Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2011
| Dystans całkowity: | 1787.23 km (w terenie 296.00 km; 16.56%) |
| Czas w ruchu: | 77:15 |
| Średnia prędkość: | 23.14 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 68.64 km/h |
| Suma podjazdów: | 17753 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 202 (112 %) |
| Maks. tętno średnie: | 162 (89 %) |
| Suma kalorii: | 67715 kcal |
| Liczba aktywności: | 31 |
| Średnio na aktywność: | 57.65 km i 2h 29m |
| Więcej statystyk | |
Piątek, 13 maja 2011
Morning Ride
-
- DST 53.41km
- Czas 02:03
- VAVG 26.05km/h
- VMAX 41.13km/h
- HRmax 159 ( 88%)
- HRavg 113 ( 63%)
- Kalorie 1870kcal
- Podjazdy 193m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 maja 2011
Kategoria Trening
Plaskato.
Coś nie chciało mi się dzisiaj. No ale przemogłem się jakoś i zrobiłem Niepołomice. Zachmurzone i chłodniej niż wczoraj ale jechało się przyjemnie. Tylko ten wiatr znów wieje. Okropieństwo.
- DST 53.32km
- Teren 2.00km
- Czas 02:03
- VAVG 26.01km/h
- Temperatura 15.0°C
- Kalorie 1870kcal
- Podjazdy 105m
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 maja 2011
Morning Ride
-
- DST 39.27km
- Czas 01:50
- VAVG 21.42km/h
- VMAX 47.22km/h
- HRmax 156 ( 87%)
- HRavg 106 ( 59%)
- Kalorie 1428kcal
- Podjazdy 304m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 maja 2011
Kategoria Przejażdżka
Relaks.
Bez spinania dzisiaj. Wprawdzie wczoraj kupa wyszła i nie nie udało się zrobić treningu przez co wypoczęty byłem to jednak postanowiłem się przejechać dla relaksu. Piękna pogoda, na krótko, fajnie było. A co - zawsze muszę naparzać :)?
- DST 63.75km
- Teren 5.00km
- Czas 03:07
- VAVG 20.45km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1945kcal
- Podjazdy 246m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 maja 2011
Ciepło :)
Czasu nie mam na pisanie. Ale fajnie było.
- DST 135.85km
- Czas 04:13
- VAVG 32.22km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 169 ( 93%)
- HRavg 141 ( 77%)
- Kalorie 5266kcal
- Podjazdy 683m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 maja 2011
Kategoria Trening
Myślenice.
Rano wybrałem się na Puchar Szlaku Solnego ale po całonocnych opadach trasa zamieniła się w wybieg dla dzików. Normalnie masakra. Jeździło się różne zawody, nieraz lało, było błoto ale to co działo się w Podstolicach przebiło wszystko. Pierwszy raz w swojej amatorskiej karierze kolarza odpuściłem wyścig.
Tak więc wróciłem grzecznie do domciu, zjadłem wczesny obiadek i poleciałem na suchutką szosę. Zajrzałem jeszcze raz do Podstolic, a potem uderzyłem na Myślenice. Miałem ochotę na Chełm wjechać ale chyba za lekko się ubrałem. Niby słońce grzało, ale jak tylko chowało się za chmury było naprawdę zimno. A jeszcze jak wiaterek zawiał to już zupełnie mało przyjemnie. Odpuściłem więc Chełm, chwilę posiedziałem na rynku w Myślenicach i pojechałem dalej.
Poleciałem na Sułkowice ale inną drogą niż zwykle. Kawałek podjechałem zakopianką w stronę Krakowa i dopiero tam odbiłem na Sułkowice przez Jawornik. Pierwszy raz tędy jechałem. Super droga, świetna nawierzchni, kilka górek. Spodobało mi się.
A dalej już standard przez Radziszów.
Tak więc wróciłem grzecznie do domciu, zjadłem wczesny obiadek i poleciałem na suchutką szosę. Zajrzałem jeszcze raz do Podstolic, a potem uderzyłem na Myślenice. Miałem ochotę na Chełm wjechać ale chyba za lekko się ubrałem. Niby słońce grzało, ale jak tylko chowało się za chmury było naprawdę zimno. A jeszcze jak wiaterek zawiał to już zupełnie mało przyjemnie. Odpuściłem więc Chełm, chwilę posiedziałem na rynku w Myślenicach i pojechałem dalej.
Poleciałem na Sułkowice ale inną drogą niż zwykle. Kawałek podjechałem zakopianką w stronę Krakowa i dopiero tam odbiłem na Sułkowice przez Jawornik. Pierwszy raz tędy jechałem. Super droga, świetna nawierzchni, kilka górek. Spodobało mi się.
A dalej już standard przez Radziszów.
- DST 88.05km
- Teren 2.00km
- Czas 03:35
- VAVG 24.57km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 157 ( 86%)
- HRavg 116 ( 64%)
- Kalorie 3268kcal
- Podjazdy 567m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 maja 2011
Kategoria Zawody
Bikemaraton Zdzieszowice - comback :)
Co tu dużo gadać. Miałem doła po tym klasyku beskidzkim. Pojechałem do Zdzieszowic pełen obaw jak to będzie. Wczoraj byłem w lasku i nawet nieźle noga się kręciła, ale pozwoliłem sobie tylko na kilka minut mocnej jazdy, a tutaj w Zdzieszowicach jednak dłużej trzeba będzie dawać. Zdecydowałem się na jazdę dystansu mega bo po chorobie bałem się dłużej jechać, a poza tym dobrze komponowało mi się to z planami treningowymi.
No nic, wszedłem sobie wcześniej do sektora co okazało się dobrym posunięciem gdyż już po chwili tłok się zrobił taki, że multum ludzi nie mogło wejść za barierki. Spinoza jeszcze się wcisnął, ale Lukcio już nie dał rady.
Start i jedziemy. Ciasno dosyć ale droga szeroka i jedzie się wygodnie. Krótka dojazdówka po płaskim i zaczyna się podjazd na Górę Św. Anny. Nie szaleję bardzo, Spinoza z przodu, z tyłu dojeżdża Lukcio. Droga zaczyna się wyraźnie wznosić, na razie jedzie mi się nieźle ale jeszcze za wcześnie na wnioski. Szybko dochodzimy ogon z pierwszego sektora i wyprzedzamy dużo ludzi. Spinoza trochę został, Lukcio kilka metrów przede mną. Jedna czy dwie serpentyny i wjeżdżamy w teren. Jedzie się dobrze, nie ma jakichś przypadkowych osób i jazda jest dosyć płynna.
Kilka ostrych ale krótkich podjazdów, jakieś szutrowe zjazdy. Lukcio odjeżdża ale i ja czuję, że jest dobrze. Trasa dosyć szybka, bardzo interwałowa, podjazdy na tyle krótkie, że trzeba atakować je na twardych biegach. Cały czas przesuwam się do przodu. Długi asfaltowy odcinek pokonuję w peletonie. Tym razem spokojnie siedzę z tyłu i wiozę się na kole. Prawie plaża, lecimy 35 na godzinę, a ja odpoczywam :)
Gdy zjeżdżamy w teren również nie forsuję tempa i spokojnie wiozę się z tyłu. Zaczynamy kolejny podjazd, o dziwo noga podaje tak, że łykam kolejnych gości. Im stromiej tym coraz bardziej przesuwam się do przodu. To jest jak powrót z dalekiej podróży. Tydzień temu taka wtiopa, a teraz noga podaje aż miło. Już wiem, że dzisiaj będzie dobrze, teraz tylko trzeba to wykorzystać. Nie ma zmiłuj, wcinam żela i odpalam turbo. Przez kolejne kilka minut jadę najmocniej jak się da. Inni też nie próżnują, meta coraz bliżej, każdy podkręca ile potrafi.
Długi i bardzo szybki zjazd. Tutaj już nie ma miejsca na kalkulacje. Lecę ile fabryka dała, podkręcam ile się da, może to i ryzykowne bo jeżdżę na dętkach ale to moje być albo nie być. Ostatnie płaskie kilometry do mety pokonuję już na maxa. Kurz z drogi wciska się do oczu, zaczynam już podkasływać ale teraz to już nie istotne.
No i meta. Bardzo szybki maraton. Niby gór wielkich nie było ale uzbierało się trochę podjazdów. Zmieściłem się poniżej 2 godzin jazdy. Zmęczony byłem ale szybko dochodzę do równowagi. Jak by nie patrzeć to bardzo krótki czas jazdy jak na mnie. Naprawdę jestem zadowolony, miałem doła okropnego, potrzebowałem czegoś takiego. Przyjechałem jako 36 zawodnik na metę, w kategorii przegrałem tylko z jednym rywalem i stanąłem na drugim stopniu podium. Warto było. Co by jednak nie mówić to tęskniłem za moimi ukochanymi Cyklokarpatami. Jadąc wiele razy myślałem o tych wszystkich, którzy w tym samym czasie ścigali się w Strzyżowie. Pozdrawiam wszystkich :) Jeszcze pojeżdżę z Wami!
No nic, wszedłem sobie wcześniej do sektora co okazało się dobrym posunięciem gdyż już po chwili tłok się zrobił taki, że multum ludzi nie mogło wejść za barierki. Spinoza jeszcze się wcisnął, ale Lukcio już nie dał rady.
Start i jedziemy. Ciasno dosyć ale droga szeroka i jedzie się wygodnie. Krótka dojazdówka po płaskim i zaczyna się podjazd na Górę Św. Anny. Nie szaleję bardzo, Spinoza z przodu, z tyłu dojeżdża Lukcio. Droga zaczyna się wyraźnie wznosić, na razie jedzie mi się nieźle ale jeszcze za wcześnie na wnioski. Szybko dochodzimy ogon z pierwszego sektora i wyprzedzamy dużo ludzi. Spinoza trochę został, Lukcio kilka metrów przede mną. Jedna czy dwie serpentyny i wjeżdżamy w teren. Jedzie się dobrze, nie ma jakichś przypadkowych osób i jazda jest dosyć płynna.
Kilka ostrych ale krótkich podjazdów, jakieś szutrowe zjazdy. Lukcio odjeżdża ale i ja czuję, że jest dobrze. Trasa dosyć szybka, bardzo interwałowa, podjazdy na tyle krótkie, że trzeba atakować je na twardych biegach. Cały czas przesuwam się do przodu. Długi asfaltowy odcinek pokonuję w peletonie. Tym razem spokojnie siedzę z tyłu i wiozę się na kole. Prawie plaża, lecimy 35 na godzinę, a ja odpoczywam :)
Gdy zjeżdżamy w teren również nie forsuję tempa i spokojnie wiozę się z tyłu. Zaczynamy kolejny podjazd, o dziwo noga podaje tak, że łykam kolejnych gości. Im stromiej tym coraz bardziej przesuwam się do przodu. To jest jak powrót z dalekiej podróży. Tydzień temu taka wtiopa, a teraz noga podaje aż miło. Już wiem, że dzisiaj będzie dobrze, teraz tylko trzeba to wykorzystać. Nie ma zmiłuj, wcinam żela i odpalam turbo. Przez kolejne kilka minut jadę najmocniej jak się da. Inni też nie próżnują, meta coraz bliżej, każdy podkręca ile potrafi.
Długi i bardzo szybki zjazd. Tutaj już nie ma miejsca na kalkulacje. Lecę ile fabryka dała, podkręcam ile się da, może to i ryzykowne bo jeżdżę na dętkach ale to moje być albo nie być. Ostatnie płaskie kilometry do mety pokonuję już na maxa. Kurz z drogi wciska się do oczu, zaczynam już podkasływać ale teraz to już nie istotne.
No i meta. Bardzo szybki maraton. Niby gór wielkich nie było ale uzbierało się trochę podjazdów. Zmieściłem się poniżej 2 godzin jazdy. Zmęczony byłem ale szybko dochodzę do równowagi. Jak by nie patrzeć to bardzo krótki czas jazdy jak na mnie. Naprawdę jestem zadowolony, miałem doła okropnego, potrzebowałem czegoś takiego. Przyjechałem jako 36 zawodnik na metę, w kategorii przegrałem tylko z jednym rywalem i stanąłem na drugim stopniu podium. Warto było. Co by jednak nie mówić to tęskniłem za moimi ukochanymi Cyklokarpatami. Jadąc wiele razy myślałem o tych wszystkich, którzy w tym samym czasie ścigali się w Strzyżowie. Pozdrawiam wszystkich :) Jeszcze pojeżdżę z Wami!
- DST 46.49km
- Teren 35.00km
- Czas 01:58
- VAVG 23.64km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 177 ( 97%)
- HRavg 162 ( 89%)
- Kalorie 2095kcal
- Podjazdy 831m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 maja 2011
Afternoon Ride
-
- DST 25.84km
- Czas 01:17
- VAVG 20.14km/h
- VMAX 47.66km/h
- HRmax 171 ( 95%)
- HRavg 117 ( 65%)
- Kalorie 1036kcal
- Podjazdy 319m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 maja 2011
Kategoria Trening
Przepalanko.
Jutro maraton w Zdzieszowicach. Nie czuję się mocny ale jechać trzeba. Coś tam mnie łamało jakieś choróbsko ale dwudniowa kuracja postawiła mnie na nogi. Dzisiaj wybrałem się do lasku. Taka luźna jazda, ale dwa razy przepaliłem rurkę. Ciężko powiedzieć co to jutro będzie. Jakoś może przejadę :)
- DST 28.50km
- Teren 4.00km
- Czas 01:17
- VAVG 22.21km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 171 ( 94%)
- HRavg 117 ( 64%)
- Kalorie 1036kcal
- Podjazdy 274m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 maja 2011
Kategoria Trening
Lanckorona z Kubakiem.
Myknęliśmy sobie z Kubakiem do Lanckorony. Początek jechał z nami Marcin ale złapał kapcia i zdecydował się nie jechać dalej. Traska fajna, słońce świeciło ale dosyć zimno. Tempo może na jakieś bardzo mocne ale dosyć żwawe.
Po przyjeździe do domu czułem się fatalnie. Wszystkie kości mnie bolały. Niby wczoraj wyścig był ale jestem dobrze zaadaptowany do takich sytuacji i dziwne to mi się wydawało. Zapodałem sobie termometr bo jakoś dziwnie się czułem, a ten wskazał 37,5. Znając swój organizm za godzinę będzie 38. Już wczoraj jakoś dziwnie się czułem. Trudno to określić ale tak mam, że odbieram sygnały jakie organizm mi daje i jestem w stanie je odczytać. Wczoraj zwaliłem je na poczet wyścigu.
Trochę kiszka, pojutrze start w Zdzieszowicach. Na tym mi nie zależy, ale kurcze żeby się chociaż podnieść na Zabierzów. To była by dla mnie katastrofa gdyby ten start nie poszedł tak jak trzeba. Całe to choróbsko tłumaczyło by chociaż w pewnym stopniu ten słabiutki występ w klasyku. Nie zakładam opcji, że ten start spowodował chorobę bo przecież nie w takich warunkach się jeździło, równie mocno, dużo dłużej i jakoś nie było problemów.
No nic - zobaczymy co to jutro będzie.
Po przyjeździe do domu czułem się fatalnie. Wszystkie kości mnie bolały. Niby wczoraj wyścig był ale jestem dobrze zaadaptowany do takich sytuacji i dziwne to mi się wydawało. Zapodałem sobie termometr bo jakoś dziwnie się czułem, a ten wskazał 37,5. Znając swój organizm za godzinę będzie 38. Już wczoraj jakoś dziwnie się czułem. Trudno to określić ale tak mam, że odbieram sygnały jakie organizm mi daje i jestem w stanie je odczytać. Wczoraj zwaliłem je na poczet wyścigu.
Trochę kiszka, pojutrze start w Zdzieszowicach. Na tym mi nie zależy, ale kurcze żeby się chociaż podnieść na Zabierzów. To była by dla mnie katastrofa gdyby ten start nie poszedł tak jak trzeba. Całe to choróbsko tłumaczyło by chociaż w pewnym stopniu ten słabiutki występ w klasyku. Nie zakładam opcji, że ten start spowodował chorobę bo przecież nie w takich warunkach się jeździło, równie mocno, dużo dłużej i jakoś nie było problemów.
No nic - zobaczymy co to jutro będzie.
- DST 107.53km
- Czas 03:53
- VAVG 27.69km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 169 ( 93%)
- HRavg 128 ( 70%)
- Kalorie 4061kcal
- Podjazdy 528m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze







