Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101110.33 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.71%)
  • Czas na rowerze: 209d 06h 00m
  • Prędkość średnia: 20.08 km/h
  • Suma w górę: 880405 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening

Dystans całkowity:45434.63 km (w terenie 2071.36 km; 4.56%)
Czas w ruchu:1975:47
Średnia prędkość:22.99 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:287626 m
Maks. tętno maksymalne:182 (101 %)
Maks. tętno średnie:251 (140 %)
Suma kalorii:1224957 kcal
Liczba aktywności:759
Średnio na aktywność:59.94 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Jazda.

Nie ma co pisać. No może tylko to, że w końcu temperatura taka jaką toleruję.

  • DST 36.41km
  • Czas 01:48
  • VAVG 20.23km/h
  • HRmax 160 ( 88%)
  • HRavg 112 ( 61%)
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Las Wolski

Znów wypad do Lasku. Wyregulowałem wszystkie szpeje i fajnie się dawało dzisiaj. Wprawdzie po korzeniach nie udało się zjechać za pierwszym razem ale to chyba zbytnia pewność siebie mnie zgubiła bo za szybko wjechałem na sekcję, musiałem mocny przyhamować i wyleciałem z zaplanowanego toru jazdy i zaliczyłem podpórkę. Oczywiście wróciłem się do góry i kolejny raz poszedł już bez kłopotów.

Na podjeździe od mostka po serpentynach spotkałem dwóch gości, którzy gdy ich wyprzedziłem zapałali nagle chęcią udowodnienia swej mocy. Jeden z nich siadł mi na koło i trzymał się do samej góry, tam na ostatnich metach depnął mocno i triumfalnie wyprzedził mnie wjeżdżają na szczyt 3 metry przede mną. Przełknąłem gorycz porażki :) i czmychnąłem czym prędzej do domu.

  • DST 39.28km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 17.59km/h
  • HRmax 172 ( 95%)
  • HRavg 121 ( 66%)
  • Kalorie 2032kcal
  • Podjazdy 634m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Wielkie koła.

W końcu dostałem dzisiaj ostatnie szpeje potrzebne do złożenia roweru. Po robocie szybko wrzuciłem na ruszt obiad i sru do piwnicy. Oczywiście jak można się było spodziewać nie poszło wszystko tak gładko. Najpierw zdziwko bo nie mam pancerza do przerzutek, a byłem pewien, że powinien być. Przewaliłem połowę piwnicy, do hamulca znalazłem od groma, do przerzutki tylko kawałek. No nic, może starczy. Pozakładałem manetki, przerzutki, trochę namotałem się z łańcuchem bo nie za bardzo wiedziałem jaką długość zrobić. Potem znów okazało, że lewa manetka XTR, która notabene nie była już przedtem w pełni sprawna wypięła się na mnie i odmówiła współpracy.

No nic, miałem jakąś starą, nie bardzo mi się widziała ale nie ma wyjścia. No i na koniec kicha z hamulcem, przód musiałem pożyczyć od startówki, podobnie jak pedały. Szybkie regulacje i lecę na polko bo już późno, a pasuje przetestować sprzęt.

Pierwszy metry spoko, wszystko zdaje się hulać. Klikam manetkami, próbuję wszystkich wariantów przełożeń. Szybko okazuje się, że rower wymaga jeszcze regulacji. Lecę do Lasku Wolskiego, po drodze spotykam Tomka (Tom), potem widzę Pocia. Czuję, że źle założyłem tą lewą manetkę, muszę się zatrzymać i zamienić miejscami klamkę hamulcowa z manetka. Po tej operacji jedzie się dużo lepiej.

Wjeżdżam w teren, ciekaw jestem jak sprawdzi się napęd 2-9 na podjazdach. Berlinka idzie nawet spoko, potem lecę trawersami, nie szaleję bo łańcuch tłucze się o rurę tylnego widelca. Musze założyć kawałek dętki. Potem stromy podjazd i wyjeżdżam na Białą Drogę. W sumie nie jest źle, może troszkę przód ma większe tendencje do podrywania się ale nie na tyle żeby się gorzej podjeżdżało. Zresztą w tej kwestii jeszcze mam pole manewru bo amor kwalifikuje się do skrócenia rury sterowej i obniżenie kokpitu o 20-30 mm co spowoduje lepsze zachowywanie się na podjazdach.

Dalej lecę na zjazdy, które Axi nazywa Trzy Dzwony. Nie jechałem tam trzy miesiące ale nie widzę lepszego miejsca do przetestowania dużych kół. Ostrożnie dojeżdżam do drzewa, dawno nie widziałem tej ścieżki, po tylu dniach robi sporo wrażenie. Nie ma jednak zmiłuj, przełamane drzewo przelatuję bez problemu, korzenie na luziku, a ścianka to już mógłbym sobie w nosie podłubać.

Co by tu powiedzieć..no nie ma co ściemniać. Może ten rower tak nie przyspiesza jak 26, może nie jest taki zwinny, zresztą nie jestem w stanie tego ocenić. No ale na strome zjazdy pełne uskoków i korzeni jedzie się na tym dużo lepiej.

Jutro jeszcze muszę porobić przy nim. Nie wiem czy łańcuch nie jest za długi, tylna przerzutka do regulacji, z przodu też nie jest idealnie. W sumie nie jest źle, rower jak rower, śmiga się fajnie.


  • DST 28.99km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 19.33km/h
  • HRmax 169 ( 93%)
  • HRavg 127 ( 70%)
  • Kalorie 1262kcal
  • Podjazdy 379m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Błażkowa - Kraków

Powrót do Krakowa poleciałem tradycyjną trasą przez Zakliczyn i Tymową. Mogłem sobie pozwolić bo czasu miałem zdecydowanie więcej niż w piątek. Dzisiaj też było burzowo ale temperatura taka, że ewentualny deszczyk to tylko przyjemność. Początek ciężki, do Szerzyn musiałem zmierzyć się z kilkoma krótkim ale stromymi podjazdami. Za Szerzynami już robi się w miarę płasko i można było podkręcić tempo. Jadąc przez Olszyny akurat trafiłem na mszę w kościele, wioska wyglądała jak wymarła. Ani jednego człowiek nie widziałem, tylko zaparkowane samochody świadczyły o obecności ludzi. Dosłownie wyglądało to jak na horrorach z Hollywood. Wymarła wiocha.

W Lubaszowej zaczęło kropić ale szybko przestało za to droga zrobiła się mokra. Musiało tu nieźle pucować jeszcze całkiem niedawno. Do Gromnika jechałem po mokrej nawierzchni, trochę chlapało ale bez tragedii. Z Gromnika do Zakliczyna przeleciałem moment, przejazd przez most na Dunajcu i tnę do Jurkowa. Tam skręcam na Brzesko, a po chwili w Tymowej odbijam na Wieliczkę. Tutaj robię sobie kilkuminutową przerwę. Wcinam banana, popijam wodą. Przede mną najcięższa cześć trasy. Już do samego Krakowa będę miał do czynienie z pagórkami. Najgorszy jest podjazd z Lipnicy do Muchówki, ciągnie się trochę, nie jest to jakaś golgota ale trzeba się namachać żeby wjechać do góry.

Od Muchówki jedzie mi się już bardziej swojską bo to tereny, do których docieram już w czasie swoich treningów. Droga z Muchówki przez Łapanów i Gdów gości mnie kilka razy w roku. Jedzie się fajnie, średnia cały czas idzie do góry. Sprawnie docieram do Gdowa gdzie robię kolejną przerwę, którą wykorzystuję na jakieś solidniejsze jedzenie w knajpie. Wiem co mnie czeka dalej. Nie lubię jeździć drogą Gdów-Wieliczka. Dosłownie wysysa ona ze mnie wszystkie siły. Cały czas góra-dół-góra. Ta droga jakby wywierała presję na jadącego żeby jechać szybciej. Zjazdy mocno się dokręca, podjazdy są na tyle krótkie, że zachęcają wręcz do pokonywania ich siłą rozpędu i na sztywnych przełożeniach.

Tego dnia jednak dobrze mi się tu jedzie, ze średnią zbliżam się do 30 km/h ale czuję, że będzie ciężko. Za bardzo zamarudziłem na początku, może jak bym bardziej docisnął to teraz była by szansa dojechać do trzydziestki. Szybko przejeżdżam Wieliczkę i przez Czarnochowice i osiedle Złocień docieram do domu.

Brakło 0,3 do 30km/h. Szkoda bo trójka z przodu fajnie wygląda. Ale źle nie jest, super udany weekend.

  • DST 131.59km
  • Czas 04:25
  • VAVG 29.79km/h
  • HRmax 166 ( 91%)
  • HRavg 131 ( 72%)
  • Kalorie 4951kcal
  • Podjazdy 1057m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Do Błażkowej.

Weekend postanowiłem spędzić na wsi. Tak wyszło, że była okazja rowerem jechać z czego oczywiście chętnie skorzystałem. W sobotę nie było sensu jechać bo niewiele bym miał z tego weekendu więc wykombinowałem wyjazd w piątek. Planowałem wyjść wcześniej z pracy ale oczywiście plany planami, a życie życiem. Nie tylko nie wyszedłem wcześnie ale wręcz zarwałem pół godziny. A liczyła się każda minuta bo na wieś mam coś koło 130 km - jadąc główną drogą. A tej oczywiście zamierzałem unikać czego następstwem było zwiększenie dystansu. Wyjechałem o godzinie 16.

Odpuściłem trasę południową przez Tymową i Zakliczyn i poleciałem drogami wiodącymi po północnej stronie głównej drogi Kraków-Tarnów. Raz, że nigdy tędy nie jechałem i chciałem zobaczyć te okolice, a dwa, że jednak czas gonił i bałem się pakować w góry na trasie przez Tymową.

Wyjazd z Krakowa w kierunku Niepołomic pod kręcący we wszystkie strony wiatr. Przed Niepołomicami kawałek rozbebeszonej drogi. Dalej lecę na Wolę Batorską i pakuję się na leśną drogę do Mikluszowic. Tam w planie był przejazd przez Rabę kładką dla pieszych. Co pech to jednak pech. Kładka nie była remontowana przez 15 lat. Tak powiedziały panie, które spotkałem koło niej. Skoro nie była tak długo remontowana to prawdopodobieństwo, że teraz będzie w remoncie było znikome?

Ależ oczywiście, że nie. Zamknęli ją kilka dni wcześniej. Próbowałem jakoś przejść z rowerem ale nie było szans. Tym sposobem znalazłem się w czarnej d...
Na Uście Solne to kawał objazdu. Popytałem kobitek i poleciałem w stronę Proszówek gdzie rzekomo miała być inna kładka. I na szczęście była ale straciłem na tej całej zabawie ponad pół godziny.

Na szczęście w innych kwestiach fortuna mi sprzyjała. Pogoda tego dnia była burzowa ale jakoś tak się przemieszczałem, że albo było po burzy albo przed burzą. Tereny płaskie i szybko łykałem kolejne kilometry. Gdzieś tam natrafiłem na odcinek terenowej drogi ale na tyle dobrej, że przeleciałem dosyć sprawnie. Problem się zrobił z piciem bo niby okolice zaludnione ale jakoś tak bokami jechałem i sklepów nie za bardzo widziałem. Na szczęście trafiłem na jaką budkę i uzupełniłem zapasy picia. Jeść mi się nie chciało, całą trasę przejechałem na jednej drożdżówce i puszce coli.

Tymczasem czas leciał, zbliżałem się do Tarnowa. Pierwotnie miałem w planie całkowicie ominąć miasto i objechać go od północnej strony ale w miarę upływu czasu plan robił się coraz mniej wykonalny. W Żabnie podjąłem decyzję jazdy jednak przez Tarnów. Robiło się już ciemnawo, miałem lampki ale perspektywa jazdy po ciemku bocznymi drogami przez wsie pełne piratów drogowych nie wyglądała na zachęcającą.

Przeleciałem Tarnów i główną drogą przez Ładną doleciałem do Pogórskiej Woli gdzie skręciłem na Szynwałd. Niby fajnie się jechało główną drogą bo nawierzchnia super i pobocze szerokie ale jakoś mam awersję do takich dróg. Przez wsie kierowałem się do Pilzna, już prawie ciemno, okulary od dawna w kieszeni. Tutaj zacząłem odczuwać już wyraźne oznaki zmęczenie. Zdecydowanie spadł mi refleks i reakcja na bodźce wzrokowe. Odczułem to gdy nagle wyskoczył mi pod koło pies. Widziałem go wcześniej i zastanawiałem się czy właśnie nie wpadnie mi pod koła. Myślę, że gdybym był świeży to zareagował bym właściwie. A tymczasem skończyło się solidnym szlifem po asfalcie i oszołomieniem.

Podniosłem się ciężko i oceniam straty. Dreszcz przerażenia gdy przednie koło nie chce się kręcić. Na szczęście to tylko szczęki hamulcowe ustawiły się takiej pozycji. Skończyło się na otarciach na ręce i nodze oraz dziurze w spodenkach.
Nic - jadę dalej. Już w ciemnościach docieram do Pilzna. Znów zmieniam plany bo chciałem lecieć przez Jodłową ale bardzo dawno tamtędy nie jechałem i nie wiem w jakim stanie jest droga. Nie chcę ryzykować wpadnięcia w dziurę i kolejną glebą. Do Brzostku jadę więc główną drogą. Nie jest to przyjemne, droga wąska, auta śmigają, nie podoba mi się to ale nie mam za bardzo wyjścia. Jeszcze gorzej się robi gdy zaczyna błyskać i spadają pierwsze krople deszczu.

Ostatkiem sił dociskam mocniej i melduję się w Brzostku. Pić mi się chce okropnie ale jeszcze nie rozpadało się na dobre i wciąż wierzę, że uda mi się uniknąć mokrego tyłka. Z Brzostku jadą drogą wzdłuż Wisłoki w całkowitej ciemności. Całe szczęście, że doskonale znam tą drogę i wiem czego można się tu spodziewać. W domu jestem w chwili gdy Adrian Zieliński atakuje ciężar, który dał złoty medal na Olimpiadzie w Londynie. Potem jeszcze śledzę bój Tomasza Majewskiego w pchnięciu kulą, również zakończony złotym medalem. Dobry dzień polskich sportowców i dobry dzień dla mnie.

W niedzielę wracam, pojadę chyba przez Zakliczyn. Więcej czasu to można sobie pozwolić.

  • DST 156.22km
  • Teren 8.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 30.33km/h
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 137 ( 75%)
  • Kalorie 6314kcal
  • Podjazdy 311m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Nie chce mi się jeździć.

No właśnie. Niby mało wyjeżdżony jestem w tym roku ale nie chce mi się jeździć tak jak co roku o tej porze. A może nawet jeszcze bardziej?
Dzisiaj tylko pod ZOO udało mi się dojechać, klapnąłem na ławkę i po kilku minutach stwierdziłem, że dalej nie jadę. Bo mi się nie chce.
Jakieś góry bym pojechał ale na razie się nie kroi. Może jak skończę składać wielki koła to coś mnie ruszy. W sumie już tylko pierdół brakuje, ale jeszcze nie nadaje się do jazdy.
  • DST 26.60km
  • Czas 01:32
  • VAVG 17.35km/h
  • HRmax 149 ( 82%)
  • HRavg 93 ( 51%)
  • Podjazdy 295m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Taka sobie jazda.

Kiszkowato ten tydzień się zaczął. W poniedziałek z założenia bez śmigania. Wczoraj zasiedziałem się w robocie, jak wróciłem to już na nic ochoty nie miałem. Dzisiaj też późno wyszedłem i tak na siłę się wyrwałem na chwilę. I dobrze bo super się jechało. Wieczorkiem już chłodniej, warunki do jazdy the best.
  • DST 36.19km
  • Czas 01:49
  • VAVG 19.92km/h
  • HRmax 173 ( 95%)
  • HRavg 106 ( 58%)
  • Podjazdy 243m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 lipca 2012 Kategoria Trening

Ostra.

Dane przybliżone bo mi Garmin padł.
  • DST 180.00km
  • Czas 06:55
  • VAVG 26.02km/h
  • Kalorie 5000kcal
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 lipca 2012 Kategoria Trening

Dolinki.

Wypad w dolinki. Jak to określił Axi miała to być żwawa wycieczka. No i było żwawo, zwłaszcza podjazdy leciały bardzo żwawo. Potrzebne mi było takie przedmuchanie, w zasadzie to pierwszy solidny trening od kwietnia tego roku. Trochę już zapomniałem jak jeździ się podczas treningów. Niby coś tam jeździłem, w Alpach trzeba było mocno deptać ale dopiero dzisiaj poczułem kwas w nogach i ból w piersiach.

Forma oczywiście nie ta co chociażby wiosną jeszcze więc dużo mnie kosztowały zwłaszcza te mocno jechane podjazdy. A tętna takie wskakiwały, że aż oczy przecierałem. Jak widać jestem solidnie wybyczony więc tym bardziej dobrze, że utyrałem się dzisiaj. Jak wszedłem do domu to miałem problem żeby się rozebrać :)

Szybki prysznic i padłem na wyrko jak zwłoki. Dopiero jak sobie poleżałem 20 minut to zwlokłem się i jakież żarcie wrzuciłem na ruszt. A potem jeszcze gary z całego dnia musiałem umyć bo kobitka coś zła chodziła :)


  • DST 93.49km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 20.03km/h
  • HRmax 182 (100%)
  • HRavg 138 ( 76%)
  • Kalorie 3881kcal
  • Podjazdy 1053m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 lipca 2012 Kategoria Trening

Miłe złego początki...

Wczoraj wpadła przerwa, pogoda nie dopisała. Za to dzisiaj niby zachmurzone ale wyglądało to stabilnie. Poleciałem sobie na standardową trasę przez Alwernię. Jechało się fajnie, nawet słońce zaczęło gdzieś tam przebijać się przez chmury. W Alwerni zatrzymałem się na kilka minut co by przekąsić jakiegoś batona. Jak się okazało później te minuty mogły być bardzo istotne.

Podjazd za Alwernią trochę mnie przytrzymał, nie ma co gadać, o ile po płaski nawet mi się jedzie to podjazdy mocno trzymają. No ale potem już w dół i płasko więc solidnie podciągnąłem średnią. Krzeszowice minąłem bokiem i zasuwał do Zabierzowa obserwując ciemne niebo nad dolinkami. Musiało tam chyba nieźle pucować i z obawą zerkałem jak przemieszczają się chmury. W Zabierzowie spadło kilka kilka kropel deszczu ale skręciłem na Balice i Kryspinów szybko uciekając ze strefy opadów. W Kryspinowie znów wyszło słońce ale niebo nad Krakowem nie sprawiało dobrego wrażenia.

Im bliżej miasta tym robiło się coraz gorzej, mocno deptałem w nadziei, że uda mi się dojechać do domu o suchym tyłku. Na bulwarach zaczęło lekko kropić i walnął pierwszy piorun. Huknął tak, że omal z roweru nie spadłem. Znów podkręciłem tempo, przejechałem obok Galerii Kazimierz i już witałem się z gąską. Gdy dojeżdżałem do zapory w Dąbiu nastąpił Armageddon. Dosłownie w sekundzie ściana deszczu, znów konkretnie walnęło kilka piorunów tak, że aż tor jazdy zmieniłem.

Oczywiście moment mokry jestem, kolarka w takich warunkach staje się jeśli nie maszynko do eutanazji to przynajmniej do nabycie trwałego kalectwa. Dalej już spokojnie jechałem sobie do domu. Dojeżdżając zrobiło się nawet fajnie, w sumie ciepło, deszczyk też ciepły, człowiek nie martwi się już, że zmoknie, rower ubrudzi, kałuże nie są już przeszkodami, które warto omijać.

Fajnie się jechało ale z drugiej strony jednak gdybym zjadł tego batona w Alwerni podczas jazdy (zawsze tak robię, nie wiem co mnie dzisiaj podkusiło żeby się zatrzymać) to dojechał bym suchy. No nic, ważne, że trening wpadł fajny. Zadowolony jestem.

No i kolejny dowód na badziewny algorytm Garmina do liczenia kalorii. Dystans prawie takie sam, prędkość średnia prawie taka sama, czas podobnie, średni puls delikatnie wyżej, podjazdów też więcej, a ten ciołek wyliczył mi prawie 700 kalorii mniej. Tuman !!!!

  • DST 88.55km
  • Czas 02:50
  • VAVG 31.25km/h
  • HRmax 177 ( 97%)
  • HRavg 155 ( 85%)
  • Kalorie 3442kcal
  • Podjazdy 422m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl