Wtorek, 8 kwietnia 2014
Kategoria Chorwacja
Chorwacja - znowu góry :)
Wczorajsza orka pozostawiła ślad w organizmie. Nie było mowy o łupanie kolejnej tak ambitnej trasy. Rano wstaliśmy wcześnie ale obaj wiedzieliśmy, że jeśli jakaś jazda to najwcześniej koło południa. Był czas na spokojne śniadanie, na zakupy na mieście. Dopiero po tym zaczęliśmy coś myśleć o rowerze. No bo coś pojechać trzeba było. Pogoda obłęd, już po wczorajszym śmiganiu moje ręce i nogi zabarwiły się na czerwono. Dzisiaj w ruch poszły kremy z filtrem. Jutro ma być jednodniowe załamanie pogody więc akurat by się udało zrobić dzień regeneracyjny.
Naprędce skleciliśmy jakąś traskę i coś po 11 odpaliliśmy nasze maszyny. Na początku jazda wzdłuż wybrzeża. Rewelacja, idealne miejsce do trenowania interwałów, zakręty na tyle szerokie, że można wchodzić z max prędkością. Podjazdy krótkie, aż nogi świerzbią co by na blacie je łykać. No i do tego oczywiście rewelacyjne widoki na Adriatyk, góry i wyspy.
W Sv. Juraj odbijamy w lewo i zaczyna się orka. Przez ponad godzinę łupiemy non stop do góry. Nachylenie nawet znośne ale kilka razy pojawiają się ścianki gdy licznik wskazuje 12-13%. Słońce grzeje, bidon momentalnie robi się pusty, pot skapuje z nosa na ekran GPS. Ciągnie się ten podjazd i ciągnie, odliczam metry w pionie jakie pozostały nam do szczytu ale mijają tak jakoś wolno...
Chorwackie zadupia. Okolice Senj © furman
W końcu jesteśmy. Udało się. Kilkanaście minut przerwy i dajemy dalej. Zasuwamy teraz bocznymi drogami. Widoki rewelacja, przed nam wznoszą się wysokie góry ze szczytami pokrytymi śniegiem. Tam w planach też mamy być. Dalsza trasa cały czas prowadzi Chorwackimi zadupiami, droga miejscami kiepską ale da się spokojnie jechać. Najbardziej przeszkadza żwir na zakrętach. Turlikamy się spokojnie, pojawiające się 200 metrowe podjazdy nawet nie zwracają naszej uwagi. W końcu jak się łupnęło 1000 metrów na raz to na takie wypierdki człowiek nie zwraca uwagi :)
Jeszcze tylko podjazd na Vratnik i znów zasuwamy w dół do Senj. Trzeba powiedzieć że zjazd z Vratniki to pierwsza klasa. No i koniec traski. Tak w sumie to nie wiadomo co myśleć. Trochę niedosyt bo nawet setki nie ma. No i podjazdów "tylko" 1900 metrów :) Gdzie ja będę w Krakowie jeździł jak wrócę :)
Naprędce skleciliśmy jakąś traskę i coś po 11 odpaliliśmy nasze maszyny. Na początku jazda wzdłuż wybrzeża. Rewelacja, idealne miejsce do trenowania interwałów, zakręty na tyle szerokie, że można wchodzić z max prędkością. Podjazdy krótkie, aż nogi świerzbią co by na blacie je łykać. No i do tego oczywiście rewelacyjne widoki na Adriatyk, góry i wyspy.
W Sv. Juraj odbijamy w lewo i zaczyna się orka. Przez ponad godzinę łupiemy non stop do góry. Nachylenie nawet znośne ale kilka razy pojawiają się ścianki gdy licznik wskazuje 12-13%. Słońce grzeje, bidon momentalnie robi się pusty, pot skapuje z nosa na ekran GPS. Ciągnie się ten podjazd i ciągnie, odliczam metry w pionie jakie pozostały nam do szczytu ale mijają tak jakoś wolno...
Chorwackie zadupia. Okolice Senj © furman
W końcu jesteśmy. Udało się. Kilkanaście minut przerwy i dajemy dalej. Zasuwamy teraz bocznymi drogami. Widoki rewelacja, przed nam wznoszą się wysokie góry ze szczytami pokrytymi śniegiem. Tam w planach też mamy być. Dalsza trasa cały czas prowadzi Chorwackimi zadupiami, droga miejscami kiepską ale da się spokojnie jechać. Najbardziej przeszkadza żwir na zakrętach. Turlikamy się spokojnie, pojawiające się 200 metrowe podjazdy nawet nie zwracają naszej uwagi. W końcu jak się łupnęło 1000 metrów na raz to na takie wypierdki człowiek nie zwraca uwagi :)
Jeszcze tylko podjazd na Vratnik i znów zasuwamy w dół do Senj. Trzeba powiedzieć że zjazd z Vratniki to pierwsza klasa. No i koniec traski. Tak w sumie to nie wiadomo co myśleć. Trochę niedosyt bo nawet setki nie ma. No i podjazdów "tylko" 1900 metrów :) Gdzie ja będę w Krakowie jeździł jak wrócę :)
- DST 94.83km
- Czas 03:59
- VAVG 23.81km/h
- HRmax 159 ( 88%)
- HRavg 134 ( 74%)
- Podjazdy 1799m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
"Gdzie ja będę w Krakowie jeździł jak wrócę :)"
30 razy pod Sankę? ;-) mandraghora - 06:38 sobota, 12 kwietnia 2014 | linkuj
30 razy pod Sankę? ;-) mandraghora - 06:38 sobota, 12 kwietnia 2014 | linkuj
"Gdzie ja będę w Krakowie jeździł jak wrócę :)" to się chyba trzeba przeprowadzić w takie góry co się zaczynają zaraz nad morzem - czyli np. do Chorwacji..
TomliDzons - 08:21 piątek, 11 kwietnia 2014 | linkuj
Komentuj