Niedziela, 30 stycznia 2011
Kategoria Trening
Pod wiatr.
Dałem se bobu dzisiaj. Wprawdzie płaska trasa i do 60 km jechało się super. Niby mróz ale słoneczko operowało mocno od samego rano co sprawiało, że było przyjemnie i mróz nie był tak dotkliwy. Dzisiaj postanowiłem jechać na "Skociku" Wprawdzie to jeden z najtańszych modeli jednak w porównaniu z moim starym kląkiem to niebo i ziemia. To był drugi wyjazd na tym rowerze ale pierwszy kiedy mogłem tak naprawdę skorzystać z jego możliwości. Tak więc leciało się extra do 60 km. Minąłem Kłaj i Proszówki mając średnią 32 w co trudno było mi uwierzyć. Za Proszówkami zaczęło się trochę chrzanić. Najpierw kiepska droga i boczny wiatr. W Mikluszowicach zawsze odbijam do puszczy lecz tym razem nie było takiej możliwości gdyż droga bieluteńka i skrząca się lodem. Tak po prawdzie brałem pod uwagę taką okoliczność ale nie przygotowałem się na nią.
Musiałem lecieć dalej co wydłużyło trasę o jakieś 12 km. Minąłem Zieloną i wyleciałem na drogą ze Szczurowej do Niepołomic. I właśnie tutaj zaczęły się schody. Odkryta przestrzeń i wiatr w twarz. Niby nie taki mocny ale dla kolarza straszne utrudnienie. Kurna to już góry są lepsze, człowiek depnie mocniej i jedzie, a tutaj im szybciej tym gorzej. Tutaj miałem kryzys gdyż zacząłem odczuwać brak sił. Nie wziąłem jedzenia, nie miałem też kasy żeby coś kupić. Wyjeżdżając z domu planowałem swoją stałą traskę, która zajmuje mi niecałe 3 godzinki i teraz gdy trzeba było improwizować zrobiło się ciężko. Naprawdę trudno się jechało gdyż oprócz wiatru zmagałem się z kiepską drogą. Łaty na asfalcie wybijały z rytmu, a do tego mam wrażenie, że droga prowadzi delikatnie do góry.
Dopiero w Zabierzowie Bocheńskim droga się poprawiła i opuściłem odkrytą przestrzeń. Zatrzymałem się chwilę aby odpocząć, dobrze, że tym razem bidon nie zamarzł i mogłem chociaż płyny uzupełnić. Tak turlikając się na oparach dotarłem do domu kompletnie ujechany.
Musiałem lecieć dalej co wydłużyło trasę o jakieś 12 km. Minąłem Zieloną i wyleciałem na drogą ze Szczurowej do Niepołomic. I właśnie tutaj zaczęły się schody. Odkryta przestrzeń i wiatr w twarz. Niby nie taki mocny ale dla kolarza straszne utrudnienie. Kurna to już góry są lepsze, człowiek depnie mocniej i jedzie, a tutaj im szybciej tym gorzej. Tutaj miałem kryzys gdyż zacząłem odczuwać brak sił. Nie wziąłem jedzenia, nie miałem też kasy żeby coś kupić. Wyjeżdżając z domu planowałem swoją stałą traskę, która zajmuje mi niecałe 3 godzinki i teraz gdy trzeba było improwizować zrobiło się ciężko. Naprawdę trudno się jechało gdyż oprócz wiatru zmagałem się z kiepską drogą. Łaty na asfalcie wybijały z rytmu, a do tego mam wrażenie, że droga prowadzi delikatnie do góry.
Dopiero w Zabierzowie Bocheńskim droga się poprawiła i opuściłem odkrytą przestrzeń. Zatrzymałem się chwilę aby odpocząć, dobrze, że tym razem bidon nie zamarzł i mogłem chociaż płyny uzupełnić. Tak turlikając się na oparach dotarłem do domu kompletnie ujechany.
- DST 100.96km
- Czas 03:27
- VAVG 29.26km/h
- Temperatura -3.0°C
- HRmax 167 ( 92%)
- HRavg 135 ( 74%)
- Kalorie 3771kcal
- Podjazdy 82m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Na kolarce zawsze jest zimniej niż na mtb, jedzie się szybciej tak musi być. Na taki wypad teraz trzeba mieć zdrowie.
Jacek jacekddd - 22:50 niedziela, 30 stycznia 2011 | linkuj
Jacek jacekddd - 22:50 niedziela, 30 stycznia 2011 | linkuj
Tyle kilometrów nastukałeś już w tym roku???
szacunek!
Pozdrawiam lemuriza1972 - 21:09 niedziela, 30 stycznia 2011 | linkuj
szacunek!
Pozdrawiam lemuriza1972 - 21:09 niedziela, 30 stycznia 2011 | linkuj
Ale zrobiłeś solidny weekend. 210 km... Kurcze, a ja w sobotę miałem wyjazd firmowy i tylko jedna setunia weszła.
kubak - 19:47 niedziela, 30 stycznia 2011 | linkuj
Komentuj