Czwartek, 21 lutego 2013
Kategoria Trening
No i BUM !
Udało się wyjść z roboty o czasie. O dziwo, po wczorajszym ataku zimy zrobiło się dzisiaj przyjemnie. Szybki obiad i sru na rower. Lecę dzisiaj na Czernichów, Rybną. Drogi suchuteńkie ale zimno dosyć. Przez Kryspinów i Liszki przeskakuję szybko i sprawnie, potem te fajne pagórki za Liszkami. W Czernichowie skręcam na Rybną. Mijam drogę odchodzącą na Łączany gdy słyszę huk z tyłu. Sprawa jest oczywista-guma. Nie za bardzo nawet jest się zatrzymać w dobrym miejscu. Lokuję się na wylocie jakiejś bocznej drogi i oglądam uszkodzenia. Szybko dostrzegam, że nie jest wesoło. Pęknięta opona. Kuźwa mać, a faktycznie dziwnie jakoś mi się ostatnio jeździło, czułem, że coś jest nie tak z tylnym kołem. Kilka razy oglądałem ale nic nie zauważyłem niepokojącego. Ostatnie dni jednak tak mi już biło, że zaplanowałem na weekend przegląda generalny....no i nie doczekałem.
Kicha jest, dętka wyłazi przez dziurę, dobrze, że chociaż z boku i nie ma styczności z podłożem. Zawsze wożę ze sobą kawałek szmatki, wykorzystują ją teraz do zaciśnięcia opony. Nie jest to solidne zabezpieczenie ale zawsze coś tam daje. Pomału turlikam się z powrotem. Sikać na Rybną, byle by dotoczyć się do domu.
Zmarzłem solidnie, teraz trudno złapać temperaturę, dopiero podjazd w Kaszowie rozgrzewa mnie trochę. Jakoś to wszystko funkcjonuje, ale jadę bardzo ostrożnie.
W Kryspinowie szmatka przeciera się i pęka. Kurna, muszę jakoś to owinąć jeszcze, żeby te kilka kilometrów chociaż pociągła. Pomalutku, powolutku zbliżam się do domu. Dojechałem szczęśliwie. Uff...nie było ciekawie, pal licho w lecie, ale teraz w zimie na kilkustopniowym mrozie nie było to miłe przeżycie.
Kicha jest, dętka wyłazi przez dziurę, dobrze, że chociaż z boku i nie ma styczności z podłożem. Zawsze wożę ze sobą kawałek szmatki, wykorzystują ją teraz do zaciśnięcia opony. Nie jest to solidne zabezpieczenie ale zawsze coś tam daje. Pomału turlikam się z powrotem. Sikać na Rybną, byle by dotoczyć się do domu.
Zmarzłem solidnie, teraz trudno złapać temperaturę, dopiero podjazd w Kaszowie rozgrzewa mnie trochę. Jakoś to wszystko funkcjonuje, ale jadę bardzo ostrożnie.
W Kryspinowie szmatka przeciera się i pęka. Kurna, muszę jakoś to owinąć jeszcze, żeby te kilka kilometrów chociaż pociągła. Pomalutku, powolutku zbliżam się do domu. Dojechałem szczęśliwie. Uff...nie było ciekawie, pal licho w lecie, ale teraz w zimie na kilkustopniowym mrozie nie było to miłe przeżycie.
- DST 58.16km
- Czas 02:52
- VAVG 20.29km/h
- Podjazdy 229m
- Sprzęt Accent WIELKIE KOŁA
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj