Informacje

  • Wszystkie kilometry: 98158.76 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.92%)
  • Czas na rowerze: 202d 00h 10m
  • Prędkość średnia: 20.19 km/h
  • Suma w górę: 848319 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 11 września 2011 Kategoria Zawody

Maraton Jasło - to już chyba koniec.l

Koniec ściganie w tym roku. Co będzie za rok to się zobaczy.

Na maraton w Jaśle trochę się przygotowywałem. Począwszy od końca czerwca moja forma gwałtownie zniżkowała czemu zresztą nie przeciwdziałałem. Jednak po przejechaniu maratonu w Komańczy przeżyłem szok gdy przekonałem się co dzieje się z organizmem po 6 tygodniach obijania się. Widziałem, że tak będzie ale moc z jaką uderzyła we mnie rzeczywistość oszołomiła mnie wręcz i nie ukrywam, że przygnębiła.

Wiecie jak to jest, człowiek przyzwyczajony do walki o trofea przyjeżdża na maraton po dłuższym czasie obijania się. Wie, że nie jest w stanie walczyć na swoim zwykłym poziomie, ale w najgłębszych zakamarkach duszy czai się nadzieja. Przecież tego robiłem, tamtego objeżdżałem, może jednak uda się to zrobić ponownie. I chociaż jest przygotowany na porażkę to ta jest sporym rozgoryczeniem.

Dlatego właśnie postanowiłem pożegnać sezon z Cyklokarpatami z honorem. Potrenowałem trochę w sierpniu i jechałem do Jasła nadzieją na jako-taki wynik.
Pogoda dopisała, wyszedł cudowny maraton. Aż chce się jeździć na takie. Jeśli tak będą wyglądać maratony w przyszłym sezonie to chcę w nich jeździć :)

Runda honorowa po Jaśle przebiegła bez wypadków. Po wjeździe na pierwsze szutry peleton szybko zaczął się rozciągać, a gdy pojawiły się pierwsze podjazdy wszystko zaczęło się rwać i dzielić na grupki. Byłem dosyć daleko z tyłu i dopiero podjazdy pozwoliły mi przebić się trochę do przodu. Na tyle żeby znaleźć się w sprawnie jadącej części stawki ale też nie zagotować już na samym początku.

Kątem oka dostrzegam Andrzeja Wytrwała z Tarnowa. Omal z nim nie przegrałem w Komańczy, teraz jest chyba lepiej bo bez większego wysiłku odjeżdżam mu na pierwszej górce. Jeden podjazd, drugi podjazd i zaczynam kojarzyć rywali. Jest z przodu Kuba Zbiegień, jedzie Wojtek Szustak z Tarnowa, Jurek Świderski też śmiga obok.

Początki mam zawsze kiepskie, nie inaczej jest i tym razem, dlatego też nie cisną na siłę i raczej próbuję wejść w swój rytm. Nie ma tragedii, wprawdzie wymienione wyżej osoby powinny być już sporo za mną ale ich obecność oznacza przyzwoitą jazdę.

Tutejsze górki nie są długie ale za to bywają strome. Zbliżamy się do masywu Liwocza i podjazdy zaczynają wchodzić w nogi. Kuba Zbiegień i Jurek Świderski zostają w tyle ale Wojtek wraz z gościem w stroju Sikorskiego i jeszcze ktoś pomału odjeżdżają. Na podjeździe pod Liwocz próbuję szarpać i zmniejszyć dystans ale jakoś nie bardzo wychodzi.

Na bufecie łapię tylko picie i szybko staram się zdobyć szczyt. Na górze kawałek lekkiego zjazdu, a potem dwie bardzo niebezpieczne ścianki. Pierwsza bardzo stroma i pełna luźnych kamieni. Pokonuję ją szybko i trzeba powiedzieć, że dosyć ryzykownie. Druga ścianka mniej stroma ale za to prowadzi w wąwozie pełnym głębokich kolein. Gdyby było mokro to w tym miejscu ratownicy mieliby co robić.

Na szczęście jest spoko i uważnie jadąc docieram bez problemów w dół. Kawałem płaskiego i podjazd pod mały Liwocz. Króciutki i szybko go pokonuję. Coś zaczyna mnie przetykać i czuję, że jedzie się świetnie. Mykam jakiegoś gościa i zaczyna się długi i szybki zjazd. Na dole zakręt o 270 stopni. Tuż za mną czai się Michał Żywiec. Krótki ale stromy podjazd, podkręcam trochę tempo, puls idzie w górę ale nogi jakoś dają radę. No to redukcja, ząbek niżej i znów mocno deptam.

Czuję wyraźnie, że zwiększyłem tempo ale skoro organizm nie protestuje to treba to kontynuować. Widać już efekty, szybko mija kolejnego gościa, z przody majaczy koszulka z Jedlicza. To Łukasz Pudło, zamieniamy kilka słów i już pomału odjeżdżam. Potem łykam znów dwóch gości i przed sobą widzę trójkę, która uciekła mi przed Liwoczem. Jedzie Wojtek Szustak, gość z Sikorskiego i jeszcze ktoś. Mykam ich przy pierwszej sposobności i szybko zostawiam z tyłu.

Za chwilę rozjazd na giga ale nie mam jakoś ochoty po raz drugi gramolić się Liwocz chociaż czuję się świetnie. Teraz seria długich zjazdów, łapię oddech i mogę znów mocniej przycisną. Jadę obok Milo Cimbala ze Słowacji. Gość robi postępy, jeszcze rok temu nawet nie myślałem o ściganiu się z nim, a w tym roku objechał mnie w Komańczy. Tym razem również ciężko go urwać. Długo jedziemy razem. Za nami jakiś gość z JSC. Dopiero jakiś dłuższy podjazd pozwala odskoczyć.

Jadę już na maksa. Blokada amorka załączona, twarde biegi w robocie, co bardziej strome fragmenty pokonuję na stojąco. Wyprzedzam kolejnych rywali. Dochodzą Mateusza Dachowskiego, a to oznacza, że jadę już naprawdę nieźle. On również zostaje w tyle. Jest ciężko, dług tlenowy coraz większy. Teren strasznie pofałdowany, nie ma kiedy odpocząć. Znów dochodzę jakiegoś gościa w stroju z Przeworska. Ten już nie daje się tak łatwo urwać. Cały czas słyszę za sobą jego rower.

Do mety już naprawdę niedaleko, a ja jadę już na oparach. Na szczęście ostatnie fragmenty są w miarę płaskie. Przejeżdżamy obok Karpackiej Troi, a potem oszmarny odcinek po byłym nasypie kolejowym pozbawionym już torów. Trzęsie okropnie. Mijam kilku gości ale to już chyba niedobitki z Hobby są. Gość z Przeworska cały czas siedzi mi na ogonie. Wyskakujemy na asfalt i daję już na maxa. Wyskakuję na most na Wisłoce. Ostatni fragment trzeba zejść z roweru. Facet cały czas za mną. Na rower i zjazd na wały. Lecę już w trupa, wiatr szumi w uszach, nogi pieką okrutnie, ledwo łapię oddech ale nie oglądam się za siebie. Nie ma co kombinować, jeśli zachował więcej sił to mnie zrobi na ostatnich metrach. Dlatego szkoda czasu na oglądanie się, wypadanie z rytmu. Byle do przodu. Ciężko się jedzie, wiatr wieje prosto w twarz. Jeszcze kilkaset metrów do zjazdu z wału, a ja już nie wydalam. Siły opuszczają mnie coraz bardziej, na kasecie łańcuch wędruje na ósmy bieg, potem siódmy, w końcu przesuwam manetkę na szóstkę. Niech się dzieje co chce. Nie mam już sił. Obracam głowę i widzę za sobą pustkę. Spokojnie zjeżdżam z wału i już bez stresu pokonuję linię mety.

15 miejsce w open i drugie w kategorii M4 bardzo cieszy. Może obstawa nie była jakaś super mocna dzisiaj ale przynajmniej pojechał dobrze. Było warto potrenować trochę w sierpniu. Honorowo zakończyłem ten sezon ścigania.


  • DST 59.70km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 21.58km/h
  • HRmax 178 ( 98%)
  • HRavg 158 ( 87%)
  • Kalorie 2686kcal
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Witaj Furman ;)

Cieszę się, że maraton w Jaśle przypadł Ci do gustu. Też życzyłbym sobie, żeby w przyszłym roku każdy maraton tak wyglądał :)

Natomiast co do "gościa w stroju sikorskiego" to był najprawdopodobniej Jakub Sikorski we własnej osobie ;)
wojtekw
- 17:51 niedziela, 18 września 2011 | linkuj
Gratulacje!
robin
- 20:11 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Gratulacje.
Zdaje się, że mijaliśmy się rano na parkingu w Jaśle, odwiozłem brata na maraton na rowerze.
pozdrawiam
WuJekG
- 13:08 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa owduz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl