Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 2105.21 km (w terenie 241.00 km; 11.45%) |
Czas w ruchu: | 88:01 |
Średnia prędkość: | 23.92 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.00 km/h |
Suma podjazdów: | 16766 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 163 (90 %) |
Suma kalorii: | 80764 kcal |
Liczba aktywności: | 34 |
Średnio na aktywność: | 61.92 km i 2h 35m |
Więcej statystyk |
Środa, 13 kwietnia 2011
Kategoria Trening
Muchówka.
Wbrew obawom całkiem fajna pogoda rano się zrobiła. Dosyć zimno ale przynajmniej sucho. Zaplanowałem sobie dzisiaj wypad do Muchówki i powrót tradycyjnie przez Łapanów i Gdów. Wiało dzisiaj dosyć konkretnie z zachodu i do Bochni jechało mi się rewelacyjnie. Wiedziałem, że gdy zmienię kierunek będzie bolało. No ale na dobrym treningu musi boleć.
W Bochni odbijam na Limanową i robi się ciężko. Boczny wiatr, do tego solidne górki. Dobrze, że pogoda dopisuje i poprawia nastrój. W Muchówce zatrzymuję się w sklepie, wrzucam coś na ruszt i grzeję się w promieniach słońca. Lecę dalej, po chwili odbijam na Łapanów i delikatnie mnie zagina. Przede mną stalowo-szare chmury. Ewidentnie deszczowe. Niebo wygląda jak betonowy strop, który tylko czeka żeby runąć mi na głowę. Na chwilę się zatrzymuję bo trochę mnie zdołowało to co widzę. Jest kilka stopni powyżej zera, nie ubrałem się jakoś specjalnie ciepło. Jeśli dorwie mnie teraz taka ulewa, kilkadziesiąt kilometrów od domu, będzie krucho.
Nie mam jednak wyjścia. Póki co jadę dalej, jeśli lunie schowam się w jakiejś budce i zobaczy się. Zaczyna padać deszcze ze śniegiem. Bardzo mocno wieje, jadę cały czas po wiatr. Ile da się jechać to trzeba to wykorzystać. Wiatr, który tak utrudnia jazdę jest jednak moim sprzymierzeńcem w kwestii pogody. Jednolita warstwa chmur, które dosłownie kilka minut temu wydawała się zasłaniać cały świat zaczyna się rwać i strzępić pod wpływem wiatru. W dodatku idzie bokiem w kierunku gór na południu. Znów mija kilka minut, cały czas da się jechać i pomału zaczynam wierzyć, że dojadę suchy do domu. W górach solidnie pucuje, wyraźnie widać smugi deszczu opadające z chmur na ziemię. Nic to, trzeba zasuwać ile wlezie w chać.
No i udało się dojechać na sucho. Ale mnie zmordował ten wiatr. I jeszcze te pagórki między Gdowem i Wieliczką. Brrr...
W Bochni odbijam na Limanową i robi się ciężko. Boczny wiatr, do tego solidne górki. Dobrze, że pogoda dopisuje i poprawia nastrój. W Muchówce zatrzymuję się w sklepie, wrzucam coś na ruszt i grzeję się w promieniach słońca. Lecę dalej, po chwili odbijam na Łapanów i delikatnie mnie zagina. Przede mną stalowo-szare chmury. Ewidentnie deszczowe. Niebo wygląda jak betonowy strop, który tylko czeka żeby runąć mi na głowę. Na chwilę się zatrzymuję bo trochę mnie zdołowało to co widzę. Jest kilka stopni powyżej zera, nie ubrałem się jakoś specjalnie ciepło. Jeśli dorwie mnie teraz taka ulewa, kilkadziesiąt kilometrów od domu, będzie krucho.
Nie mam jednak wyjścia. Póki co jadę dalej, jeśli lunie schowam się w jakiejś budce i zobaczy się. Zaczyna padać deszcze ze śniegiem. Bardzo mocno wieje, jadę cały czas po wiatr. Ile da się jechać to trzeba to wykorzystać. Wiatr, który tak utrudnia jazdę jest jednak moim sprzymierzeńcem w kwestii pogody. Jednolita warstwa chmur, które dosłownie kilka minut temu wydawała się zasłaniać cały świat zaczyna się rwać i strzępić pod wpływem wiatru. W dodatku idzie bokiem w kierunku gór na południu. Znów mija kilka minut, cały czas da się jechać i pomału zaczynam wierzyć, że dojadę suchy do domu. W górach solidnie pucuje, wyraźnie widać smugi deszczu opadające z chmur na ziemię. Nic to, trzeba zasuwać ile wlezie w chać.
No i udało się dojechać na sucho. Ale mnie zmordował ten wiatr. I jeszcze te pagórki między Gdowem i Wieliczką. Brrr...
- DST 101.61km
- Czas 03:25
- VAVG 29.74km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 165 ( 91%)
- HRavg 142 ( 78%)
- Kalorie 3948kcal
- Podjazdy 668m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Morning Ride
-
- DST 35.75km
- Czas 01:18
- VAVG 27.50km/h
- VMAX 44.28km/h
- HRmax 149 ( 83%)
- HRavg 120 ( 67%)
- Kalorie 1323kcal
- Podjazdy 130m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Kategoria Trening
Rozjazd.
Zimno jak cholera.
- DST 35.71km
- Czas 01:17
- VAVG 27.83km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 149 ( 82%)
- HRavg 120 ( 66%)
- Kalorie 1323kcal
- Podjazdy 54m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 kwietnia 2011
Morning Ride
-
- DST 103.97km
- Czas 03:58
- VAVG 26.21km/h
- VMAX 45.50km/h
- HRmax 176 ( 98%)
- HRavg 160 ( 89%)
- Kalorie 3816kcal
- Podjazdy 557m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 kwietnia 2011
Kategoria Zawody
Murowana Goślina - zabawa w piaskownicy.
A tak na prawdę to wcale zabawą tego nie można było nazwać. Maraton w Murowanej okazał się być taki jakiego się spodziewałem. Naparzanie na blacie i walka z piaskiem oraz masakrycznie mocnym wiatrem.
Przyjechałem do Murowanej tylko i wyłącznie po sektor. Chyba się udało ale kosztowało mnie to ogromnie dużo. Wiedziałem, że takie maratony rządzą się własnymi prawami. Jeśli załapię się na jakiś fajny pociąg to dojadę na dobrym miejscu. Jeśli będę jechał sam to osłabnę i będę wlókł się na metę. I tutaj tkwił problem bo szybkie starty to nie jest mocja mocna strona.
No, ale nie było wyjścia. O 10 starter podniósł taśmę i poszedł ogień. Pierwsza piaskownica poszła nawet spoko. Przed sobą mam Lesława, którego zamierzałem się jak najdłużej trzymać. Na razie jedziemy w peletonie, jest płasko więc fajnie się rozgrzewam, nie przytyka mnie na początku tak jak w górach gdy od samego startu idą mocne podjazdy. Lesław cały czas z przodu, jakieś 100-200 metrów przed sobą widzę jego zieloną koszulkę. Pomału myślę co by dojechać do niego ale zrobiło się już luźno i jadę sam podczas gdy obok niego widzę kilka osób. To chwilę trwa aż wokół mnie konsoliduje się jakaś grupka. Jest też jakiś gostek co nadaje fajne tempo i razem współpracując szybko doganiamy grupę z przodu.
Chwilę odpoczywam na tyłach, z przodu miga kolejna zielona koszulka.To Maciu, jedzie sam i wyraźnie czeka na nas oglądając się co chwilę. Szybko go dochodzimy i od teraz zaczyna się prawdziwa jazda. Jestem już rozgrzany i jedzie mi się dobrze. Z naszej grupki zrobił się już całkiem spory peletonik i trzeba powiedzieć, że sporo harcuję z przodu. Jest nas dwóch, trzech co nadają tempo. Gdy tylko zjeżdżamy z czuba to peleton prawie się kładzie. To była ta chwila kiedy zdawałem sobie sprawę, że drogo może mnie kosztować to nadawanie tempa ale nie miałem wyjścia. Liczy się każda sekunda. Jedzie się bardzo ciężko, wiatr wieje tragiczny, lecimy fragment polną drogą w odkrytym terenie, dosłownie ledwo się dało toczyć.
W międzyczasie dojeżdża Hinol przez co mam trochę lepiej bo akurat on nie uchyla się od współpracy. Odpoczywamy chwilę po wietrznym odcinku. Mija już druga godzina jazdy, nadal czuję się dobrze. Kątem oka widzę, że Hinol też jeszcze nie robi bokami. Do tego jeszcze jeden gość też mocno jedzie. Rzucamy między sobą porozumiewawcze spojrzenia, Hinol krzyczy - trzeba rozbujać ten pociąg i dajemy ognia. Tempo idzie masakryczne, rzut na oka na licznik, za nami prawie 60 km i średnia ponad 28 km/h. Kilkanaście minut jedziemy na beztlenie, zmiany idą ogromnie mocne. Grupa momentalnie się rozrywam, Maciu zostaje w tyle, znika również Lesław. Nie ma chwili na odpoczynek, walka o utrzymanie koła, potem na czoło i znów deptanie ile fabryka dała.
Łączymy się z megowcami. Momentalnie robi się tłoczno. Od groma ich jedzie, na szczęście trasa szeroka i spokojnie da się wyprzedzać. Pomału zbliżamy się do Dziewiczej Góry. Zatrzymuję się na kilka sekund na bufecie żeby zatankować. To jedyny bufet gdzie staję. Z jedzenia nie korzystam. Hinol trochę zostaje z tyłu, oglądam się ale go nie widzę. Robi się kiszka bo nie wiadomo teraz kto giga jedzie i ciężko trzymać prędkość. Tuż przed Dziewiczą znów jedziemy razem z Hinolem. Zaczyna się seria stromych ale krótkich podjazdów. Sporo maruderów z mega, trzeba jechać na twardych biegach i szybko ich wyprzedzać w szerszych miejscach.
Nie ukrywam, że po tym naparzaniu pod wiatr i nadawaniu tempa ta górka trochę wchodzi mi w nogi. Ale i tak udaję się ją pokonać bardzo sprawnie. Płacę jednak słoną cenę bo przeżywam delikatny kryzys. Hinol trochę odjeżdża i nawet momentami znika mi z pola widzenia, a ja jakoś nie mogę wejść na wyższe obroty. Chwilę to trwa, zaczynam pomału odliczać kilometry do mety. Jadę teraz sam i walczę o przetrwanie. Ciężko się jedzie, ciężko się zmobilizować. Nogi już nie podają, organizm zaczyna się buntować. Hinol chyba też słabnie bo widzę, że jego koszulka zaczyna się zbliżać. Zbieram resztki sił, w kilka minut dojeżdżam do niego i ostatnie kilometry do mety pokonujemy już razem. Jeszcze tylko zakopujemy się w piaskownicy i już wyskakujemy na asfalt w Murowanej. Krótki finisz i meta.
Udało się zmieścić w 4 godzinach. Dokładnie czas jazdy to 3:58. Bardzo szybki maraton, bardzo męczący. W open przyjechałem na metę na 37 miejscu. W kategorii M4 zająłem bardzo nielubiane :) 4 miejsce. Do trzeciego brakło półtorej minuty i mógł bym czuć lekkie rozczarowanie ale nic z tych rzeczy. Udało się wejść na dekorację, wywalczyłem dobry sektor. No i najważniejsze, że noga podaje, zrobiłem formę jak jeszcze nigdy. Tak porównując międzyczasy to gdybym się na mega zdecydował to pewnie bym wygrał w cuglach. Zwycięzca M4 po godzinie jazdy na pierwszym międzyczasie miał o 4 minuty gorszy czas. Biorąc po uwagę, że najmocniej jechałem drugą i trzecią godzinę to pewnie bez problemów bym wygrał. No ale na wszystko przyjdzie czas :) - niech chłopaki z mega się pilnują bo może kiedyś ich sprawdzę :)

Przyjechałem do Murowanej tylko i wyłącznie po sektor. Chyba się udało ale kosztowało mnie to ogromnie dużo. Wiedziałem, że takie maratony rządzą się własnymi prawami. Jeśli załapię się na jakiś fajny pociąg to dojadę na dobrym miejscu. Jeśli będę jechał sam to osłabnę i będę wlókł się na metę. I tutaj tkwił problem bo szybkie starty to nie jest mocja mocna strona.
No, ale nie było wyjścia. O 10 starter podniósł taśmę i poszedł ogień. Pierwsza piaskownica poszła nawet spoko. Przed sobą mam Lesława, którego zamierzałem się jak najdłużej trzymać. Na razie jedziemy w peletonie, jest płasko więc fajnie się rozgrzewam, nie przytyka mnie na początku tak jak w górach gdy od samego startu idą mocne podjazdy. Lesław cały czas z przodu, jakieś 100-200 metrów przed sobą widzę jego zieloną koszulkę. Pomału myślę co by dojechać do niego ale zrobiło się już luźno i jadę sam podczas gdy obok niego widzę kilka osób. To chwilę trwa aż wokół mnie konsoliduje się jakaś grupka. Jest też jakiś gostek co nadaje fajne tempo i razem współpracując szybko doganiamy grupę z przodu.
Chwilę odpoczywam na tyłach, z przodu miga kolejna zielona koszulka.To Maciu, jedzie sam i wyraźnie czeka na nas oglądając się co chwilę. Szybko go dochodzimy i od teraz zaczyna się prawdziwa jazda. Jestem już rozgrzany i jedzie mi się dobrze. Z naszej grupki zrobił się już całkiem spory peletonik i trzeba powiedzieć, że sporo harcuję z przodu. Jest nas dwóch, trzech co nadają tempo. Gdy tylko zjeżdżamy z czuba to peleton prawie się kładzie. To była ta chwila kiedy zdawałem sobie sprawę, że drogo może mnie kosztować to nadawanie tempa ale nie miałem wyjścia. Liczy się każda sekunda. Jedzie się bardzo ciężko, wiatr wieje tragiczny, lecimy fragment polną drogą w odkrytym terenie, dosłownie ledwo się dało toczyć.
W międzyczasie dojeżdża Hinol przez co mam trochę lepiej bo akurat on nie uchyla się od współpracy. Odpoczywamy chwilę po wietrznym odcinku. Mija już druga godzina jazdy, nadal czuję się dobrze. Kątem oka widzę, że Hinol też jeszcze nie robi bokami. Do tego jeszcze jeden gość też mocno jedzie. Rzucamy między sobą porozumiewawcze spojrzenia, Hinol krzyczy - trzeba rozbujać ten pociąg i dajemy ognia. Tempo idzie masakryczne, rzut na oka na licznik, za nami prawie 60 km i średnia ponad 28 km/h. Kilkanaście minut jedziemy na beztlenie, zmiany idą ogromnie mocne. Grupa momentalnie się rozrywam, Maciu zostaje w tyle, znika również Lesław. Nie ma chwili na odpoczynek, walka o utrzymanie koła, potem na czoło i znów deptanie ile fabryka dała.
Łączymy się z megowcami. Momentalnie robi się tłoczno. Od groma ich jedzie, na szczęście trasa szeroka i spokojnie da się wyprzedzać. Pomału zbliżamy się do Dziewiczej Góry. Zatrzymuję się na kilka sekund na bufecie żeby zatankować. To jedyny bufet gdzie staję. Z jedzenia nie korzystam. Hinol trochę zostaje z tyłu, oglądam się ale go nie widzę. Robi się kiszka bo nie wiadomo teraz kto giga jedzie i ciężko trzymać prędkość. Tuż przed Dziewiczą znów jedziemy razem z Hinolem. Zaczyna się seria stromych ale krótkich podjazdów. Sporo maruderów z mega, trzeba jechać na twardych biegach i szybko ich wyprzedzać w szerszych miejscach.
Nie ukrywam, że po tym naparzaniu pod wiatr i nadawaniu tempa ta górka trochę wchodzi mi w nogi. Ale i tak udaję się ją pokonać bardzo sprawnie. Płacę jednak słoną cenę bo przeżywam delikatny kryzys. Hinol trochę odjeżdża i nawet momentami znika mi z pola widzenia, a ja jakoś nie mogę wejść na wyższe obroty. Chwilę to trwa, zaczynam pomału odliczać kilometry do mety. Jadę teraz sam i walczę o przetrwanie. Ciężko się jedzie, ciężko się zmobilizować. Nogi już nie podają, organizm zaczyna się buntować. Hinol chyba też słabnie bo widzę, że jego koszulka zaczyna się zbliżać. Zbieram resztki sił, w kilka minut dojeżdżam do niego i ostatnie kilometry do mety pokonujemy już razem. Jeszcze tylko zakopujemy się w piaskownicy i już wyskakujemy na asfalt w Murowanej. Krótki finisz i meta.
Udało się zmieścić w 4 godzinach. Dokładnie czas jazdy to 3:58. Bardzo szybki maraton, bardzo męczący. W open przyjechałem na metę na 37 miejscu. W kategorii M4 zająłem bardzo nielubiane :) 4 miejsce. Do trzeciego brakło półtorej minuty i mógł bym czuć lekkie rozczarowanie ale nic z tych rzeczy. Udało się wejść na dekorację, wywalczyłem dobry sektor. No i najważniejsze, że noga podaje, zrobiłem formę jak jeszcze nigdy. Tak porównując międzyczasy to gdybym się na mega zdecydował to pewnie bym wygrał w cuglach. Zwycięzca M4 po godzinie jazdy na pierwszym międzyczasie miał o 4 minuty gorszy czas. Biorąc po uwagę, że najmocniej jechałem drugą i trzecią godzinę to pewnie bez problemów bym wygrał. No ale na wszystko przyjdzie czas :) - niech chłopaki z mega się pilnują bo może kiedyś ich sprawdzę :)

- DST 103.80km
- Teren 95.00km
- Czas 03:58
- VAVG 26.17km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 176 ( 97%)
- HRavg 161 ( 88%)
- Kalorie 3860kcal
- Podjazdy 176m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 kwietnia 2011
Afternoon Ride
-
- DST 44.00km
- Czas 02:17
- VAVG 19.27km/h
- VMAX 60.84km/h
- HRmax 176 ( 98%)
- HRavg 133 ( 74%)
- Kalorie 1905kcal
- Podjazdy 801m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 kwietnia 2011
Kategoria Trening
Las Wolski
Mocny trening dzisiaj wyszedł. Udało się kilka podjazdów w dobrym tempie zrobić. Sporo terenu. No i udało się przed deszczem uciec. Kapało i kapało, ale rozlało się jak już w domu byłem :)
- DST 43.90km
- Teren 20.00km
- Czas 02:17
- VAVG 19.23km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 176 ( 97%)
- HRavg 134 ( 74%)
- Kalorie 1905kcal
- Podjazdy 714m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 kwietnia 2011
Afternoon Ride
-
- DST 35.22km
- Czas 01:57
- VAVG 18.06km/h
- VMAX 51.43km/h
- HRmax 155 ( 86%)
- HRavg 110 ( 61%)
- Kalorie 1555kcal
- Podjazdy 567m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 kwietnia 2011
Kategoria Trening
Ujeżdżanie sprzętu.
Zlało mnie dzisiaj solidnie. Sam się prosiłem bo gdy wyjeżdżałem z domu już kapało. Byłem jednak zdesperowany aby przetestować rower w warunkach bojowych. Kilka minut jazdy w mżawce, a potem regularna ulewa, którą przeczekałem pod mostem. Trochę mnie wychłodziło i mógł bym powiedzieć, że przyjemnie dzisiaj już było.
Poczekałem kilkanaście minut i poleciałem do Lasku. Pośmigałem trochę i testy wypadły przyzwoicie. Przeskakiwania nie ma, za to podczas jazdy na najmniejszej tarczy z przodu łańcuch wydaje przeraźliwe dźwięki. Ale działa to o dziwo i mam nadzieję, że jak śmignę kilka maratonów to będzie lepiej.
Poczekałem kilkanaście minut i poleciałem do Lasku. Pośmigałem trochę i testy wypadły przyzwoicie. Przeskakiwania nie ma, za to podczas jazdy na najmniejszej tarczy z przodu łańcuch wydaje przeraźliwe dźwięki. Ale działa to o dziwo i mam nadzieję, że jak śmignę kilka maratonów to będzie lepiej.
- DST 35.18km
- Teren 10.00km
- Czas 01:58
- VAVG 17.89km/h
- HRmax 145 ( 80%)
- HRavg 110 ( 60%)
- Kalorie 1555kcal
- Podjazdy 415m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Afternoon Ride
-
- DST 19.41km
- Czas 01:05
- VAVG 17.92km/h
- VMAX 30.70km/h
- Kalorie 862kcal
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze