Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101110.33 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.71%)
  • Czas na rowerze: 209d 06h 00m
  • Prędkość średnia: 20.08 km/h
  • Suma w górę: 880405 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Trening

Dystans całkowity:45434.63 km (w terenie 2071.36 km; 4.56%)
Czas w ruchu:1975:47
Średnia prędkość:22.99 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:287626 m
Maks. tętno maksymalne:182 (101 %)
Maks. tętno średnie:251 (140 %)
Suma kalorii:1224957 kcal
Liczba aktywności:759
Średnio na aktywność:59.94 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Wtorek, 26 marca 2013 Kategoria Trening

Trenażer.

j.w.
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 marca 2013 Kategoria Trening

Brrr..zimno.

Co tu pisać. Zimno jak cholera. Do tego pochmurno. W weekend przynajmniej słońce zachęcało do wyjścia na rower, a dzisiaj to musiałem się zmuszać żeby wyjść.
No i wieje ze wschodu. Jak wracałem ścieżką do toru kajakowego to lekko nie było.
  • DST 36.57km
  • Czas 01:45
  • VAVG 20.90km/h
  • HRmax 158 ( 88%)
  • HRavg 21 ( 11%)
  • Kalorie 1294kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 marca 2013 Kategoria Trening

Pagórki.

Ubrałem się trochę cieplej niż wczoraj bo jednak za bardzo mnie przewiewało.
Wyjechałem tak w sumie bez celu, poleciałem w stronę Golkowic zrobić fajny podjazd do Ochojna. Dawno tam nie byłem, nie mogłem znaleźć odpowiedniej drogi, trochę błądziłem, kluczyłem ale w końcu udało się trafić.
Potem to w sumie już nic ciekawego, przez Mogilany uderzyłem do Skawiny i powrót ścieżką Tyniecką.

  • DST 68.62km
  • Czas 03:21
  • VAVG 20.48km/h
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 118 ( 65%)
  • Kalorie 2398kcal
  • Podjazdy 918m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 marca 2013 Kategoria Trening

Zima vs Wiosna.

Słońce za oknem stwarzało wrażenie, że już wiosna. Wprawdzie wszędzie wokół sporo śniegu ale tak przygrzewało, że aż trudno było uwierzyć w temperaturę poniżej zera. Tak jednak było i dobrze, że dosyć pancernie ubrałem się na ten wyjazd.
Początek poleciałem do Lasku Wolskiego. Przez Sikornik szybko poszło. Biała Droga faktycznie biała, cała w śniegu. Ciągnie się ta zima już zdecydowanie za długo ale ma w sobie jednak coś. Błękitne niebo, skrzące się w śniegu słońce, wszędzie wokół na polach biały dywan, pokryte śniegiem drzewa, no co by nie gadać to pięknie było.
Tak pięknie, że chciałem aby ta chwila trwała i pod ZOO podjechałem szlakiem rowerowym. Było fajnie ale dosyć ciężko. Warstwa świeżego śniegu dosyć gruba i trudno się jechało.

Wobec powyższego stwierdziłem, że nie będę się już pchał w "dziewicze" tereny i dróżkami polecę w stronę Mnikowa. Jednak droga do Brzoskwini wzdłuż lotniska już puściła w słońcu i trochę mnie zaskoczyły te warunki. Niby mróz, ale słońce już jara ostro. Pomalutku doturlikałem się do wiochy i skręciłem na Mników. Jeszcze miałem nadzieję, że ta droga będzie lepsze ale znów wpakowałem się w syf. Odpuściłem więc Mników i już całkiem spontanicznie odbiłem na Morawicę.

No i tak sobie dalej jechałem już po asfaltowych drogach. Wschodni wiatr zwiększał uczucie zimna i trochę trzymał ale jakoś poradziłem sobie z takimi warunkami i już bez żadnych przygód dojechałem do domu.

  • DST 82.21km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 20.64km/h
  • HRmax 162 ( 90%)
  • HRavg 123 ( 68%)
  • Kalorie 2861kcal
  • Podjazdy 911m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 marca 2013 Kategoria Trening

Taka tam jazda.

Oj jak ciężko było mi się zebrać dzisiaj. Odwlekałem wyjście z domu jak mogłem, a to coś zrobiłem, a to coś innego....i tak schodziło. Po powrocie z Chorwacji ogarnęła mnie jakaś słabość. Dobrze, że dzisiaj chociaż pogoda dopisała i zachęcała do wyjścia na rower. Jak się już zebrałem to w sumie fajnie się jechało, a tak po 90 minutach to już nawet bardzo fajnie. Trochę przemarzłem bo dosyć lekko się ubrałem, a jak słoneczko zaszło to momentalnie temperatura poleciała w dół.

  • DST 47.54km
  • Czas 02:09
  • VAVG 22.11km/h
  • HRmax 172 ( 96%)
  • HRavg 121 ( 67%)
  • Kalorie 1739kcal
  • Podjazdy 513m
  • Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 marca 2013 Kategoria Trening

Trenażer.

j.w.
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 marca 2013 Kategoria Trening

Trenażer.

:(
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

Chorwacja - ostatki.

No i ostatni dzień na Chorwacji. Miałem nadzieję na jakąś fajną traskę na zakończenie. Wrzuciłem sobie do Edge i już mlaskałem z zadowoleniem. Rano zimno jak cholera, na szczęście wziąłem rękawiczki długopalczaste to jeden problem miałem z głowy. Gorzej ze stopami bo ochraniaczy nie miałem, skończyło się na dwóch parach skarpetek. Z resztą problemów nie było, ubrałem wszystko co miałem i sru na rower.

Pierwsze wrażenia, tragedii nie ma. Zimno ale jeździłem w niższych temperaturach. Poza tym pogoda w sumie fajna. Dopiero po przejechaniu kilkuset metrów czuję problem. Wieje. Nawet powiedział bym, że piździ. Zaczynam podjazd pod Ravcę ale szybko zaczynam wątpić w powodzenie tej akcji. Dmucha tak, że zwiewa mnie z drogi nie niekiedy. Najgorsze są nagłe i ogromnie mocny uderzenia wiatru, które przychodzą znienacka i bez ostrzeżenia. Wyrywają kierownicę z rąk, wytrącają z toru jazdy, spychają z drogi. Na początku traktuję to jako atrakcję ale im wyżej tym sprawa robi się coraz bardziej nieciekawa. Jest po prostu niebezpiecznie.

To, że podjeżdżając do góry stoję prawie w miejscu nic nie przeszkadza, ale już np. nabranie większej prędkości nawet na płaskim odcinku stwarza ogromne ryzyko upadku w przypadku gdy zawieje mocniejszy podmuch. Zatrzymuję się chwilę na poboczu i myślę co tu robić dalej. W międzyczasie muszę zapierać się obiema nogami że ustać w miejscu. Wieje tak, że nawet jakiś luźny element w rowerze wpada w rezonans i wydaje jakieś ostre dźwięki.


Nie ma co pchać się w góry w takich warunkach. Robię odwrót i zjeżdżam w dół. Jestem już zdecydowany jechać na kwaterę ale dostrzegam jaką dróżkę biegnącą stromo do góry i postanawiam ją oblukać. Tym sposobem przejeżdżam ponad Makarska, a na ostatnich światłach jadę jeszcze kawałek.

Trochę wieje - filmik

Na magistrali też wieje ale chyba trochę mniej bo przynajmniej da się jako tako jechać. Jadę więc bez celu i dopiero po kilku kilometrach robię spontaniczny plan. Za Brelą wspinam się serpentynami do góry i zjeżdżam w dolinę Cetiny. Mam nadzieję, że tutaj w dole będzie lepiej. Szybko docieram do Omisa skąd już definitywnie postanawiam wracać na kwaterę. Dalej wieje, kilka razy wręcz zatrzymuje mnie w miejscu. Ale największy horror przeżywam gdy trzeba przejechać przez tunel.

No takich jaj to jeszcze nie miałem. W środku taki cugi, że dosłownie nie da się jechać, wpadam w panikę bo utknąć w tunelu to żadna frajda. Dobrze, że akurat nic nie jechało bo bym chyba w gacie narobił. Za tunelem trochę lepiej ale kawałek dalej mam kolejną dawkę adrenaliny. Na zjeździe rower łapie taki podmuch, że aż zatelepało mnie całego. Kierownica usiłuje wyrwać się z rąk, rower wykonuje jakieś gwałtowne skręty, dobrze, że nic nie jedzie bo na bank bym się wpierdzielił pod auto.



Jadę coraz ostrożniej, na zjazdach hamuję, strach nabrać większej prędkości. Kilka razy mijam znaki drogowe ostrzegające przed silnym wiatrem. Teraz już wiem po co one tu stoją. I trzeba przyznać, że postawili je tam gdzie naprawdę mocno dmucha. Do Makarskiej przyjeżdżam zryty ale cały. Nie było miodów dzisiaj ale solidny trening wpadł. Szkoda tylko, że tak wiało, bo poza tym warunki na rower były gitowe.

  • DST 86.82km
  • Czas 03:48
  • VAVG 22.85km/h
  • HRmax 157 ( 86%)
  • HRavg 113 ( 62%)
  • Kalorie 3300kcal
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

W stronę Bośni - góry i wiatr.

Zmęczony już trochę jestem ale dzisiaj ma być znośna pogoda, a na jutro syf zapowiadali. Wobec powyższego postanowiłem zabić klina jaką solidną traskę.
Plan był zrobiony jeszcze w Polsce, poleciałem w stronę granicy z Bośnią.
Początek bardzo niemrawy, nogi zmulone, nie kręcą się w normalnym rytmie.

Dopiero gdy zrobiłem pierwszych kilka podjazdów trochę mnie przetkało i zaczęło się jechać jako tako. Pogoda nawet nie najgorsza, akurat jadę w okienku pogodowym, wszędzie wokół mnie przewalają się ciemne chmury, a mi tu słoneczko świeci. Nie mam jednak złudzeń, że będzie tak cały czas. Wcześniej czy później będę miał z nimi do czynienia.

Po szybkich zjazdach zaczyna się walka z coraz bardziej soczystymi podjazdami. To już nie przelewki, zjazd i podjazd, każdy kolejny wprowadza mnie wyżej. Kulminacja następuje na wysokości 820 m. co zaczynam już czuć w nogach.
W dodatku im wyżej tym gorsza pogoda, wjeżdżam w strefę chmur, widoczność ograniczona do kilkunastu metrów, momentalnie spada temperatura co czuję w palcach i dłoni.

Na szczęście zjazd sprowadza mnie niżej, w dolinie widzę, że świeci słońce. Dojeżdżam do granicy z Bośnią i skręcam w prawo. Znów seria podjazdów i zjazdów. Pogoda nadal w kratkę, generalnie wszędzie chmury, ale niekiedy ich powłoka rozrywa się na kilka minut i wygląda słońce. Gorzej, że zaczyna solidnie wiać. Do tej pory czułem wiatr boczny ale jakoś nie przeszkadzał mi za bardzo, teraz wieje prosto w twarz i bardzo utrudnia jazdę.



Droga cały czas wznosi się i opada, podjazdy może nie są jakieś spektakularne, ot 200-300 metrów różnicy poziomów ale jest ich trochę. No i pod wiatr jedzie się bardzo ciężko. Okrążał teraz masy Sv Jury. Mam go przed sobą, z tej strony cały pokryty śniegiem. Cieszę się, że mnie teraz tam nie ma.

Mija 4 godzina jazd, a ja nadal zmagam się z wiatrem. No i jeszcze deszcz zaczyna padać. Z reguły takie opady nie zatrzymują mnie ale tym razem i tak miałem w planie zatrzymać się na jakieś jedzenie. Akurat przejeżdżam obok przystanku autobusowego. To jakiś ewenement bo okolice to totalne bezludzia i dzicz. Mijane wioski to kilka domów w kiepski stanie delikatnie mówiąc. Dla mnie te tereny to ogromna egzotyka, inne góry, inne rośliny, inne budownictwo, inne ukształtowanie terenu.

Opłacało się czekać bo deszcze akurat przestaje padać gdy kończę jeść kanapkę. Jeszcze kilka minuta czekam aż trochę obcieknie i lecę dalej. Od razu seria krótkich zjazdów i podjazdów, potem jedne bardzo solidny podjazd na przełęcz około 700 metrów. Zjazd fantastyczny, droga idealna, zakręty nie za ciasne, może fajnie się składać i zasuwać w dół.

Potem mam dłuższy fragment płaskiego gdzie znów odczuwam siłę wiatru. W kozicy skręcam w prawo i mam do podjechanie ostatni podjazd na trasie.



Wiem co mnie czeka, zaczynam spokojnie, zresztą zryty już jestem solidnie i nie ma mowy o jakimś szarpaniu. Pogodziłem się już dzisiaj ze słabą średnią. Sporo serpenty, nachylenie max 10% ale w takim stanie już daje mi popalić. Wjeżdżam na wysokość 720 metrów i przed sobą mam już tylko zjazd do Makarskiej. Droga sucha więc popylam ile wlezie. Wiem, że niżej remontują drogą, jakieś 200 metrów trzeba dawać po szutrze. Mam już dość, chcę dojechać na kwaterę, szybko jadę po kamieniach, wpadam na jakiegoś większego. Rower podskakuje, jeszcze przez 2-3 sekundy mam nadzieję, że pojadę dalej ale szybko czuję uderzania tylnej obręczy o drogę. Kapeć, podwójny. Z przodu i z tyłu. Spieszyło mi się to mam za swoje.

Na szczęście tym razem zmiany dętek idą błyskawicznie i bez przeszkód. Koniec
Jutro plaża, a co w piątek to się jeszcze zobaczy.


  • DST 144.00km
  • Czas 05:37
  • VAVG 25.64km/h
  • HRmax 157 ( 86%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 5586kcal
  • Podjazdy 2595m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

Chorwacja - Sv Jure

Rano pogoda zapowiadała się bardzo zachęcająco. Planowałem coś lajtowego ale bałem się, że to może być jedyna okazja kiedy zrobię podjazd na Jurę. Pogoda nie rozpieszcza więc trzeba korzystać z każdej szansy. Znów pojechałem sam bo chłopaki mieli inne plany. Początek drogą na Vrgorac, którą wczoraj zjeżdżałem. Potem skręcam w lewo i zaczyna się właściwy podjazd.



Jadę spokojnie, noga niby podaje nawet całkiem nieźle ale to już kolejny dzień solidnego deptanie więc chociaż to podjazd to chcę sobie takie pseudo-rege zrobić :)

Gdzieś na 800 metrach robi się odczuwalnie zimniej. Pogoda jednak cały czas stabilna, wiatru nie ma więc jedzie nie dobrze. Droga na Jurę jest bardzo wąska i dosyć mocno wyeksponowana. Zastanawiam się jak tu samochody się mijają. Są niby mijanki ale dosyć daleko rozmieszczone od siebie i myślę, że auta mają tu niezłą zabawę w sezonie.



Dopóki jadę stokiem od strony morza (obłędne widoki swoją droga) jest spoko, ale gdzieś około 1000 metrów teren się wypłaszcza i droga zaczyna prowadzić w głąb gór. A tam już czekają chmury. Na 1100 metrach wjeżdżam w ich strefę. Momentalnie robi się chłodniej, a wilgoć atakuje mnie ze wszystkich stron. Nie odpuszczam jednak i po pewnym czasie udaję się wyjechać z ich pola rażenia.



Pomału wznoszę się do góry, powyżej 1200 merów pojawiają się pierwsze płaty śniegu. Ten odcinek jest dosyć monotonny bo przejeżdżam teraz przez coś w rodzaju płaskowyżu. Wysokości nie przybywa,a droga biegnie coraz głębiej w stronę chmur. Pojawiają się mocniejsze podmuchy wiatru i zaczyna już być naprawdę zimno. Po bokach już pełno śniegu ale droga jeszcze wolna. Kilka króciutkich zjazdów, a za nimi kilka zakrętów. Za jednym z nich przejeżdżam przez pierwsze łachy zmrożonego śniegu leżące na drodze.

Dzieje się to gdzieś na 1500 metrach. Dalej idzie już szybko, śniegu przybywa dosłownie co kilkanaście metrów, każdy kolejny zakręt przynosi gorsze warunki. Jadę już dwoma koleinami między, którymi warstwa śniegu ma ponad 10 cm grubości. Wokół panuje już regularna zima. Na poboczach śnieżne zaspy, nieliczne drzewka i krzewy ośnieżone. Nadchodzi moment kiedy mówię pas. Na upartego mógłbym jeszcze spróbować coś wyżej ale jestem pewien, że szczytu nie osiągnę. Jestem na 1560 metrach, koleiny już tak wąskie, że trudno nimi jechać. Poza tym, coraz częściej czuję pod kołami lód. Nie ma co ryzykować, nawet jeśli jeszcze kawałek wjadę to tym więcej będę miał problemów na zjeździe.





Zaczynam odwrót. Wbrew pozorom zjazd nie jest miły i przyjemny. Jest zimno, zaczyna kropić, w dodatku trzeba bardzo uważać bo droga na kolarkę jest mniej niż średnia. Palce grabieją mi od hamowania, mokre obręcze słabo łapią. Kilka razy wpadam z dużą szybkością na dziury. Muszę bardziej uważać, bo kapeć w tych warunkach to nieciekawa perspektywa. Pomimo tego nadal mam problemy z utrzymaniem bezpiecznej prędkości. No staje się - znów ładuję się jakoś dziurę i słyszę syk w tylnym kole. No to ładnie, dobrze, że to stało się na 1300 metrach, a nie w tej krainie śniegu, którą niedawno opuściłem.

Ekspresowo ściągam koło, i zakładam nową dętkę. Pompuję i ...ZONK..nowa dętka, a wentyl nie trzyma. Kuźwa mać...dobrze, że mam jeszcze jedną dętkę. Zakładam więc tą...i dupa...okazuje się, że dziurawa. Pewnie za długo była wożona w torebce i przetarła się. Do tego wszystkiego zaczyna padać deszcz. Lokalizuję dziurę i zaklejam ją, ale leje mi na to wszystko i obawiam się, że takie klejenie długo nie wytrzyma. Nie mam jednak na co czekać bo już cały dygoczę. Wsiadam szybko na rower i jadę czekając aż łatka puści. Wytrzymała kilkanaście minut, na tyle, ze udało mi się zjechać na 800 metrów. Tutaj już przynajmniej cieplej i nie leje więc mogę spokojnie jeszcze raz ją zakleić.

Na dole znów zaczyna lać, to już solidna ulewa. Miałem w planie po Jurze zrobić sobie jeszcze pętelkę co by dobić do setki, ale w tej sytuacji nie decyduję się na dalszą jazdę. Jestem przemoczony i zmarznięty i boję się żeby znów jakiegoś kapcia nie złapać bo w takiej sytuacji ratował by mnie chyba autobus albo taxi :)

Na kwaterę docieram już bez przygód.


  • DST 60.81km
  • Czas 03:20
  • VAVG 18.24km/h
  • HRmax 158 ( 87%)
  • HRavg 128 ( 70%)
  • Kalorie 2693kcal
  • Podjazdy 1709m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl