypać. Nic to, przeżyję jakoś. Bulwary takie sobie, odcinek od zapory w Dąbiu do mostu kotlarskiego kiepski ale jakoś przejeżdżam. Koło Wawelu lepiej, spore odcinki już z gołym asfaltem. Najgorzej jest do mostu Dębickiego w kierunku Tyńca. Nie da się jechać miejscami. Docieram do pierwszego zjazdu i wskakuję na asfalt.
Przelatuję przez Tyniec i Skawinę, a potem kieruję się na Kalwarię. Cały czas sypie, droga mokra ale jedyne co mnie irytuje w tej sytuacji to parujące i mokre okulary. Do tego w Przytkowicach łapię kapcia. Trochę mnie to wszystko wybija z rytmu ale staram się jakoś ogarnąć. Wymiana dętki, kleję od razu tą dziurawą i zbieram się bo zaczyna być zimno. Zjazd do Zebrzydowic i skręcam na Stanisław. Najpierw Dolny, potem wspinam się do Górnego. Wokoło prawdziwa zima, dużo więcej śniegu niż w Krakowie. Docieram do Wysokiej i wspinam się krótkim ale stromym podjazdem na przeł.Zapusty. Nie powala ona wysokością ale coś w niej jest bo jednak spotykam tu dużo gorsze warunki niż kilkadziesiąt metrów niżej. Na drodze tylko dwa wąskie paski w śniegu, na poboczach hałdy śniegu, drzewa uginają się pod śnieżnymi poduchami.
Na zjeździe trzeba uważać bo miejscami oblodzone. Kawałek dalej wyskakuję na drogę Skawina-Oświęcim. Na powrót jeszcze za wcześnie, skręcam na Oświęcim. W Ryczowie myślę co by uderzyć za zaporę ale jakoś tak się składa, że przejeżdżam skręt. Jeździłem tędy już kilka razy ale zawsze w przeciwną stronę i jakoś tak wyszło.
Zasuwam dalej na Zator, tam przejeżdżam na drugą stronę Wisły do Babic. Zaczynam odczuwać pierwsze objawy zmęczenia. W dodatku muszę teraz walczyć z wiatrem. Gdzie te zachodnie wiatry w Polsce. Jadę teraz na wschód i zamiast korzystać z podmuchów w plecy muszę przebijać się przeciw niemu. Nie wieje jakoś mocno ale wyraźnie czuję, że jedzie się gorzej.
W Kwaczale i Alwernii pokonuję serię niewysokich ale upierdliwych podjazdów. Zaczyna mi odcinać prąd. Zatrzymuję się w sklepie w Brodle i wrzucam coś na ruszt. To pomaga, do Kryspinowa jadę dosyć sprawnie ale dalej znów zaczyna mnie odcinać. Ostatni podjazd robię spokojnie, zjeżdżam serpentynami i pomału toczę się dalej. Przez miasto jadę już na rzęsach. Dobrze, że płasko, do domu docieram już na oparach. Dałem bobu dzisiaj ale takie były plany i teraz jestem zadowolony.
Straty nadrobione, można teraz spokojnie robić swoje.
Przelatuję przez Tyniec i Skawinę, a potem kieruję się na Kalwarię. Cały czas sypie, droga mokra ale jedyne co mnie irytuje w tej sytuacji to parujące i mokre okulary. Do tego w Przytkowicach łapię kapcia. Trochę mnie to wszystko wybija z rytmu ale staram się jakoś ogarnąć. Wymiana dętki, kleję od razu tą dziurawą i zbieram się bo zaczyna być zimno. Zjazd do Zebrzydowic i skręcam na Stanisław. Najpierw Dolny, potem wspinam się do Górnego. Wokoło prawdziwa zima, dużo więcej śniegu niż w Krakowie. Docieram do Wysokiej i wspinam się krótkim ale stromym podjazdem na przeł.Zapusty. Nie powala ona wysokością ale coś w niej jest bo jednak spotykam tu dużo gorsze warunki niż kilkadziesiąt metrów niżej. Na drodze tylko dwa wąskie paski w śniegu, na poboczach hałdy śniegu, drzewa uginają się pod śnieżnymi poduchami.
Na zjeździe trzeba uważać bo miejscami oblodzone. Kawałek dalej wyskakuję na drogę Skawina-Oświęcim. Na powrót jeszcze za wcześnie, skręcam na Oświęcim. W Ryczowie myślę co by uderzyć za zaporę ale jakoś tak się składa, że przejeżdżam skręt. Jeździłem tędy już kilka razy ale zawsze w przeciwną stronę i jakoś tak wyszło.
Zasuwam dalej na Zator, tam przejeżdżam na drugą stronę Wisły do Babic. Zaczynam odczuwać pierwsze objawy zmęczenia. W dodatku muszę teraz walczyć z wiatrem. Gdzie te zachodnie wiatry w Polsce. Jadę teraz na wschód i zamiast korzystać z podmuchów w plecy muszę przebijać się przeciw niemu. Nie wieje jakoś mocno ale wyraźnie czuję, że jedzie się gorzej.
W Kwaczale i Alwernii pokonuję serię niewysokich ale upierdliwych podjazdów. Zaczyna mi odcinać prąd. Zatrzymuję się w sklepie w Brodle i wrzucam coś na ruszt. To pomaga, do Kryspinowa jadę dosyć sprawnie ale dalej znów zaczyna mnie odcinać. Ostatni podjazd robię spokojnie, zjeżdżam serpentynami i pomału toczę się dalej. Przez miasto jadę już na rzęsach. Dobrze, że płasko, do domu docieram już na oparach. Dałem bobu dzisiaj ale takie były plany i teraz jestem zadowolony.
Straty nadrobione, można teraz spokojnie robić swoje.
- DST 120.63km
- Czas 05:11
- VAVG 23.27km/h
- HRmax 165 ( 91%)
- HRavg 132 ( 72%)
- Kalorie 4216kcal
- Podjazdy 735m
- Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj