Sobota, 2 marca 2013
Kategoria Trening
Kto nie śmigał ten berek :)
Miało być pochmurno i zimno ale od rana słoneczko fajnie świeciło. Zimno też jakoś specjalnie nie było więc warunki super na kolarkę. Zdecydowałem się jednak jechać na zimówce bo zmieniłem w nim łańcuch i ten oczywiście zaczął latać jak głupi po kasecie. Trzeba docierać.
Od samego początku poczułem mocny wiatr. Załatwiłem jedną sprawę na mieście i poleciałem na Zielonki. Jakimiś bocznymi drogami przez Owczary przebiłem się na drogę Skała-Iwanowice. Skręciłem w kierunki Iwanowic, a potem odbiłem na Zagaje. Fajnie się jedzie tlenik ze ślizgającym łańcuchem bo każda próba mocniejszego depnięcia kończy się przenikliwymi zgrzytami.
Droga na Zagaje wznosi się lekko do góry i biegnie pod wiatr. Tutaj odczuwam jak mocno wieje. Wlokę się pod górę i rozglądam wokół siebie bo widoczki całkiem przyjemne. Słoneczko nadal świeci, droga sucha ale na polach jeszcze sporo śniegu. Fajnie układa się w takie smugi, które z oddali sprawiają wrażenie jak by tworzyły górskie szczyty.
Cały czas zasuwam pod wiatr, do tego zaczynają się coraz dłuższe podjazdy. Taka jazda wysysa ze mnie siły, czas leci, zmęczenie narasta, a kilometrów nie przybywa. Dobrze, że okolice coraz ładniejsze. Mija 2,5 godziny jazdy, pod wiatr wjeżdżam na jakąś górę. Zaczynam kombinować co by dojechać do drogi Skała-Wolbrom i właśnie przez Skałę wrócić do domu. Wrzucam na ruszt banan i patrzę na GPS. Za około 1 km moja trasa skręca w prawo. Tam podejmę decyzję do robić dalej.
Znów pod górę, znów pod wiatr, ale teraz skręcam w prawo i jadę w dół. Wiatr wieje teraz z boku i nie trzyma już tak bardzo. Potem robi się jeszcze lepiej, zmieniam kierunek jazdy na wschodni i zasuwam z wiatrem. Jest zajebiście, przez kilka kilometrów jadę z wiatrem i delikatnie w dół. Dosłownie muszę się pilnować żeby nie odfrunąć. Jak dobrze, że nie zdecydowałem się zmienić trasy i polecieć na Skałę.
Przelatuję przez jakieś wioski, z których w pamięci zapada mi tylko Wielkanoc. Z oczywistych powodów. Jazda z wiatrem trwa dalej, przelatuję przez Krępę, średnia zmasakrowana na początku przez wiatr teraz szybko idzie w górę. Jadę i wołam - kto mi dał skrzydła :)
Dobra, koniec tego dobrego. Dolatuję do drogi Warszawskiej i skręcam na Kraków. Wiatr teraz z boku ale nie ma tragedii i jedzie się fajnie. Przed Słomnikami skręcam na Prandocin i znów lecę z wiatrem. W Niegardowie trasa prowadzi na Kocmyrzów, droga kluczy, raz jadę z bocznym wiatrem, raz pod wiatr, dobrze, że chwilę temu wciąłem drożdżówkę bo czuję już nogach przejechany dystans.
Jakoś dojeżdżam do Luborzycy, tam śmigam ten paskudny podjazd ale tym razem pomaga mi wiatr więc fajnie się podjeżdża. Z Kocmyrzowa to już bez historii...i jestem w domu.
Od samego początku poczułem mocny wiatr. Załatwiłem jedną sprawę na mieście i poleciałem na Zielonki. Jakimiś bocznymi drogami przez Owczary przebiłem się na drogę Skała-Iwanowice. Skręciłem w kierunki Iwanowic, a potem odbiłem na Zagaje. Fajnie się jedzie tlenik ze ślizgającym łańcuchem bo każda próba mocniejszego depnięcia kończy się przenikliwymi zgrzytami.
Droga na Zagaje wznosi się lekko do góry i biegnie pod wiatr. Tutaj odczuwam jak mocno wieje. Wlokę się pod górę i rozglądam wokół siebie bo widoczki całkiem przyjemne. Słoneczko nadal świeci, droga sucha ale na polach jeszcze sporo śniegu. Fajnie układa się w takie smugi, które z oddali sprawiają wrażenie jak by tworzyły górskie szczyty.
Cały czas zasuwam pod wiatr, do tego zaczynają się coraz dłuższe podjazdy. Taka jazda wysysa ze mnie siły, czas leci, zmęczenie narasta, a kilometrów nie przybywa. Dobrze, że okolice coraz ładniejsze. Mija 2,5 godziny jazdy, pod wiatr wjeżdżam na jakąś górę. Zaczynam kombinować co by dojechać do drogi Skała-Wolbrom i właśnie przez Skałę wrócić do domu. Wrzucam na ruszt banan i patrzę na GPS. Za około 1 km moja trasa skręca w prawo. Tam podejmę decyzję do robić dalej.
Znów pod górę, znów pod wiatr, ale teraz skręcam w prawo i jadę w dół. Wiatr wieje teraz z boku i nie trzyma już tak bardzo. Potem robi się jeszcze lepiej, zmieniam kierunek jazdy na wschodni i zasuwam z wiatrem. Jest zajebiście, przez kilka kilometrów jadę z wiatrem i delikatnie w dół. Dosłownie muszę się pilnować żeby nie odfrunąć. Jak dobrze, że nie zdecydowałem się zmienić trasy i polecieć na Skałę.
Przelatuję przez jakieś wioski, z których w pamięci zapada mi tylko Wielkanoc. Z oczywistych powodów. Jazda z wiatrem trwa dalej, przelatuję przez Krępę, średnia zmasakrowana na początku przez wiatr teraz szybko idzie w górę. Jadę i wołam - kto mi dał skrzydła :)
Dobra, koniec tego dobrego. Dolatuję do drogi Warszawskiej i skręcam na Kraków. Wiatr teraz z boku ale nie ma tragedii i jedzie się fajnie. Przed Słomnikami skręcam na Prandocin i znów lecę z wiatrem. W Niegardowie trasa prowadzi na Kocmyrzów, droga kluczy, raz jadę z bocznym wiatrem, raz pod wiatr, dobrze, że chwilę temu wciąłem drożdżówkę bo czuję już nogach przejechany dystans.
Jakoś dojeżdżam do Luborzycy, tam śmigam ten paskudny podjazd ale tym razem pomaga mi wiatr więc fajnie się podjeżdża. Z Kocmyrzowa to już bez historii...i jestem w domu.
- DST 130.93km
- Czas 05:32
- VAVG 23.66km/h
- HRmax 162 ( 89%)
- HRavg 122 ( 67%)
- Kalorie 4647kcal
- Podjazdy 1001m
- Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
będzie killer, na stravie już zaczyna robić KOMy ;)
schwepes - 15:10 niedziela, 3 marca 2013 | linkuj
Komentuj