Sobota, 17 marca 2012
Kategoria Trening
Rzeźnia :)
Ufff..zryty jestem solidnie. Niby te górki nie takie wysokie ale dały popalić konkretnie.
Spod smoka wyjechaliśmy w grupce złożonej ze mnie, Lukcia, Versusa i trójwymiarowego Jacka, oraz oraz jeszcze dwóch osób, których nie znam. W Pychowicach dołączył jeszcze Marcin. Zgodnie z założeniem polecieliśmy na Kalwarię przez Skawinę. Przed Kalwarią odpadł Marcin z Versusem, a w Kalwarii dwóch nieznajomych pojechało w innym kierunku. Zostało nas więc trzech, ja, Lukcio oraz dzielnie walczący Jacek. Przez Lanckoronę i Skawinki doturlikaliśmy się do Palczy skąd szybko wjechaliśmy na przeł. Sanguszki. Jeszcze szybszy zjazd i juz atakujemy Hujówkę. Ten podjazd zawsze boli, bez względu czy wiosna, czy lato, czy jest forma, czy nie ma. Zawsze daje popalić. Na górze dłuższa przerwa, czekamy na Jacka. Potem zjazd do Bieńkówki, i gramolimy się na Makowską Górę.
Tutaj chyba jeszcze gorzej, podjazd może nie taki ostry ale ciągnie się dłużej i wykańcza psychicznie. Ścianka, chwilę płaskiego, kolejna ścianka, znów wypłaszczenie, człowiekowi się wydaje, że to już koniec, a tam znów hop do góry. Trochę nas zrył ten podjazd, Jacek musiał się poddać-za twarde biegi w szosie.
Zjazd do Makowa taki sobie, miejscami kiepska droga, serpentyny. Skręcamy na Jordanów, Jacek ma coraz większe problemy z utrzymaniem koła ale jak już tutaj dojechał to nie ma odwrotu. W sumie to i tak muszę go pochwalić bo nie spodziewałem się, że dojedzie aż tutaj. Skręcamy na Wieprzec i znów paskudny podjazd na drodze do Skomielnej. Brrr...już myślałem, że zejdę tutaj.
Od tej pory dosyć długi zjazd aż do Pcimia. Słaba średnia więc to najlepsza okazja co by trochę podciągnąć. Podkręcamy tempo i zaczyna się już solidne upalanie, a od Pcimia to już konkretny ogień. Do Myślenic docieramy prawie w kupie. Trochę dłuższy postój, jakieś zakupy i przed nami decydujące starcie.
Pod Polankę tylko zmarszczka, ale Krzyszkowice trochę nas przytrzymują chociaż muszę przyznać, że lubię ten podjazd i z reguły fajnie mi wchodzi. Gorzej ze Świątnikami, najpierw ścianka koło boiska, a potem serpentyny. Tego znów nie cierpię ale nawet idzie jakoś. Trochę mnie przetkało i nawet jedzie się do góry. Znów chwilę czekamy na Jacka i lecimy już na Swoszowice. Góry już zostały za nami, bliskość domu i obiadu dodaje nam sił.
Zaraz za Swoszowicami rozdzielamy się i każdy jedzie już w swoją stronę. Wyszła naprawdę rzeźnicka trasa chociaż wcale na taką nie wygląda. Średnia marna ale trudno by było o lepszą. Może w większej ekipie, w pełni sezonu ale i tak nie będzie łatwo bo charakter trasy jest taki, że trudno na zjazdach nadrobić straty z podjazdów.
No ale całość naprawdę udana. Pogoda wypas, od Kalwarii dawaliśmy już na krótko. Lukcio ponoć bez formy ale jakoś tego nie zauważyłem Ja jak zwykle słabo, waga trzyma na podjazdach. No i Jacek, trochę się naczekaliśmy na niego, ale brawa za odwagę i decyzję. Lekko nie miał, bo słabsi zawsze mają najgorzej ale dojechał. Brawa tym bardziej, że był w pełnym ekwipunku narciarskim - windstopper, gogle oraz dwie pary rękawiczek, te narciarskie jako druga warstwa
Spod smoka wyjechaliśmy w grupce złożonej ze mnie, Lukcia, Versusa i trójwymiarowego Jacka, oraz oraz jeszcze dwóch osób, których nie znam. W Pychowicach dołączył jeszcze Marcin. Zgodnie z założeniem polecieliśmy na Kalwarię przez Skawinę. Przed Kalwarią odpadł Marcin z Versusem, a w Kalwarii dwóch nieznajomych pojechało w innym kierunku. Zostało nas więc trzech, ja, Lukcio oraz dzielnie walczący Jacek. Przez Lanckoronę i Skawinki doturlikaliśmy się do Palczy skąd szybko wjechaliśmy na przeł. Sanguszki. Jeszcze szybszy zjazd i juz atakujemy Hujówkę. Ten podjazd zawsze boli, bez względu czy wiosna, czy lato, czy jest forma, czy nie ma. Zawsze daje popalić. Na górze dłuższa przerwa, czekamy na Jacka. Potem zjazd do Bieńkówki, i gramolimy się na Makowską Górę.
Tutaj chyba jeszcze gorzej, podjazd może nie taki ostry ale ciągnie się dłużej i wykańcza psychicznie. Ścianka, chwilę płaskiego, kolejna ścianka, znów wypłaszczenie, człowiekowi się wydaje, że to już koniec, a tam znów hop do góry. Trochę nas zrył ten podjazd, Jacek musiał się poddać-za twarde biegi w szosie.
Zjazd do Makowa taki sobie, miejscami kiepska droga, serpentyny. Skręcamy na Jordanów, Jacek ma coraz większe problemy z utrzymaniem koła ale jak już tutaj dojechał to nie ma odwrotu. W sumie to i tak muszę go pochwalić bo nie spodziewałem się, że dojedzie aż tutaj. Skręcamy na Wieprzec i znów paskudny podjazd na drodze do Skomielnej. Brrr...już myślałem, że zejdę tutaj.
Od tej pory dosyć długi zjazd aż do Pcimia. Słaba średnia więc to najlepsza okazja co by trochę podciągnąć. Podkręcamy tempo i zaczyna się już solidne upalanie, a od Pcimia to już konkretny ogień. Do Myślenic docieramy prawie w kupie. Trochę dłuższy postój, jakieś zakupy i przed nami decydujące starcie.
Pod Polankę tylko zmarszczka, ale Krzyszkowice trochę nas przytrzymują chociaż muszę przyznać, że lubię ten podjazd i z reguły fajnie mi wchodzi. Gorzej ze Świątnikami, najpierw ścianka koło boiska, a potem serpentyny. Tego znów nie cierpię ale nawet idzie jakoś. Trochę mnie przetkało i nawet jedzie się do góry. Znów chwilę czekamy na Jacka i lecimy już na Swoszowice. Góry już zostały za nami, bliskość domu i obiadu dodaje nam sił.
Zaraz za Swoszowicami rozdzielamy się i każdy jedzie już w swoją stronę. Wyszła naprawdę rzeźnicka trasa chociaż wcale na taką nie wygląda. Średnia marna ale trudno by było o lepszą. Może w większej ekipie, w pełni sezonu ale i tak nie będzie łatwo bo charakter trasy jest taki, że trudno na zjazdach nadrobić straty z podjazdów.
No ale całość naprawdę udana. Pogoda wypas, od Kalwarii dawaliśmy już na krótko. Lukcio ponoć bez formy ale jakoś tego nie zauważyłem Ja jak zwykle słabo, waga trzyma na podjazdach. No i Jacek, trochę się naczekaliśmy na niego, ale brawa za odwagę i decyzję. Lekko nie miał, bo słabsi zawsze mają najgorzej ale dojechał. Brawa tym bardziej, że był w pełnym ekwipunku narciarskim - windstopper, gogle oraz dwie pary rękawiczek, te narciarskie jako druga warstwa
- DST 137.00km
- Czas 04:56
- VAVG 27.77km/h
- HRmax 177 ( 97%)
- HRavg 133 ( 73%)
- Kalorie 5325kcal
- Podjazdy 1541m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj