Poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Kategoria Chorwacja
Jeziora Plitvickie z elementami przełaju.
Pora na coś solidnego. Pogoda od samego rana dopisuje, nie ma co kombinować, trzeba uderzyć w góry. Jak dawno nie jeździłem na krótko. Dzisiaj się dało od samego początku. No właśnie na początek poszedł podjazd pod Vratnik. Chcieliśmy tu powalczyć o jakiś dobry czas ale znów dał o sobie znać wiatr i pokrzyżował nasze plany. Chociaż w sumie nie poszło nawet tak źle. Podjazd jak dla mnie idealny, bez jakichś stromych ścian, cały czas trzyma w okolicy 5% co pozwala wejść na obroty i utrzymywanie dobrego ale niewykańczającego tempa.
Z Vratnika kawałek zjazdu i dłuższy czas zasuwamy po płaskim przez rozległą dolinę. Oczywiście cały czas pod wiatr. Jest nas dwoje więc zmiany nie dają zbyt wiele. Po dłuższej jeździe docieramy od skraju obniżenia i pomału szykujemy się na górki. Pierwszy podjazd podobnie jak Vratnik trzyma 5% ale jest sporo krótszy. Podjeżdżamy z 450 na 700 metrów. Tam robimy krótką przerwę, a po niej dokładamy jeszcze 100 metrów. Na przełęczy osiągamy prawie 800 metrów i odbijamy w boczną drogę. Początek niespecjalny, dziury i kiepski asfalt, potem nawierzchnia się poprawia i nowiutkim asfaltem lecimy w dół, zjeżdżamy w zarąbistą dolinką i tam prujemy wzdłuż rzeczki, w której płynie woda zielonego koloru. Po chwili czeka nas niespodzianka w postaci zakazu jazdy na rowerze. Dziwne droga marzenie, pies z kulawą nogą tu pewnie nie zagląda, a na rowerze nie można jeździć. Ignorujemy zakaz i lecimy dalej. Po chwili drugi zakaz i do tego zamknięty szlaban. To już nas trochę deprymuje. Ki pieron?
Jakoś nie mamy ochoty wracać na przełęcz więc decydujemy się jechać dalej. Co najwyżej jeśli droga się skończy to przejdziemy pieszo do drogi głównej, od której wg wskazań GPS dzieli nas jakieś 4 km w linii prostej.
Mamy teraz odcinek przełajowy. Droga nie jest tragiczna ale jakoś się jedzie. Po około 20 minutach jazdy zagadka z zakazem się rozwiązuje. Po prostu wjechaliśmy od dupy strony do Jeziorek Plitvickich. Pewnie postawili zakaz żeby ludziska nie jeździli tędy tylko bulili za bilety i wjeżdżali jedyną oficjalną stroną. Kilka fotek i zasuwamy dalej. Po dojechaniu do głównej drogi długi i szybki zjazd. Po nim znów odbijamy na boczną drogę i czeka nas jakieś 300 metrów podjazdu. Na szczycie musimy chwilę dychnąć i coś wszamać.
Jeziorka Plitvickie w Chorwacji © furman
Szybki zjazd i znów skręcamy przygotowując się do najwyższego podjazdu na trasie. Przełęcz sięga prawie 900 metrów, ale na szczęście startujemy z pułapu 480 metrów. Ciągnie się to trochę, ale znów fortuna nam sprzyja bo nachylenie nie przekracza 5-6% co ratuje nam życie. Picie się nam kończy, żarcia też mało, w nogach już zadomowiły się mrówki. Przynajmniej zjazd wynagradza nam te trudy bo leci się fantastycznie. Chorwackie zadupie podobają mi się coraz bardziej. Wiatr we włosach, szum opon, słoneczko i cały czas 4-5 dyszek na budziku. To mi się podoba. Udaje się zatankować wodę w źródełku z kranikiem. Zjeżdżamy do doliny. Rozglądamy się wokoło. Sprawa jest jednoznaczna. Ze wszystkich stron otaczają nas teraz góry. GPS wskazuje wysokość 560 metrów. Z profilu pamiętamy, że trzeba się będzie wspiąć na jakieś 800 m. Znów fajny podjazd, znów 5-6% ale już jedzie się trudniej. Sławek przeżywa kryzys, odpada tuż przed szczytem. Na górze trochę zwalniam i zjazd robimy już razem.
Teraz czeka nas kilka kilometrów pod płaskim, na szczęście teraz już z wiatrem, a potem jakieś 250 metrów pod Vratnik. Jakoś boczną drogą przelatujemy przez okoliczne wiochy. Znów dają o sobie znać miejscowe psiska. Wyjątkowo nie lubią bikerów ale na szczęście to tylko pozoranci i kończy się tylko na manifestacjach niezadowolenie z ich strony. Wyskakujemy na główną drogę, nasza trasa łączy sie tutaj z tą którą jechaliśmy rano. Pierwsze hopki pod Vratnik dają mi sygnał, że coś nie tak dzieje się moim organizmem. Dosłownie w ciągu kilku minut odcina mi wszystkie siły. Wiem co jest grane bo już do dłuższego czasy myślałem o brakach w jedzeniu. Kanapki ( 2 sztuki) poszły już dawno temu. Do tego jeden Ikar. Żle oszacowałem swoje zasoby i teraz płacę za to cenę. Ten odcinek to koszmar. Sławek na początku jedzie za mną, ale szybko wychodzi na przód, a ja zanim toczę walkę o przetrwanie.
Od tej strony Vratnik to zabawa, a jednak każdy metr podjazdu kosztuje mnie coraz więcej sił. Przed oczami zaczyna robić się ciemno, nogi jak z waty. Już nawet mam problem z odczytem wysokości na GPS. Odliczam metry w pionie i szepczę sobie pod nosem..byle do Vartnika, byle tam dotrzeć to przeżyję. Za nim już tylko 15 km zjazdu...muszę utrzymać koło Sławkowi...jak odpadnę to nie wiem co będzie...byle dotrzeć na przełęcz..wytrzymaj jeszcze chwilę...jeszcze tylko 50 metrów...30 metrów...już za zakrętem.
Chorwacja - na przełęczy Vratnik © furman
Jest. Muszę się zatrzymać, głowa opada w dół, zbieram siły, mam problemy z utrzymaniem się na nogach. Sławek zjada batona i lecimy w dół. Nie mam ani grama mocy. Już po kilkuset metrach Sławek znika z pola widzenie. Ja nie mam siły nawet dokręcać, na zakrętach muszę uważać bo mam problemy z koordynacją ruchów. Do Senj dojeżdżam na szczęście cały i zdrowy, a ostatni kilometr na kwaterę pokonuję na młynku. Kurcze, taki wyrypany to dawno nie byłem.
Micha makarony stawia mnie na nogi :)
Z Vratnika kawałek zjazdu i dłuższy czas zasuwamy po płaskim przez rozległą dolinę. Oczywiście cały czas pod wiatr. Jest nas dwoje więc zmiany nie dają zbyt wiele. Po dłuższej jeździe docieramy od skraju obniżenia i pomału szykujemy się na górki. Pierwszy podjazd podobnie jak Vratnik trzyma 5% ale jest sporo krótszy. Podjeżdżamy z 450 na 700 metrów. Tam robimy krótką przerwę, a po niej dokładamy jeszcze 100 metrów. Na przełęczy osiągamy prawie 800 metrów i odbijamy w boczną drogę. Początek niespecjalny, dziury i kiepski asfalt, potem nawierzchnia się poprawia i nowiutkim asfaltem lecimy w dół, zjeżdżamy w zarąbistą dolinką i tam prujemy wzdłuż rzeczki, w której płynie woda zielonego koloru. Po chwili czeka nas niespodzianka w postaci zakazu jazdy na rowerze. Dziwne droga marzenie, pies z kulawą nogą tu pewnie nie zagląda, a na rowerze nie można jeździć. Ignorujemy zakaz i lecimy dalej. Po chwili drugi zakaz i do tego zamknięty szlaban. To już nas trochę deprymuje. Ki pieron?
Jakoś nie mamy ochoty wracać na przełęcz więc decydujemy się jechać dalej. Co najwyżej jeśli droga się skończy to przejdziemy pieszo do drogi głównej, od której wg wskazań GPS dzieli nas jakieś 4 km w linii prostej.
Mamy teraz odcinek przełajowy. Droga nie jest tragiczna ale jakoś się jedzie. Po około 20 minutach jazdy zagadka z zakazem się rozwiązuje. Po prostu wjechaliśmy od dupy strony do Jeziorek Plitvickich. Pewnie postawili zakaz żeby ludziska nie jeździli tędy tylko bulili za bilety i wjeżdżali jedyną oficjalną stroną. Kilka fotek i zasuwamy dalej. Po dojechaniu do głównej drogi długi i szybki zjazd. Po nim znów odbijamy na boczną drogę i czeka nas jakieś 300 metrów podjazdu. Na szczycie musimy chwilę dychnąć i coś wszamać.
Jeziorka Plitvickie w Chorwacji © furman
Szybki zjazd i znów skręcamy przygotowując się do najwyższego podjazdu na trasie. Przełęcz sięga prawie 900 metrów, ale na szczęście startujemy z pułapu 480 metrów. Ciągnie się to trochę, ale znów fortuna nam sprzyja bo nachylenie nie przekracza 5-6% co ratuje nam życie. Picie się nam kończy, żarcia też mało, w nogach już zadomowiły się mrówki. Przynajmniej zjazd wynagradza nam te trudy bo leci się fantastycznie. Chorwackie zadupie podobają mi się coraz bardziej. Wiatr we włosach, szum opon, słoneczko i cały czas 4-5 dyszek na budziku. To mi się podoba. Udaje się zatankować wodę w źródełku z kranikiem. Zjeżdżamy do doliny. Rozglądamy się wokoło. Sprawa jest jednoznaczna. Ze wszystkich stron otaczają nas teraz góry. GPS wskazuje wysokość 560 metrów. Z profilu pamiętamy, że trzeba się będzie wspiąć na jakieś 800 m. Znów fajny podjazd, znów 5-6% ale już jedzie się trudniej. Sławek przeżywa kryzys, odpada tuż przed szczytem. Na górze trochę zwalniam i zjazd robimy już razem.
Teraz czeka nas kilka kilometrów pod płaskim, na szczęście teraz już z wiatrem, a potem jakieś 250 metrów pod Vratnik. Jakoś boczną drogą przelatujemy przez okoliczne wiochy. Znów dają o sobie znać miejscowe psiska. Wyjątkowo nie lubią bikerów ale na szczęście to tylko pozoranci i kończy się tylko na manifestacjach niezadowolenie z ich strony. Wyskakujemy na główną drogę, nasza trasa łączy sie tutaj z tą którą jechaliśmy rano. Pierwsze hopki pod Vratnik dają mi sygnał, że coś nie tak dzieje się moim organizmem. Dosłownie w ciągu kilku minut odcina mi wszystkie siły. Wiem co jest grane bo już do dłuższego czasy myślałem o brakach w jedzeniu. Kanapki ( 2 sztuki) poszły już dawno temu. Do tego jeden Ikar. Żle oszacowałem swoje zasoby i teraz płacę za to cenę. Ten odcinek to koszmar. Sławek na początku jedzie za mną, ale szybko wychodzi na przód, a ja zanim toczę walkę o przetrwanie.
Od tej strony Vratnik to zabawa, a jednak każdy metr podjazdu kosztuje mnie coraz więcej sił. Przed oczami zaczyna robić się ciemno, nogi jak z waty. Już nawet mam problem z odczytem wysokości na GPS. Odliczam metry w pionie i szepczę sobie pod nosem..byle do Vartnika, byle tam dotrzeć to przeżyję. Za nim już tylko 15 km zjazdu...muszę utrzymać koło Sławkowi...jak odpadnę to nie wiem co będzie...byle dotrzeć na przełęcz..wytrzymaj jeszcze chwilę...jeszcze tylko 50 metrów...30 metrów...już za zakrętem.
Chorwacja - na przełęczy Vratnik © furman
Jest. Muszę się zatrzymać, głowa opada w dół, zbieram siły, mam problemy z utrzymaniem się na nogach. Sławek zjada batona i lecimy w dół. Nie mam ani grama mocy. Już po kilkuset metrach Sławek znika z pola widzenie. Ja nie mam siły nawet dokręcać, na zakrętach muszę uważać bo mam problemy z koordynacją ruchów. Do Senj dojeżdżam na szczęście cały i zdrowy, a ostatni kilometr na kwaterę pokonuję na młynku. Kurcze, taki wyrypany to dawno nie byłem.
Micha makarony stawia mnie na nogi :)
- DST 187.77km
- Teren 5.00km
- Czas 07:14
- VAVG 25.96km/h
- HRmax 165 ( 92%)
- HRavg 132 ( 73%)
- Podjazdy 2575m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Trasa zajebista! Połowę z niej przejechałem samochodem, gdybyście dalej śmigneli drogą D52 to była tam kolejna przełęcz, a widok z niej jest prześwietny... Zazdraszczam wyjazdu, Chorwacja jest świetna :-)
TomliDzons - 20:50 poniedziałek, 7 kwietnia 2014 | linkuj
Komentuj