Chorwacja - rozpoznanie.
Dwa dni przerwy wpadło. Jeden planowany, drugi nie planowany. Piątek był przeznaczony na dojazd do Chorwacji, czwartek miałem coś śmigać ale za dużo spraw na głowę się zwaliło, a i pogoda nie zachęcała.
Prognozy na tydzień w Chorwacji niezbyt zachęcające ale wszystko już zaplanowane więc klamka zapadła. Jedziemy.
Kraków pożegnał nas deszczem i temperaturą w okolicach zera. Niewiele rozmawiamy, rowery na dach zdają się z nas drwić. Dalsza droga to cały kalejdoskop zmian pogodowych. Polskę zostawiamy w deszczu, Słowacja wita nas zmierzchem oraz rozgwieżdżonym niebem i zimnem. Dopiero w Bratysławie znacznie się ociepla, temperatura w przeciągu kilkunastu minut wzrasta z dwóch stopni do dziesięciu. W Wiedniu jeszcze cieplej i nadal pogodne niebo. Jednak po przekroczeniu granicy ze Słowenią temperatura zaczyna spadać. Robi się jasno, prześwitujące błękity na niebie zostają za nami i wkraczamy w królestwo chmur i mgły.
Jednak największa niespodzianka czeka nas dopiero w Chorwacji. Im dalej tym zimniej, tym bardziej zasnute niebo, tym gęstsza mgła i tym większe zaspy śniegu. Ten śnieg zaskakuje nas najbardziej. Tam gdzie spodziewaliśmy się już łagodniejszego klimatu zaskakuje nas zima w pełnej krasie. Wały śniegu na poboczach są niekiedy wyższe od samochodu.
Miny trochę minorowe, to jest ta nasza wymarzona kraina?
Im dalej tym gorsza pogoda, dopiero po przebiciu się przez góry tunelami śniegi ustępują ale za to dramat z chmurami. Przypominają ołowiane kołdry, przygniatające swoim ciężarem górskie szczyty. Przewalają się jedna przez drugą i przynoszą obfite opady deszczu. Kawałek przez Splitem leje już na całego i taka aura towarzyszy nam do samej Makarskiej. Makarska Riviera w niczym nie przypomina tej letniej perełki Adriatyku. Szaro, buro i ponuro....brrr
Lokujemy się na kwaterze, zmęczenie po 18-godzinnej podróży padamy jak muchy i przysypiamy słuchając kropel deszczu bębniących o parapety. To już ulewa.
Do życia wracamy gdzieś koło 15, z ulicy dobiegają odgłosy życia, deszcz przestał padać, ale niebo zaniesione na całego. Pomimo tego decydujemy się z Darkiem na krótki wypad. Gdy wychodzimy znad morze zaczyna przyświecać słońce. Trafiamy w okienko pogodowe i nagle robi się fantastycznie. Znów widzę wybrzeże Adriatyku takim jakie zapamiętałem je sprzed dwóch lat. Teraz mam okazję jechać tędy na rowerze. Natura przygotowała nam fantastyczne widowisko, podczas gdy nad morze niebo robi się błękitne i świeci słońce to góry wciąż walczą z nawałą ołowianych chmur. Fantastycznie to wygląda, fantastycznie pachnie wilgotne powietrze nasączone zapachem roślin, do których nie przywykły moje zmysły zapachowe.
Szkoda, że tak krótko, ale warto było. Na jutro prognozy średnie ale liczę na to, że trafi się tak jak dzisiaj jakieś fajne okienko i będzie można pyknąć jakąś stóweczkę :)
Prognozy na tydzień w Chorwacji niezbyt zachęcające ale wszystko już zaplanowane więc klamka zapadła. Jedziemy.
Kraków pożegnał nas deszczem i temperaturą w okolicach zera. Niewiele rozmawiamy, rowery na dach zdają się z nas drwić. Dalsza droga to cały kalejdoskop zmian pogodowych. Polskę zostawiamy w deszczu, Słowacja wita nas zmierzchem oraz rozgwieżdżonym niebem i zimnem. Dopiero w Bratysławie znacznie się ociepla, temperatura w przeciągu kilkunastu minut wzrasta z dwóch stopni do dziesięciu. W Wiedniu jeszcze cieplej i nadal pogodne niebo. Jednak po przekroczeniu granicy ze Słowenią temperatura zaczyna spadać. Robi się jasno, prześwitujące błękity na niebie zostają za nami i wkraczamy w królestwo chmur i mgły.
Jednak największa niespodzianka czeka nas dopiero w Chorwacji. Im dalej tym zimniej, tym bardziej zasnute niebo, tym gęstsza mgła i tym większe zaspy śniegu. Ten śnieg zaskakuje nas najbardziej. Tam gdzie spodziewaliśmy się już łagodniejszego klimatu zaskakuje nas zima w pełnej krasie. Wały śniegu na poboczach są niekiedy wyższe od samochodu.
Miny trochę minorowe, to jest ta nasza wymarzona kraina?
Im dalej tym gorsza pogoda, dopiero po przebiciu się przez góry tunelami śniegi ustępują ale za to dramat z chmurami. Przypominają ołowiane kołdry, przygniatające swoim ciężarem górskie szczyty. Przewalają się jedna przez drugą i przynoszą obfite opady deszczu. Kawałek przez Splitem leje już na całego i taka aura towarzyszy nam do samej Makarskiej. Makarska Riviera w niczym nie przypomina tej letniej perełki Adriatyku. Szaro, buro i ponuro....brrr
Lokujemy się na kwaterze, zmęczenie po 18-godzinnej podróży padamy jak muchy i przysypiamy słuchając kropel deszczu bębniących o parapety. To już ulewa.
Do życia wracamy gdzieś koło 15, z ulicy dobiegają odgłosy życia, deszcz przestał padać, ale niebo zaniesione na całego. Pomimo tego decydujemy się z Darkiem na krótki wypad. Gdy wychodzimy znad morze zaczyna przyświecać słońce. Trafiamy w okienko pogodowe i nagle robi się fantastycznie. Znów widzę wybrzeże Adriatyku takim jakie zapamiętałem je sprzed dwóch lat. Teraz mam okazję jechać tędy na rowerze. Natura przygotowała nam fantastyczne widowisko, podczas gdy nad morze niebo robi się błękitne i świeci słońce to góry wciąż walczą z nawałą ołowianych chmur. Fantastycznie to wygląda, fantastycznie pachnie wilgotne powietrze nasączone zapachem roślin, do których nie przywykły moje zmysły zapachowe.
Szkoda, że tak krótko, ale warto było. Na jutro prognozy średnie ale liczę na to, że trafi się tak jak dzisiaj jakieś fajne okienko i będzie można pyknąć jakąś stóweczkę :)
- DST 31.64km
- Czas 01:38
- VAVG 19.37km/h
- HRmax 165 ( 91%)
- HRavg 106 ( 58%)
- Kalorie 1281kcal
- Podjazdy 604m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
no i udanej pogody, bo ta coś ostatnio nas nie rozpieszcza, nawet na ''obozach'' w ciepłych krajach :)
schwepes - 07:57 niedziela, 10 marca 2013 | linkuj
Sprawdź koniecznie nową drogę na Arzano. Jedzie się tak, jakbyś chciał objechać Biokovo czyli magistralą na północny-wschód, później przez Gornja Brela, Sestanovac i dojeżdżasz do skrzyżowania w Cista Provo, ale nie odbijasz w prawo, tylko walisz prosto w kierunku Bośni i Hercegowiny. Jak masz paszport, możesz próbować przedostać się przez granicę, ja niestety dojechałem tylko do granicy.
Po względem przewyższeń nie jest to Sv. Jure, ale bardzo sympatyczne górki na coś, co Axi nazywa E2++ ;). Asfalt perfekcyjny, jak byłem we wrześniu to go dopiero wykańczali (malowanie pasów, instalacja krawężników), jest gładki jak stół. schwepes - 07:56 niedziela, 10 marca 2013 | linkuj
Komentuj
Po względem przewyższeń nie jest to Sv. Jure, ale bardzo sympatyczne górki na coś, co Axi nazywa E2++ ;). Asfalt perfekcyjny, jak byłem we wrześniu to go dopiero wykańczali (malowanie pasów, instalacja krawężników), jest gładki jak stół. schwepes - 07:56 niedziela, 10 marca 2013 | linkuj