Sobota, 19 czerwca 2010
NARESZCIE..NARESZCIE....NARESZCIE!!!!
Nareszcie udało się wygrać!!!
Ciężko jeździ się w górach. Długie podjazdy wysysają siły i powodują skurcze, trudne, kamieniste i śliskie zjazdy podnoszą do maxa poziom adrenaliny i bywają bardzo niebezpieczne. Maraton z serii Cyklokarpaty w Żegiestowie miał wszystko co powinien mieć prawdziwy górski maraton MTB. Śmiało mogę go postawić na równi z takimi klasykami jak Kościelisko, Krynica, Sczawnica. To był jeden z tych maratonów, które pokonując czułem RESPEKT. Przed górami, przed trudnymi zjazdami, przed sięgającymi chmur podjazdami, przed zimnem, mgłą, przed samym sobą. Napisałem na początku, że trudno jeździ się w górach. Nie jestem królem podjazdów ale za to na tyle uniwersalny, że mix wszystkich wposmnianych wcześniej elementów wychodzi całkiem przywoicie.

Start poszedł w deszczu. Potem w miarę upływu czasu opady na szczęście zanikały aż do całkowitego ustąpienia. Początek to typowa walka o pozycje z przodu, a potem długa i stroma ściana na Pustą Wielką. Dało się jechać, kilka metrów największej stromizny z buta. Potem kawałek żwirową drogą i zjazd do Wierchomli wzdłuż wyciągów narciarskich. To był chyba najbardziej niebezpieczny odcinek trasy. Droga zachęcała do rozwijania sporych prędkości lecz nie zapewniała odpowiedniej przyczepności w przypadku mocnego hamowania. Mgła ograniczała widoczność do kilku metrów, a głebokie koleiny czychały tylko na błąd. Było tu kilka bardzo poważnych upadków.
Po pokonaniu zjazdu przejachaliśmy obok hotelu w Wierchomli i mieliśmy do zrobienia długi i ciężki podjazd znany z poprzednich maratonów w Wierchomli właśnie. Dalej trasa biegła wysokim górskiem grzbietem obok wyciągów w Słotwinach aż na przeł. Krzyżową skąd atakowaliśmy kolejny długi i stromy podjazd na Jaworzynę Krynicką. Oba te podjazdy pojechałem mocno, udało mi się uciec grupce jadącej ze mną i wyprzedziłem też kilka osób. Na Jaworzynie dogonił mnie Wojtek Szlachta, któremu wcześniej pożyczyłem dętkę (już dwie gumy miał na trasie).
Przyczepiłem się mu na koło i podciągnąłem przez chwilę. Potem mi uciekł ale gdy zaczął się kolejny bardzo trudny zjazd zaczęłem odrabiać dystans. To był zjazd, który mi bardzo pasował. Stromy i kamienisty, wymagający maksymalnego skupienia i koncetracji.

Było bardzo trudno ale właśnie na takich zjazdach radzę sobie najlepiej. Wyprzedziłem kilka osób i dogoniłem Wojtka tak, że w Szczawniku znów jechaliśmy dalej. Jednak facet miał pecha gdyż kolejna guma znów go zastopowała. Zaraz dalej był rozjazd na giga i znów stromy i długi podjazd. Kilka metrów z buta. Mocna jazda do tej pory dawała znać w nogach, które zaczęły dawać pierwsze symptomy skurczy. Podjazd ciągnął się bardzo długo, najpierw kamienistą drogą przez łąki, potem jeszcze bardziej kamienistą przez las, w końcu wyjeżdżam na wyskogórskie hale gdzie króluje mgła i zimny wiatr. Nadal do góry po miękkiej i grząskiej trawiastej drodze. Ten fragment dał najbardziej w kość. Miałem wrażenie, że cos wsysa opony usiłując mnie zatrzymać w miejscu.
Znów dogania mnie Wojtek i razem zatrzymujemy się przy bufecie koło bacówki. Mamy problemy orientacyjne, na bufecie nie ma nikogo, nie za bardzo wiemy gdzie jechać. W końcu jedziemy na czuja i zjeżdżamy szybką szutrówką znów do Szczawnika skąd już kierujemy się do mety. Wyprzedzamy jeszcze kilkanaście osób z mega i już meta.
Bardzo mocno pojechany maraton. Zająłem 4 pozycję Open oraz wygrałem w kategorii M4. Może frekwencja niespecjalna ,a obsada nie należała do bardzo mocnych to jednak cieszy, że udało się pojechać dobrze taki trudny maraton.
Ciężko jeździ się w górach. Długie podjazdy wysysają siły i powodują skurcze, trudne, kamieniste i śliskie zjazdy podnoszą do maxa poziom adrenaliny i bywają bardzo niebezpieczne. Maraton z serii Cyklokarpaty w Żegiestowie miał wszystko co powinien mieć prawdziwy górski maraton MTB. Śmiało mogę go postawić na równi z takimi klasykami jak Kościelisko, Krynica, Sczawnica. To był jeden z tych maratonów, które pokonując czułem RESPEKT. Przed górami, przed trudnymi zjazdami, przed sięgającymi chmur podjazdami, przed zimnem, mgłą, przed samym sobą. Napisałem na początku, że trudno jeździ się w górach. Nie jestem królem podjazdów ale za to na tyle uniwersalny, że mix wszystkich wposmnianych wcześniej elementów wychodzi całkiem przywoicie.

Start poszedł w deszczu. Potem w miarę upływu czasu opady na szczęście zanikały aż do całkowitego ustąpienia. Początek to typowa walka o pozycje z przodu, a potem długa i stroma ściana na Pustą Wielką. Dało się jechać, kilka metrów największej stromizny z buta. Potem kawałek żwirową drogą i zjazd do Wierchomli wzdłuż wyciągów narciarskich. To był chyba najbardziej niebezpieczny odcinek trasy. Droga zachęcała do rozwijania sporych prędkości lecz nie zapewniała odpowiedniej przyczepności w przypadku mocnego hamowania. Mgła ograniczała widoczność do kilku metrów, a głebokie koleiny czychały tylko na błąd. Było tu kilka bardzo poważnych upadków.
Po pokonaniu zjazdu przejachaliśmy obok hotelu w Wierchomli i mieliśmy do zrobienia długi i ciężki podjazd znany z poprzednich maratonów w Wierchomli właśnie. Dalej trasa biegła wysokim górskiem grzbietem obok wyciągów w Słotwinach aż na przeł. Krzyżową skąd atakowaliśmy kolejny długi i stromy podjazd na Jaworzynę Krynicką. Oba te podjazdy pojechałem mocno, udało mi się uciec grupce jadącej ze mną i wyprzedziłem też kilka osób. Na Jaworzynie dogonił mnie Wojtek Szlachta, któremu wcześniej pożyczyłem dętkę (już dwie gumy miał na trasie).
Przyczepiłem się mu na koło i podciągnąłem przez chwilę. Potem mi uciekł ale gdy zaczął się kolejny bardzo trudny zjazd zaczęłem odrabiać dystans. To był zjazd, który mi bardzo pasował. Stromy i kamienisty, wymagający maksymalnego skupienia i koncetracji.

Było bardzo trudno ale właśnie na takich zjazdach radzę sobie najlepiej. Wyprzedziłem kilka osób i dogoniłem Wojtka tak, że w Szczawniku znów jechaliśmy dalej. Jednak facet miał pecha gdyż kolejna guma znów go zastopowała. Zaraz dalej był rozjazd na giga i znów stromy i długi podjazd. Kilka metrów z buta. Mocna jazda do tej pory dawała znać w nogach, które zaczęły dawać pierwsze symptomy skurczy. Podjazd ciągnął się bardzo długo, najpierw kamienistą drogą przez łąki, potem jeszcze bardziej kamienistą przez las, w końcu wyjeżdżam na wyskogórskie hale gdzie króluje mgła i zimny wiatr. Nadal do góry po miękkiej i grząskiej trawiastej drodze. Ten fragment dał najbardziej w kość. Miałem wrażenie, że cos wsysa opony usiłując mnie zatrzymać w miejscu.
Znów dogania mnie Wojtek i razem zatrzymujemy się przy bufecie koło bacówki. Mamy problemy orientacyjne, na bufecie nie ma nikogo, nie za bardzo wiemy gdzie jechać. W końcu jedziemy na czuja i zjeżdżamy szybką szutrówką znów do Szczawnika skąd już kierujemy się do mety. Wyprzedzamy jeszcze kilkanaście osób z mega i już meta.
Bardzo mocno pojechany maraton. Zająłem 4 pozycję Open oraz wygrałem w kategorii M4. Może frekwencja niespecjalna ,a obsada nie należała do bardzo mocnych to jednak cieszy, że udało się pojechać dobrze taki trudny maraton.
- DST 55.13km
- Teren 55.13km
- Czas 04:03
- VAVG 13.61km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 182 (100%)
- HRavg 149 ( 81%)
- Kalorie 3845kcal
- Podjazdy 2028m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 czerwca 2010
Kategoria Przejażdżka
Regeneracja.
W ramach regeneracji wyskoczyłem do Kubaka po dopalacze :)..hmm..dziwne, że nie pisze na etykietach jako by to produkty kolekcjonerskie były! Skandal !!!!
- DST 21.11km
- Czas 01:17
- VAVG 16.45km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 800kcal
- Podjazdy 10m
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 czerwca 2010
Kategoria Trening
Plaskato.
Na ten tydzień starczy orki. Weekend zapowiada się bardzo ciężko. Sobota-ciężki, górski maraton, w niedzielę XC Puchar Tarnowa. Będzie ostro.
- DST 53.28km
- Czas 02:15
- VAVG 23.68km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 148 ( 81%)
- HRavg 107 ( 58%)
- Kalorie 1900kcal
- Podjazdy 113m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 czerwca 2010
Kategoria Trening
Za karę :)
Prokurator - Wysoki Sądzie wnoszę o uznanie Piotra Furmańskiego winnym zarzucanych mu czynów, a mianowicie uchylania się od ciężkich treningów oraz brakiem sukcesów sportowych.
Obrońca - Sprzeciw! Oskarżony ciężko trenuje osiągając na zawodach bardzo przyzwoite wyniki.
Sąd - Sprzeciw odrzucony ! Skazuję ostarżonego na 3 godziny ciężkich robót.
Wyrok ma zostać odbyty w obozie Pracy Las Wolski, blok Sowiniec - droga do ZOO.
Obrońca - Sprzeciw! Oskarżony ciężko trenuje osiągając na zawodach bardzo przyzwoite wyniki.
Sąd - Sprzeciw odrzucony ! Skazuję ostarżonego na 3 godziny ciężkich robót.
Wyrok ma zostać odbyty w obozie Pracy Las Wolski, blok Sowiniec - droga do ZOO.
- DST 66.70km
- Czas 03:26
- VAVG 19.43km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 3407kcal
- Podjazdy 1470m
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 czerwca 2010
Kategoria Trening
Ślimaki kamikadze.
Taki sobie, popołudniowy wypad, w sumie to bez celu. Pogoda taka średnia, nawet coś tam kapało jak wyjeżdżałem. Wolałem nie ryzykować jazdy gdzieś dalej za Kraków. No to poleciałem sobie pod ZOO szlakiem od szlabanu. W lasku nawet sucho. Potem przeskoczyłem do Kryspinowa i uderzyłem na Balice. Terenem doleciałem do Kleszczowa, a potem nadal terenem do Nielepic. Powodzie straszne szkody porobiły. Znane od lat dróżki i ścieżki zmasakrowane. Trzeba uważać na zjazdach bo tam gdzie od lat się dawało bez hampli w dół to teraz nagle może wyskoczyć półmetrowa dziura lub ogromna koleina w poprzek drogi. W Nielepicach skierowałem się już szosą do domu. Wiadukt nad autostradą w Balicach zamknięty, trzeba było lecieć alternatywną drogą. Nie rozpędzałem się się z intensywnością tego dnia. Jutro w planie jakieś mocne podjazdy. Z jednej strony pasuje coś mocniej pokręcić, z drugiej szykuje się ciężki weekend. W sobotę maraton w Żegiestowie, w niedzielę kolejny Puchar Tarnowa. Muszę być świeży.
No i na koniec o tych ślimakach. Aż strach jechać bulwarami, co rusz spod kół dolatuje chrzęst pękających skorupek. Takie bez domków na grzbiecie też pakują się pod koła ale giną w ciszy. Nie przepadam za ślimakami..ale jakoś tak niespecjalnie lubię je rozjeżdżać
No i na koniec o tych ślimakach. Aż strach jechać bulwarami, co rusz spod kół dolatuje chrzęst pękających skorupek. Takie bez domków na grzbiecie też pakują się pod koła ale giną w ciszy. Nie przepadam za ślimakami..ale jakoś tak niespecjalnie lubię je rozjeżdżać
- DST 61.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:58
- VAVG 20.56km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 150 ( 82%)
- HRavg 112 ( 61%)
- Kalorie 2935kcal
- Podjazdy 582m
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 czerwca 2010
Tour de UEK.
Zawody z serii dookoła podwórka z tym, że jeździliśmu wokół campusu. Dwie kategorie - amator oraz elita. Zdecydowałem się wystartować w elicie gdyż jednak tych zawodów trochę się zjeździło. Startujących może nie za dużo ale stawka dosyć mocna. Kraków mocno stoi w MTB i pomimo, że kilku cyborgów się nie pojawiło to i tak było bardzo mocno w czubie. Start jak zwykle zrobiłem na śpiocha, gdy czołówka już znikała za pierwszym zakrętem ja dopiero się wpiąłem i nabierałem szybkości.
Trasa bardzo kręta i pierwsze okrążenie nawet nie próbowałem atakować. Usadowiłem się wygodnie za Axim i trzymałem koło. Z niepokojem obserwowałem przód gdyż tam jechali Maciu i Spinoza. Gdzieś na drugim lub trzecim okrążeniu złapałem oddech i wyprzedziłem Axiego. Tuż przed nim jechał Dawid, a jeszcze przed nim mocno dawał Spinoza. Jednak Dawid łapie kapcia i mam już przed sobą Spinozę. Utrzymuję się za nim gdzieś przez dwa okrążenia i pomału ale systematycznie odrabiam straty. Czuję, że dzisiaj jestem mocniejszy, na prostym fragmencie trasy mocno deptam i awansuję o jedną pozycję. Przed sobą mam Kompana z AZS Subaru, a troszkę dalej Lukcia. Obaj wydają się w zasięgu.
Na zakrętach widzę czołówkę, która już odjechała zdecydowanie dalej. Gdzieś tam miga mi koszulka Macia ale już raczej za daleko odjechał na to aby gonić. Na 4 okrążeniu dubluję Kubaka, który jak się później okazało pozbył się na starcie opony i jechał na pożyczonym rowerze Versusa.
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,108901,tour-de-euk-2010.html]
[/url]
Skupiam się na gonitwie za Kompanem. Muszę przyznać, że jedzie równo i mocno. Cały czas podciągam ale bardzo wolno to idzie. Jednocześnie Lukcio zaczyna odjeżdżać poza zasięg i biorąc pod uwagę, że to już 7-8 okrążenie to sytuacja zaczyna się klarować. Kompana łykam na ostrym wirażu po trawie i mocno deptam żeby trochę odskoczyć. Spinoza i Axi już trochę dalej i raczej nie zagrożą mi podczas tego wyścigu. I w takim układzie mijam linię mety.
Bardzo dobrze pojechał Buli, który zajął drugie miejsce. Wygrał człowiek, którego nikt nie zna. Na trzecim miejscu finiszował Radar.
Wyniki widziałem ale nie przyglądałem się specjalnie. Nawet nie pamiętam miejsca, na którym przyjechałem. Chyba gdzieś w okolicy ósmego. Trasa płaska ale mocno techniczna z dwoma niebezpiecznymi zjazdami. Jechało się nawet dobrze i wynik całkiem przyzwoity. Bardzo fajny trening wyszedł.
Trasa bardzo kręta i pierwsze okrążenie nawet nie próbowałem atakować. Usadowiłem się wygodnie za Axim i trzymałem koło. Z niepokojem obserwowałem przód gdyż tam jechali Maciu i Spinoza. Gdzieś na drugim lub trzecim okrążeniu złapałem oddech i wyprzedziłem Axiego. Tuż przed nim jechał Dawid, a jeszcze przed nim mocno dawał Spinoza. Jednak Dawid łapie kapcia i mam już przed sobą Spinozę. Utrzymuję się za nim gdzieś przez dwa okrążenia i pomału ale systematycznie odrabiam straty. Czuję, że dzisiaj jestem mocniejszy, na prostym fragmencie trasy mocno deptam i awansuję o jedną pozycję. Przed sobą mam Kompana z AZS Subaru, a troszkę dalej Lukcia. Obaj wydają się w zasięgu.
Na zakrętach widzę czołówkę, która już odjechała zdecydowanie dalej. Gdzieś tam miga mi koszulka Macia ale już raczej za daleko odjechał na to aby gonić. Na 4 okrążeniu dubluję Kubaka, który jak się później okazało pozbył się na starcie opony i jechał na pożyczonym rowerze Versusa.
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,108901,tour-de-euk-2010.html]

Skupiam się na gonitwie za Kompanem. Muszę przyznać, że jedzie równo i mocno. Cały czas podciągam ale bardzo wolno to idzie. Jednocześnie Lukcio zaczyna odjeżdżać poza zasięg i biorąc pod uwagę, że to już 7-8 okrążenie to sytuacja zaczyna się klarować. Kompana łykam na ostrym wirażu po trawie i mocno deptam żeby trochę odskoczyć. Spinoza i Axi już trochę dalej i raczej nie zagrożą mi podczas tego wyścigu. I w takim układzie mijam linię mety.
Bardzo dobrze pojechał Buli, który zajął drugie miejsce. Wygrał człowiek, którego nikt nie zna. Na trzecim miejscu finiszował Radar.
Wyniki widziałem ale nie przyglądałem się specjalnie. Nawet nie pamiętam miejsca, na którym przyjechałem. Chyba gdzieś w okolicy ósmego. Trasa płaska ale mocno techniczna z dwoma niebezpiecznymi zjazdami. Jechało się nawet dobrze i wynik całkiem przyzwoity. Bardzo fajny trening wyszedł.
- DST 37.42km
- Czas 02:01
- VAVG 18.56km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 175 ( 96%)
- HRavg 122 ( 67%)
- Kalorie 2331kcal
- Podjazdy 15m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 czerwca 2010
Kategoria Trening
Las Wolski.
Ten trening trzeba było rano zrobić. W sumie nie miałem jakiegoś konkretnego celu. Wyjechałem koło 8 rano, już bardzo ciepło było. W lasku nie jechało mi się dobrze, nie kręciła się noga tak jak powinna wobec czego zrobiłem sobie tylko jedną pętelkę XC w spokojnym tempie i poszlusowałem do domu. Okropnie gorąco, nie wyobrażam sobie ścigania w takich warunkach, byle podjazd i lało się ze mnie. Tak w sumie to nie wiadomo jak lepiej. W terenie z reguły cień, ale wolno się jedzie, podjazdy itp...brak chłodzenia powietrzem. Znowu na szosie leci się szybko i wiaterek chłodzi ale znów w pełnym słońcu i asfalt nagrzany że aż parzy.
Trzeba przeczekać.
Trzeba przeczekać.
- DST 36.80km
- Teren 15.00km
- Czas 02:11
- VAVG 16.85km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 158 ( 86%)
- HRavg 113 ( 62%)
- Kalorie 1978kcal
- Podjazdy 477m
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 czerwca 2010
Kategoria Trening
Niepołomice
Spokojna jazda z samego rana. Bez szarpania, zrywów itp. Muszę trochę dychnąć bo zaczynam czuć w nogach ostatnie treningi.
Ciepło !!
Ciepło !!
- DST 53.28km
- Czas 02:11
- VAVG 24.40km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 112 ( 61%)
- HRavg 147 ( 80%)
- Kalorie 1903kcal
- Podjazdy 113m
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 czerwca 2010
Kategoria Trening
Przełęcz Zapusty.
Gorąco się zrobiło. Nareszcie. Źle znoszę upały ale po ostatnich przejściach z pogodą to już wolę słoneczko. W sumie nie jest źle, dopóki się jedzie to spoko, ale jak tylko się zatrzymać to moment sauna się robi. Do Łączan doturlikałem się szybko. Picie szło jak burza, jeszcze przed przekroczeniem Wisły musiałem zatrzymać się w sklepie. Poszło już 2 bidony. Za Łączanami zaczynają się pagórki. W Marcyporębie miałem jechać szlakiem rowerowym ale zgraja psów zagradza mi drogę i robię odwrót. Droga przelatuje zaraz obok podwórka jakiejś zagrody i wolę samotnie nie wkraczać na granicę ich terytyrium. Na przeł. Zapusty docieram więc szosą i na górze skręcam w lewo na szlak turystyczny. Początkowo lecę fajną żwirówką ale raj szybko się kończy i trzeba zasuwać po zniszczonej przez traktory drodze pełnej kałuż, błota i kolein. Wynajduję sobie fajne miejsce w cieniu i zamierzam coś na ruszt wrzucić ale to nie okazuje się dobrym pomysłem gdyż komary coś za bardzo chcą się skumplować ze mną. Sorki - ale wolę inne towarzystwo.
Terenowy fragment szybko się kończy, jestem nawet trochę rozczarowany ale dalsza część trasy bardzo przyjemna i jazda dostarcza sporo frajdy. Słońce chowa się za churkami i do Krakowa wracam w bardzo komfortowych warunkach. Na torze kajakowym spotykam Spinozę i wspólnie robimy sobie rozjazd.
Było super dzisiaj !!
Terenowy fragment szybko się kończy, jestem nawet trochę rozczarowany ale dalsza część trasy bardzo przyjemna i jazda dostarcza sporo frajdy. Słońce chowa się za churkami i do Krakowa wracam w bardzo komfortowych warunkach. Na torze kajakowym spotykam Spinozę i wspólnie robimy sobie rozjazd.
Było super dzisiaj !!
- DST 99.02km
- Teren 5.00km
- Czas 04:07
- VAVG 24.05km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 169 ( 92%)
- HRavg 126 ( 69%)
- Kalorie 3792kcal
- Podjazdy 462m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 czerwca 2010
Kategoria Trening
Słońce, pagórki, zieleń lasów...i gleba.
Obijałem się wczoraj. Niby nie czułem w nogach maratonu ale postanowiłem sobie odpuścić jeden dzień. Dzisiaj za to cały się rwałem na rower. W końcu super pogoda, aż się chce jechać. Tym razem padło na okolice pomiędzy Skawiną i Kalwarią. Po swojemu zaplanowałem sobie traskę po totalnie bocznych drogach. Sporo dziurawych asfaltów, czasem jakaś szutrówka, krótkie zjazdy i podjazdy. Na koniec poleciałem sobie do Lasu Bronaczewa. Stamtąd zielonym szlakiem skierowałem się w stronę Mogilan.
Normalnie kapitalna miejscówka tam jest. Kawałek dalej zatłoczona zakopianka, niewiele dalej rogatki Krakowa, a tutaj nastrój jak z powieści Reymonta. Szutrowa droga, biegające po niej kury, ujadający pies za drewnianym płotem, jakaś stara chałupka z babcią siedzącą na ławeczce i rolnik pracowicie chodzący za pługiem ciągniętym przez konia. Aż się zatrzymałem z wrażenia aby nacieszyć się tą chwilą. Niechętnie ruszyłem dalej. Najpierw szuter zamienia się w asfalt, potem jakieś auto śmigło bokiem, aż w końcu muzyczka z obajdowego sklepu Family Frost i czar prysnął. Przyjadę tu jeszcze.
Dotulałem się Swoszowic i Myślenicką zjeżdżam w dół. Szybko wchodzę w rondo, suchutko to można się ładnie złożyć. Wyjeżdżam z ronda i po prawej zaczyna się ścieżka rowerowa. Dzieli mnie od niej tylko krawężnik. Leci mocno pod skosem ale jadę na tyle szybko, że myślę go pokonać. Jeszcze podkręcam trochę i atakuję. Przednie koło podbija mocno do góry i przejeżdża ale tył blokuje i zaczyna lecieć na bok. Rower mi się składa, wszystko dzieje się tak błyskawicznie, że aż trudno to powiedzieć. W końcu tylne koło pokonuje przeszkodę, nadal mam dużą prędkość, rower złożony ale udaje się go wyprostować i tylko z przerażeniem patrzę jak błyskawicznie zbliżam się do barierek. Instynktownie wciskam klamkę hamulcową. Niestety prawa dłoń spadła mi z kierownicy i mogę hamować tylko lewą, tylko przednim hamplem. Oczywiscie poślizg i lecę na lewy bok, rower uderza w słupek od barierki, a ja leżę sobie na chodniku. Ból przychodzi dopiero po kilku sekudnach. Boli obtarta noga i łokieć. Z małego palca w lewej ręce kapie krew. Rower przeżył bez żadnych obrażeń. Może gdzieś tam porysowany jest ale to wszystko. Ja też raczej poza obtarciami bez żadnych urazów. Postękałem trochę i do domciu.
W sumie to fajnie było :)
Normalnie kapitalna miejscówka tam jest. Kawałek dalej zatłoczona zakopianka, niewiele dalej rogatki Krakowa, a tutaj nastrój jak z powieści Reymonta. Szutrowa droga, biegające po niej kury, ujadający pies za drewnianym płotem, jakaś stara chałupka z babcią siedzącą na ławeczce i rolnik pracowicie chodzący za pługiem ciągniętym przez konia. Aż się zatrzymałem z wrażenia aby nacieszyć się tą chwilą. Niechętnie ruszyłem dalej. Najpierw szuter zamienia się w asfalt, potem jakieś auto śmigło bokiem, aż w końcu muzyczka z obajdowego sklepu Family Frost i czar prysnął. Przyjadę tu jeszcze.
Dotulałem się Swoszowic i Myślenicką zjeżdżam w dół. Szybko wchodzę w rondo, suchutko to można się ładnie złożyć. Wyjeżdżam z ronda i po prawej zaczyna się ścieżka rowerowa. Dzieli mnie od niej tylko krawężnik. Leci mocno pod skosem ale jadę na tyle szybko, że myślę go pokonać. Jeszcze podkręcam trochę i atakuję. Przednie koło podbija mocno do góry i przejeżdża ale tył blokuje i zaczyna lecieć na bok. Rower mi się składa, wszystko dzieje się tak błyskawicznie, że aż trudno to powiedzieć. W końcu tylne koło pokonuje przeszkodę, nadal mam dużą prędkość, rower złożony ale udaje się go wyprostować i tylko z przerażeniem patrzę jak błyskawicznie zbliżam się do barierek. Instynktownie wciskam klamkę hamulcową. Niestety prawa dłoń spadła mi z kierownicy i mogę hamować tylko lewą, tylko przednim hamplem. Oczywiscie poślizg i lecę na lewy bok, rower uderza w słupek od barierki, a ja leżę sobie na chodniku. Ból przychodzi dopiero po kilku sekudnach. Boli obtarta noga i łokieć. Z małego palca w lewej ręce kapie krew. Rower przeżył bez żadnych obrażeń. Może gdzieś tam porysowany jest ale to wszystko. Ja też raczej poza obtarciami bez żadnych urazów. Postękałem trochę i do domciu.
W sumie to fajnie było :)
- DST 84.44km
- Teren 5.00km
- Czas 03:50
- VAVG 22.03km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 157 ( 86%)
- HRavg 117 ( 64%)
- Kalorie 3206kcal
- Podjazdy 629m
- Aktywność Jazda na rowerze