Poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Kategoria Trening
Kocierska.
Tak jakoś spontanicznie ten wyjazd wypadł. Wiadomo było, że w końcu pogoda będzie dobra więc pasowało odbić sobie deszczowe i zimne święta. Niby coś tam myślałem o kocierskiej ale to raczej tak niezbyt poważnie. Pomyślałem sobie polecę na Babice, a potem to się zobaczy. Nie jechało mi się dzisiaj dobrze. Niby jakoś specjalnie nie wiało ale miałem wrażenie, że coś mnie trzyma. Do Alwerni zaleciałem ze średnią o kilka km niższą niż kilka dni temu. W Babicach skierowałem się na Zator, a potem już jakoś samo poleciało i wylądowałem w Andrychowie. No, a jak już tam byłem to aż żal nie podjechać na kocierską. Na górę wyjechałem może nie jakoś specjalnie szybko ale dosyć sprawnie mi to poszło. Zjazd taki sobie, droga po tej stronie raczej kiepska.
Dalej przez Ślemień do Suchej. Jechałem już tędy i pamiętałem, że daje popalić ten odcinek. Droga jak sinusoida, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd. Tutaj poczułem pierwsze oznaki zmęczenia. Jakoś doturlałem się do Suchej i tam zrobiłem sobie biwak. Picie, jedzenie i daję na Zembrzyce. Przez chwilę mignęło mi w głowie żeby polecieć na Maków, Górę Makowską i potem przez Hujówkę do Harbutowic. No ale szybko zszedłem na ziemię i pojechałem lajtową wersją :)
Znów cały czas miałem wrażenie, że coś mnie trzyma. Kręcił ten wiatr na wszystkie strony, raz leciało się 36-37, a po chwili trzeba było mocno deptać żeby na 30 się utrzymać. Zaczęło mnie pomału odcinać. Podjazdy już coraz częściej i szybciej musiałem redukcje robić. Sanguszki pokonałem dosyć szybko i złapałem drugi oddech na zjeździe do Sułkowic. Stąd już płasko i bez problemów doleciałem przez Radziszów i Tyniec do domu.
Nie powiem bo zryty jestem solidnie. Może tych gór jakoś specjalnie dużo nie było ale w połączeniu z dystansem mam prawo być zmęczony. Pisałem, że nie jechało mi się jakoś specjalnie dobrze ale w sumie nie wyszło to źle.
Dalej przez Ślemień do Suchej. Jechałem już tędy i pamiętałem, że daje popalić ten odcinek. Droga jak sinusoida, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd. Tutaj poczułem pierwsze oznaki zmęczenia. Jakoś doturlałem się do Suchej i tam zrobiłem sobie biwak. Picie, jedzenie i daję na Zembrzyce. Przez chwilę mignęło mi w głowie żeby polecieć na Maków, Górę Makowską i potem przez Hujówkę do Harbutowic. No ale szybko zszedłem na ziemię i pojechałem lajtową wersją :)
Znów cały czas miałem wrażenie, że coś mnie trzyma. Kręcił ten wiatr na wszystkie strony, raz leciało się 36-37, a po chwili trzeba było mocno deptać żeby na 30 się utrzymać. Zaczęło mnie pomału odcinać. Podjazdy już coraz częściej i szybciej musiałem redukcje robić. Sanguszki pokonałem dosyć szybko i złapałem drugi oddech na zjeździe do Sułkowic. Stąd już płasko i bez problemów doleciałem przez Radziszów i Tyniec do domu.
Nie powiem bo zryty jestem solidnie. Może tych gór jakoś specjalnie dużo nie było ale w połączeniu z dystansem mam prawo być zmęczony. Pisałem, że nie jechało mi się jakoś specjalnie dobrze ale w sumie nie wyszło to źle.
- DST 188.02km
- Czas 06:43
- VAVG 27.99km/h
- HRmax 169 ( 93%)
- HRavg 134 ( 74%)
- Kalorie 6831kcal
- Podjazdy 1345m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Strach się bać, co będzie, jak będzie Ci się dobrze jechało :o.
Axinet - 20:06 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Komentuj