Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101110.33 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.71%)
  • Czas na rowerze: 209d 06h 00m
  • Prędkość średnia: 20.08 km/h
  • Suma w górę: 880405 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening

Dystans całkowity:45434.63 km (w terenie 2071.36 km; 4.56%)
Czas w ruchu:1975:47
Średnia prędkość:22.99 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:287626 m
Maks. tętno maksymalne:182 (101 %)
Maks. tętno średnie:251 (140 %)
Suma kalorii:1224957 kcal
Liczba aktywności:759
Średnio na aktywność:59.94 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Piątek, 10 czerwca 2011 Kategoria Trening

Taka se jazda.

W sumie to bez konkretnego celu dzisiaj. Jak wyjechałem to akurat zaczęło pokapywać. Zrobiłem 2 podjazdy pod Z00. Bez fajerwerków, 6:07. Drugi raz wyjechałem już lajtowo. Autobusów wycieczkowych od groma, co chwilę jakiś zasuwał do góry i smrodził spalinami. Jakoś nie miałem dzisiaj weny do jazdy więc wróciłem w chać :)
  • DST 30.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 18.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1200kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 czerwca 2011 Kategoria Trening

Wolbrom

Miałem jechać z Waxmundem i Robinem. No ale chłopaki wpuścili mnie w maliny, w nocy zmieniła się godzina wyjazdu z 6:30 na 8:30 i wylądowałem w końcu sam. Ponieważ byłem prawie w Zielonkach to poleciałem na Skałę i jadąc kombinowałem gdzie dalej uderzyć. Stanęło na Wolbromiu. Odcinek do Skały pokonałem dosyć szybko ale jakoś tam muliło mnie okropnie. W Skale złapał mnie deszcz, który postanowiłem przeczekać. Zagryzając drożdżówką obserwowałem życie miejscowych pijaczków. W sumie to fajnie mają, stresu po nich nie widać, zadowoleni z życia.

Po kilkunastu minutach przestało padać i ruszyłem dalej. Odcinek Skała-Trzyciąż to rewelacja. Świetna nawierzchnia, piękne widoczki, pofałdowany teren, kręciło się super. Za Trzyciążem kicha, zerwany asfalt, roboty drogowe, wytrzepało mnie solidnie. Tak było aż do samego Wolbromia. Skręcam na Miechów. Znów zaczyna pokapywać ale tym razem nie decyduję się na postój. Jadę dalej. Pomiędzy Wolbromiem i Miechowem niekiedy spory ruch. Jeśli dodać do tego miejscami bardzo kiepską nawierzchnię to już oczywiste, że jakoś specjalnie fajnie tu nie jest. Sporo górek, nawet całkiem solidne podjazdy. Droga mokra, trochę cykam się na zjazdach bo asfalt sprawia wrażenie bardzo śliskiego, a moje oponki na mokrym nie trzymają ani trochę.

Na szczęście opady zanikają i droga szybko wysycha. W Miechowie już nie kombinowałem, trzeba było lecieć do domu. Główną drogą do Krakowa nie jedzie się jakoś specjalnie miło ale źle też nie jest. Auta śmigają non-stop, ale pobocze szerokie, no i profil drogi pasuje mi okropnie. Na trening super, zjazdy, podjazdy, na tyle krótkie, że jest gdzie dokręcić, jest gdzie wstać z siodełka i na sztywno dociągnąć do szczytu wzniesienia. Noga zaczęła mi się fajnie kręcić więc dosyć szybko dojechałem do Krakowa.

  • DST 106.96km
  • Czas 03:30
  • VAVG 30.56km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 3870kcal
  • Podjazdy 579m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 czerwca 2011 Kategoria Trening

Plaskato.

Wypad do Niepołomic.
  • DST 54.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.17km/h
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria Trening

Odwiedziny w Zawoi.

Oj ja zryty jestem konkretnie. Początek był luzacki ale od Harbutowic to rzeźnie totalna. Najpierw Hujówka, potem kawałek zjazdu i z Jachówki podjazd na Górę Makowską. W słońcu i upale, ścianka za ścianką, chyba bardziej dało popalić niż sama Hujówka. Potem zjazd do Makowa i do Grzechyni znów golgota za golgotą. Do Zawoji przyjechaliśmy już dosyć zmachani. Tam posiedzieliśmy chwilę, zjedliśmy po kebabie, obejrzeliśmy dekorację Macia i pogadali ze zjeżdżającymi właśnie na metę chłopakami. Zaczęło się zbierać na burzę i niestety nie mogliśmy czekać na gigowców Lukcia i Szbikera bo trzeba było uciekać. W Białce Pocio się odłączył i poleciał do Makowa na pociąg, a my z Dragiem uderzyliśmy w stronę Juszczyna.

Za Wieprzcem jeden naprawdę solidny podjazd i długi zjazd przez Tokarnię do Pcimia. W miarę upływu czasu Drag dostawał napadów przypływu energii i zasuwał jak dziki osioł. Apogeum miał na podjeździe w Krzyszkowicach za Myślenicami gdzie poleciał pod górę w takim tempie, że przez chwilę aż zgłupiałem. Zanim się pozbierałem był już kilka metrów z przodu i musiałem ostro dawać żeby go utrzymać. Na szczęście im wyżej tym pomału zaczęło go odcinać i w końcu udało się na szczyt wjechać na prowadzeniu

Do samego Krakowa szarpał mocno, ma gość zadatki na długodystansowca.
Mnie osobiście jechało się średnie. Najgorzej było rano, żebra mnie bolą, potłuczone mocno i mam problemy z oddychaniem. Jak wolno jadę to jako tako, ale gdy trzeba zacząć mocno pracować płucami to ból nie pozwala i robi się okropny dług tlenowy. Na szczęście w miarę upływu czasu jakoś to wszystko zaczęło się układać i udało się dosyć sprawnie przejechać całą trasę. Były plany żeby wjechać na trasę maratonu ale jednak przeliczyliśmy się z czasem. Poza tym błoto solidne było jak widziałem po zjeżdżających zawodnikach i jakoś żaden z nas nie miał za bardzo ochoty tam ruszać. Ale trening za to super!!!
No a Pocio w końcu też musiał jechać na rowerze gdyż okazało się pociąg dopiero wieczorem leci. Koniec końców doleciał sam do Krakowa.
Środa, 1 czerwca 2011 Kategoria Trening

Ałć...ałć...ałć!

Nie dawał mi spokoju ten zjazd. Odpaliłem dzisiaj startówkę i poleciałem na Zakrzówek. Na tym rowerku czuję się lepiej, mam go opanowanego, wiem jak się zachowa i czego się można po nim spodziewać. Na Zakrzówku zrobiłem najpierw kilka zjazdów rynną. Poszło bez problemów, nie było po co za długo tu siedzieć.

No to daję na drugi zjazd. Dzisiaj gorsze warunki, ziemia trochę wilgotna i bardziej ślisko. No nic, raz kozie śmierć. Pierwszy zjazd - jest ostro, trasa stromo opada, kamień, uskok, przednie koło opada niczym w przepaść, trzeba mocno za siodełko się wychylić, amorek ugina się mocno, kierownica usiłuje wyrwać się z rąk ale udaje się zapanować i jestem na dole.

Drugi zjazd nadal niepewnie. Nie ma się co oszukiwać. Ten zjazd robi na mnie wrażenie i zjeżdżam tam maksymalnie skupiony oraz mocno stremowany. Zjeżdżam drugi i trzeci raz. Każda próba wydaje się być tą pierwszą. Pomimo tego, że udało się już zjechać kilka razy nie mam wrażenia rozpracowania tego zjazdu.

W sumie robią go kilka razy i zbieram się do domu. Ale jakoś tak wyszło, że tuż przed odjazdem rzucam okiem na ściankę i postanawiam jeszcze raz zjechać. No nic, wszystko jak przedtem, tył za siodełko, mocne uderzenie przedniego koła, amorek ugina się solidnie. Kierownica znów szarpie. No i tym razem wyszarpała się.

Prawa ręka spada z chwytu, przód momentalnie zaczyna wariować i już wiem, że polecę. Bekło o ziemię, rower koziołkuje. Prawa ręka coś stłuczona, boli trochę, żebra też niezbyt zadowolone. Pomału się zbieram. Że tez mnie podkusiło jeszcze raz jechać. Kurna chata, niby nic mi nie jest ale czuję wszystkie kości. Boli prawy nadgarstek. Trudno jechać po nierównościach bo żeberka protestują mocno.

Zobaczymy co jutro będzie ale coś czuję po kościach, że maraton w Muszynie mam już załatwiony. Tak po prawdzie, to nie za bardzo miałem ochotę tam jechać, ale wobec powyższych wydarzeń to nawet dobre chęci nie wystarczą. No nic - zobaczę jak jutro się obudzę. Jeśli wstanę bez jęczenia to jeszcze będą szanse :)
Wtorek, 31 maja 2011 Kategoria Trening

Zakrzówek z Bartkiem.

Trening z Bartkiem Janowskim. Miałem nie jechać ale nie za bardzo chciało mi się samemu jeździć i w końcu wylądowałem na Błoniach.
Dzisiaj polecieliśmy na Zakrzówek gdzie rozkminialiśmy ciekawe zjazdy.

Pierwszy poszedł spoko. Wąska i stromy rynna z małym uskokiem i mocnym zakrętem w dolnej części wyglądała poważanie ale poszła gładko i nie pozostawiła po sobie jakichś specjalnych wrażeń.

Za to ten drugi to już wyższa szkoła jazdy. Stroma ściana, w połowie solidny głaz, a za nim jakiś 20-30 uskok. Nie przepadam za chwilami gdy przednie koło odrywa się od podłoża. Chłopaki zjeżdżali ale ja sobie odpuściłem dzisiaj. Byłem na fullu, który pozwala na łatwiejsze pokonanie takich przeszkód, ale to nie jest startowy rower, nie mam go tak opanowanego i paradoksalnie właśnie to nie puściło mojej psychy na ten zjazd.
  • DST 40.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 maja 2011 Kategoria Trening

Las Wolski.

Nie ma co pisać. Plaża.
  • DST 34.36km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 17.32km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 157 ( 86%)
  • HRavg 114 ( 62%)
  • Kalorie 1631kcal
  • Podjazdy 477m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 maja 2011 Kategoria Trening

Tlenik.

Tlenik sobie zrobiłem. Tylko podjazd w Rybnej poleciałem mocniej, reszta to w zasadzie plaża. Jutro może jakieś godzinne rege, no i w sobotę rzeźnia.
Maraton w Krynicy, nie ukrywam, że czuję respekt przed takimi startami. Gorzej, że jakoś nie bardzo mi się chce jechać. No ale może jak pójdzie start i adrenalinka będzie buzować w krwioobiegu to wszystko wróci do normy.
  • DST 69.57km
  • Czas 02:33
  • VAVG 27.28km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 123 ( 67%)
  • Kalorie 2599kcal
  • Podjazdy 241m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 25 maja 2011 Kategoria Trening

W końcu ten Chełm.

Wybierałem się na Chełm już kilka razy. Raz nie wyszło, drugi raz nie wyszło. No i w końcu dzisiaj się udało. Środa to ostatni dzień na jakiś mocniejszy trening. Wyjazd w górki to dobra opcja, czy chcę czy nie chcę na podjazdach robi się interwały :)

Do Myślenic jechałem dosyć mocno. Dobrze, że rękawki wziąłem bo chłodno trochę i szybko je zakładałem. Sam podjazd na Chełm, a raczej Talagówkę zajął mi 16 minut 49 sekund. Nie jechałem w trupa ale nie opieprzałem się też na młynku i starałem się sprawnie pokonać ten podjazd. Na górze chwila odpoczynku i nazad. Zjazd bardzo niebezpieczny. Pełno żwiru na drodze, dziury, nierówności. Na kolarce wolałem nie szaleć na zjechałem go bardzo ostrożnie.

Powrót zrobiłem tą samą drogą, musiałem szybko do domu dotrzeć.
Średnie tętno może nie jakieś specjalnie wysokie ale ten trening naprawdę dał mi w kość. Dziwne bo już drugi przypadek mam gdy pulsometr świruje i pokazuje jakąś kosmiczną wartość. Gdzieś tam w okolicy 20 km pokazuje się 190. Hmm..nie pamiętam żebym aż tak mocno leciał, zresztą to niemożliwe bo takich wartości tętna chyba w życiu nie osiągałem :)

  • DST 76.37km
  • Czas 02:48
  • VAVG 27.28km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 127 ( 70%)
  • Kalorie 3021kcal
  • Podjazdy 886m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 maja 2011 Kategoria Trening

Myślenice.

Miałem w planach wyjazd do Myślenic i podjazd na Chełm bo wstyd się przyznać ale jeszcze w tym roku tam nie byłem. Pogoda przyjemna, na krótko można było jechać. Warunki do jazdy super ale po pierwszych kilometrach poczułem, że dzisiaj nie jest dzień na góry. Strasznie słabo nogi się kręciły wobec czego zrewidowałem plany i mocnego treningu w górach zrobił się taki pagórkowaty lajcik.

W sumie fajnie było, cieplutko, suchutko, super widoczki, posiedziałem chwilę na rynku w Myślenicach, wygrzałem się w słoneczku i na lajciku wróciłem do Krakowa. Po drodze jeszcze spotykam Szbikera, chwilę my pogadali i tak zakończył się dla mnie ten trening. Niekiedy tak trzeba.
  • DST 72.20km
  • Czas 02:44
  • VAVG 26.41km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 159 ( 87%)
  • HRavg 116 ( 64%)
  • Kalorie 2675kcal
  • Podjazdy 712m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl