Niedziela, 1 kwietnia 2012
Kategoria Trening
Fart.
Po wczorajszej chlapie nie bardzo wierzyłem w dzisiejszy trening. No ale od rana nie wyglądało to źle, a w południe zrobiło się całkiem przyjemnie. Zjadłem obiad i szybko oporządziłem rower oraz siebie. Pierwsze kilometry przyjemne chociaż silny wiatr bardzo przeszkadzał. W Kryspinowie złapała mnie ciemna chmura i zaczęło lekko prószyć śniegiem ale dalej na zachód niebo było błękitne wobec czego nie zrażałem się tym co się dzieje. Za Liszkami odbiłem na Czernichów. W przeciągu kilku minut pogoda znów zaczęła się psuć i to już naprawdę solidnie. Niebo zrobiło się czarne i zaczął sypać drobny ale bardzo gęsty śnieg. Nie wyglądało to dobrze. Myślałem nawet o nawrotce na rondzie i jak najszybszy powrót tą samą drogą. Wszędzie wokół niebo miało stalowy kolor i nie nastrajało to optymistycznie. Na rondzie skręciłem jednak na Przegini Narodową i szybko kierowałem się do głównej drogi.
Tak szybko jak zrobiło się paskudnie tak teraz pogoda zaczęła się zmieniać na lepszą. Dojechałem do głównej drogi i przez chwilę zastanawiałem się co robić. Miałem zamiar lecieć stąd do Rybnej ale po krótkim namyśle skierowałem się jednak główną drogą do Krakowa. Powrót z wiatrem był szybki i przyjemny. Przemieszczałem się korytarzem pomiędzy skupiskami ciemnych chmur. Po lewej stronie (tam gdzie miałem jechać) nie było nawet tak strasznie ale jakoś nie żałowałem, że mnie tam nie ma. Za to po prawej stronie chmury były naprawdę niemiłe.
W Krakowie znów zaczęło się chrzanić ni zaczął prószyć śnieg. Do domu udało się dojechać na suchych oponach co akurat dzisiaj wcale nie było takie oczywiste. Najlepsze jest to, że gdy skończyłem prysznic i zerknąłem za okno to była tam śnieżyca na całego, drogi mokre i generalnie syf i zimno.
Dobrze, że odpuściłem sobie tą Rybną.
Tak szybko jak zrobiło się paskudnie tak teraz pogoda zaczęła się zmieniać na lepszą. Dojechałem do głównej drogi i przez chwilę zastanawiałem się co robić. Miałem zamiar lecieć stąd do Rybnej ale po krótkim namyśle skierowałem się jednak główną drogą do Krakowa. Powrót z wiatrem był szybki i przyjemny. Przemieszczałem się korytarzem pomiędzy skupiskami ciemnych chmur. Po lewej stronie (tam gdzie miałem jechać) nie było nawet tak strasznie ale jakoś nie żałowałem, że mnie tam nie ma. Za to po prawej stronie chmury były naprawdę niemiłe.
W Krakowie znów zaczęło się chrzanić ni zaczął prószyć śnieg. Do domu udało się dojechać na suchych oponach co akurat dzisiaj wcale nie było takie oczywiste. Najlepsze jest to, że gdy skończyłem prysznic i zerknąłem za okno to była tam śnieżyca na całego, drogi mokre i generalnie syf i zimno.
Dobrze, że odpuściłem sobie tą Rybną.
- DST 62.63km
- Czas 02:11
- VAVG 28.69km/h
- HRmax 164 ( 90%)
- HRavg 128 ( 70%)
- Kalorie 2298kcal
- Podjazdy 289m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj