Góry po Chorwacku.
No i stało się. Rano budzi mnie deszcz. Nie jakaś mżawka, tylko solidna ulewa. Pucuje aż miło, a niebo zaniesione gdzie tylko spojrzeć. Nie wygląda to dobrze.
No ale dopiero 8 rano, można spokojnie zjeść śniadanie i poczekać na poprawę pogody. Jednak koło 10 nadal nie widać zmian na lepsze. Idziemy do sklepu żeby oblukać jakie w ogóle warunki na zewnątrz. Już nie leje, kropi tylko i dosyć ciepło. Nie ma na co czekać, zapowiada się okienko pogodowe, dobrze by było żeby zastało mnie już w trasie.
Wyjeżdżam po 11, chłopaki jeszcze niezdecydowani więc lecę sam. Początek trochę mokry, coś tam jeszcze pokapuje z nieba, a i droga mokra ale jedzie się nawet fajnie. Zasuwam Jadranską Magistralą w stronę Dubrovnika. Pogoda się klaruje i miejscami nawet asfalt już zaczyna podsychać. Jedzie się dobrze, chyba lecę z wiatrem bo średnia od razu skacze na ponad 30 km/h i pomału idzie do góry.
Przytrzymują mnie dopiero większe podjazdy przed Ploce. Sporo też remontów na drodze, niekiedy 100-200 metrowe fragmenty po szutrze. Przed Ploece w dole widać fajne jeziorka.
W Ploce małe kłopoty orientacyjne ale w końcu trafiam na odpowiednią drogę i lecę teraz na Vrgrac. Zaczynają się już solidniejsze podjazdy. Droga pusta, sporadycznie przejedzie jakieś auto. Wokół mnie wszędzie chmury, kilka razy straszy mnie deszczem ale kończy się straszeniu. Jadę wzdłuż granicy z Bośnią, w dolinie po prawej już inny kraj. W oddali widać tam wysokie góry, których pokryte śniegiem szczyty bieleję z daleka.
Czuję się tutaj jak na końcu świata. Zaginiona droga i ja kręcący na rowerze. Wokół wysokie i surowe góry. I ta pogoda. Ciągle pochmurno, ciągle przewalają się przede mną złowrogie chmury straszące swoją zawartością. Ale mam farta, znów mnie tylko straszy. Zresztą teraz nie mam głowy do pogody bo zaczynam czuć, że jestem w górach. Na liczniki ponad 90 km, a dopiero teraz trasa zaczyna puszczać esencję. Nie ma tragedii ale jedzie się ciężko, czuję już nogach dzisiejszą trasę, a i wczorajsza pewnie też daje o sobie znać.
Mozolnie wznoszę się do góry i osiągam najwyższy punkt dzisiejszej trasy na wysokości 605 m.n.p.m. Zmęczony ale zadowolony, jest rewelacyjnie, tereny wręcz niesamowite. I ta psuta droga, mijane domki i sklepiki wyglądają na wymarłe. Pewnie w sezonie funkcjonują nieźle bo naprawdę warto tu jechać.
Już czekam na zjazd. Ale jeszcze trochę muszę przejechać. Droga utrzymuje wysokość przez kilka kilometrów i wije się pomiędzy górami. W końcu nadchodzi długo oczekiwana chwila. Zaczynam zjazd do Makarskiej. Przede mną ponad 10 km zjazdu podczas, którego zjeżdżam z 600 metrów prawie na poziom morza. Początek zasuwam ostro ale niżej robi się problem. Droga mokra, zakręty ostre, boję się szybko wchodzić w takie zakręty. Do tego znów remont. Znów kilka fragmentów po szutrze, ale te są spoko. Gorzej, że miejscami na drodze spotykam wycięcie wypełnione kamieniami. Na pierwszym omal nie wysypałem. Na kolejne już uważam,
Za to widoki wręcz obłędne. Droga prowadzi skalną półką, kilkaset metrów niżej, za barierką widzę już Jadranską Magistralę. Z przodu jak na dłonie Makarska. Nie odmówiłem sobie zrobić tutaj zdjęcia.
Pomimo tych utrudnień szybko docieram do celu. Na dole znów zaczyna padać deszcz. Teraz to se może padać :) myślę sobie, ale znów szybko przestaje. Zaczarowałem dzisiaj tą pogodę. Mogę zdradzić tajemnicę jak to zrobiłem. Otóż - ubrałem ciemnie okulary :)
No ale dopiero 8 rano, można spokojnie zjeść śniadanie i poczekać na poprawę pogody. Jednak koło 10 nadal nie widać zmian na lepsze. Idziemy do sklepu żeby oblukać jakie w ogóle warunki na zewnątrz. Już nie leje, kropi tylko i dosyć ciepło. Nie ma na co czekać, zapowiada się okienko pogodowe, dobrze by było żeby zastało mnie już w trasie.
Wyjeżdżam po 11, chłopaki jeszcze niezdecydowani więc lecę sam. Początek trochę mokry, coś tam jeszcze pokapuje z nieba, a i droga mokra ale jedzie się nawet fajnie. Zasuwam Jadranską Magistralą w stronę Dubrovnika. Pogoda się klaruje i miejscami nawet asfalt już zaczyna podsychać. Jedzie się dobrze, chyba lecę z wiatrem bo średnia od razu skacze na ponad 30 km/h i pomału idzie do góry.
Przytrzymują mnie dopiero większe podjazdy przed Ploce. Sporo też remontów na drodze, niekiedy 100-200 metrowe fragmenty po szutrze. Przed Ploece w dole widać fajne jeziorka.
W Ploce małe kłopoty orientacyjne ale w końcu trafiam na odpowiednią drogę i lecę teraz na Vrgrac. Zaczynają się już solidniejsze podjazdy. Droga pusta, sporadycznie przejedzie jakieś auto. Wokół mnie wszędzie chmury, kilka razy straszy mnie deszczem ale kończy się straszeniu. Jadę wzdłuż granicy z Bośnią, w dolinie po prawej już inny kraj. W oddali widać tam wysokie góry, których pokryte śniegiem szczyty bieleję z daleka.
Czuję się tutaj jak na końcu świata. Zaginiona droga i ja kręcący na rowerze. Wokół wysokie i surowe góry. I ta pogoda. Ciągle pochmurno, ciągle przewalają się przede mną złowrogie chmury straszące swoją zawartością. Ale mam farta, znów mnie tylko straszy. Zresztą teraz nie mam głowy do pogody bo zaczynam czuć, że jestem w górach. Na liczniki ponad 90 km, a dopiero teraz trasa zaczyna puszczać esencję. Nie ma tragedii ale jedzie się ciężko, czuję już nogach dzisiejszą trasę, a i wczorajsza pewnie też daje o sobie znać.
Mozolnie wznoszę się do góry i osiągam najwyższy punkt dzisiejszej trasy na wysokości 605 m.n.p.m. Zmęczony ale zadowolony, jest rewelacyjnie, tereny wręcz niesamowite. I ta psuta droga, mijane domki i sklepiki wyglądają na wymarłe. Pewnie w sezonie funkcjonują nieźle bo naprawdę warto tu jechać.
Już czekam na zjazd. Ale jeszcze trochę muszę przejechać. Droga utrzymuje wysokość przez kilka kilometrów i wije się pomiędzy górami. W końcu nadchodzi długo oczekiwana chwila. Zaczynam zjazd do Makarskiej. Przede mną ponad 10 km zjazdu podczas, którego zjeżdżam z 600 metrów prawie na poziom morza. Początek zasuwam ostro ale niżej robi się problem. Droga mokra, zakręty ostre, boję się szybko wchodzić w takie zakręty. Do tego znów remont. Znów kilka fragmentów po szutrze, ale te są spoko. Gorzej, że miejscami na drodze spotykam wycięcie wypełnione kamieniami. Na pierwszym omal nie wysypałem. Na kolejne już uważam,
Za to widoki wręcz obłędne. Droga prowadzi skalną półką, kilkaset metrów niżej, za barierką widzę już Jadranską Magistralę. Z przodu jak na dłonie Makarska. Nie odmówiłem sobie zrobić tutaj zdjęcia.
Pomimo tych utrudnień szybko docieram do celu. Na dole znów zaczyna padać deszcz. Teraz to se może padać :) myślę sobie, ale znów szybko przestaje. Zaczarowałem dzisiaj tą pogodę. Mogę zdradzić tajemnicę jak to zrobiłem. Otóż - ubrałem ciemnie okulary :)
- DST 127.00km
- Czas 04:31
- VAVG 28.12km/h
- HRmax 165 ( 91%)
- HRavg 132 ( 72%)
- Kalorie 4802kcal
- Podjazdy 1740m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Świetna przeciętna jak na te warunki terenowe i porę roku. Żebyś się nie zajechał za szybko bo szkoda by było pięknych km jak wyskoczy bajeczna pogoda co może się jeszcze przydarzyć. Powodzenia.
Jacek jacekddd - 14:15 wtorek, 12 marca 2013 | linkuj
Jacek jacekddd - 14:15 wtorek, 12 marca 2013 | linkuj
Znajomy widoczek z Jadranskiej ;)
Ech - żal d. ściska z zazdrości jak to się porówna z dzisiejsza pogodą w Warszawie ;)) wilk - 22:06 poniedziałek, 11 marca 2013 | linkuj
Komentuj
Ech - żal d. ściska z zazdrości jak to się porówna z dzisiejsza pogodą w Warszawie ;)) wilk - 22:06 poniedziałek, 11 marca 2013 | linkuj