Środa, 15 czerwca 2011
Kategoria Trening
Zielony trening.
Najpierw załatwiłem sprawę na mieście, a potem szpula na Zakrzówek gdzie czekał już MiśQ i Lukcio. Za chwilę przyjechał jeszcze Spootnick i w czwórkę polecieliśmy na objazd co ciekawszych ścianek na Zakrzówku. Najpierw słynna już rynna. Zatkało mnie gdy zobaczyłem jak dzisiaj wygląda. Musiało mocno polać bo samym środkiem dosłownie gołoborze z drobnych kamieni. Uprzątnęliśmy z Miśkiem i próbowałem zjechać. Udało się w sumie ale tylko do zakrętu. Nie było szans się w niego zmieścić. Za ślisko jednak.
Potem jeszcze kilka zjazdów, po których oprowadzał nas Lukcio. Ścianki z kamieniem nikt nie zdecydował się jechać. Dalej przebiliśmy się do Lasku Wolskiego. Chłopaki musiały trochę czekać bo ja na tym swoim fullu to umierałem za nimi. W lasku dołączyli jeszcze Hinol, Andy i PePe i całą grupą uskutecznialiśmy kolejne ciekawe zjazdy i podjazdu. Poszło babka, jakieś tam zjaździki za klasztorem itd.
Na deser została ścianka za zjazdem spod kopca. Długo staliśmy razem i doktoryzowaliśmy się jak, gdzie i w jaki sposób ją zaatakować. Pierwszy zdecydował się Hinol. Potem ja też zjechałem. Lukcio trochę się wahał ale jak przystało na czołowego wycinaka golonkowych maratonów odrzucił na bok emocje i uderzył w dół. Pierwszy raz poszedł gładko, potem jeszcze po razie i pomału zaczęliśmy się rozjeżdżać. Chłopaki jeszcze polecieli na podjazd, a ja i Hinol już do najbliższej drogi i do domciu.
W sumie to potrzebny był mi taki trening gdyż po ostatnim upadku trochę siadła mi psycha. Na szczęście wszystko wraca do normy i zaczyna się fajnie jeździć. Natomiast trudno powiedzieć co z formą. Miałem dzisiaj problemy żeby nadążyć za chłopakami ale faktem jest, że jechałem rowerem raczej niezbyt przystosowanym do ścigania. Kilka kg cięższy, z miękko ustawionym damperem, bagażnikiem na sztycy itp..
W sumie to nieistotne. Już za tydzień wyjazd do Albanii. Ekwipunek w zasadzie już skompletowany, jeszcze ostatnie zakupy i pewnie w piątek będę chciał zrobić próbne pakowanie i być może jakiś objazd z całym majdanem co by zobaczyć jak to wszystko będzie się sprawować.
Potem jeszcze kilka zjazdów, po których oprowadzał nas Lukcio. Ścianki z kamieniem nikt nie zdecydował się jechać. Dalej przebiliśmy się do Lasku Wolskiego. Chłopaki musiały trochę czekać bo ja na tym swoim fullu to umierałem za nimi. W lasku dołączyli jeszcze Hinol, Andy i PePe i całą grupą uskutecznialiśmy kolejne ciekawe zjazdy i podjazdu. Poszło babka, jakieś tam zjaździki za klasztorem itd.
Na deser została ścianka za zjazdem spod kopca. Długo staliśmy razem i doktoryzowaliśmy się jak, gdzie i w jaki sposób ją zaatakować. Pierwszy zdecydował się Hinol. Potem ja też zjechałem. Lukcio trochę się wahał ale jak przystało na czołowego wycinaka golonkowych maratonów odrzucił na bok emocje i uderzył w dół. Pierwszy raz poszedł gładko, potem jeszcze po razie i pomału zaczęliśmy się rozjeżdżać. Chłopaki jeszcze polecieli na podjazd, a ja i Hinol już do najbliższej drogi i do domciu.
W sumie to potrzebny był mi taki trening gdyż po ostatnim upadku trochę siadła mi psycha. Na szczęście wszystko wraca do normy i zaczyna się fajnie jeździć. Natomiast trudno powiedzieć co z formą. Miałem dzisiaj problemy żeby nadążyć za chłopakami ale faktem jest, że jechałem rowerem raczej niezbyt przystosowanym do ścigania. Kilka kg cięższy, z miękko ustawionym damperem, bagażnikiem na sztycy itp..
W sumie to nieistotne. Już za tydzień wyjazd do Albanii. Ekwipunek w zasadzie już skompletowany, jeszcze ostatnie zakupy i pewnie w piątek będę chciał zrobić próbne pakowanie i być może jakiś objazd z całym majdanem co by zobaczyć jak to wszystko będzie się sprawować.
- DST 38.12km
- Teren 20.00km
- Czas 02:17
- VAVG 16.69km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 175 ( 96%)
- HRavg 125 ( 69%)
- Kalorie 2065kcal
- Podjazdy 428m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
A to już wiem która. Ona tylko wygląda groźnie. Jak się już jedzie to lajcik jest.
Michnik - 16:55 czwartek, 16 czerwca 2011 | linkuj
Komentuj