Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101887.32 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.66%)
  • Czas na rowerze: 211d 06h 12m
  • Prędkość średnia: 20.04 km/h
  • Suma w górę: 885442 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 3 sierpnia 2012 Kategoria Trening

Do Błażkowej.

Weekend postanowiłem spędzić na wsi. Tak wyszło, że była okazja rowerem jechać z czego oczywiście chętnie skorzystałem. W sobotę nie było sensu jechać bo niewiele bym miał z tego weekendu więc wykombinowałem wyjazd w piątek. Planowałem wyjść wcześniej z pracy ale oczywiście plany planami, a życie życiem. Nie tylko nie wyszedłem wcześnie ale wręcz zarwałem pół godziny. A liczyła się każda minuta bo na wieś mam coś koło 130 km - jadąc główną drogą. A tej oczywiście zamierzałem unikać czego następstwem było zwiększenie dystansu. Wyjechałem o godzinie 16.

Odpuściłem trasę południową przez Tymową i Zakliczyn i poleciałem drogami wiodącymi po północnej stronie głównej drogi Kraków-Tarnów. Raz, że nigdy tędy nie jechałem i chciałem zobaczyć te okolice, a dwa, że jednak czas gonił i bałem się pakować w góry na trasie przez Tymową.

Wyjazd z Krakowa w kierunku Niepołomic pod kręcący we wszystkie strony wiatr. Przed Niepołomicami kawałek rozbebeszonej drogi. Dalej lecę na Wolę Batorską i pakuję się na leśną drogę do Mikluszowic. Tam w planie był przejazd przez Rabę kładką dla pieszych. Co pech to jednak pech. Kładka nie była remontowana przez 15 lat. Tak powiedziały panie, które spotkałem koło niej. Skoro nie była tak długo remontowana to prawdopodobieństwo, że teraz będzie w remoncie było znikome?

Ależ oczywiście, że nie. Zamknęli ją kilka dni wcześniej. Próbowałem jakoś przejść z rowerem ale nie było szans. Tym sposobem znalazłem się w czarnej d...
Na Uście Solne to kawał objazdu. Popytałem kobitek i poleciałem w stronę Proszówek gdzie rzekomo miała być inna kładka. I na szczęście była ale straciłem na tej całej zabawie ponad pół godziny.

Na szczęście w innych kwestiach fortuna mi sprzyjała. Pogoda tego dnia była burzowa ale jakoś tak się przemieszczałem, że albo było po burzy albo przed burzą. Tereny płaskie i szybko łykałem kolejne kilometry. Gdzieś tam natrafiłem na odcinek terenowej drogi ale na tyle dobrej, że przeleciałem dosyć sprawnie. Problem się zrobił z piciem bo niby okolice zaludnione ale jakoś tak bokami jechałem i sklepów nie za bardzo widziałem. Na szczęście trafiłem na jaką budkę i uzupełniłem zapasy picia. Jeść mi się nie chciało, całą trasę przejechałem na jednej drożdżówce i puszce coli.

Tymczasem czas leciał, zbliżałem się do Tarnowa. Pierwotnie miałem w planie całkowicie ominąć miasto i objechać go od północnej strony ale w miarę upływu czasu plan robił się coraz mniej wykonalny. W Żabnie podjąłem decyzję jazdy jednak przez Tarnów. Robiło się już ciemnawo, miałem lampki ale perspektywa jazdy po ciemku bocznymi drogami przez wsie pełne piratów drogowych nie wyglądała na zachęcającą.

Przeleciałem Tarnów i główną drogą przez Ładną doleciałem do Pogórskiej Woli gdzie skręciłem na Szynwałd. Niby fajnie się jechało główną drogą bo nawierzchnia super i pobocze szerokie ale jakoś mam awersję do takich dróg. Przez wsie kierowałem się do Pilzna, już prawie ciemno, okulary od dawna w kieszeni. Tutaj zacząłem odczuwać już wyraźne oznaki zmęczenie. Zdecydowanie spadł mi refleks i reakcja na bodźce wzrokowe. Odczułem to gdy nagle wyskoczył mi pod koło pies. Widziałem go wcześniej i zastanawiałem się czy właśnie nie wpadnie mi pod koła. Myślę, że gdybym był świeży to zareagował bym właściwie. A tymczasem skończyło się solidnym szlifem po asfalcie i oszołomieniem.

Podniosłem się ciężko i oceniam straty. Dreszcz przerażenia gdy przednie koło nie chce się kręcić. Na szczęście to tylko szczęki hamulcowe ustawiły się takiej pozycji. Skończyło się na otarciach na ręce i nodze oraz dziurze w spodenkach.
Nic - jadę dalej. Już w ciemnościach docieram do Pilzna. Znów zmieniam plany bo chciałem lecieć przez Jodłową ale bardzo dawno tamtędy nie jechałem i nie wiem w jakim stanie jest droga. Nie chcę ryzykować wpadnięcia w dziurę i kolejną glebą. Do Brzostku jadę więc główną drogą. Nie jest to przyjemne, droga wąska, auta śmigają, nie podoba mi się to ale nie mam za bardzo wyjścia. Jeszcze gorzej się robi gdy zaczyna błyskać i spadają pierwsze krople deszczu.

Ostatkiem sił dociskam mocniej i melduję się w Brzostku. Pić mi się chce okropnie ale jeszcze nie rozpadało się na dobre i wciąż wierzę, że uda mi się uniknąć mokrego tyłka. Z Brzostku jadą drogą wzdłuż Wisłoki w całkowitej ciemności. Całe szczęście, że doskonale znam tą drogę i wiem czego można się tu spodziewać. W domu jestem w chwili gdy Adrian Zieliński atakuje ciężar, który dał złoty medal na Olimpiadzie w Londynie. Potem jeszcze śledzę bój Tomasza Majewskiego w pchnięciu kulą, również zakończony złotym medalem. Dobry dzień polskich sportowców i dobry dzień dla mnie.

W niedzielę wracam, pojadę chyba przez Zakliczyn. Więcej czasu to można sobie pozwolić.

  • DST 156.22km
  • Teren 8.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 30.33km/h
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 137 ( 75%)
  • Kalorie 6314kcal
  • Podjazdy 311m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iniem
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl