Sobota, 24 marca 2012
Dolinki.
Lesław, PePe, Szbiker i ja wybraliśmy się dzisiaj w podkrakowskie dolinki.
Początek wałami Rudawy, przelatujemy przez Szczyglice i w Balicach wbijamy się na szlak rowerowy. Pierwsze podjazdy idą dosyć żwawo, Lesław mocno naciska na pedały.
Po drodze rzucamy okiem na Wąwóz Kochanowski obserwując jakie szkody poczyniła zima. Nie wygląda tragicznie ale tym razem nie decydujemy się na zjazd. Jakoś nie mamy ochoty dymać z Kochanowa do góry.
Pokonujemy pierwsze na trasie sekcje błotne i żwawo posuwamy się do przodu. W Nawojowej skręcamy na główną drogę aby po kilkuset metrach skręcić w prawo. Przejazd przez nasyp kolejowy i przed nami pojawiają się całkiem solidne podjazdy. W tym jeden z najbardziej stromych w okolicach Krakowa. Niby po asfalcie ale boli okrutnie.
Kawałek już jedziemy, a do dolinek jeszcze szmat drogi. Chwila przerwy, pogaduchy, narzekanie na pogodę. No bo miało być piękne słońce, a jakoś wcale nie możemy go zobaczyć spoza chmur. Czasem się przebija i fajnie przygrzewa.
W Paczółtowicach dłuższy zjazd i w końcu lądujemy w dolinkach. Pierwsza to Racławki, szybko ją przelatujemy i przed nami chyba najdłuższy podjazd na dzisiejszej trasie. Droga do Żar chwilę się ciągnie ale warto było wjechać bo przed nami najładniejszy odcinek wycieczki. Do Szklar jedziemy przez bardzo przyjemne okolice. Brak zabudowań, malownicze pagórki, wokół cisza i pustka.
Szybki zjazd do Szklar i mozolny podjazd. Poruszamy się teraz po trasie popularnego wyścigu XC rozgrywanego w Dolinie Będkowskiej. Nasz trasa zjazdowa wiedzie drogą, którą na zawodach zawodnicy podjeżdżają. Za dolinką Będkowską stromy podjazd i sadowimy się na wygodnych ławeczkach pod sklepem. Dochodzi wśród nas do dyskusji co jest najfajniejszego w jeździe na rowerze. Różnimy się bardzo w swoich poglądach. Ja uważam, że po ciężkim treningu najpiękniejszy jest moment gdy zatrzymuję się przed wejściem do domu. PePe uważa, że to chwila gdy wchodzi pod prysznic, zaś Lesław zdecydowanie opowiada się za tym, że jest nią moment gdy z wyciągniętymi na kanapie nogami sięga po pierwszą butelkę piwa.
Czas leci, trzeba zasuwać dalej. Zjeżdżamy do Kobylańskiej i stąd już najkrótszą drogą ewakuujemy się do Krakowa.
Początek wałami Rudawy, przelatujemy przez Szczyglice i w Balicach wbijamy się na szlak rowerowy. Pierwsze podjazdy idą dosyć żwawo, Lesław mocno naciska na pedały.
Po drodze rzucamy okiem na Wąwóz Kochanowski obserwując jakie szkody poczyniła zima. Nie wygląda tragicznie ale tym razem nie decydujemy się na zjazd. Jakoś nie mamy ochoty dymać z Kochanowa do góry.
Pokonujemy pierwsze na trasie sekcje błotne i żwawo posuwamy się do przodu. W Nawojowej skręcamy na główną drogę aby po kilkuset metrach skręcić w prawo. Przejazd przez nasyp kolejowy i przed nami pojawiają się całkiem solidne podjazdy. W tym jeden z najbardziej stromych w okolicach Krakowa. Niby po asfalcie ale boli okrutnie.
Kawałek już jedziemy, a do dolinek jeszcze szmat drogi. Chwila przerwy, pogaduchy, narzekanie na pogodę. No bo miało być piękne słońce, a jakoś wcale nie możemy go zobaczyć spoza chmur. Czasem się przebija i fajnie przygrzewa.
W Paczółtowicach dłuższy zjazd i w końcu lądujemy w dolinkach. Pierwsza to Racławki, szybko ją przelatujemy i przed nami chyba najdłuższy podjazd na dzisiejszej trasie. Droga do Żar chwilę się ciągnie ale warto było wjechać bo przed nami najładniejszy odcinek wycieczki. Do Szklar jedziemy przez bardzo przyjemne okolice. Brak zabudowań, malownicze pagórki, wokół cisza i pustka.
Szybki zjazd do Szklar i mozolny podjazd. Poruszamy się teraz po trasie popularnego wyścigu XC rozgrywanego w Dolinie Będkowskiej. Nasz trasa zjazdowa wiedzie drogą, którą na zawodach zawodnicy podjeżdżają. Za dolinką Będkowską stromy podjazd i sadowimy się na wygodnych ławeczkach pod sklepem. Dochodzi wśród nas do dyskusji co jest najfajniejszego w jeździe na rowerze. Różnimy się bardzo w swoich poglądach. Ja uważam, że po ciężkim treningu najpiękniejszy jest moment gdy zatrzymuję się przed wejściem do domu. PePe uważa, że to chwila gdy wchodzi pod prysznic, zaś Lesław zdecydowanie opowiada się za tym, że jest nią moment gdy z wyciągniętymi na kanapie nogami sięga po pierwszą butelkę piwa.
Czas leci, trzeba zasuwać dalej. Zjeżdżamy do Kobylańskiej i stąd już najkrótszą drogą ewakuujemy się do Krakowa.
- DST 88.17km
- Teren 25.00km
- Czas 04:33
- VAVG 19.38km/h
- HRmax 172 ( 95%)
- HRavg 127 ( 70%)
- Kalorie 3471kcal
- Podjazdy 919m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj