Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101887.32 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.66%)
  • Czas na rowerze: 211d 06h 12m
  • Prędkość średnia: 20.04 km/h
  • Suma w górę: 885442 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 12 marca 2013 Kategoria Trening, Chorwacja

Chorwacja - Sv Jure

Rano pogoda zapowiadała się bardzo zachęcająco. Planowałem coś lajtowego ale bałem się, że to może być jedyna okazja kiedy zrobię podjazd na Jurę. Pogoda nie rozpieszcza więc trzeba korzystać z każdej szansy. Znów pojechałem sam bo chłopaki mieli inne plany. Początek drogą na Vrgorac, którą wczoraj zjeżdżałem. Potem skręcam w lewo i zaczyna się właściwy podjazd.



Jadę spokojnie, noga niby podaje nawet całkiem nieźle ale to już kolejny dzień solidnego deptanie więc chociaż to podjazd to chcę sobie takie pseudo-rege zrobić :)

Gdzieś na 800 metrach robi się odczuwalnie zimniej. Pogoda jednak cały czas stabilna, wiatru nie ma więc jedzie nie dobrze. Droga na Jurę jest bardzo wąska i dosyć mocno wyeksponowana. Zastanawiam się jak tu samochody się mijają. Są niby mijanki ale dosyć daleko rozmieszczone od siebie i myślę, że auta mają tu niezłą zabawę w sezonie.



Dopóki jadę stokiem od strony morza (obłędne widoki swoją droga) jest spoko, ale gdzieś około 1000 metrów teren się wypłaszcza i droga zaczyna prowadzić w głąb gór. A tam już czekają chmury. Na 1100 metrach wjeżdżam w ich strefę. Momentalnie robi się chłodniej, a wilgoć atakuje mnie ze wszystkich stron. Nie odpuszczam jednak i po pewnym czasie udaję się wyjechać z ich pola rażenia.



Pomału wznoszę się do góry, powyżej 1200 merów pojawiają się pierwsze płaty śniegu. Ten odcinek jest dosyć monotonny bo przejeżdżam teraz przez coś w rodzaju płaskowyżu. Wysokości nie przybywa,a droga biegnie coraz głębiej w stronę chmur. Pojawiają się mocniejsze podmuchy wiatru i zaczyna już być naprawdę zimno. Po bokach już pełno śniegu ale droga jeszcze wolna. Kilka króciutkich zjazdów, a za nimi kilka zakrętów. Za jednym z nich przejeżdżam przez pierwsze łachy zmrożonego śniegu leżące na drodze.

Dzieje się to gdzieś na 1500 metrach. Dalej idzie już szybko, śniegu przybywa dosłownie co kilkanaście metrów, każdy kolejny zakręt przynosi gorsze warunki. Jadę już dwoma koleinami między, którymi warstwa śniegu ma ponad 10 cm grubości. Wokół panuje już regularna zima. Na poboczach śnieżne zaspy, nieliczne drzewka i krzewy ośnieżone. Nadchodzi moment kiedy mówię pas. Na upartego mógłbym jeszcze spróbować coś wyżej ale jestem pewien, że szczytu nie osiągnę. Jestem na 1560 metrach, koleiny już tak wąskie, że trudno nimi jechać. Poza tym, coraz częściej czuję pod kołami lód. Nie ma co ryzykować, nawet jeśli jeszcze kawałek wjadę to tym więcej będę miał problemów na zjeździe.





Zaczynam odwrót. Wbrew pozorom zjazd nie jest miły i przyjemny. Jest zimno, zaczyna kropić, w dodatku trzeba bardzo uważać bo droga na kolarkę jest mniej niż średnia. Palce grabieją mi od hamowania, mokre obręcze słabo łapią. Kilka razy wpadam z dużą szybkością na dziury. Muszę bardziej uważać, bo kapeć w tych warunkach to nieciekawa perspektywa. Pomimo tego nadal mam problemy z utrzymaniem bezpiecznej prędkości. No staje się - znów ładuję się jakoś dziurę i słyszę syk w tylnym kole. No to ładnie, dobrze, że to stało się na 1300 metrach, a nie w tej krainie śniegu, którą niedawno opuściłem.

Ekspresowo ściągam koło, i zakładam nową dętkę. Pompuję i ...ZONK..nowa dętka, a wentyl nie trzyma. Kuźwa mać...dobrze, że mam jeszcze jedną dętkę. Zakładam więc tą...i dupa...okazuje się, że dziurawa. Pewnie za długo była wożona w torebce i przetarła się. Do tego wszystkiego zaczyna padać deszcz. Lokalizuję dziurę i zaklejam ją, ale leje mi na to wszystko i obawiam się, że takie klejenie długo nie wytrzyma. Nie mam jednak na co czekać bo już cały dygoczę. Wsiadam szybko na rower i jadę czekając aż łatka puści. Wytrzymała kilkanaście minut, na tyle, ze udało mi się zjechać na 800 metrów. Tutaj już przynajmniej cieplej i nie leje więc mogę spokojnie jeszcze raz ją zakleić.

Na dole znów zaczyna lać, to już solidna ulewa. Miałem w planie po Jurze zrobić sobie jeszcze pętelkę co by dobić do setki, ale w tej sytuacji nie decyduję się na dalszą jazdę. Jestem przemoczony i zmarznięty i boję się żeby znów jakiegoś kapcia nie złapać bo w takiej sytuacji ratował by mnie chyba autobus albo taxi :)

Na kwaterę docieram już bez przygód.


  • DST 60.81km
  • Czas 03:20
  • VAVG 18.24km/h
  • HRmax 158 ( 87%)
  • HRavg 128 ( 70%)
  • Kalorie 2693kcal
  • Podjazdy 1709m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Wjazd na Sv Jure musi robić wrażenie :) Nie pamiętam ale chyba w szczycie zimy droga jest zamknięta dla turystów.
W sieci są fajne zdjęcia jak odśnieżają ostatnią serpentynę :)
Zapraszam do obejrzenia naszych zdjęć z podjazdu na Sv Jure --> http://crolove.pl/samochodem-na-szczyt-sv-jure/

Pozdrawiam
Wojtek
Wojtek - 06:58 czwartek, 20 czerwca 2013 | linkuj
Śnieg w Chorwacji robi wrażenie :)
Kill
- 17:02 wtorek, 12 marca 2013 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa dluje
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl