Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101068.62 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.72%)
  • Czas na rowerze: 209d 02h 05m
  • Prędkość średnia: 20.09 km/h
  • Suma w górę: 879011 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:2035.86 km (w terenie 46.00 km; 2.26%)
Czas w ruchu:82:13
Średnia prędkość:24.76 km/h
Suma podjazdów:13440 m
Maks. tętno maksymalne:176 (97 %)
Maks. tętno średnie:144 (79 %)
Suma kalorii:70551 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:75.40 km i 3h 02m
Więcej statystyk
Wtorek, 8 marca 2011 Kategoria Trening

Z przygodami.

Fajny wyjazd się zapowiadał, nie za ciepło ale mocno operujące słoneczko zapewniało bardzo miłe wrażenie z jazdy. Poleciałem sobie na Łączany, a potem chciałem do Skawiny i do domciu. No, ale jak się okazało ten dzień przyniósł pewne (niekoniecznie miłe) przygody. Najpierw gdzieś tam źle skręciłem i zamiast wylecieć na główną drogę to wpakowałem się na jakiś boczny trakt i zapędziłem trochę na zachód. Jak w końcu wygramoliłem się na główną to przycisnąłem mocniej bo czas zaczynał mnie gonić. Słoneczko zaczęło się pomału chować, a ja nie za bardzo byłem przygotowany na jazdę po ciemku. Jednak jak to często bywa właśnie teraz musiał przyplątać się kapeć. I to nie jeden, tylko podwójny. Jakiś tam zjazd lecę, mocno dokręcam kiedy czuję charakterystyczne uderzenie w tylne koło. Kilka sekund i już wiem, że jadę na flaku. Nic to, szybko się rozkładam i zmieniam dętkę.

Już mam zakładać koło kiedy kątem oka dostrzegam, że w przednim kole też flak. Kurna chata - to już nie jest ciekawe. Drugiej dętki nie mam, a łatanie takiej cienkiej prezerwatywki to nieciekawa sprawa. No ale jakoś załatałem, nawet to się trzymało kupy wszystko. Zmarzłem trochę, czasu straciłem, powrót już starałem się jechać asekuracyjnie bo kolejny kapeć mógł stać się już bardzo problematyczny. Zaczęło zmierzchać i zrobiło się nieprzyjemnie. Dobrze, że miałem taką diodową czołówkę bo bez niej to by mnie chyba rozjechali.

Jakoś do Tyńca się doturlikałem, a stąd już ścieżką rowerową do domciu. W sumie wyjazd był fajny i zadowolony jestem ale od teraz będę woził 2 dętki zapasowe :)
  • DST 90.08km
  • Czas 03:25
  • VAVG 26.36km/h
  • Podjazdy 400m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 marca 2011

Znowu wieje.

Zimno i wieje. Nie mam czasu na pisanie. W każdym razie weekend wypadł całkiem dobrze.
  • DST 111.76km
  • Czas 03:47
  • VAVG 29.54km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 153 ( 84%)
  • HRavg 133 ( 73%)
  • Kalorie 4226kcal
  • Podjazdy 267m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 marca 2011 Kategoria Trening

W końcu mocniejszy trening.

Ustawka pod Smokiem, pierwsza w tym roku. Pogoda dopisała, frekwencja trochę mniej, wyjechało nas 6 spod smoka. Początek przez miasto dosyć spokojnie ale już do Swoszowic gdy zaczęły się pierwsze wzniesienia Buli narzucił mocne tempo i grupka zaczęła się rwać. Pierwszy odpadł Lesław, który dzisiaj nie czuł się najlepiej i szybko zrezygnował z jazdy. Potem został Maciu, tym razem złośliwość rzeczy martwych gdyż zgubiona śruba mocująca blok w bucie i koniec imprezy dla niego. Zostało nas więc czterech - Buli, Lukcio, Hinol i ja.

Do Myślenic tempo idzie cały czas bardzo mocne. Dużo podjazdów, mocny wiatr z boku i ostre naparzanie. W Myślenicach trochę zwalniamy ale kolejny odcinek do Sułkowic znów dosyć mocno. W Sułkowicach skręcamy w lewo i wspinamy się na przeł.Sanguszki, a za nią przez Skawinki i Lanckoronę docieramy do Kalwarii.
Tutaj odłącza się Hinol, który mieszka w Krzeszowicach i wybiera inną drogę.

A my lecimy na Skawinę, w końcu mamy wiatr w plecy i wykorzystujemy to skrzętnie. Trasa mocno interwałowa, sporo krótkich podjazdów ale wspomagani wiatrem zasuwamy szybko mało kiedy schodząc poniżej 4 dych na budziku. W Skawinie czujemy już w nogach całą trasę, zwalniamy trochę i już spokojnie docieramy do Krakowa.

[url=stawka pod Smokiem, pierwsza w tym roku. Pogoda dopisała, frekwencja trochę mniej, wyjechało nas 6 spod smoka. Początek przez miasto dosyć spokojnie ale już do Swoszowic gdy zaczęły się pierwsze wzniesienia Buli narzucił mocne tempo i grupka zaczęła się rwać. Pierwszy odpadł Lesław, który dzisiaj nie czuł się najlepiej i szybko zrezygnował z jazdy. Potem został Maciu, tym razem złośliwość rzeczy martwych gdyż zgubiona śruba mocująca blok w bucie i koniec imprezy dla niego. Zostało nas więc czterech - Buli, Lukcio, Hinol i ja. Do Myślenic tempo idzie cały czas bardzo mocne. Dużo podjazdów, mocny wiatr z boku i ostre naparzanie. W Myślenicach trochę zwalniamy ale kolejny odcinek do Sułkowic znów dosyć mocno. W Sułkowicach skręcamy w lewo i wspinamy się na przeł.Sanguszki, a za nią przez Skawinki i Lanckoronę docieramy do Kalwarii. Tutaj odłącza się Hinol, który mieszka w Krzeszowicach i wybiera inną drogę. A my lecimy na Skawinę, w końcu mamy wiatr w plecy i wykorzystujemy to skrzętnie. Trasa mocno interwałowa, sporo krótkich podjazdów ale wspomagani wiatrem zasuwamy szybko mało kiedy schodząc poniżej 4 dych na budziku. W Skawinie czujemy już w nogach całą trasę, zwalniamy trochę i już spokojnie docieramy do Krakowa

  • DST 116.73km
  • Czas 04:06
  • VAVG 28.47km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 176 ( 97%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 4401kcal
  • Podjazdy 893m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 marca 2011 Kategoria Trening

Regeneracja.

Taka jazda z pogranicza regeneracji i tlenu. Pogoda sprzyja, wygląda na to, że wiosna w końcu nadchodzi.
Jutro w planach szosa. Zbiórka o 10 pod smokiem.
  • DST 51.14km
  • Czas 02:20
  • VAVG 21.92km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 142 ( 78%)
  • HRavg 111 ( 61%)
  • Kalorie 1585kcal
  • Podjazdy 79m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 marca 2011 Kategoria Trening

Podjazdy pod ZOO.

Nadal zimno, czas leci, nieubłaganie nadchodzi czas na wdrożenie do zabawy treningowej elementów pozwalających na skuteczne ściganie.
Pierwszy w tym roku trening podjazdów wyszedł tak trochę znienacka. Jakoś nie miałem za bardzo czasu i ochoty jechać na poszukiwanie podjazdów wobec czego wybrałem podjazd pod ZOO.

Podjazd pod krakowskie ZOO jest szeroko znany w światku maratonowym. W zasadzie każdy maraton rozgrywany w grodzie Kraka korzystał z tego odcinka przez co stał się on kultowy nie tylko w krakowskim środowisku rowerowym. Nie jest to jakaś strasznie wymagająca góra ale przejechana w dobrym tempie daje trochę popalić. Opisany przeze mnie odcinek ma długość 1900 metrów oraz 120 m. różnicy poziomów. To odcinek testowy, który stał się swoistą areną do testowania własnych możliwości. Pod adresem Czasówka można zobaczyć jak kształtują się czasy podjazdu tych, którzy zdecydowali się zostawić tu trochę potu. Wpisują się tutaj początkujący bikerzy jak i ścisła szpica maratonów MTB. Warto tu zajrzeć choćby po to aby poszerzyć horyzonty i przekonać się gdzie jest nasze miejsce. Można oczywiście znaleźć się w tym rankingu, aby tak się stało należy zarejestrować się na WWW.ROWEROWANIE.PL oraz w odpowiednim temacie podać potrzebne dane.

No ale wracajmy do naszego podjazdu. Jak już zostało napisane nie jest to specjalnie wymagający podjazd lecz trochę zdrowia trzeba tu stracić, a jadąc w wyścigowym tempie robi się już naprawdę solidny wyryp. Podjazd zaczyna się miejscu gdzie kończy się asfalt, a nawierzchnia zmienia się na brukową.

Początek jest dosyć stromy u bardzo nierówny. Kiepska nawierzchnia ogromnie wybija z rytmu i trudno tu osiągnąć wyższe prędkości. Tak mamy przez jakieś 300 metrów gdy znów pojawia się asfalt, a nachylenie zdecydowanie maleje. Mamy kilka muld, po ich minięcie warto mocniej depnąć, wrzucić blat gdyż przed nami jakieś 150 metrów po płaskim. Poświęcając trochę sił mamy szansę nabrać jako takiej prędkości i pokonać ten odcinek dobrym tempem. Pomału zbliżamy się najbardziej bolesnego fragmentu. Płaski kawałek szybko się kończy o czym informując nas piekące nogi.

PRZEBUDZENIE


Mijamy budkę strażnika, po prawej betonowa platforma gdzie kiedyś stał domek Baby Jagi. Droga staje dęba, trzeba mocno depnąć w pedały, stroma serpentyna w prawo, nogi już robią się miękkie, zdecydowanie nabieramy wysokości. Po tym interwale nachylenie znów łagodnieje, jest szansa złapać oddech i uspokoić serducho. Mijamy zakręt w lewo i przez kilkanaście metrów droga wydaje się opadać. Zachęceni tym mocniej naciskamy spodziewając się już niedalekiego końca tej katorgi. Jednak czeka nas jeszcze jedna niespodzianka.


DECYDUJĄCE STARCIE

Droga znów zaczyna wznosić się zdecydowanie do góry. Nawet jadąc pierwszy raz można już pomału spodziewać się końca. Ale nie jest tak łatwo. Ten odcinek jest strasznie mulący. Zapewne składa się na to już spora ilość kwasu mlekowego w naszych mięśniach. Staramy się mocno dociskać, przed nami lekki zakręt w prawo, mimowolnie deptamy mocniej chcąc zobaczyć co za nim jest. Nogi już prawie eksplodują, gardło pali od przyspieszonego oddechu, mijamy zakręt, za nim jeszcze kawałek delikatnie pod górę i krótki zjazd. To bardzo ważne miejsce. Można tu sporo zyskać ale również sporo stracić. Warto zachować na to miejsce trochę sił.

Możliwe są dwa scenariusze. Słabi - korzystają ze zjazdu łapczywie łapiąc powietrze i z mroczkami w oczach tracą cenne sekundy jakie wywalczyli niżej. Turlikają się bezwiednie i w ślimaczym tempie dojeżdżają do końca. Mocni - korzystając z ostatnich rezerw zmuszając organizm do maksymalnego wysiłku. Zapominają o bólu, o zmęczeniu. Wstają z siodełka, mocno dokręcają, nabierają prędkości, zapinają blat i pokonują ostatnie metry do góry na dużej prędkości przez co do wywalczonych w dole sekund dokładają kolejne. Podjazd kończy się na wysokości bramy wjazdowej do ZOO.

No, a jeśli o mnie chodzi to wyjechałem tu dzisiaj 10 razy. Pierwszy raz poleciałem na maxa i zameldowałem się z czasem 6.42. Kolejne jechałem już na mniejszych intensywnościach gdyż organizm nie jest jeszcze przystosowany do znoszenia takich wysiłków. No ale żeby nie było za łatwo to ostatni podjazd też pojechałem na maksa. Oczywiście czas sporo gorszy od pierwszego ( już ponad 1300 metrów podjazdów w nogach) ale bez tragedii - 7.21. Trzeba powiedzieć jasno, że jak na mnie to spory wysiłek i z radością wracałem do domu.
  • DST 63.77km
  • Czas 03:28
  • VAVG 18.40km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • HRmax 176 ( 97%)
  • HRavg 131 ( 72%)
  • Kalorie 2764kcal
  • Podjazdy 1384m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 marca 2011 Kategoria Trening

Zimno jak cholera.

Czasu brakło na dłuższe śmiganie.
  • DST 54.11km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.56km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • HRmax 156 ( 86%)
  • HRavg 112 ( 61%)
  • Kalorie 1836kcal
  • Podjazdy 109m
  • Sprzęt Kolarka - no name.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 marca 2011 Kategoria Trening

Tak to ja mogę śmigać.

Pierwszy dzień marca powitał słońcem. Wprawdzie rano bardzo zimno lecz w miarę upływu czasu słońce wykonywało coraz lepiej swoją robotę i robiło się cieplej. Postanowiłem wykorzystać tak sprzyjającą pogodę i rozpocząć miesiąc od mocnego uderzenia. Poleciałem na Niepołomice. Początek płaski ale pod mocny wiatr.
W Szarowie odbiłem na Bochnię i główną drogą przez Łapczyce poleciałem na Bochnię. Za Bochnią zaczynają się już poważne podjazdy. Niby nie jakieś strasznie ciężkie ale poczułem je w nogach. Kawałek za Nowym Wiśniczem musiałem się zatrzymać aby coś przekąsić. Wprawdzie słońce daje ostro ale przez te kilka minut zmarzłem solidnie.

W Muchówce skręcam na Łapanów i znacznie przyspieszam bo w końcu wieje mi w plecy. Odcinek do Łapanowa to poezja kolarstwa. Wokół cudowne widoki na pokryte śniegiem góry, słoneczko, suchutka i gładka droga i wiaterek w plecy. Kilka fajnych zjazdów, średnia zdecydowanie zaczyna się poprawiać. Jest pięknie.

Szybko mijam Łapanów i zbliżam się do Gdowa. Nie lubię tej drogi. Znaczy się fajna jest ale jej ukształtowanie jest wykończające. Cały czas interwały, szybki zjazd i krótki ale stromy podjazd, i tak raz za razem. Zaczynam robić bokami, wykańcza mnie taki charakter jazdy. Tym bardziej, że nie oszczędzam się. W miarę skromnych już możliwości dokręcam na zjazdach, atakuję podjazdy na sztywno, miękkie biegi wrzucam już gdy naprawdę nogi odmawiają współpracy.

W Wieliczce jestem już solidnie zryty ale do domu już niedaleko więc nastrój pozytywny. Przebijam się przez miasto i bez kombinowania lecę do Krakowa. Zaczyna mi się spieszyć bo o 14 muszę być w pracy, a tu tymczasem minuty lecą nieubłaganie. Ten pośpiech kosztuje mnie pierwszą w tym roku glebę. Na osiedlu Złocień wchodzę szybko w zakręt, odrobina piasku na drodze i szoruję bokiem po drodze. Nic się nie stało. Ot - to co zwykle w takich przypadkach. Jakiś tam stłuczony kciuk, obtarty do krwi pośladek i ogólne potłuczenia. Normalka.

Szybko się zbieram i zasuwam dalej do domu. Od Rybitw jadę już nowo wybudowaną drogą. Dopiero teraz czuję jak mocno wieje. W tamtą stronę ledwo 25 jechałem, a teraz po płaskim i gładkiej drodze zasuwam bez wysiłku ponad 4 dyszki.

Fajnie było. I do pracy się nie spóźniłem :)
  • DST 102.11km
  • Czas 03:43
  • VAVG 27.47km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • HRmax 166 ( 91%)
  • HRavg 144 ( 79%)
  • Kalorie 3759kcal
  • Podjazdy 684m
  • Sprzęt Kolarka - no name.
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl