Wpisy archiwalne w kategorii
Zawody
Dystans całkowity: | 2893.68 km (w terenie 2022.05 km; 69.88%) |
Czas w ruchu: | 163:06 |
Średnia prędkość: | 17.74 km/h |
Suma podjazdów: | 61114 m |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 177 (97 %) |
Suma kalorii: | 142864 kcal |
Liczba aktywności: | 60 |
Średnio na aktywność: | 48.23 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 4 października 2009
Kategoria Zawody
Maraton Jasło - to już koniec.
To już ostatnia edycja CYKLOKARPAT. Inna niż do tej pory bo o treningach już zapomniałem już dawno. Nie nastawiałem się na ostre ściganie i tak faktycznie było. Już na samym poczatku czułem, że forma już nie ta. Nie szarpałem się ale jednak natura ściganta dała znać i w miarę upływu kilometrów zaczynałem jechać coraz mocniej. Ostatnie 10 km pojechałem bardzo mocno do czego przyczynili się doganiani na trasie konkurenci, którzy już samą swoją obecnością mobilizowali mnie do szybszej jazdy. Jednak te wszystkie wysiłki nie na wiele się zdały i dzisiejszy wynik okazał się bardzo kiepski. Dopiero 7 miejsce w kategorii, w OPEN to wolę nawet nie wiedzieć. W klasyfikacji generalnej zająłem niezłe 5 miejsce nagrodzone fajmym pucharem i jakimś ciuchem.
Tak więc sezon maratonowy zakoczony, być może wystartuję jeszcze na XC w Myślenicach i maratonie w Chrzanowie ale to już zależy od wielu czynników. Jednym z nich są kwestie techniczne gdyż destrukcja sprzetu postępuje nadal. Ostatnie straty to pęknięta szprycha w przednim kole i kolejne problemy za amorkiem, który w zasadzie zamienił się już w sztywny widelec. Zobaczymy co da się z tym porobić i decyzje o kolejnych startach będę podejmował w ostatniej chwili.
Tak więc sezon maratonowy zakoczony, być może wystartuję jeszcze na XC w Myślenicach i maratonie w Chrzanowie ale to już zależy od wielu czynników. Jednym z nich są kwestie techniczne gdyż destrukcja sprzetu postępuje nadal. Ostatnie straty to pęknięta szprycha w przednim kole i kolejne problemy za amorkiem, który w zasadzie zamienił się już w sztywny widelec. Zobaczymy co da się z tym porobić i decyzje o kolejnych startach będę podejmował w ostatniej chwili.
- DST 74.15km
- Teren 50.00km
- Czas 04:24
- VAVG 16.85km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 177 ( 95%)
- HRavg 157 ( 84%)
- Kalorie 4087kcal
- Podjazdy 1542m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 września 2009
Kategoria Zawody
Jurajski wyścig XC w Będkowicach.
Kolejne XC po, którym widać, że już zakończyłem sezon. Pojechałem na miarę swoich możliwości co pozwoliło mi zająć 5 miejce w kategorii Masters I. Próbowałem walczyć i jeszcze na 3 okrążeniu jechałem na 4 miejsce mając w zasięgu wzroku MiśQ oraz Mossoczego co dawało szansę na nawiązanie walki i pudło jednak na ostatniej rundzie zdecydowanie osłabłem. Rywale z przodu odjechali, a ja straciłem jeszcze 4 miejsce. Trochę szkoda bo była szansa na dobre miejsce ale z drugiej strony nie można cały czas jeździć na wysokich obrotach. Przynajmniej ja nie jestem w stanie. Miałem już swoje 5 minut i teraz trzeba gratulować inny. Co niniejszym czynię.
Brawa dla Ciapka (wygrał), MiśQ i Zbyszka Mossoczego :)
Brawa dla Ciapka (wygrał), MiśQ i Zbyszka Mossoczego :)
- DST 19.02km
- Teren 18.00km
- Czas 00:58
- VAVG 19.68km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 177 ( 95%)
- HRavg 168 ( 90%)
- Kalorie 1288kcal
- Podjazdy 393m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 września 2009
Kategoria Zawody
Bike Cup - Górska Liga Małopolski - XC Las Wolski
Przejechany dystans zawiera dojazd i powrót rowerem.
To były moje pierwsze zawody w tym cyklu, raczej nie nastawiałem się na jakąś specjalną walkę ale też łyso było by pojechać słabo. Jak było ?
Myślę, że powinienem być zadowolony. Po leserski sierpniu kiedy to coś tam jeździłem ale trudno to było nazwać solidnym treningiem nie wiedziałem czego można się spodziewać po swoim organiźmie. Waga poszła w górę więc i nie wróżyło to nic dobrego. Start trochę przyspałem i musiałem mocno deptać żeby na singla wjechać w jakiejś rozsądnej grupie. Początek z deka mnie przytkał, niby czołowka jakoś za szybko nie odjeżdżała lecz ja czułem, że długo tak nie pociągnę. Starczyło mi sił żeby jeszcze dojść Spinozę i trochę odpuściłem. Pokonujemy pierwsze podjazdy i tu dogania mnie Maciu, który jako junior startował po nas oraz Robert Baś. Kawałek płaskiego, łapię oddech i staram się trzymać tej dwójki.
Dalej zaczynają się pierwsze zjazdy gdzie udaje mi się wyprzedzić Roberta ale zraz tracę prowadzenie. Maciu miga gdzieś z przodu, jednak teraz przedmną ściana zwana Chodnikiem Malczewskiego. Jest naprawdę trudno, tak stromo, że oprócz pary w nogach trzeba mieć wyczucie i kombinować mocno aby nie poderwać pzredniego koła. Najdrobniejszy błąd i koniec jazdy, nie ma możliwości poprawienia.
Maciu już odjechał, Robert kilka metrów z przodu i jednak pomalutku sie oddala.
Udaje mi się pokonać podjazd i teraz zaczyna się najciekawsza część trasy gdzie trzeba zmierzyć sie z kamieniami i korzeniam. To mój ulubiony zjazd w Laku i znam go na tyle dobrze, że szybko dochodzę rywali z przodu. Na ostatnim fragmencie bokiem łykam Roberta i jeszcze kogoś i nabrawszy rozpędu dokręcam jeszcze aby pokonać kórtki podjazd na sztywnych biegach. Potem jeszcze tylko dojazd drogą i po trawie na metę na drugie okrążenie.
Robert cały czas naciska, słyszę go z tyłu, Spinoza chyba osłabł bo został gdzieś dalej. Stawka już sie ustabilizowała, jest luźno i mogę spokojnie jechać wąskim singlami. Ktoś mnie wyprzedza, chyba jakiś junior, poza tym z tyłu pusto, mam trochę przewagi, którą mam nadzieję powiększyć na zjazdach. Pokonuję je sprawnie i znów tzreba zmierzyć się ze stromą ścianą. Oczywiście już czuć w nogach wyściga i robi sie jeszcze trudniej ale kolejny raz udaje się wygrać z podjazdem.
Gdy wjeżdżam na 3 rundę dostrzegam Roberta. Jedzie z jakąś minutowa stratą do mnie. Sporo ale nie na tyle żebym całkiem odpuścił. Chociaż już czuję spore zmęczenie staram sie wydobyć resztki sił i zachować obecną pozycję. Mijam Pita, który jedzie już na hulajnodze (urwany łańcuch), ma ścianie płaczu chyba kogoś dubluję. Ten trzeci podjazd mam wrażenie poszedł mi najłatwiej. Być może dlatego, że już nie dawałem na 100% i skupiłem się na tym aby tylko jakoś przetrwać.
Na metę wpadam na 5 pozycji w kategorii (Masters). Po mnie finiszuje Robert, a kawałek za nim Spinoza.
Tak przebiegały te zawody. Co mogę napisać o swoim występie. Biorąc po uwagę jak ostatnio jeździłem an rowerze to bardzo dobry wynik. Naprawdę spodziewałem się dużo gorszej dyspozycji. Widać, że to już nie jest to co kiedyś ale coś w nogach jednak zostało.
To były moje pierwsze zawody w tym cyklu, raczej nie nastawiałem się na jakąś specjalną walkę ale też łyso było by pojechać słabo. Jak było ?
Myślę, że powinienem być zadowolony. Po leserski sierpniu kiedy to coś tam jeździłem ale trudno to było nazwać solidnym treningiem nie wiedziałem czego można się spodziewać po swoim organiźmie. Waga poszła w górę więc i nie wróżyło to nic dobrego. Start trochę przyspałem i musiałem mocno deptać żeby na singla wjechać w jakiejś rozsądnej grupie. Początek z deka mnie przytkał, niby czołowka jakoś za szybko nie odjeżdżała lecz ja czułem, że długo tak nie pociągnę. Starczyło mi sił żeby jeszcze dojść Spinozę i trochę odpuściłem. Pokonujemy pierwsze podjazdy i tu dogania mnie Maciu, który jako junior startował po nas oraz Robert Baś. Kawałek płaskiego, łapię oddech i staram się trzymać tej dwójki.
Dalej zaczynają się pierwsze zjazdy gdzie udaje mi się wyprzedzić Roberta ale zraz tracę prowadzenie. Maciu miga gdzieś z przodu, jednak teraz przedmną ściana zwana Chodnikiem Malczewskiego. Jest naprawdę trudno, tak stromo, że oprócz pary w nogach trzeba mieć wyczucie i kombinować mocno aby nie poderwać pzredniego koła. Najdrobniejszy błąd i koniec jazdy, nie ma możliwości poprawienia.
Maciu już odjechał, Robert kilka metrów z przodu i jednak pomalutku sie oddala.
Udaje mi się pokonać podjazd i teraz zaczyna się najciekawsza część trasy gdzie trzeba zmierzyć sie z kamieniami i korzeniam. To mój ulubiony zjazd w Laku i znam go na tyle dobrze, że szybko dochodzę rywali z przodu. Na ostatnim fragmencie bokiem łykam Roberta i jeszcze kogoś i nabrawszy rozpędu dokręcam jeszcze aby pokonać kórtki podjazd na sztywnych biegach. Potem jeszcze tylko dojazd drogą i po trawie na metę na drugie okrążenie.
Robert cały czas naciska, słyszę go z tyłu, Spinoza chyba osłabł bo został gdzieś dalej. Stawka już sie ustabilizowała, jest luźno i mogę spokojnie jechać wąskim singlami. Ktoś mnie wyprzedza, chyba jakiś junior, poza tym z tyłu pusto, mam trochę przewagi, którą mam nadzieję powiększyć na zjazdach. Pokonuję je sprawnie i znów tzreba zmierzyć się ze stromą ścianą. Oczywiście już czuć w nogach wyściga i robi sie jeszcze trudniej ale kolejny raz udaje się wygrać z podjazdem.
Gdy wjeżdżam na 3 rundę dostrzegam Roberta. Jedzie z jakąś minutowa stratą do mnie. Sporo ale nie na tyle żebym całkiem odpuścił. Chociaż już czuję spore zmęczenie staram sie wydobyć resztki sił i zachować obecną pozycję. Mijam Pita, który jedzie już na hulajnodze (urwany łańcuch), ma ścianie płaczu chyba kogoś dubluję. Ten trzeci podjazd mam wrażenie poszedł mi najłatwiej. Być może dlatego, że już nie dawałem na 100% i skupiłem się na tym aby tylko jakoś przetrwać.
Na metę wpadam na 5 pozycji w kategorii (Masters). Po mnie finiszuje Robert, a kawałek za nim Spinoza.
Tak przebiegały te zawody. Co mogę napisać o swoim występie. Biorąc po uwagę jak ostatnio jeździłem an rowerze to bardzo dobry wynik. Naprawdę spodziewałem się dużo gorszej dyspozycji. Widać, że to już nie jest to co kiedyś ale coś w nogach jednak zostało.
- DST 56.65km
- Teren 30.00km
- Czas 03:19
- VAVG 17.08km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 178 ( 96%)
- HRavg 137 ( 74%)
- Kalorie 3734kcal
- Podjazdy 1011m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 sierpnia 2009
Kategoria Zawody
Puchar Smoka - Nowy Żmigród.
Z tymi zawodami to się narobiło. Najpierw błąd w kalendarzu i kupa wiary przyjechało do Nowego Żmigrodu w sobotę. Również i ja, a to okazuje się, że jednak w niedzielę impreza. Zgrzyt ! No cóż, szkoda bo miałem to wszytsko rozplanowane. Wiezorkiem w sobotę grill rodzinny, jedzonko raczej nie takie jak powinno.
Rano w niedzielę wypada znów do Żmigrodu. Wiadomo już, że forma na ta, na dodatek grillowane mięska coś mi siadły na żąłądku i jakoś nie tegos się czuję.
Na miejscu obejrzałem tabelę wyników i ku mojemu zdziwieniu widzę, że pomimo nieukończenia zawodów w Osieku przyznano mi 5 punktów. To dobre info gdyż przywracało nadzieję na trzecie miejsce w generalce. Ale nie jest dobrze. Trasa bardzo ciężka kondycyjnie, do tego słońce praży, no i faktycznie nie czuję się najlepiej. Zrobiłem sobie objazd i nie jest dobrze. Na górze napadły mnie nidności, czarne plamy przed oczami i mało co nie puściłem pawia. Może się wycofać ?
Jakoś jednak doszedłem do siebie i ruszyłem na sygnał startera. Oczywiscie Krzysiek Gierczak i Robert Albrycht wystrzelili jak z rakiety i już po 100 metrach zaczęli pomału odjeżdżać. Tym razem nie siadam im na koło i obieram strtegię na prztrwanie. Mariusz Nowak jedzie za mną i to właśnie on jest moim rywalem dzisiaj. Pierwsze kółko przejeżdżam dosyć mocno, drugie jest bardzo ciężkie. Szutrowy podjazd w promieniach słońca pozbawia mnie sił w błyskawicznym tempie. Mariusz wciąż kilka metrów za mną. Na zjeździe trochę mu uciekam i zaczynam trzecie okrążenie. Jestem już okropnie zmęczony, przez chwilę nawet mam ochotę pokonać podjazd prowadząc rower ale wykrzesuje ostatek siła i udaje się podjechać. Mariusz chyba też osłabł bo zostaje z tyłu. Już bezpiecznie zjeżdżam w dół i wpadam na metę. Mamy z Mariuszem taką samą ilość punktów ale dzisiaj ja byłem szybszy i to ja wygrywam 3 miejsce w generalce.
Te zawody potwierdziły jednak, że słaby już jestem. Dwa tygodnie bez treningu, kiepska dieta dają o sobie znać. Do tego zatrucie pokarmowe. No ale nie ma się co przejmować bo sezon startowy już za mną. Może jeszcze coś pojadę ale to już jako zabawa.
Rano w niedzielę wypada znów do Żmigrodu. Wiadomo już, że forma na ta, na dodatek grillowane mięska coś mi siadły na żąłądku i jakoś nie tegos się czuję.
Na miejscu obejrzałem tabelę wyników i ku mojemu zdziwieniu widzę, że pomimo nieukończenia zawodów w Osieku przyznano mi 5 punktów. To dobre info gdyż przywracało nadzieję na trzecie miejsce w generalce. Ale nie jest dobrze. Trasa bardzo ciężka kondycyjnie, do tego słońce praży, no i faktycznie nie czuję się najlepiej. Zrobiłem sobie objazd i nie jest dobrze. Na górze napadły mnie nidności, czarne plamy przed oczami i mało co nie puściłem pawia. Może się wycofać ?
Jakoś jednak doszedłem do siebie i ruszyłem na sygnał startera. Oczywiscie Krzysiek Gierczak i Robert Albrycht wystrzelili jak z rakiety i już po 100 metrach zaczęli pomału odjeżdżać. Tym razem nie siadam im na koło i obieram strtegię na prztrwanie. Mariusz Nowak jedzie za mną i to właśnie on jest moim rywalem dzisiaj. Pierwsze kółko przejeżdżam dosyć mocno, drugie jest bardzo ciężkie. Szutrowy podjazd w promieniach słońca pozbawia mnie sił w błyskawicznym tempie. Mariusz wciąż kilka metrów za mną. Na zjeździe trochę mu uciekam i zaczynam trzecie okrążenie. Jestem już okropnie zmęczony, przez chwilę nawet mam ochotę pokonać podjazd prowadząc rower ale wykrzesuje ostatek siła i udaje się podjechać. Mariusz chyba też osłabł bo zostaje z tyłu. Już bezpiecznie zjeżdżam w dół i wpadam na metę. Mamy z Mariuszem taką samą ilość punktów ale dzisiaj ja byłem szybszy i to ja wygrywam 3 miejsce w generalce.
Te zawody potwierdziły jednak, że słaby już jestem. Dwa tygodnie bez treningu, kiepska dieta dają o sobie znać. Do tego zatrucie pokarmowe. No ale nie ma się co przejmować bo sezon startowy już za mną. Może jeszcze coś pojadę ale to już jako zabawa.
- DST 9.60km
- Teren 9.60km
- Czas 00:43
- VAVG 13.40km/h
- Temperatura 29.0°C
- HRmax 180 ( 97%)
- HRavg 168 ( 90%)
- Kalorie 739kcal
- Podjazdy 433m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 sierpnia 2009
Kategoria Zawody
Tak źle jeszcze nie było.
Fatalnie pojechałem maraton w Strzyżowie. Gdzieś od 30 km zaczęła się walka z wiatrakami. Początek też nie pojechałem jakoś specjalnie dobrze, lecz to co działo się później to koszmar. Męczyłem się okrutnie ale nie przekładało się to na szybkość jazdy. Teraz cały czas myślę co było powodem tak kiepskiej dyspozycji. Bo przecież jeszcze tydzień temu pojechałem świetnie Komańczę.
Mam kilka podejrzanych - dzień przed maratonem zrobiłem sobie wycieczkę z Yatzkiem. Niby pomalutku i oszczędząłem się to jednak wyszło 3 godzinki jazdy w górzystym terenie. To mogło jednak przełożyć się na ten start. Druga sprawa to całkowity brak treningów przez ostatni tydzień. Przeleserowałem się i tyle.
No i trzecia sprawa to może po prostu miałem zły dzień. Czasem tak bywa, że bez konkretnego powodu noga się buntuje.
Kolejny maraton z serii cyklokarpat dopiero za 2 miesiące. To będzie już ostatnia edycja w Jaśle. W miedzyczasie być może pojadę jeszcze maraton w Istebnej. Kraków raczej odpuszczam. Teraz pora na urlop.
Mam kilka podejrzanych - dzień przed maratonem zrobiłem sobie wycieczkę z Yatzkiem. Niby pomalutku i oszczędząłem się to jednak wyszło 3 godzinki jazdy w górzystym terenie. To mogło jednak przełożyć się na ten start. Druga sprawa to całkowity brak treningów przez ostatni tydzień. Przeleserowałem się i tyle.
No i trzecia sprawa to może po prostu miałem zły dzień. Czasem tak bywa, że bez konkretnego powodu noga się buntuje.
Kolejny maraton z serii cyklokarpat dopiero za 2 miesiące. To będzie już ostatnia edycja w Jaśle. W miedzyczasie być może pojadę jeszcze maraton w Istebnej. Kraków raczej odpuszczam. Teraz pora na urlop.
- DST 79.81km
- Teren 65.00km
- Czas 05:05
- VAVG 15.70km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 172 ( 92%)
- HRavg 150 ( 81%)
- Kalorie 4230kcal
- Podjazdy 1989m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 sierpnia 2009
Kategoria Zawody
Puchar Smoka w Osieku Jasielskim.
Bardzo ważny start jeśli chodzi o punktację w tym cyklu zawodów XC. Wobec jednej absencji miałem jeszcze teoretyczną szansę nawet na wygraną w generalce gdyż w pozostałych wyscigach (Łężyny, Folusz) udało mi się wygrać. Oczywiście to tylko teoria gdyż główni rywale do wygranej tj. Krzysiek Gierczak oraz Robert Albrycht obecnie są bardzo mocni i trudno mi będzie z nimi nawiązać walkę.
Start nie poszedł jakoś strasznie szybko i mogłem pomału wejśc w swój rytm. Chociaż tempo nie było moredercze to w trójkę odskoczylismy już na pierwszej rundzie od reszty stawki na dosyć solidny kawałek. Krzysiek Gierczak ma problemy z napędem, zajeżdżony już i co chwilę słychać trzaski przeskakującego łańcucha. Wobec tego jedzie dosyć zachowawczo. Za to Robert chyba zwęszył szansę na wygraną i mocno pociągnął do przodu na drugim kółku. Tak mocno, że zaczynam mieć problem za nim nadążyć. Trochę odjeżdża ale na zjeździe szybko dochodzę i znów jedziemy razem w trzyosobowej grupce. Przejazd po płytach przez Wisłokę i ....
... i tutaj kończę wyścig. Chyba jakiś gwóźdż lub coś równie dużego, bo powietrze w tylnym kole schodzi w kilkanaście sekund.
I tak z walki o wygraną w generalce spadłem na daleką pozycję bez gwarancji nawet na 3 miejsce. To już bowiem drugie zawody z pięciu, w których nie zdobywam punktów. Jedne nie mogłem jechać, drugie (obecne) pech - no cóż, raz na wozie, raz pod wozem. Szkoda bo była dzisiaj szansa na walkę nawet o najwyższą lokatę, a trzecie miejsce w generalce miałem w zasadzie na bank.
Start nie poszedł jakoś strasznie szybko i mogłem pomału wejśc w swój rytm. Chociaż tempo nie było moredercze to w trójkę odskoczylismy już na pierwszej rundzie od reszty stawki na dosyć solidny kawałek. Krzysiek Gierczak ma problemy z napędem, zajeżdżony już i co chwilę słychać trzaski przeskakującego łańcucha. Wobec tego jedzie dosyć zachowawczo. Za to Robert chyba zwęszył szansę na wygraną i mocno pociągnął do przodu na drugim kółku. Tak mocno, że zaczynam mieć problem za nim nadążyć. Trochę odjeżdża ale na zjeździe szybko dochodzę i znów jedziemy razem w trzyosobowej grupce. Przejazd po płytach przez Wisłokę i ....
... i tutaj kończę wyścig. Chyba jakiś gwóźdż lub coś równie dużego, bo powietrze w tylnym kole schodzi w kilkanaście sekund.
I tak z walki o wygraną w generalce spadłem na daleką pozycję bez gwarancji nawet na 3 miejsce. To już bowiem drugie zawody z pięciu, w których nie zdobywam punktów. Jedne nie mogłem jechać, drugie (obecne) pech - no cóż, raz na wozie, raz pod wozem. Szkoda bo była dzisiaj szansa na walkę nawet o najwyższą lokatę, a trzecie miejsce w generalce miałem w zasadzie na bank.
- DST 6.97km
- Teren 5.00km
- Czas 00:19
- VAVG 22.01km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 172 ( 92%)
- HRavg 158 ( 85%)
- Kalorie 287kcal
- Podjazdy 68m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 sierpnia 2009
Kategoria Zawody
Maraton w Komańczy- Tropami Żbików.
W tym roku Komańcza zaskoczyła pogodą. Przywitało nas słońce i ciepło. Na trasie pojawiło się kilka kałuż, do tego przejazdy przez rzeczki i dzięki takim atrakcjom widać po nas było, że jechaliśmy solidny maraton.
Dla mnie ten start miał być raczej relaksowy, wydaje się, że w generalce już wszystko poustawiane.
Wobec powyższego miałem zamiar jechać na mega lecz chłopaki z Bike Team Jedlicze zbajerowali mnie i ostatecznie poleciałem na giga. Początek - dosyć długi kawałek asfaltem, a potem męczący podjazd po polnej drodze wystawionej na słoneczną ekspozycję. Potem nieprzyjemny zjazd po trawie.
Tam dojechałem do Mariusza Sychowskiego, z którym ścigam się w kategorii. Z listy startowej wynikało, ze razem będziemy walczyć o trzecie miejsce. Ostatnio mnie dosyć solidnie objeżdżał więc to spore zaskoczenie, że udało się go dorwać po solidnym podjeździe. Czyżby otworzyła się szansa na pudło ?
Niedługo potem zaczął się podjazd na przeł. Żebrak. Tutaj Mariusz zdecydowanie mi odjeżdżał lecz zacisnąłem zęby i starałem się jak najmniej stracić. Podjazd na Chryszczatą jechałem dosyć mocno i tuż przed szczytem nawiązałem ponownie kontakt wzrokowy z Mariuszem. Poczułem swoją szansę i mocno przycisnąłem, zjazdy pokonywałem dosyć ryzykownie i po niedługiej chwili siadłem mu na kole. Chwilę jechaliśmy razem, potem dołączyli do nas chłopaki z Jedlicza i taką grupką jechaliśmy spory kawałek. Na podjazdach Mariusz znów zaczął odjeżdżać lecz nie traciłem wiary i starałem się trzymać kontakt.
Wrzuciłem żela i zacząłem pogoń. Jednak popełniłem 2 błędy. Pierwszy gdy przeszarżowałem na zjeździe i zaliczyłem glebę, potem wyleciałem z trasy i wylądowałem w trawie. Tym samym zaprzepaściłem szansę na trzecie miejsce, które ostatecznie zdobył Mariusz wygrywając ze mną o 70 sekund.
Dla mnie ten start miał być raczej relaksowy, wydaje się, że w generalce już wszystko poustawiane.
Wobec powyższego miałem zamiar jechać na mega lecz chłopaki z Bike Team Jedlicze zbajerowali mnie i ostatecznie poleciałem na giga. Początek - dosyć długi kawałek asfaltem, a potem męczący podjazd po polnej drodze wystawionej na słoneczną ekspozycję. Potem nieprzyjemny zjazd po trawie.
Tam dojechałem do Mariusza Sychowskiego, z którym ścigam się w kategorii. Z listy startowej wynikało, ze razem będziemy walczyć o trzecie miejsce. Ostatnio mnie dosyć solidnie objeżdżał więc to spore zaskoczenie, że udało się go dorwać po solidnym podjeździe. Czyżby otworzyła się szansa na pudło ?
Niedługo potem zaczął się podjazd na przeł. Żebrak. Tutaj Mariusz zdecydowanie mi odjeżdżał lecz zacisnąłem zęby i starałem się jak najmniej stracić. Podjazd na Chryszczatą jechałem dosyć mocno i tuż przed szczytem nawiązałem ponownie kontakt wzrokowy z Mariuszem. Poczułem swoją szansę i mocno przycisnąłem, zjazdy pokonywałem dosyć ryzykownie i po niedługiej chwili siadłem mu na kole. Chwilę jechaliśmy razem, potem dołączyli do nas chłopaki z Jedlicza i taką grupką jechaliśmy spory kawałek. Na podjazdach Mariusz znów zaczął odjeżdżać lecz nie traciłem wiary i starałem się trzymać kontakt.
Wrzuciłem żela i zacząłem pogoń. Jednak popełniłem 2 błędy. Pierwszy gdy przeszarżowałem na zjeździe i zaliczyłem glebę, potem wyleciałem z trasy i wylądowałem w trawie. Tym samym zaprzepaściłem szansę na trzecie miejsce, które ostatecznie zdobył Mariusz wygrywając ze mną o 70 sekund.
- DST 57.03km
- Teren 40.00km
- Czas 03:02
- VAVG 18.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 172 ( 92%)
- HRavg 156 ( 84%)
- Kalorie 3878kcal
- Podjazdy 1303m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 lipca 2009
Kategoria Zawody
Maraton w Gorlicach.
Zapowiadał się łatwy i szybki maraton. Tubylcy zapewniali, że spoko, dużo asfaltu, szutry itp. Początek faktycznie taki był ale z upływem kolejnych kilometrów robiło się coraz ciekawiej. Tradycji stało się zadość i jak przystało na cyklokarpaty pogoda przygotowała trasę. Pracowało nad tym również podczas maratonu, kilka razy solidnie polało. Jak już napisałem trasa stawała się z każdym kilometrem bardziej wymagająca. Apogeum przyszło wraz z podjazdem na Magurę Małastowską. To najwyższa część trasy i jak na to przystało trzeba było solidnie się przyłożyć aby podjechać. Padający deszcz nie ułatwiał zadania, śliskie kamienie wytrącały z rytmu, a do tego doszły problemy z napędem. Po raz pierwszy od 2 lat zaczęło mi zaciągać łańcuch. Po wjeździe na górę kawałek grzbietem i kolejny OeS !
Tym razem zjazd, najpierw bardzo stromy po kamieniach gdzie trzeba było wykazać się sporą dawką odwagi oraz umiejętności. Potem singletrack błotnistś ścieżką z koleinami. Tutaj moje Pythony nie sprawdzały sie najlepiej ale podjąłem pogoń za uciekającym Kubą Gryzło (Gryszu) co zaowocowało lotem w krzaki. Dalej zjeżdżałem już bardziej asekuracyjnie i udało się bez kolejnej gleby dojechać na metę.
Zająłem 5 miejsce w kategorii M3. Widać tendencję zniżkową. Cóż - chyba faktycznie jestem troszkę słabszy niż wiosną, a te kilka minut jednak robi różnicę.
Tym razem zjazd, najpierw bardzo stromy po kamieniach gdzie trzeba było wykazać się sporą dawką odwagi oraz umiejętności. Potem singletrack błotnistś ścieżką z koleinami. Tutaj moje Pythony nie sprawdzały sie najlepiej ale podjąłem pogoń za uciekającym Kubą Gryzło (Gryszu) co zaowocowało lotem w krzaki. Dalej zjeżdżałem już bardziej asekuracyjnie i udało się bez kolejnej gleby dojechać na metę.
Zająłem 5 miejsce w kategorii M3. Widać tendencję zniżkową. Cóż - chyba faktycznie jestem troszkę słabszy niż wiosną, a te kilka minut jednak robi różnicę.
- DST 54.86km
- Teren 45.00km
- Czas 03:08
- VAVG 17.51km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 172 ( 92%)
- HRavg 153 ( 82%)
- Kalorie 3182kcal
- Podjazdy 1120m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 lipca 2009
Kategoria Zawody
Maraton Tarnów.
Maraton w Tarnowie pojechałem treningowo. Nie napalałem się za bardzo co nie znaczy, że się obijałem na trasie. Pojechałem dosyć mocno. Było trochę problemów ze sprzetem oraz z trasą ale nie spowodowało to jakiejś dużej straty. Może udało by się urwać z wyniki jakieś 3-4 minuty ale niewiele by to zmieniło. W końcu co to za różnica 40 lub 50 miejsce. Ostatecznie zająłem właśnie 50 miejsce OPEN oraz 10 w kategorii M3. Wyjątkowo pojechałem mega. Mocno się odwodniłem gdyż opuściłem jeden bufet i czułem nadciągające skurcze ale udało się ich uniknąć.
Trasa maratony bardzo szybka, sporo asfaltów, bardzo dużo szutrowych dróg. Ja osobiście lubię takie podgórskie okolice i podobało mi się jednak prawdziwi górale mogli być rozczarowani. No ale takie są okolice Tarnowa, coraz więcej asfaltu, cywilizacja wkracza w każdy zakątek.
Jak ktoś pojechał mocno to naprawdę mógł się zmęczyć. Uzbierało się tych podjazdów trochę, miejscami było naprawdę stromo, trudno było odpocząć bo poza podjazdem na Brzankę przeważały krótkie zjazdy oraz podjazdy i trzeba było cały czas deptać.
Teraz 2 tygodnie przerwy. Trzeba przygotować się do maratonu w Gorlicach.
Trasa maratony bardzo szybka, sporo asfaltów, bardzo dużo szutrowych dróg. Ja osobiście lubię takie podgórskie okolice i podobało mi się jednak prawdziwi górale mogli być rozczarowani. No ale takie są okolice Tarnowa, coraz więcej asfaltu, cywilizacja wkracza w każdy zakątek.
Jak ktoś pojechał mocno to naprawdę mógł się zmęczyć. Uzbierało się tych podjazdów trochę, miejscami było naprawdę stromo, trudno było odpocząć bo poza podjazdem na Brzankę przeważały krótkie zjazdy oraz podjazdy i trzeba było cały czas deptać.
Teraz 2 tygodnie przerwy. Trzeba przygotować się do maratonu w Gorlicach.
- DST 61.95km
- Teren 35.00km
- Czas 02:57
- VAVG 21.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 172 ( 92%)
- HRavg 157 ( 84%)
- Kalorie 3184kcal
- Podjazdy 1133m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 lipca 2009
Kategoria Zawody
Maraton w Pruchniku - wbrew przeciwnościom losu.
Poszedłem spać o pierwszej nad ranem, wstałem o 5 rano. Jeszcze czułem czułem się ociężały po weselu gdy już trzeba było wsiadać do auta i lecieć do Pruchnika. No pięknie - myślę sobie, rok temu tak mnie tam sponiewierało, a teraz bezpośrednio po imprezie to chyba tam padnę gdzieś na 3 rundzie.
Bardzo ciężki maraton. Zero płaskiego, cały czas jeśli nie w górę to w dół. Krótkie podjazdy i takież zjazdy jednak na tyle łagodne, że trzeba było dokręcać. Taka jazdy wykańcza. Tak przez 81 km i 5 godzin. Kilka błotnych sekwencji w lesie czy po wykoszonych łąkach gdzie za bardzo nie można było odpocząć. Zaraz po starcie długi podjazd. Oczywiście jak to mam w zwyczaju bardzo słabe kilka pierwszych kilometrów, gdy mnie już trochę odetkało to zaczęły się singielki w lesie gdzie mogłem jechać szybciej ale nie dało się wyprzedzić za bardzo. Zresztą nie szalałem też na początku bo zdawałem sobie sprawę, że taka zabawa czeka mnie przez najbliższe 5 godzin.
Pierwsza runda (27 km) pokonana w 1h30 minut. Druga pomimo narastającego zmęczenie jedynie 10 minut wolniej i przy wjeździe na trzecie -ZONK !
Pęka linka od tylnej przerzutki. Jestem na stadionie, do mety 100 metrów. Pierwsza myśle - DNF. Patrzę jak mijają mnie goście, których pracowicie odjeżdżałem przez całą drugą pętlę i nachodzą mnie czarne myśli. Po to wypruwałem flaki żeby teraz stać tutaj i patrzeć jak rywale bez mrugnięcie okiem omijają mnie szerokim łukiem. O nie - myślę sobie, nie koledzy , zostało jeszcze jedno okrążenie.
Linka pękła w miejscu mocowanie do śruby. Próbuję naciągnąć, dało się, przykręcam do przerzutki i coś tam próbuję jak chodzi. Okazuje, się, że jakoś to działa. Szybko na rower i dopiero po kilkudziesięciu metrach okazuje się, że mogę używać tylko 4 małych trybów z tyłu. Może jakoś przejadę te 27 km ?!
Pierwszy podjazd pokonuję bez problemów jednak po wjeździe w las słabnę. Już wiem, że na takich twardych biegach nie pociągnę długo. Jeszcze próbuję jednak już kolejny poważniejszy podjazd po żwirze zatrzymuje mnie w miejscu. Biorę się drugi raz za naprawę napędu. Tym razem naciągam linkę, że aż zębami zgrzytam. Przykręcam śrubę i próbuję jak śmiga. Okazuje się, że rewelacja ! Oczywiście o poprawnej indeksacji nie ma mowy ale mam do dyspozycji wszystkie tryby. Będzie dobrze !
Straciłem jedną pozycję i rzucam się w pościg lecz nogi już z waty. Jeszcze przez kilka km widzę rywala z przodu ale pogoń zapowiada się na nieskuteczną.
Zająłem jak zwykle :( 4 miejsce w kategorii. W open chyba gdzieś w okolicach 12.
Co by tu powiedzieć o mojej formie. Nie jestem zadowolony. Niby nawet nieźle ale wiem, że mógł bym szybciej. Sam nie wiem co myśleć. Może za wysoko patrzę porównując swoje wyniki do najlepszych i trudno się dziwić, że spotyka mnie rozczarowanie. W końcu Piecuch, Kasprzyk czy Arek Krzesiński to goście ze ścisłej czołówki polskich maratonów, a i bracia Szlachta też wiedzą o co chodzi w tej całej zabawie.
Tym czasem ja to schyłek kategorii M3. Jak by nie patrzeć w swojej kategorii jest dużo lepiej. Czwarte miejsce to czołówka, strata do trzeciego 10 minut. Gdyby nie problemy z linką to kto wie.... Trzyma mnie waga cały czas. Trochę przytyłem ostatnio, może z 1,5 kg i źle się z tym czuję. O ile na szybkim i krótkim XC jestem w stanie się sprężyć ( Folusz) to już maraton z każdą godziną wysysa ze mnie siły. Wożę ze sobą zbędne 6-7 kg. Gdybym jeździł bez tego było by dużo lepiej.
Bardzo ciężki maraton. Zero płaskiego, cały czas jeśli nie w górę to w dół. Krótkie podjazdy i takież zjazdy jednak na tyle łagodne, że trzeba było dokręcać. Taka jazdy wykańcza. Tak przez 81 km i 5 godzin. Kilka błotnych sekwencji w lesie czy po wykoszonych łąkach gdzie za bardzo nie można było odpocząć. Zaraz po starcie długi podjazd. Oczywiście jak to mam w zwyczaju bardzo słabe kilka pierwszych kilometrów, gdy mnie już trochę odetkało to zaczęły się singielki w lesie gdzie mogłem jechać szybciej ale nie dało się wyprzedzić za bardzo. Zresztą nie szalałem też na początku bo zdawałem sobie sprawę, że taka zabawa czeka mnie przez najbliższe 5 godzin.
Pierwsza runda (27 km) pokonana w 1h30 minut. Druga pomimo narastającego zmęczenie jedynie 10 minut wolniej i przy wjeździe na trzecie -ZONK !
Pęka linka od tylnej przerzutki. Jestem na stadionie, do mety 100 metrów. Pierwsza myśle - DNF. Patrzę jak mijają mnie goście, których pracowicie odjeżdżałem przez całą drugą pętlę i nachodzą mnie czarne myśli. Po to wypruwałem flaki żeby teraz stać tutaj i patrzeć jak rywale bez mrugnięcie okiem omijają mnie szerokim łukiem. O nie - myślę sobie, nie koledzy , zostało jeszcze jedno okrążenie.
Linka pękła w miejscu mocowanie do śruby. Próbuję naciągnąć, dało się, przykręcam do przerzutki i coś tam próbuję jak chodzi. Okazuje, się, że jakoś to działa. Szybko na rower i dopiero po kilkudziesięciu metrach okazuje się, że mogę używać tylko 4 małych trybów z tyłu. Może jakoś przejadę te 27 km ?!
Pierwszy podjazd pokonuję bez problemów jednak po wjeździe w las słabnę. Już wiem, że na takich twardych biegach nie pociągnę długo. Jeszcze próbuję jednak już kolejny poważniejszy podjazd po żwirze zatrzymuje mnie w miejscu. Biorę się drugi raz za naprawę napędu. Tym razem naciągam linkę, że aż zębami zgrzytam. Przykręcam śrubę i próbuję jak śmiga. Okazuje się, że rewelacja ! Oczywiście o poprawnej indeksacji nie ma mowy ale mam do dyspozycji wszystkie tryby. Będzie dobrze !
Straciłem jedną pozycję i rzucam się w pościg lecz nogi już z waty. Jeszcze przez kilka km widzę rywala z przodu ale pogoń zapowiada się na nieskuteczną.
Zająłem jak zwykle :( 4 miejsce w kategorii. W open chyba gdzieś w okolicach 12.
Co by tu powiedzieć o mojej formie. Nie jestem zadowolony. Niby nawet nieźle ale wiem, że mógł bym szybciej. Sam nie wiem co myśleć. Może za wysoko patrzę porównując swoje wyniki do najlepszych i trudno się dziwić, że spotyka mnie rozczarowanie. W końcu Piecuch, Kasprzyk czy Arek Krzesiński to goście ze ścisłej czołówki polskich maratonów, a i bracia Szlachta też wiedzą o co chodzi w tej całej zabawie.
Tym czasem ja to schyłek kategorii M3. Jak by nie patrzeć w swojej kategorii jest dużo lepiej. Czwarte miejsce to czołówka, strata do trzeciego 10 minut. Gdyby nie problemy z linką to kto wie.... Trzyma mnie waga cały czas. Trochę przytyłem ostatnio, może z 1,5 kg i źle się z tym czuję. O ile na szybkim i krótkim XC jestem w stanie się sprężyć ( Folusz) to już maraton z każdą godziną wysysa ze mnie siły. Wożę ze sobą zbędne 6-7 kg. Gdybym jeździł bez tego było by dużo lepiej.
- DST 78.66km
- Teren 73.00km
- Czas 04:50
- VAVG 16.27km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 174 ( 94%)
- HRavg 151 ( 81%)
- Kalorie 4962kcal
- Podjazdy 2100m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze