Niedziela, 14 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Z Kącikiem.
Wybrałem się na Cichy Kącik dzisiaj bo rano było jakoś tak niewyraźnie. Wiało okropnie, zimno i zachmurzone. Niby kombinowałem co by gdzieś w górki uderzyć ale jakoś te warunki mnie zniechęciły i wobec tego pomyślałem, że lepiej będzie jak śmigną coś mocniejszego.
Nie jeździłem z Kacikiem już chyba ze dwa lata, sporo ludzi się zebrało. Początek to totalny lajt, do Liszek deczko mocniej ale raczej cały czas w strefie regeneracyjnej. Siła peletonu jest ogromna, lecimy pod wiatr w tempie 30-35 km/h, a ja odpoczywam. Oczywiście niekiedy ląduję na czole i wtedy jest trochę gorzej.
W sumie do Libiąża przyjeżdża cała ekipa ( jakieś 20 osób), nawrotka na rondzie i tą samą drogą z powrotem. Tym razem już zdecydowanie mocniej, peleton szybko zaczyna się rwać. Idzie mocne tempo, im bliżej Krakowa tym mocniej. Jakieś tam próby ucieczek szybko są kasowane przez pozostałych. Nasza grupka składa się teraz z 8-9 osób i niekiedy idzie prawdziwy ogień. Na trasie nie ma dużych podjazdów ale nawet te zmarszczki co mamy do podjechania idą w takim tempie, że czuję kilka razy kwas w nogach. Na jednej górce mam mały kryzys, zostaję kilka metrów z tyłu ale reszta wiary chyba też czuje już nogi bo na szczycie zwalniają trochę i udaje mi się dospawać.
Dalsza trasa idzie nadal mocno i bez jakichś większych przygód. Całą ekipą dojeżdżamy do Kryspinowa i stamtąd każdy jedzie w swoją stronę. Trasa taka dziwna, tam i z powrotem ale trening super. Było mi coś takiego potrzebne, zarąbiście poczuć mrówki w nogach i przewietrzyć płuca :)
Nie jeździłem z Kacikiem już chyba ze dwa lata, sporo ludzi się zebrało. Początek to totalny lajt, do Liszek deczko mocniej ale raczej cały czas w strefie regeneracyjnej. Siła peletonu jest ogromna, lecimy pod wiatr w tempie 30-35 km/h, a ja odpoczywam. Oczywiście niekiedy ląduję na czole i wtedy jest trochę gorzej.
W sumie do Libiąża przyjeżdża cała ekipa ( jakieś 20 osób), nawrotka na rondzie i tą samą drogą z powrotem. Tym razem już zdecydowanie mocniej, peleton szybko zaczyna się rwać. Idzie mocne tempo, im bliżej Krakowa tym mocniej. Jakieś tam próby ucieczek szybko są kasowane przez pozostałych. Nasza grupka składa się teraz z 8-9 osób i niekiedy idzie prawdziwy ogień. Na trasie nie ma dużych podjazdów ale nawet te zmarszczki co mamy do podjechania idą w takim tempie, że czuję kilka razy kwas w nogach. Na jednej górce mam mały kryzys, zostaję kilka metrów z tyłu ale reszta wiary chyba też czuje już nogi bo na szczycie zwalniają trochę i udaje mi się dospawać.
Dalsza trasa idzie nadal mocno i bez jakichś większych przygód. Całą ekipą dojeżdżamy do Kryspinowa i stamtąd każdy jedzie w swoją stronę. Trasa taka dziwna, tam i z powrotem ale trening super. Było mi coś takiego potrzebne, zarąbiście poczuć mrówki w nogach i przewietrzyć płuca :)
- DST 118.70km
- Czas 03:40
- VAVG 32.37km/h
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 125 ( 69%)
- Kalorie 3500kcal
- Podjazdy 950m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Kalwaria.
W nocy lało za to rano pogoda obłędna. Pod smokiem spotykamy się w czterech, ale Luzac, który przyjechał na góralu dołącz do ekipy enduro69, która też tam się właśnie zbierała. Jedziemy w trójkę,ja, Marcin i Sławekg.
Dosyć mocno zawiewa z zachodu ale jedzie się nawet dobrze. Sprawnie i szybko docieramy do Kalwarii chociaż Marcin narzeka, że jest jeszcze bardzo osłabiony po chorobie. W Kalwarii skręcamy na Brody i dalej na Lanckoroną. Tutak extra do tej pory pogoda zaczyna się pitolić i przez chwilę nawet zaczyna kropić. Mijamy Lanckoronę i jedziemy do góry na Skawinki.
Wylatujemy na główną drogę skąd na przeł. Sanguszki mamy już rzut beretem. W planie była Hujówka ale Marcin coraz słabszy, a i pogoda nie zachęca bo znów pokapuje. Nie chcemy się rozdzielać więc spadamy w dół do Sułkowic i tradycyjną trasą przez Radziszów wracamy do Krakowa. Teraz jedzie się lepiej bo wiaterek dmucha w plecy.
Wyszła fajna i lajtowa trasa. Niby tych przewyższeń się trochę nazbierało ale tak szczerze to nawet nie wiem gdzie. Mam wrażenie, że cały czas płasko było bo przecież tych zmarszczek jak przeł. Sanguszki nawet nie poczułem w nogach. No cóż może jutro jakiś kwasik się wyprodukuje :)
Dosyć mocno zawiewa z zachodu ale jedzie się nawet dobrze. Sprawnie i szybko docieramy do Kalwarii chociaż Marcin narzeka, że jest jeszcze bardzo osłabiony po chorobie. W Kalwarii skręcamy na Brody i dalej na Lanckoroną. Tutak extra do tej pory pogoda zaczyna się pitolić i przez chwilę nawet zaczyna kropić. Mijamy Lanckoronę i jedziemy do góry na Skawinki.
Wylatujemy na główną drogę skąd na przeł. Sanguszki mamy już rzut beretem. W planie była Hujówka ale Marcin coraz słabszy, a i pogoda nie zachęca bo znów pokapuje. Nie chcemy się rozdzielać więc spadamy w dół do Sułkowic i tradycyjną trasą przez Radziszów wracamy do Krakowa. Teraz jedzie się lepiej bo wiaterek dmucha w plecy.
Wyszła fajna i lajtowa trasa. Niby tych przewyższeń się trochę nazbierało ale tak szczerze to nawet nie wiem gdzie. Mam wrażenie, że cały czas płasko było bo przecież tych zmarszczek jak przeł. Sanguszki nawet nie poczułem w nogach. No cóż może jutro jakiś kwasik się wyprodukuje :)
- DST 107.64km
- Czas 03:43
- VAVG 28.96km/h
- HRmax 168 ( 93%)
- HRavg 120 ( 67%)
- Kalorie 3500kcal
- Podjazdy 901m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Pagórki.
Powłóczyliśmy się z Waxmundem po pagórkach na południe od Krakowa. Fajnie by było tylko niepotrzebnie deszcze zaczął padać. Na początku tylko trochę kropiło ale w Świątnikach zaczęło już ciapać na całego wobec czego zarządziliśmy odwrót do domu.
- DST 55.81km
- Teren 1.00km
- Czas 02:29
- VAVG 22.47km/h
- HRmax 169 ( 94%)
- HRavg 104 ( 58%)
- Kalorie 2100kcal
- Podjazdy 895m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Wiatr we włosach.
Czyżby w końcu wiosna? Od samego rano pogoda zapowiadała się bardzo obiecująco. W nocy wprawdzie coś tam przymroziło ale jak tylko słońce się pokazało to temperatura bardzo szybko zaczęła rosnąć. Gdy wyszedłem z domu jeszcze było zimno i pierwsze kilometry były takie sobie bo ubrałem się lekko licząc na to, że zrobi się ciepło.
Chciałem tego pięknego dnia poczuć manię prędkości i wiatr we włosach więc wybrałem płaską trasę do Proszówek. W sumie od jesieni tam nie byłem więc wypadało się zameldować :)
Początek spokojnie, delikatny wiaterek raczej nie przeszkadzał. Na podjeździe w Gruszkach przycisnąłem mocniej w nadziei, że poprawię swojego KOM-a w tym miejscu. No i udało się - sorki Robin :)
Po podjeździe stwierdziłem, że warto przycisnąć mocniej bo zapowiadała się fajnie średnia więc dobrze było by poprawić statystyki. Przez Kłaj przeleciałem lotem błyskawicy i w Proszówkach średnia zbliżała się do 34 km/h. Odcinek do Mikluszowic poszedł nawet sprawnie, a problemy zaczęły się dopiero na Żubrostradzie. Nawierzchnia trochę gorsza, a w dodatku ten wiaterek jednak zawiewał mocniej z zachodu.
Walczyłem mocno cisnąć utrzymując średnią na poziomie 33,7 km/h. Tak dojechałem do Woli Batorskiej gdzie na gładkim asfalcie jechało się lżej. Przycisnąłem jeszcze mocniej w drodze do Niepołomic i udało się wywindować na 33,8 km/h ale było ciężko bo na otwartym terenie jadąc z takimi prędkościami czułem opór wiatru.
Jeszcze w Niepołomicach miałem nadzieję, że podciągnę trochę i starałem się dociskać gdzie się da, ale jednak nie dałem rady. Jak tylko wyjechałem z Niepołomic na otwarty teren znów musiałem zmagać się z wiatrem. Musiałem bym zasuwać cały czas ponad 36 km/h żeby dojechać do średniej 34, ale to okazały się niewykonalne.
Tak czy tak wyszła bardzo fajna jazda. Jest szansa zrobić na tej trasie nawet 35 km/h. Może uda się jeszcze w tym roku.
Chciałem tego pięknego dnia poczuć manię prędkości i wiatr we włosach więc wybrałem płaską trasę do Proszówek. W sumie od jesieni tam nie byłem więc wypadało się zameldować :)
Początek spokojnie, delikatny wiaterek raczej nie przeszkadzał. Na podjeździe w Gruszkach przycisnąłem mocniej w nadziei, że poprawię swojego KOM-a w tym miejscu. No i udało się - sorki Robin :)
Po podjeździe stwierdziłem, że warto przycisnąć mocniej bo zapowiadała się fajnie średnia więc dobrze było by poprawić statystyki. Przez Kłaj przeleciałem lotem błyskawicy i w Proszówkach średnia zbliżała się do 34 km/h. Odcinek do Mikluszowic poszedł nawet sprawnie, a problemy zaczęły się dopiero na Żubrostradzie. Nawierzchnia trochę gorsza, a w dodatku ten wiaterek jednak zawiewał mocniej z zachodu.
Walczyłem mocno cisnąć utrzymując średnią na poziomie 33,7 km/h. Tak dojechałem do Woli Batorskiej gdzie na gładkim asfalcie jechało się lżej. Przycisnąłem jeszcze mocniej w drodze do Niepołomic i udało się wywindować na 33,8 km/h ale było ciężko bo na otwartym terenie jadąc z takimi prędkościami czułem opór wiatru.
Jeszcze w Niepołomicach miałem nadzieję, że podciągnę trochę i starałem się dociskać gdzie się da, ale jednak nie dałem rady. Jak tylko wyjechałem z Niepołomic na otwarty teren znów musiałem zmagać się z wiatrem. Musiałem bym zasuwać cały czas ponad 36 km/h żeby dojechać do średniej 34, ale to okazały się niewykonalne.
Tak czy tak wyszła bardzo fajna jazda. Jest szansa zrobić na tej trasie nawet 35 km/h. Może uda się jeszcze w tym roku.
- DST 87.46km
- Czas 02:36
- VAVG 33.64km/h
- HRmax 175 ( 97%)
- HRavg 144 ( 80%)
- Kalorie 2900kcal
- Podjazdy 267m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 kwietnia 2013
Rybna
Wpadła wczoraj nieplanowana przerwa ale może nawet dobrze bo dychnąć też trzeba.
Dzisiaj przewietrzyłem starą kolarkę. Należało jej się bo w sumie jeśli nie liczyć trenażera, który jest jej głównym przeznaczeniem to nie jeździłem na niej...ja wiem...z półtora roku.
Wyjazd do Rybnej, pogoda rano taka sobie ale z czasem zaczęło się robić coraz przyjemniej. Jak wracałem do Krakowa to już słońce świeciło.
Dzisiaj przewietrzyłem starą kolarkę. Należało jej się bo w sumie jeśli nie liczyć trenażera, który jest jej głównym przeznaczeniem to nie jeździłem na niej...ja wiem...z półtora roku.
Wyjazd do Rybnej, pogoda rano taka sobie ale z czasem zaczęło się robić coraz przyjemniej. Jak wracałem do Krakowa to już słońce świeciło.
- DST 67.14km
- Czas 02:24
- VAVG 27.98km/h
- HRmax 168 ( 93%)
- HRavg 121 ( 67%)
- Kalorie 2660kcal
- Podjazdy 380m
- Sprzęt Kolarka - no name.
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Trening
Żywcem nie mam czasu na pisanie :)
Udało się startówkę przewietrzyć. Fajnie się jeździ :)
Udało się startówkę przewietrzyć. Fajnie się jeździ :)
- DST 52.00km
- Czas 02:10
- VAVG 24.00km/h
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 125 ( 69%)
- Kalorie 1933kcal
- Podjazdy 460m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Wiśniowa.
Na dzisiaj były dobre prognozy więc pomyślałem sobie co by jakieś pagórki zrobić.
W sumie jak wyjeżdżałem to jeszcze nie miałem w pełni skrystalizowanych planów. Chciałem przez Wieliczkę polecieć gdzieś w stronę Myślenic i tam albo myknąć Chełm, albo polecieć na Wiśniową. No i wybrałem drugą opcję bo bałem się, że na Chełmie będzie syf.
Dzisiaj nawet fajnie mi się jechało, wiatr trochę zawiewał ale dało się przeżyć. Podjazdy może nie dawałem jakoś specjalnie mocno ale fajnie mi wchodziły, bez zbytniego stękania :)
Przez Dobczyce doleciałem do Wiśniowej i tam skręciłem na Myślenice. Po lewej stronie miałem pasmo Lubomir dosłownie na wyciągnięcie ręki. Super się jechało czarną drogą gdy wokół w polach i na poboczu wszystko zawalone śniegiem. A wyżej w górach nadal panuje zima na całego. Oszronione drzewa bardzo ładnie się prezentowały. Droga Wiśniowa-Myślenice to kilka fajnych podjazdów, z czego tak ze dwa już całkiem solidne. W Myślenicach odbiłem na Polankę i tradycyjną trasą przez Świątniki dociągnąłem do Krakowa zamykają weekend całkiem przyzwoitym wynikiem.
W sumie jak wyjeżdżałem to jeszcze nie miałem w pełni skrystalizowanych planów. Chciałem przez Wieliczkę polecieć gdzieś w stronę Myślenic i tam albo myknąć Chełm, albo polecieć na Wiśniową. No i wybrałem drugą opcję bo bałem się, że na Chełmie będzie syf.
Dzisiaj nawet fajnie mi się jechało, wiatr trochę zawiewał ale dało się przeżyć. Podjazdy może nie dawałem jakoś specjalnie mocno ale fajnie mi wchodziły, bez zbytniego stękania :)
Przez Dobczyce doleciałem do Wiśniowej i tam skręciłem na Myślenice. Po lewej stronie miałem pasmo Lubomir dosłownie na wyciągnięcie ręki. Super się jechało czarną drogą gdy wokół w polach i na poboczu wszystko zawalone śniegiem. A wyżej w górach nadal panuje zima na całego. Oszronione drzewa bardzo ładnie się prezentowały. Droga Wiśniowa-Myślenice to kilka fajnych podjazdów, z czego tak ze dwa już całkiem solidne. W Myślenicach odbiłem na Polankę i tradycyjną trasą przez Świątniki dociągnąłem do Krakowa zamykają weekend całkiem przyzwoitym wynikiem.
- DST 93.54km
- Czas 03:53
- VAVG 24.09km/h
- HRmax 162 ( 90%)
- HRavg 128 ( 71%)
- Kalorie 3330kcal
- Podjazdy 1180m
- Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Pieskowa Skała.
Wyjechałem rano bo musiałem być w domu na 14, a zaplanowałem sobie solidną traskę.
Potem kobitka zadzwoniła, że jednak nie muszę się spieszyć więc mogłem komfortowo jechać. Celem była Pieskowa Skała ale oczywiście jak to ja nie pojechałem najprostszą drogą :)
Przez Kryspinów i Cholerzyn uderzyłem na Mników. Myślałem co by może zrobić fajnego KOM-a do Sanki bo chyba jeszcze tu nie mam ale stwierdziłem, że nic z tego bo za bardzo wieje z zachodu. Poleciałem więc dosyć bystro ale bez jakiegoś wielkiego szarpania. Za Sanką poleciałem w stronę Grojca i tam sytuacja się trochę skomplikowała bo wpakowałem się drogą, która jak okazała na górze nie była przejezdna. Kombinowałem trochę co by przebić się do niedalekiej już przecież drogi z Alwerni do Krzeszowic ale nie dało rady. Musiałem wracać.
Dobiłem do wspomnianej wcześniej drogi i poleciałem w stronę Tenczynka ale kawałek dalej skręciłem na Wolę Filipowską, przeciąłem drogę Krzeszowice-Trzebinia i kierowałem się w stronę Nowej Góry. Za Miękkinią miałem problemy z łańcuchem, który zakleszczył się między tarczami z przodu. Tam jest taki ostry podjazd, na którym musiałem zrzucić na młynek. A jak wracałem na blat to dziad się zakleszczył tak, że aż musiałem odkręcać śruby mocujące zębatki do korby bo szarpanie i rwanie nie pomagało. Wtedy musiałem też przez przypadek włączyć PAUSE.
Przez Paczółtowice i Czubrowice dotarłem do drogi na Olkusz i teleportowałem się do Sienicznej gdzie skręciłem na Pieskową. Wtedy dopiero zauważyłem, że licznik mi nie działa. W Racławicach jest fajny podjazd, który wszedł mi mocno w nogi i tak z ciekawością zerknąłem na licznik ile mam już podjazdów i jakoś tak mało mi się wydało. Tak więc włączyłem licznik za Sieniczną i poleciałem dalej.
Jeszcze myślałem co by uderzyć fajną drogą, którą kiedyś pokazał mi Kubak w stronę Troks ale bałem się, że będzie zasypana śniegiem i odpuściłem. Dalej wracałem już standardowo przez Skałę i Zielonki do Krakowa. Nie było źle dzisiaj chociaż przez jakąś godziną leciało z nieba coś mokrego czego w sumie nie było widać na drodze ale okulary się paprały okropnie. Ciepło nie było ale 3 stopnie to tej wiosny jest komfort :)
Potem kobitka zadzwoniła, że jednak nie muszę się spieszyć więc mogłem komfortowo jechać. Celem była Pieskowa Skała ale oczywiście jak to ja nie pojechałem najprostszą drogą :)
Przez Kryspinów i Cholerzyn uderzyłem na Mników. Myślałem co by może zrobić fajnego KOM-a do Sanki bo chyba jeszcze tu nie mam ale stwierdziłem, że nic z tego bo za bardzo wieje z zachodu. Poleciałem więc dosyć bystro ale bez jakiegoś wielkiego szarpania. Za Sanką poleciałem w stronę Grojca i tam sytuacja się trochę skomplikowała bo wpakowałem się drogą, która jak okazała na górze nie była przejezdna. Kombinowałem trochę co by przebić się do niedalekiej już przecież drogi z Alwerni do Krzeszowic ale nie dało rady. Musiałem wracać.
Dobiłem do wspomnianej wcześniej drogi i poleciałem w stronę Tenczynka ale kawałek dalej skręciłem na Wolę Filipowską, przeciąłem drogę Krzeszowice-Trzebinia i kierowałem się w stronę Nowej Góry. Za Miękkinią miałem problemy z łańcuchem, który zakleszczył się między tarczami z przodu. Tam jest taki ostry podjazd, na którym musiałem zrzucić na młynek. A jak wracałem na blat to dziad się zakleszczył tak, że aż musiałem odkręcać śruby mocujące zębatki do korby bo szarpanie i rwanie nie pomagało. Wtedy musiałem też przez przypadek włączyć PAUSE.
Przez Paczółtowice i Czubrowice dotarłem do drogi na Olkusz i teleportowałem się do Sienicznej gdzie skręciłem na Pieskową. Wtedy dopiero zauważyłem, że licznik mi nie działa. W Racławicach jest fajny podjazd, który wszedł mi mocno w nogi i tak z ciekawością zerknąłem na licznik ile mam już podjazdów i jakoś tak mało mi się wydało. Tak więc włączyłem licznik za Sieniczną i poleciałem dalej.
Jeszcze myślałem co by uderzyć fajną drogą, którą kiedyś pokazał mi Kubak w stronę Troks ale bałem się, że będzie zasypana śniegiem i odpuściłem. Dalej wracałem już standardowo przez Skałę i Zielonki do Krakowa. Nie było źle dzisiaj chociaż przez jakąś godziną leciało z nieba coś mokrego czego w sumie nie było widać na drodze ale okulary się paprały okropnie. Ciepło nie było ale 3 stopnie to tej wiosny jest komfort :)
- DST 126.00km
- Czas 05:00
- VAVG 25.20km/h
- HRmax 168 ( 93%)
- HRavg 135 ( 75%)
- Kalorie 3638kcal
- Podjazdy 1270m
- Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Niepołomice.
- DST 55.06km
- Czas 02:04
- VAVG 26.64km/h
- HRmax 162 ( 90%)
- HRavg 135 ( 75%)
- Kalorie 1952kcal
- Podjazdy 270m
- Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 kwietnia 2013
Kategoria Trening
Trenażer.
j.w.
- DST 40.00km
- Czas 02:00
- VAVG 20.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze