Niedziela, 9 czerwca 2013
Kategoria Bałkany
Albania - trwaj wiecznie chwilo...
Wstaję wcześnie rano, jeszcze przed szóstą. Szybko zwijam namiot i dopiero potem zajmuję się pracami obozowymi. Szybko mi idzie i przed siódmą jestem już gotów do jazdy. Pierwsze kilometry nieprzyjemne, ciężko się rozkręcić, znów zaczyna mocniej boleć kolano. Jadę w stronę Kukes, droga robi się naprawdę górska, pełno zjazdów i podjazdów. Ruch w zasadzie zerowy, specjalnie obserwowałem zegarek jedna z przerw między samochodami wynosiła około 20 minut. W Fushe Arrezi zatrzymuję się w Bar Kafe. Takie bary to jeden z symboli Albanii, można je spotkać wszędzie, nawet w górach tam gdzie diabeł mówi dobranoc. A przy takiej drodze jak teraz jadę są w każdej miejscowości, nawet po kilka, są też pomiędzy miejscowościami na prawdziwych odludziach., Są dosłownie wszędzie i co ciekawsze ogromna większość z nich jest czynna i można się napić znakomitej kawy. Ja też taką wypijam, potem pokrzepiam się jeszcze małym piwkiem, zjadam coś słodkiego i pomalutku kręcę dalej. Dzisiaj w planie mam dotarcie do Kukes, jakieś 60 km więc naprawdę nie forsuję tempa. Droga zaczyna być coraz bardziej wymagająca, coraz częściej muszę podjeżdżać na wysokie przełęcze, zjeżdżać 300-400 metrów niżej tylko po to aby kawałek znów pracowicie wspinać się do góry. Uwielbiam takie drogi i pomimo narastającego zmęczenia jadę tędy z prawdziwym entuzjazmem. W dodatku choć trudno w to uwierzyć ruch robi się jeszcze mniejszy, tym razem nie liczę minut ale szacuję, że swobodnie były półgodzinne przerwy między przejeżdżającymi samochodami. W końcu ze szczytu kolejnego podjazdu widzę w dole spore miasteczko. To bankowo Kukes, wydaje się być bardzo blisko, w dodatku prowadzi do niego długi zjazd i mam wrażenie, że będę tam za kilka minut. To jednak tylko złudzenie. mija jeszcze pół godziny, kilka podjazdów zanim pojawiam się na rogatkach. Jakimś trafem wylatuję na autostradę, kilka sekund, się waham ale w końcu jadę po niej w dół. Autostrady w Albanii żyją swoim życiem, nie ma wysokich ogrodzeń, pełno wjazdów i wyjazdów na boczne drogi. Komfortowo docieram do miasta i kieruję się w stronę centrum.
Jest dopiero 15 godzina i planuję zostać tu na noc. Mam dużo czasu. Najpierw znajduję jakiegoś fast fooda i wciągam najsmaczniejszy posiłek jaki jadłem w Albanii. Nie kombinuję z jakimiś ichniejszymi wynalazkami gdy widzę smakowite i skwierczące na ruszcie kurczaki. Biorę połówkę, do tego frytki, które okazują się lepsze niż z Maca. Obficie każę sobie też nałożyć sałatki i polać wszystko pikantnym sosem. Do tego zimna cola plus takaż fanta o smaku exotic. Być może kulinarni znawcy i dietetycy załamali by ręce nad moim posiłkiem, ale uwierzcie mi, że smakowało mi wybornie. Powoli i z rozkoszą pochłaniałem pyszne kawałki kurczaka okraszonego sosem, pogryzając go sałatką z frytkami, a wszystko popijając zimnym, gazowanym napojem z oszronionej szklanki. Pycha !
Syty i zadowolony odwiedzam potem którąś z kawiarenek internetowych. Czytam najświeższe newsy z kraju, wrzucam kilka zdań na fejsa, przeglądam pocztę, sprawdzam rachunki bankowe. Korzystam też ze Skype i obdzwaniam rodzinkę co by ich uspokoić i zapewnić, że żyję i czuję się doskonale, a na dodatek nic mnie nie zeżarło
Po około godzinie wychodzę znów na miasto i zaczynam się rozglądać za hotelem. W Puke się nie udało, ale Kukes robi lepsze wrażenie. Objeżdżam kilka razy centrum i dostrzegam szyld jakiegoś hotelu. Podjeżdżam i wchodzę zapytać się o cenę. Nie wygląda jakoś specjalnie ekskluzywnie,i ale z doświadczenia wiem, ze różne może być. Pytam gościa w środku o cenę. Jakoś niewyraźnie mówi, nie jestem w stanie zrozumieć o jaką dokładnie kwotę mu chodzi. Szybko wyjmuję notes, długopis i wręczam gościowi. Pisze coś i oddaje mi – 20 E. Trochę dużo, za dużo jak na spodziewane warunki. Rzucam okiem na budynek, zapisuję 15E i pokazuję gościowi. Kręci głową. Jak nie to nie myślę sobie. Ponad 8 dych za taki marny hotelik to jednak za dużo dla mnie. Wzruszam ramionami i mamroczę coś po polsku. Odwracam się i zbieram do odjazdu gdy gość mówi głośno GOOD GOOD. Czyli jednak stanęło na 15 „ojro” Tak w sumie to teraz już nie wiem jak interpretować to kręcenie głową. W niektórych krajach południowej europy znaki głową trzeba interpretować odwrotnie niż u nas. Kiwanie znaczy sprzeciw, kręcenie zgodę. Być może facet od razu się zgodził, a ja to źle zrozumiałem. No nieważne, 6 dych jestem w stanie dać. Źle spałem ostatniej nocy i chętnie spędzę noc na wygodnym wyrku. Rower chowają mi w jakiejś kanciapie, a ja pakuję się do hotelu. Warunki dosyć surowe, ale jest wszystko co człowiekowi potrzebne do szczęścia. Ciepła woda w prysznicu, kibelek i wygodne wyrko. Robię pranie, rozkładam rzeczy do suszenia, przebieram się w cywilne ciuchy i idę na miasto. Najpierw łażę bez celu, potem znów odwiedzam kawiarenkę internetową, znów zaglądam do jakiegoś baru gdzie wcinam Donera. Potem jakieś małe zakupu i pomalutku zmierzam do hotelu. Kukes może nie jest piękne ale zaoferowało mi to czego oczekiwałem i z sympatią wspominam to miasteczko.
Jest dopiero 15 godzina i planuję zostać tu na noc. Mam dużo czasu. Najpierw znajduję jakiegoś fast fooda i wciągam najsmaczniejszy posiłek jaki jadłem w Albanii. Nie kombinuję z jakimiś ichniejszymi wynalazkami gdy widzę smakowite i skwierczące na ruszcie kurczaki. Biorę połówkę, do tego frytki, które okazują się lepsze niż z Maca. Obficie każę sobie też nałożyć sałatki i polać wszystko pikantnym sosem. Do tego zimna cola plus takaż fanta o smaku exotic. Być może kulinarni znawcy i dietetycy załamali by ręce nad moim posiłkiem, ale uwierzcie mi, że smakowało mi wybornie. Powoli i z rozkoszą pochłaniałem pyszne kawałki kurczaka okraszonego sosem, pogryzając go sałatką z frytkami, a wszystko popijając zimnym, gazowanym napojem z oszronionej szklanki. Pycha !
Syty i zadowolony odwiedzam potem którąś z kawiarenek internetowych. Czytam najświeższe newsy z kraju, wrzucam kilka zdań na fejsa, przeglądam pocztę, sprawdzam rachunki bankowe. Korzystam też ze Skype i obdzwaniam rodzinkę co by ich uspokoić i zapewnić, że żyję i czuję się doskonale, a na dodatek nic mnie nie zeżarło
Po około godzinie wychodzę znów na miasto i zaczynam się rozglądać za hotelem. W Puke się nie udało, ale Kukes robi lepsze wrażenie. Objeżdżam kilka razy centrum i dostrzegam szyld jakiegoś hotelu. Podjeżdżam i wchodzę zapytać się o cenę. Nie wygląda jakoś specjalnie ekskluzywnie,i ale z doświadczenia wiem, ze różne może być. Pytam gościa w środku o cenę. Jakoś niewyraźnie mówi, nie jestem w stanie zrozumieć o jaką dokładnie kwotę mu chodzi. Szybko wyjmuję notes, długopis i wręczam gościowi. Pisze coś i oddaje mi – 20 E. Trochę dużo, za dużo jak na spodziewane warunki. Rzucam okiem na budynek, zapisuję 15E i pokazuję gościowi. Kręci głową. Jak nie to nie myślę sobie. Ponad 8 dych za taki marny hotelik to jednak za dużo dla mnie. Wzruszam ramionami i mamroczę coś po polsku. Odwracam się i zbieram do odjazdu gdy gość mówi głośno GOOD GOOD. Czyli jednak stanęło na 15 „ojro” Tak w sumie to teraz już nie wiem jak interpretować to kręcenie głową. W niektórych krajach południowej europy znaki głową trzeba interpretować odwrotnie niż u nas. Kiwanie znaczy sprzeciw, kręcenie zgodę. Być może facet od razu się zgodził, a ja to źle zrozumiałem. No nieważne, 6 dych jestem w stanie dać. Źle spałem ostatniej nocy i chętnie spędzę noc na wygodnym wyrku. Rower chowają mi w jakiejś kanciapie, a ja pakuję się do hotelu. Warunki dosyć surowe, ale jest wszystko co człowiekowi potrzebne do szczęścia. Ciepła woda w prysznicu, kibelek i wygodne wyrko. Robię pranie, rozkładam rzeczy do suszenia, przebieram się w cywilne ciuchy i idę na miasto. Najpierw łażę bez celu, potem znów odwiedzam kawiarenkę internetową, znów zaglądam do jakiegoś baru gdzie wcinam Donera. Potem jakieś małe zakupu i pomalutku zmierzam do hotelu. Kukes może nie jest piękne ale zaoferowało mi to czego oczekiwałem i z sympatią wspominam to miasteczko.
Operacja Vendetta 2013© furman
Operacja Vendetta 2013© furman
Operacja Vendetta 2013© furman
- DST 83.00km
- Czas 05:18
- VAVG 15.66km/h
- Podjazdy 1375m
- Sprzęt Author Kinetic
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ha, ja na autostradzie w okolicach Vlore raz widziałem merca jadącego pod prąd, drugi raz gościa na osiołku ciągnącego wóz. I nagłe ograniczenia prędkości ze 130 na 20, a za znakiem panów z radarem. Bezcenne :)
rmk - 19:16 niedziela, 3 sierpnia 2014 | linkuj
Komentuj