Sobota, 26 marca 2011
Kategoria Zawody
Indywidualna jazda na czas - Miechów.
No to przetarcie przed sezonem już za mną. Wobec zapowiadanego załamania pogody wybrałem się do Miechowa autem. Rano pogoda nawet spoko ale zimno.
Chwilę żałowałem, że jednak nie poleciałem rowerem jednak gdy zaczęło pokapywać to szybko mi przeszło.
Załatwianie formalności, krótka rozgrzewka i szybko ustawiam się w kolejce do startu. Puszczają co 2 minuty, przede mną jedzie jakiś dzieciak. Wolał bym kogoś mocniejszego :) Chociaż to w sumie wszystko jedno bo trasa ma długość 10 km, a to trochę mało na odrabianie dużych różnic.
No nic - start. Jak na złość mam problemy z wpięciem się ale jakoś w końcu się wklikuję i mocno deptam. Szybko doganiam dzieciaka i staram się trzymać dobre tempo ale bez jakiegoś szarpania. Wiatr wieje w twarz, w Gołczy zaczyna zacinać deszcz ale po chwili zanika. Za Gołczą zaczynają się małe podjazdy. Jedzie się nie najgorzej, jakiegoś specjalnego powera w nodze nie czuję ale nie jest też źle.
Przed sobą widzę kolejnego rywala, to by znaczyło, ze dochodzę gościa, który wystartował 4 minuty wcześniej. To trochę mnie mobilizuje i dokręcam mocniej. Doganiam gościa, mina mi trochę rzednie gdy widzę, że jedzie na MTB. Kilka metrów z przodu kolejny rywal, ten już na kolarce ale wyraźnie widać, że gościowi się umiera. Do mety już niedaleko, zaczyna się dosyć solidny podjazd, staram się jeszcze jakoś docisnąć i wpadam na metę z czasem 21:40
Trochę statystyk. Średnia prędkość 27,3. Miewałem lepsze w tym roku, na dłuższych trasach i w górach. Ale trzeba przyznać, że tutaj było cały czas pod mocny wiatr.
Średnie tętno - 163. Na zawodach XC miewam średnie ponad 170. Trudno powiedzieć dlaczego takie słabe. Być może to wynik mocno przepracowanego tygodnia i słabej regeneracji, a być może organizm jeszcze nie zaadoptował się do takich intensywności.
No i teraz wyniki. Jadąc w kategorii M4 udało się wskoczyć na podium i stanąć na 3 miejscu. Licząc Open, byłem 7 na 40 osób. Bez wodotrysków ale przyzwoity wynik. Warto zauważyć, że w pierwszej ósemce open uplasowały się cztery osoby z kategorii M4. Jak widać, lokalne zawody, a obsada okazała się bardzo mocna.
Podsumowując - typowe czasówki, zwłaszcza na szosie to nie moja konkurencja ale coś tam się jeździ. Forma chyba bardzo przyzwoita, liczę na to, że gdy tylko siądę na MTB i przyjdzie się ścigać przez 3-4 godziny to będzie git.
A teraz się grzeję bo to co zmarzłem to lepiej nie gadać. Brrr...
Chwilę żałowałem, że jednak nie poleciałem rowerem jednak gdy zaczęło pokapywać to szybko mi przeszło.
Załatwianie formalności, krótka rozgrzewka i szybko ustawiam się w kolejce do startu. Puszczają co 2 minuty, przede mną jedzie jakiś dzieciak. Wolał bym kogoś mocniejszego :) Chociaż to w sumie wszystko jedno bo trasa ma długość 10 km, a to trochę mało na odrabianie dużych różnic.
No nic - start. Jak na złość mam problemy z wpięciem się ale jakoś w końcu się wklikuję i mocno deptam. Szybko doganiam dzieciaka i staram się trzymać dobre tempo ale bez jakiegoś szarpania. Wiatr wieje w twarz, w Gołczy zaczyna zacinać deszcz ale po chwili zanika. Za Gołczą zaczynają się małe podjazdy. Jedzie się nie najgorzej, jakiegoś specjalnego powera w nodze nie czuję ale nie jest też źle.
Przed sobą widzę kolejnego rywala, to by znaczyło, ze dochodzę gościa, który wystartował 4 minuty wcześniej. To trochę mnie mobilizuje i dokręcam mocniej. Doganiam gościa, mina mi trochę rzednie gdy widzę, że jedzie na MTB. Kilka metrów z przodu kolejny rywal, ten już na kolarce ale wyraźnie widać, że gościowi się umiera. Do mety już niedaleko, zaczyna się dosyć solidny podjazd, staram się jeszcze jakoś docisnąć i wpadam na metę z czasem 21:40
Trochę statystyk. Średnia prędkość 27,3. Miewałem lepsze w tym roku, na dłuższych trasach i w górach. Ale trzeba przyznać, że tutaj było cały czas pod mocny wiatr.
Średnie tętno - 163. Na zawodach XC miewam średnie ponad 170. Trudno powiedzieć dlaczego takie słabe. Być może to wynik mocno przepracowanego tygodnia i słabej regeneracji, a być może organizm jeszcze nie zaadoptował się do takich intensywności.
No i teraz wyniki. Jadąc w kategorii M4 udało się wskoczyć na podium i stanąć na 3 miejscu. Licząc Open, byłem 7 na 40 osób. Bez wodotrysków ale przyzwoity wynik. Warto zauważyć, że w pierwszej ósemce open uplasowały się cztery osoby z kategorii M4. Jak widać, lokalne zawody, a obsada okazała się bardzo mocna.
Podsumowując - typowe czasówki, zwłaszcza na szosie to nie moja konkurencja ale coś tam się jeździ. Forma chyba bardzo przyzwoita, liczę na to, że gdy tylko siądę na MTB i przyjdzie się ścigać przez 3-4 godziny to będzie git.
A teraz się grzeję bo to co zmarzłem to lepiej nie gadać. Brrr...
- DST 31.20km
- Czas 01:17
- VAVG 24.31km/h
- Temperatura 2.0°C
- HRmax 173 ( 95%)
- HRavg 118 ( 65%)
- Kalorie 1067kcal
- Podjazdy 94m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 marca 2011
Kategoria Trening
Przebieżka.
Nie wiadomo czy z tego weekendowego ścigania coś wyjdzie ale nie szalałem dzisiaj. Krótki wypad do Pychowice, jedna pętelka w terenie i do domciu.
Rano zobaczę jakie warunki i podejmę decyzję czy jechać do Miechowa.
Rano zobaczę jakie warunki i podejmę decyzję czy jechać do Miechowa.
- DST 28.58km
- Teren 4.00km
- Czas 01:21
- VAVG 21.17km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 161 ( 88%)
- HRavg 103 ( 56%)
- Kalorie 969kcal
- Podjazdy 62m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 marca 2011
Kategoria Różne
Interesy - miasto
J.w.
- DST 20.46km
- Czas 01:12
- VAVG 17.05km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 marca 2011
Kategoria Trening
Poprawka :)
Trzeba było poprawić po wczorajszy. Trochę mniej czasu miałem więc trasa nie taka ambitna. Mniej gór ale gdyby ktoś miał powiedział, że płasko to bym się kłócił :)
Poleciałem ma Myślenice, skąd starą zakopianką skierowałem się na południe. Za Pcimiem odbijam na Jordanów ale nie jadę do tego miasta lecz kieruję się na Maków Podhalański. Jadę wolniej niż wczoraj, czuję w nogach jeszcze te przełęcze. Wiatr oczywiście jak zwykle w twarz. W miejscowości Wieprzec wyrasta stroma ścianka, do której pokonania jestem zmuszony zrzucić na młynek. To pierwszy raz kiedy używam tego przełożenie w tym rowerze. Pewnie gdybym się uparł to bym wyciągnął na średniej ale nie o to mi dzisiaj chodzi.
Na zjeździe droga fatalnej jakości, nie ma szans na podciągnięcie średniej. Dojeżdżam do głównej drogi i szybko dobijam do Makowa. Przede mną najcięższy podjazd dzisiejszego dnia. Góra Makowska to nie jakiś wybitny szczyt ale wtoczenie się tutaj kosztuje sporo sił i samozaparcia. Zjazd do Jachówki wąska i bardzo stromą drogą, do tego ostre zakręty więc jadę bardzo ostrożnie. Tym bardziej, że przez ostatnie kilkanaście minut pokapywało coś z niebie i jest trochę mokre.
Z Jachówki już expresowo przez Budzów i Sułkowice prują do domu.
Jutro plaża, w piątek jakiś lajcik no i w sobotę otwieramy sezon. Czasówka w Miechowie. Oby pogoda pozwoliła wystartować. To nie moja konkurencja, preferuję dłuższe trasy i MTB ale tanio skóry nie sprzedam :)
Poleciałem ma Myślenice, skąd starą zakopianką skierowałem się na południe. Za Pcimiem odbijam na Jordanów ale nie jadę do tego miasta lecz kieruję się na Maków Podhalański. Jadę wolniej niż wczoraj, czuję w nogach jeszcze te przełęcze. Wiatr oczywiście jak zwykle w twarz. W miejscowości Wieprzec wyrasta stroma ścianka, do której pokonania jestem zmuszony zrzucić na młynek. To pierwszy raz kiedy używam tego przełożenie w tym rowerze. Pewnie gdybym się uparł to bym wyciągnął na średniej ale nie o to mi dzisiaj chodzi.
Na zjeździe droga fatalnej jakości, nie ma szans na podciągnięcie średniej. Dojeżdżam do głównej drogi i szybko dobijam do Makowa. Przede mną najcięższy podjazd dzisiejszego dnia. Góra Makowska to nie jakiś wybitny szczyt ale wtoczenie się tutaj kosztuje sporo sił i samozaparcia. Zjazd do Jachówki wąska i bardzo stromą drogą, do tego ostre zakręty więc jadę bardzo ostrożnie. Tym bardziej, że przez ostatnie kilkanaście minut pokapywało coś z niebie i jest trochę mokre.
Z Jachówki już expresowo przez Budzów i Sułkowice prują do domu.
Jutro plaża, w piątek jakiś lajcik no i w sobotę otwieramy sezon. Czasówka w Miechowie. Oby pogoda pozwoliła wystartować. To nie moja konkurencja, preferuję dłuższe trasy i MTB ale tanio skóry nie sprzedam :)
- DST 135.19km
- Czas 04:54
- VAVG 27.59km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 154 ( 85%)
- HRavg 136 ( 75%)
- Kalorie 5249kcal
- Podjazdy 961m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 marca 2011
Kategoria Trening
Przełęcz Ostra.
Celem dzisiejszego wyjazdu była przełęcz Ostra rozdzielająca góry Cichoń i Ostra.
Wznosi się na wysokość 820 m. i zaatakowałem ją z Kamienicy. Znaczy się jechałem z Krakowa ale uderzenie wieńczące dzieło rozpoczęło się właśnie w Kamienicy.
Aby tam dotrzeć musiałem wyjechać wcześnie rano i pokonać oprócz Ostrej jeszcze trzy solidne przełęcze, oraz pokonać całą masę pagórków i zmarszczek :)
Rano (wyjechałem o 6.30) było bardzo zimno. Prognozy obiecywały słoneczną pogodę i temperaturę około 10 stopni wobec czego zaryzykowałem i nie ubierałem się specjalnie ciepło godząc się tym samym z faktem dyskomfortu cieplnego przez pierwsze 2-3 godziny.
Pierwszy solidny podjazd za Wieliczką poszedł trochę mułowato bo jeszcze rozjechany nie byłem. Szybko dojechałem do Wiśniowej skąd sprawnie wspiąłem się na przełęcz w Wierzbanowej. Zjazd do Kasiny Wielkiej, zmarszczka za Kasiną i szybki zjazd do Mszany. Tam skręcam na Lubomierz i pomału zbliżam się do przeł. Przysłup. Aż do Lubomierza jest w miarę płasko, dopiero końcowy fragment oferuje dwie solidne ścianki, które szybko wprowadzają na szczyt.
Na górze dosyć zimno, sporo śniegu. Zjazd do doliny Kamienicy szybki ale bardzo zimny. Zacieniona dolina w połączeniu z szybką jazdą mocno mnie wychładza. W Kamienicy robię odpoczynek, wrzucam na ruszt drożdżówkę i rozpoczynam atak na Ostrą. Nie ma tragedii, najpierw łagodnie w górę przez zabudowane tereny. Potem wyjeżdżam na odkryty teren, droga suchutka, słoneczko grzeje, dookoła wspaniałe widoki. Jest cudnie, aż chce się żyć. Takie kwestie jak wzrastające nachylenie wobec takich okoliczności schodzą na drugi plan. Trzeba jednak powiedzieć, że cały podjazd nie jest jakiś specjalnie wymagający i poszedł bardzo sprawnie.
Zjazd do Limanowej jest bardziej zakręcony. Sporo serpentyn, większe nachylenie, droga miejscami mokra i śliska gdyż cały czas prowadzi lasem. Nie dziwne, że na górze stoi tablica ostrzegająca kierowców przed tym zjazdem. Ostra znana jest z licznych wypadków, stoki są bardzo strome i wypadnięcie z drogi o co nietrudno kończy się bardzo tragicznie. Są wprawdzie barierki, i to bardzo solidne ale jak wiadomo różnie to bywa. Osobiście słyszałem przypadek o kierowcy ciężarówki, który zaginął wraz z wozem i dopiero po kilku dniach znaleziono go w lesie. Wyleciał z drogi i jedynie przypadkiem ktoś wypatrzył go kilkadziesiąt metrów od drogi wśród drzew.
Ja zjeżdżam bezpiecznie i szybko docieram do Limanowej gdzie robię kolejną przerwę na jedzenie. Z Limanowej kieruję się na Bochnię. Do zdobycia kolejna przełęcz. Nosi nazwę Widoma ale znana jest również jako Rozdziele - pewnie od miejscowości w jakiej się znajduje. Chociaż jest najniższą przełęczą na mojej trasie to podjazd daje mi w kość. Składa się na to spore nachylenie jak również coraz bardziej odczuwalne zmęczenie. Jakoś jednak pokonuję ten podjazd i rozpoczynam długi zjazd do Żegociny.
Największe góry już za mną. Teraz szybko pruję na Łąkte Górną, odbijam na Trzcianę i wylatuję przed Łapanowem. Nie wjeżdżam jednak do tego miasteczka i przebijam się bocznymi drogami aż do Grodkowic leżących przy głównej drodze Kraków-Tarnów. Końcowy odcinek do Krakowa pokonuję właśnie tą drogą. Od kiedy uruchomiono autostradę jazda tutaj jest całkiem przyjemne. Szerokie pobocze, znośny ruch i dobra nawierzchnia pozwalają na przyjemną jazdę. Jednak tym razem nie jest przyjemnie gdyż muszę teraz dawać idealnie pod wiatr. Jest kilka podjazdów do pokonaniu. Jestem już lekko wypruty i nie ukrywam, że wszystkie te czynniki powodują, że jazda idzie mi bardzo opornie.
No, ale dom już niedaleko. Przez Śledziejowice i Kokotów docieram do domu. Wyjazd poezja. Piękna pogoda, chociaż chłodno. Wspaniałe góry, długie podjazdy, wiatr we włosach, naprawdę polecam takie wypady. Chociaż jestem bardzo zmęczony to na usta cisną się słowa - CHCE SIĘ ŻYĆ !!!!
Jutro poprawka :)
Wznosi się na wysokość 820 m. i zaatakowałem ją z Kamienicy. Znaczy się jechałem z Krakowa ale uderzenie wieńczące dzieło rozpoczęło się właśnie w Kamienicy.
Aby tam dotrzeć musiałem wyjechać wcześnie rano i pokonać oprócz Ostrej jeszcze trzy solidne przełęcze, oraz pokonać całą masę pagórków i zmarszczek :)
Rano (wyjechałem o 6.30) było bardzo zimno. Prognozy obiecywały słoneczną pogodę i temperaturę około 10 stopni wobec czego zaryzykowałem i nie ubierałem się specjalnie ciepło godząc się tym samym z faktem dyskomfortu cieplnego przez pierwsze 2-3 godziny.
Pierwszy solidny podjazd za Wieliczką poszedł trochę mułowato bo jeszcze rozjechany nie byłem. Szybko dojechałem do Wiśniowej skąd sprawnie wspiąłem się na przełęcz w Wierzbanowej. Zjazd do Kasiny Wielkiej, zmarszczka za Kasiną i szybki zjazd do Mszany. Tam skręcam na Lubomierz i pomału zbliżam się do przeł. Przysłup. Aż do Lubomierza jest w miarę płasko, dopiero końcowy fragment oferuje dwie solidne ścianki, które szybko wprowadzają na szczyt.
Na górze dosyć zimno, sporo śniegu. Zjazd do doliny Kamienicy szybki ale bardzo zimny. Zacieniona dolina w połączeniu z szybką jazdą mocno mnie wychładza. W Kamienicy robię odpoczynek, wrzucam na ruszt drożdżówkę i rozpoczynam atak na Ostrą. Nie ma tragedii, najpierw łagodnie w górę przez zabudowane tereny. Potem wyjeżdżam na odkryty teren, droga suchutka, słoneczko grzeje, dookoła wspaniałe widoki. Jest cudnie, aż chce się żyć. Takie kwestie jak wzrastające nachylenie wobec takich okoliczności schodzą na drugi plan. Trzeba jednak powiedzieć, że cały podjazd nie jest jakiś specjalnie wymagający i poszedł bardzo sprawnie.
Zjazd do Limanowej jest bardziej zakręcony. Sporo serpentyn, większe nachylenie, droga miejscami mokra i śliska gdyż cały czas prowadzi lasem. Nie dziwne, że na górze stoi tablica ostrzegająca kierowców przed tym zjazdem. Ostra znana jest z licznych wypadków, stoki są bardzo strome i wypadnięcie z drogi o co nietrudno kończy się bardzo tragicznie. Są wprawdzie barierki, i to bardzo solidne ale jak wiadomo różnie to bywa. Osobiście słyszałem przypadek o kierowcy ciężarówki, który zaginął wraz z wozem i dopiero po kilku dniach znaleziono go w lesie. Wyleciał z drogi i jedynie przypadkiem ktoś wypatrzył go kilkadziesiąt metrów od drogi wśród drzew.
Ja zjeżdżam bezpiecznie i szybko docieram do Limanowej gdzie robię kolejną przerwę na jedzenie. Z Limanowej kieruję się na Bochnię. Do zdobycia kolejna przełęcz. Nosi nazwę Widoma ale znana jest również jako Rozdziele - pewnie od miejscowości w jakiej się znajduje. Chociaż jest najniższą przełęczą na mojej trasie to podjazd daje mi w kość. Składa się na to spore nachylenie jak również coraz bardziej odczuwalne zmęczenie. Jakoś jednak pokonuję ten podjazd i rozpoczynam długi zjazd do Żegociny.
Największe góry już za mną. Teraz szybko pruję na Łąkte Górną, odbijam na Trzcianę i wylatuję przed Łapanowem. Nie wjeżdżam jednak do tego miasteczka i przebijam się bocznymi drogami aż do Grodkowic leżących przy głównej drodze Kraków-Tarnów. Końcowy odcinek do Krakowa pokonuję właśnie tą drogą. Od kiedy uruchomiono autostradę jazda tutaj jest całkiem przyjemne. Szerokie pobocze, znośny ruch i dobra nawierzchnia pozwalają na przyjemną jazdę. Jednak tym razem nie jest przyjemnie gdyż muszę teraz dawać idealnie pod wiatr. Jest kilka podjazdów do pokonaniu. Jestem już lekko wypruty i nie ukrywam, że wszystkie te czynniki powodują, że jazda idzie mi bardzo opornie.
No, ale dom już niedaleko. Przez Śledziejowice i Kokotów docieram do domu. Wyjazd poezja. Piękna pogoda, chociaż chłodno. Wspaniałe góry, długie podjazdy, wiatr we włosach, naprawdę polecam takie wypady. Chociaż jestem bardzo zmęczony to na usta cisną się słowa - CHCE SIĘ ŻYĆ !!!!
Jutro poprawka :)
- DST 181.48km
- Czas 06:24
- VAVG 28.36km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 157 ( 86%)
- HRavg 130 ( 71%)
- Kalorie 6728kcal
- Podjazdy 1486m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 marca 2011
Kategoria Trening
Wietrzenie Ghosta.
Najwyższa pora startówkę przewietrzyć. Fajnie się jedzie, nie to co klockowaty Magnus. Mykłem sobie kilka razy pod ZOO. Może by się udało życiówkę pobić ale kurcze linka przedniej przerzutki była słabo dokręcona i gdy chciałem blat zapiąć to tylko "pśtykło" i trzeba było dawać na średniej tarczy do końca. Czas wyszedł 6:19. Tak szacuję, że ta przygoda kosztowała mnie co najmniej 10 sekund.
Tak, że nie jest źle. Jutro może wpadnie jakiś dłuższy dystans. W sobotę czasówka w Miechowie, sobota ustawka w Pychowicach. Karuzela zaczyna furgotać :)
Tak, że nie jest źle. Jutro może wpadnie jakiś dłuższy dystans. W sobotę czasówka w Miechowie, sobota ustawka w Pychowicach. Karuzela zaczyna furgotać :)
- DST 39.93km
- Czas 02:02
- VAVG 19.64km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 174 ( 96%)
- HRavg 121 ( 66%)
- Kalorie 1604kcal
- Podjazdy 665m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 marca 2011
Kategoria Trening
Dewirtualizacja.
Znów na Lanckoronę dzisiaj. Yoshko miał wyjeżdżać o 8 rano. Za wcześnie żeby tam zajechać i wystartować razem ale można się spotkać w drodze. Rano strasznie zimno, dobrze, że za Skawiną zaczynają się pagórki i mogłem się trochę zagrzać. Zbliżałem się z każdą minutą do Lanckorony a Yoshko ani widu ani słychy. W Brodach docieram do głównej drogi i dopiero tam na zjeździe dostrzegam gościa z sakwą. To nie może być nikt inny.
Chwilę gadamy i pomału lecimy na Kraków. Byłem na kolarce, Yoshko na góralu z sakwą więc tempo spadło i zacząłem solidnie marznąć. W Tyńcu dołącza do nas Skolioza, a kawałek dalej Waxmund. Chwilę czekamy jeszcze na Marka i już w małym peletonie zmierzamy do centrum Krakowa. Oczywiście każdy z nas stara się robić za przewodnika i przekazuje Yoshko przeróżne informacje o Krakowie.
Jeszcze tylko Waxmund łapie kapcie i po wymianie dętki jedziemy pod Smoka i rynek.
Raczej taka rekreacja dzisiaj wyszła niż jakiś solidny trening ale za to fajnie było. Myślę, że na dobre to wyjdzie.
Chwilę gadamy i pomału lecimy na Kraków. Byłem na kolarce, Yoshko na góralu z sakwą więc tempo spadło i zacząłem solidnie marznąć. W Tyńcu dołącza do nas Skolioza, a kawałek dalej Waxmund. Chwilę czekamy jeszcze na Marka i już w małym peletonie zmierzamy do centrum Krakowa. Oczywiście każdy z nas stara się robić za przewodnika i przekazuje Yoshko przeróżne informacje o Krakowie.
Jeszcze tylko Waxmund łapie kapcie i po wymianie dętki jedziemy pod Smoka i rynek.
Raczej taka rekreacja dzisiaj wyszła niż jakiś solidny trening ale za to fajnie było. Myślę, że na dobre to wyjdzie.
- DST 92.20km
- Czas 04:20
- VAVG 21.28km/h
- Temperatura 1.0°C
- Kalorie 3029kcal
- Podjazdy 205m
- Sprzęt Kolarka - no name.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 marca 2011
Kategoria Trening
Przeczekałem deszcz.
Lało dzisiaj od samego rana. Może nie jakoś specjalnie intensywnie ale na tyle mocno, że o jeździe nie było gadki. Zjadłem śniadanie i czekałem, obejrzałem skoki w Planicy i dalej czekałem, zjadłem obiad i czekałem....i tak do godziny 14 kiedy w końcu przestało. Odczekałem kilka minut i sru...na rower.
Błotniki miałem założone w góralu, nie było już czasu na przekładki więc poleciałem w traskę na Magnusie. Ciepło nie było więc początki niezbyt przyjemne. Poleciałem na Lanckoronę gdzie miałem nadzieję spotkać znajomego Yoshko z forum rowerowego ( podrozerowerowe.info) Nie bawiłem się w jakieś zakręcone trasy tylko Tyniec, Skawina, Radziszów, potem kawałek główną drogą (nieciekawe przeżycie) i w lewo na Lanckoronę. Spory podjazd, na górze zima w pełni, odczuwalnie zimniej. Na miejscu wcinam drożdżówkę i dzwonię do Yoshki ale okazuje się, ze jest jeszcze przed Wadowicami więc nie ma sensu czekać. Zresztą jest bardzo zimno, szybko stygnę, a i pomału zaczyna się robić wieczór.
Z powrotem lecę na Sułkowice, długi zjazd wychładza mnie solidnie ale za to w dole zdecydowanie cieplej więc nie jest tak źle. No i powrót, też bez kombinowania, wracam ta samą drogą co przyjechałem.
A jutro jeszcze raz Lanckorona. Może tym razem się spotkamy :)
Błotniki miałem założone w góralu, nie było już czasu na przekładki więc poleciałem w traskę na Magnusie. Ciepło nie było więc początki niezbyt przyjemne. Poleciałem na Lanckoronę gdzie miałem nadzieję spotkać znajomego Yoshko z forum rowerowego ( podrozerowerowe.info) Nie bawiłem się w jakieś zakręcone trasy tylko Tyniec, Skawina, Radziszów, potem kawałek główną drogą (nieciekawe przeżycie) i w lewo na Lanckoronę. Spory podjazd, na górze zima w pełni, odczuwalnie zimniej. Na miejscu wcinam drożdżówkę i dzwonię do Yoshki ale okazuje się, ze jest jeszcze przed Wadowicami więc nie ma sensu czekać. Zresztą jest bardzo zimno, szybko stygnę, a i pomału zaczyna się robić wieczór.
Z powrotem lecę na Sułkowice, długi zjazd wychładza mnie solidnie ale za to w dole zdecydowanie cieplej więc nie jest tak źle. No i powrót, też bez kombinowania, wracam ta samą drogą co przyjechałem.
A jutro jeszcze raz Lanckorona. Może tym razem się spotkamy :)
- DST 97.13km
- Czas 04:17
- VAVG 22.68km/h
- Temperatura 3.0°C
- HRmax 162 ( 89%)
- HRavg 119 ( 65%)
- Kalorie 3191kcal
- Podjazdy 361m
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 marca 2011
Kategoria Trening
Jak stary diesel.
Albo ta pogoda tak wpływa na mnie albo ta regeneracja coś mi nie służy. Nie mogłem się coś rozkręcić dzisiaj. Jak tytułowy stary diesel na mrozie. Słaby jakiś, tętno to takie jak bym w łóżku leżał, normalnie - porażka. Inna sprawa, że aura dzisiaj nie sprzyjała szybkiej jeździe. Zimno, mokro, ogólnie nieprzyjemnie. Do Tyńca dojechałem, coś tam się rozkręciłem ale to jeszcze nie to. Poleciałem kładką na Wisłą i potem do Lasku. Musiałem jakąś górkę zrobić żeby wejść na obroty bo dosłownie zimno mi zaczęło się robić. Podjechałem pod ZOO od drugiej strony. Zaczęło mocno padać wobec czego nie przeciągałem całej zabawy i ewakuowałem się w chać.
Ciężko powiedzieć co to się działo dzisiaj. Może faktycznie ciśnienie jakieś niskie. Tragedii nie ma bo przecież w ciągu 2 dni forma nie uleciała, a była przecież całkiem solidna. No nic, idzie weekend, oby pogoda się poprawiła.
Ciężko powiedzieć co to się działo dzisiaj. Może faktycznie ciśnienie jakieś niskie. Tragedii nie ma bo przecież w ciągu 2 dni forma nie uleciała, a była przecież całkiem solidna. No nic, idzie weekend, oby pogoda się poprawiła.
- DST 44.12km
- Czas 02:05
- VAVG 21.18km/h
- Temperatura 4.0°C
- HRmax 158 ( 87%)
- HRavg 108 ( 59%)
- Kalorie 1521kcal
- Podjazdy 236m
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 marca 2011
Kategoria Trening
No i trzeba było rolkę odpalić.
Długo się broniłem, czekałem do popołudnia z nadzieją, że przestanie ciapać. Niestety, po dłuższej przerwie wylądowałem więc na trenażerze. Dobrze, że mam okres regeneracyjny bo paskudnie na polu.
- DST 44.00km
- Czas 02:00
- VAVG 22.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze