Informacje

  • Wszystkie kilometry: 110445.18 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.15%)
  • Czas na rowerze: 229d 03h 36m
  • Prędkość średnia: 20.04 km/h
  • Suma w górę: 958502 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 21 maja 2013 Kategoria Przejażdżka

Lajcik

j.w.
  • DST 40.00km
  • Czas 01:34
  • VAVG 25.53km/h
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 maja 2013 Kategoria Wycieczka

Niedokończona wycieczka do Ojcowa.

W sumie fajna wycieczka. Super pogoda, zgrana i wesoła ekipa. Jechał, MiśQ, Lukcio, Andy, Lesław no i ja. Przyjemnie się jechało i wszystko było by git..gdyby dojechał do domu na rowerze. Bo nie dojechałem. Ostatni zjazd w terenie do Balic, do drogi już dosłownie 200 metrów. Najpierw jedna gleba. Szybko zjeżdżałem, na ścieżce pełno gałązek, chyba najechałem na jedną z nich pod jakimś kijowym kątem, zmieniłem gwałtownie tor jazdy i musiałem ratować się hamowaniem awaryjnym żeby nie wpaść na drzewo. Może wyglądało to nieciekawie ale w sumie nic się nie stało. Wtedy tak myślałem.

Wstałem, otrzepałem się i jadę dalej. Coś mi nie pasowało, rower jakoś tak dziwnie się prowadził i już miałem się zatrzymać gdy nagle znów ląduję na ziemi. Po prostu mnie zatkało, dwie gleby na przestrzeni 2 minut, na prostej drodze ....co jest grane.
Rzut oka na rower i już wszystko wiadomo. Przednie koło złożone w ósemkę, obręcz pęknięta na łączeniu, pogięta. W sumie to dobrze, że tak to się skończyło bo strach myśleć co by było gdyby pękła w chwili gdy licznik pokazywał 5 dych.
  • DST 68.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 18.85km/h
  • HRmax 166 ( 92%)
  • HRavg 107 ( 59%)
  • Kalorie 2400kcal
  • Podjazdy 1150m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 maja 2013 Kategoria Trening

Rozdziele ( przeł. Widoma)

Dlaczego nie startuję na maratonie Langa, który odbywa się dzisiaj w Krakowie? No może faktycznie dziwnie to wygląda, byłem w Przemyślu, byłem w Wojniczu, tam i siam, a jak mam imprezę pod nosem to nie startuję. Nie jest tak, że boję się mocnej konkurencji, nie jest tak, że jeżdżę tylko tzw. ogórki. Gdy startowałem regularnie w maratonach to jeździłem gdzie się tylko dało. Czy to Lang, czy Golonko czy Grabek. Organizator nie robił mi różnicy. Jechałem i tyle.

Teraz jak wiecie trochę inaczej podchodzę do tej zabawy z rowerem. Powiem wprost, myślałem o starcie na tym maratonie bo czuję, że jest forma, że noga podaje. Myślę, że moja obecna dyspozycja daje mi prawo do walki nawet o pudło. Jeśli dołożyć do tego maraton w Złotym Stoku, który odbywa się również w ten weekend to kwestia dobrego wyniki staje się jeszcze bardziej otwarta. Część ludzi pojedzie tam, część będzie tutaj, łatwiej o dobry wynik. Dlatego bardzo kusił mnie maraton w Krakowie bo fajnie było by dołożyć do zbiorów, trofeum z tego cyklu. Walczyłem i zdobywałem pudła w maratonach Golonki, u Grabka też się pokazałem w pierwszej trójce, zdobywało się punktowane miejsca w Cyklokarpatach, przeróżnych wyścigach XC. Gdzieniegdzie nawet udawało się wygrywać więc oczywistym jest fakt, że Lang kusił. Tym bardziej, że jak już napisałem, walka o pierwszą trójkę była całkiem realna.

No ale nie wystartowałem jednak bo...

....bo mi się nie chciało
....bo za dwa tygodnie wyjeżdżam i bałem się znów połamać tak jak w zeszłym roku
....bo budżet zaczyna piszczeć
....bo miałem ochotę na coś innego
....bo nawet gdyby udało się dobrze pojechać to żona i tak wynosi mi te pucharki do piwnicy
.... bo gdyby się udało pojechać to po co mi kolejny plastikowy pucharek w piwnicy

To tyle w kwestii startu. Teraz przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. Miałem ochotę na jakiś solidny wyjazd w góry. Straszyli burzami więc zdecydowałem się na szosę. Plany jak zwykle w takich sytuacjach. Spontanicznie wykreśliłem trasę na google maps i wczytałem do Garmina. Uwielbiam jazdę przez zadupia i celowo wybierałem najbardziej boczne drogi. Takie planowanie jest ryzykowne bo niekiedy można trafić na niespodziankę w postaci szutrówki lub wręcz drogi gruntowej ale dla mnie nie jest to problem. Wbrew pozorom kolarka radzie sobie również na takich drogach chociaż nie ukrywam, że trzeba jechać ostrożnie.

Tym razem zapowiadało się wszystko dobrze, początek to wyjazd z Krakowa przez Kokotów, Strumiany na Bodzanów. Tam przecinam drogę Kraków-Tarnów i kieruję się na Biskupice. Kawałek łagodnego podjazdu, potem krótki zjazd i zaczyna się rzeźbienie do góry. Podjazd do Łazan nie jest bardzo długi ale stromy i trzyma konkretnie. Przebijam się jakimiś dróżkami w stronę Gdowa. Drogi faktycznie boczne ale asfalcik dobry i jedzie się super chociaż nieraz mam wrażenie, że zaraz wyląduje w polach. Kilkukilometrowy odcinek pokonuję dróżką szeroką może na 3 metry, gdy z przeciwka nadjeżdża samochód to zatrzymuje się żebym mógł obok przejechać. Uwielbiam takie drogi :)

No ale żeby nie było za cudownie to teraz czeka mnie ostra dzida. Gdzieś może 100 metrowy odcinek, ale droga dosłownie staje dęba. Nie ma co grać twardziela i ratuję się młynkiem. Jakoś udaje się wyjechać i wyskakuję przed Gdowem. Przejeżdżam przez miasteczko i znów ładuję się w jakieś wąziutkie dróżki, którymi kieruję się w stronę Starego Rybia. Ten podjazd już jechałem kilka razy i dobrze go znam. Wydaje się niepozorny, nie prowadzi na jakąś wybitną górę ale zawsze zostawia po sobie ślad w nogach. Tym razem też jest ciężko, nie ma zmiłuj, trzeba zasuwać.

Za to na górze jest tak jak sobie wymarzyłem. Intensywnie zielone góry, wiatr kołysze drzewami, a te głośno szumią angażując w to całe armie liści. W oddali majaczą Tatrzańskie szczyty. Niebo intensywnie niebieskie z przemykającymi szybko biały obłoczkami. A żeby nie było za cudownie to w oddali widać grupujące się ciemne chmury grożące burzą. Ale póki co są jeszcze daleko dlatego mogę swobodnie cieszyć się tym co widzę.

Okolice Pasierbca © furman


Znów wbijam się jakieś wiejskie drogi, tym razem jest jeszcze ciekawiej bo wąziutka droga odważnie przecina góry, wznosi się, opada, a ja nigdy nie jestem pewien w którym kierunku będzie prowadziła znika w lesie. Objeżdżam teraz masyw Kamionnej, przejeżdżam przez Pasierbiec i wyskakuję na drogę Limanowa-Bochnia. Czeka mnie teraz podjazd na przeł. Widoma. Nie jest on jakiś wybitny ale jak by nie patrzeć trzeba podjechać te 200 metrów do góry. Jakoś idzie ten podjazd, chociaż już zaczynam czuć w nogach pokonane kilometry.

Zjazd do Żegociny gdzie robię dłuższą przerwę na jedzenie i lecę dalej. Wyjechałem już z gór i teraz czeka mnie jazda raczej po płaskim. Pomimo tego nie jest łatwo bo wiatr bardzo przeszkadza. W górach jakoś nie było go tak bardzo czuć, ale teraz jak lecę 4 dyszki to trzeba sporo watów wkładać w pedały żeby utrzymać taką prędkość. Dalsza jazda już raczej bez większych emocji, skończyły się góry, skończyły się tematy na jakie można pisać. W drodze do domu pokonuję jeszcze kilka zmarszczek ale nie za bardzo jest o nich co pisać

No i wyszła super jazda po górach, może nie jakoś specjalnie lajtowo ale na pewno nie zryłem się tak jak bym to zrobił na maratonie. W nogach mrówki, jeść się chce, usta spierzchnięta od wiatru i wysiłku, płuca przewentylowane - czegóż chcieć więcej :)

  • DST 144.57km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 28.91km/h
  • HRmax 165 ( 92%)
  • HRavg 125 ( 69%)
  • Kalorie 4500kcal
  • Podjazdy 1727m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 maja 2013 Kategoria Różne

Miasto

j.w.
Czwartek, 16 maja 2013 Kategoria Przejażdżka

Rege jazda.

Lajcik do Lasku Wolskiego.
  • DST 30.94km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:41
  • VAVG 18.38km/h
  • HRmax 139 ( 77%)
  • HRavg 97 ( 54%)
  • Kalorie 1166kcal
  • Podjazdy 319m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 maja 2013 Kategoria Trening

IC Krakó

Dzisiaj trening IC. Taka tam szosowa ustawka na stałej trasie. Uzbierało się sporo chłopa, kilka dziewczyn, w sumie pewnie ze 40 osób. Luźny dojazd do Kryspinowa gdzie zaczyna się start ostry. Tam dołącza jeszcze kilka osób i jedziemy już właściwa pętlę.

Najpierw w miarę spokojnie do Mnikowa, a tam zaczyna się już podjazd do Sanki. Tempo idzie mocne, niekiedy bardzo mocne. Z przodu jakieś tam próby ucieczki ale na górze meldujemy się już w zwartej i dużej grupie. Dalsza trasa to zjazd i generalnie jazda po płaskim. Peleton jedzie szybko ale bez jakichś szaleństw, jedynie na lotnej premii idzie ogień.

Do Rudna jedzie się super, potem seria krótkich podjeździków i w Regulicach zaczyna się kolejny solidny podjazd. Już pierwsze metry przekonują mnie, że będzie ciężko, kolejno wyprzedzają mnie prawie wszystkie osoby, a ja nie mogę nic zrobić. Dopiero po jakichś 3 minutach jak robi się bardziej płasko łapię drugi oddech i zaczynam jako tako jechać. Widzę, że z przodu grupa peleton porwał się na kilka mniejszych grupek. Nie są bardzo daleko ale ciężko będzie ich dojść.

Na górze nie zauważam strzałek i źle jadę. Chwilę się kręcę i dopiero jak przyjeżdża kolejna grupka, która była za mną to łapię się z nimi. Już wiem, że nie ma szans dojść tych z przodu ale staram się jechać mocno bo liczę na to, że ktoś tam przeszarżował na tych podjazdach i będzie teraz zostawał. No i faktycznie dochodzę kilka osób ale jakoś nie klei się współpraca między nami i tworzymy zgranej grupki pościgowej.

Trasa prowadzi teraz wąziutkim asfalcikami, sporo krótkich hopek, trzeba uważać na zakrętach bo zdarzają się miejsca gdzie leży piasek. Kolejny dłuższy podjazd jedzie mi się już lepiej, dojeżdżam do Sanki i stąd zaczyna się już zjazd do Mnikowa, ten który jechaliśmy jakieś 90 minut temu w drugą stronę. Odcinek z Mnikowa do Kryspinowa ciężki bo wieje mocno i trzyma okropnie. Pewnie straciłem tutaj mnóstwo czasu ale tak to jest jechać w samotności.

No i dojechałem. Wprawdzie nie utrzymałem się głównej grupie ale w sumie mogę być zadowolony bo trening wyszedł super no i tak po prawdzie to wcale nie pojechałem jakoś słabo.

  • DST 92.78km
  • Czas 02:58
  • VAVG 31.27km/h
  • HRmax 179 (100%)
  • HRavg 132 ( 73%)
  • Kalorie 3480kcal
  • Podjazdy 869m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 maja 2013 Kategoria Trening

Chrzanów.

Spokojna jazda do Chrzanowa. Wczoraj miał być rozjazd po maratonie ale pogoda była taka jak była, pucowało z krótkimi przerwami od rana do wieczora więc nic z tego nie wyszło. Dzisiaj było już lepiej i udało się coś pojeździć. Dystans spory ale jazda bardzo luźna. W sumie to rzadko robię takie treningi kiedy celowo trzymam puls na takim niskim poziomie. Nie powiem bo miałem ochotę kilka razy przycisnąć ale planuję jutro na IC skoczyć, a tam ponoć szybko jeżdżą :) więc trzeba było oszczędzać nogi. Nie wytrzymałem tylko w Plazie i tam mocniej depnąłem.
Trasa płaska, pogoda dobra, wiatr jakoś specjalnie nie przeszkadzał więc nawet średnia wyszła całkiem spoko.

  • DST 107.11km
  • Czas 03:43
  • VAVG 28.82km/h
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 112 ( 62%)
  • Kalorie 3400kcal
  • Podjazdy 663m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 maja 2013 Kategoria Zawody

Cyklokarpaty Wojnicz.

Kolejny start, kolejny stres :)..co by tu zrobić żeby jako tako pojechać?

Oczywiście po słonecznym i cudownym tygodniu pogoda musiała się na weekend zwierzgać. Miało lać i na to się zapowiadało. Jak wstałem to było tak parszywie, że nie miałem w ogóle ochoty wychodzić z domu. Niby sucho ale tylko czekałem kiedy lunie. Kropić zaczęło gdy wyjeżdżaliśmy z Krakowa. Na miejscu też mokro ale póki co to bez zdecydowanych opadów. W sumie to przed startem najbardziej dokuczało zimno.

Start jak zwykle nerwowy, początek po asfalcie, trasa płaska, momentalnie wszystkie sektory się zmieszały i zrobiło się ciasno. Tak naprawdę to nie rozumiem tych ludzi, którzy zamiast spokojnie jechać sobie w peletonie i korzystać z jego siły to szarżują gdzieś po bokach i wciskają się na tuż przed koło. Długo nie trzeba było czekać, już kilka minut po starcie kraksa tuż przede mną. Udaje się wyhamować i ominąć.

Maraton w Wojniczu zapowiadany był jaki generalnie płaski i początek taki faktycznie był przez co długo udawało mi się utrzymywać w ścisłym czubie. Po kilkunastu minutach pojawiają się pierwsze delikatne zmarszczki i dopiero tam zaczyna się luzować. Czołówka już kilkadziesiąt metrów z przodu ale bardzo długo utrzymuję kontakt wzrokowy. Im dalej tym zmarszczki robią się coraz większe i zaczynają urastać do rangi pagórków, które przeprowadzają już zdecydowaną selekcję.

Na razie jadę w grupce z Bogusiem Ostrowskim, jego tempo jazdy mi odpowiada i staram się trzymać blisko. Dopiero na jakimś zjeździe odskakuję i zostaje za moimi plecami. Przed nami stroma ścianka po czymś w rodzaju mokrej gliny, nie da się wyjechać, trzeba dawać z buta. Bokiem wyprzedza mnie szybko podbiegając Robert Albrycht. To moja kategoria, trzeba się go trzymać. Łatwo powiedzieć, trudniej to wykonać, gość idzie pod górę jak maszyna i na szczycie górki ma już ze 30 metrów przewagi. Zaciskam zęby i na płaskim daję ile wlezie, potem kawałek zjazdu i siadam mu na kole. Na kolejnym zjeździe nawet go wyprzedzam i pruję w dół mocno dokręcając. Wjeżdżam do lasu i nagle wyrasta przed kołem dziura z błotem, usiłuję przyhamować ale już za późno, przednie koło wpada w poślizg i lecę na lewy bok.

Nic się nie stało, szybko się podrywam ale goście przejeżdżają obok mnie i znów muszę gonić. Jedziemy teraz w czwórkę, Robert Albrycht, Bogusław Ostrowski, Kamil Cygan z Jasła i ja. Kolejny zjazd, Ostrowski zostaje kilka metrów a Albrycht z Cyganem robią mocny pociąg ciągnąc mnie za sobą pod górę. Jedziemy wygodną szutrówką i tempo idzie naprawdę mocne. Jadę na końcu, kilka razy już prawie puszczam koło ale ostatkiem sił jakoś spawam i trzymam się aż do samego szczytu.

Na górze ledwo oddycham, muszę uspokoić oddech, zjadam żela i coś tam popijam. Kosztuje mnie to znów kilkanaście metrów straty. To dystans, którego już raczej nie odrobię. Trasa robi się coraz bardziej pofałdowana, każdy podjazd zostawia w nogach swój ślad. Ostrowski dojeżdża z tyłu i wyprzedza mnie na jednym z podjazdów. Nie puszczam go tak łatwo i bardzo długo trzymam kilkumetrowy dystans.

W międzyczasie robimy jakiś trudniejszy zjazd kamienistym wąwozem, a po nim znów seria krótkich ale mocno trzymających podjazdów. Trochę mnie zastanawia gdzie podział się Ostrowski. Kuźwa, tak szybko by mi odszedł na tych ściankach? Na zjeździe raczej nie uciekł, a tych podjazdów nie było tyle żeby mi tak nagle odskoczył. Sytuacja się wyjaśnia po kilku minutach gdy dojeżdża z tyłu. Gdzieś tam zagapił się i zjechał z trasy przez co musiał odrabiać kilkadziesiąt metrów.

Nie tylko on tak zrobił bo z boku wylatuje grupa bikerów i wpada na trasę. To cała czołówka, która ponoć zjechała aż 2 kilometry z trasy. Szybko odjeżdżają.
Teraz chyba najtrudniejsza część trasy, stromy podjazd po wąskiej ścieżce, trzeba dobrze balansować ciężarem ciała żeby utrzymać się na siodełku. Przednie koło ochoczo zrywa się do góry, a tylne wykazuje tendencje do buksowania. Po ściance robi się trochę bardziej płasko, ale podłoże za to podłoże bardzo grząskie. Trzeba siłowo kręcić korbami, koło znów buksuje i z trudem pokonuję każdy metr.

Na górze łapczywie łapię powietrze, Ostrowskie mocno ciśnie ale cały czas udaje mi się utrzymywać rozsądny dystans. Tuż przed rozjazdem na drugą rundę dojeżdża Wojtek Szustak i kawałek mnie podciąga za sobą na asfaltowym odcinku. Wojtek zjeżdża na Mega, a my w trójkę kierujemy się na drugą rundę. W trójkę bo jeszcze dochodzi jakiś gość z Bieniasz Timu. Gdzieś tam widzę z przodu czerwoną koszulkę Roberta Albrychta ale już odpuszczam bo pomału zaczynam odczuwać trudy tego maratonu.

Miało być niby płasko, a tutaj cała masa krótkich ale mocno wchodzących w nogi podjazdów. Wrzucam na ruszt żela i popijam jakimś piciem z bufetu. Jadę teraz już sam, pogoda jakoś trzyma, czasem na okularach zbiera się mgiełka z mżawki ale poza jednym błotnistym kawałkiem trasa suchutka. O zimnie też już zapomniałem i nawet niekiedy muszę otrzeć pot z nosa.

Mija już trzecia godzina jazdy, tracę z oczu Ostrowskiego i do samej mety jadę już sam. Znów ściana płaczu w lesie. Na górze czuję już coraz większą słabość, ratuję się jeszcze jednym żelem i pomału zaczynam odliczać kilometry do mety ale gdy tylko mogę to staram się dociskać na maksa. Ostatnie podjazdy po asfalcie jadę już na oparach, już nic nie jem, popijam tylko z bidonu i czekam na metę. Mijam rozjazd i znów kilka krótkich ale stromych podjazdów. Niektóre trzymają mnie już konkretnie, młynka wprawdzie nie wrzucam ale łańcuch bardzo często gości na największych trybach kasety.

Ostatni podjazd to już dla mnie istna Golgota. Czuję pierwsze symptomy skurczów, nogi jak z waty, płuca jakoś kiepsko pracują. Na drodze napis - meta 3 km. Dożyję! Dojadę! Patrzę na licznik, 3 godziny i 55 minut jazdy. Kolejny napis meta - 1 km. Na liczniku 3 godziny 58 minut. Fajnie było by zmieścić się poniżej 4 godzin. Dobrze to wygląda w tabeli wyników :)

Udaje się. Z czasem 3 godziny, 59 minut i 35 sekund melduję się na mecie. Miejsce Open 9 , w kategorii M4 jestem drugi. Wygrał oczywiście Krzysiek Gierczak, w open Arek Krzesiński. Wynik dobry, cieszy tym bardziej, że z tego niby płaskiego maratonu wyszła całkiem solidna rzeźnia gdzie można było solidnie porzeźbić łydę. Prawie 2 tys podjazdów raczej nie kwalifikuje się do miana płaskiego maratonu.
Pomimo tego średnia dosyć wysoka, pewnie za sprawą sporej ilości asfaltów i wygodnych szutrówek. Pojechałem dzisiaj na 100%, a może nawet więcej. Do końca nie wiedziałem kto jedzie, w jakiej kategorii i na jaki dystans. Nie było miejsca na kalkulacje przez co pojechałem tak jak piszą w poradnikach. Mocno wystartować, potem przyspieszyć, a na końcu dać z siebie wszystko. Tak było dzisiaj, bez kalkulacji, bez planowania, bez oglądania się za siebie. Blat i ogień.

Cyklokarpaty Wojnicz 2013 © furman



  • DST 85.50km
  • Teren 60.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 21.46km/h
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 150 ( 83%)
  • Kalorie 4071kcal
  • Podjazdy 1980m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 maja 2013 Kategoria Przejażdżka

Lajcik.

Lajcik przed maratonem.
Piątek, 10 maja 2013 Kategoria Przejażdżka

Sama radość.

Dzisiaj rege. Bez pulsometru, w cywilnych ciucha, po płaskim. Pogoda cudowna, wiaterek chłodzie, no dosłownie sama radość. Na ścieżce do Tyńca z przeciwka jedzie Axi, obejrzałem jego nowy rower. Fajny.
A wracając wstąpiłem jeszcze na lody na Starowiślną, same przyjemności dzisiaj. Chociaż z drugiej strony taka jazda na dłuższą metę może nudzić, jechałem kawałek za jakąś dziewuszką....no bo wiecie fajne widoki były...ale nie o tym chciałem pisać. Otóż jechałem chwilę za nią i dosłownie styrałem się okropnie żeby jej przez te kilkanaście sekund nie wyprzedzić. No dosłownie już nie wiedziałem co mam robić, jestem pełen szacunku do tej niej jak można tak wolno jechać. Ja nie potrafię :)

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl