Niedziela, 21 sierpnia 2011
Kategoria Trening
Na dobicie.
Po wczorajszej rzeźni miałem zamiar poluzować dzisiaj trochę i pyknąć coś łatwiejszego ale jakoś tak mną pokierowało na południe i ani się spostrzegłem gdy wylądowałem w Harbutowicach. Jechałem zauważalnie wolniej niż wczoraj, do tego wiatr dosyć mocno przeszkadzał więc średnia nie wyglądała najciekawiej. Do tego podjazd po Hujówkę przytrzymał mnie dosyć solidnie. Słońce grzało i dosłownie na górze pływałem w pocie.
Szybki zjazd do Bieńkówki i pora chwycić byka za rogi. Tym razem zamiast skręcić w lewo na Stróże skierowałem się Jachówki skąd miałem przebić się do Makowa przed Makowska Górę. Już tędy jechałem ale na góralu, a i tak zwierzgał mnie ten podjazd solidnie. Tym razem na kolarce nie mogło być łatwiej. Jazda tą drogą przypomina zabawę w kotka i myszkę. Przy czym jak byłe myszą oczywiście.
Najpierw kawałek "normalnego" podjazdu, a potem przed nami wyrasta ściana- wpadamy w pazury kota. Gdy po kilkudziesięciu metrach na kawałku mniejszej stromizny udaje się wyrwać z jego objęć nasza radość nie trwa zbyt długo. Znów rolę się obracają i ledwo utrzymujemy się przy życiu walcząc z ogromną stromizną.
I znów chwila oddechu, dobrze, że trochę cienia udało się złapać. No i na koniec ostateczny atak. Osłabieni całą tą zabawą, pozbawienie nadziei możemy poddać się albo nadal walczyć. Kto zachował więcej sił ten wygrywa, jeśli przetrwamy tą rundę mamy dużą szansę wygrać cały mecz. Kot też już słaby, jeszcze próbuje coś zdziałać, ale nachylenie drogi normalnieje i już słyszymy zwycięski dla nas gong końca ostatniej rundy.
Po tym wszystkim musiałem chwilę ochłonąć na górze. Przez chwilę łapczywie łapię tlen, potem usiłuję się jakoś ochłodzić w cieniu i pozbyć zalewającego oczy potu. Zjazd do Makowa szybki i dość niebezpieczny z uwagi na taką sobie nawierzchnię i kilka bardzo ciasnych zakrętów.
Z Makowa lecę w kierunku na Jordanów i skręcam na Wieprzec. Czeka mnie teraz jeszcze jeden solidny podjazd pod Wieprzec. To najwyższy punkt trasy i też nie ma lekko ale przynajmniej nie ma takich masakrycznych stromizn jak na poprzednich podjazdach.
Szybko zjeżdżam do Pcimia i pod mocny wiatr pruję do Myślenic myśląc o czekających mnie jeszcze podjazdach. Nie ma co ukrywać, zryty już jestem solidnie i bez entuzjazmu myślę o Krzyszkowicach i Świątnikach. Jakoś udaje się jednak je pokonać i docieram do domciu. Wiecie co?
Mam dość. Idę na kanapę :)
Szybki zjazd do Bieńkówki i pora chwycić byka za rogi. Tym razem zamiast skręcić w lewo na Stróże skierowałem się Jachówki skąd miałem przebić się do Makowa przed Makowska Górę. Już tędy jechałem ale na góralu, a i tak zwierzgał mnie ten podjazd solidnie. Tym razem na kolarce nie mogło być łatwiej. Jazda tą drogą przypomina zabawę w kotka i myszkę. Przy czym jak byłe myszą oczywiście.
Najpierw kawałek "normalnego" podjazdu, a potem przed nami wyrasta ściana- wpadamy w pazury kota. Gdy po kilkudziesięciu metrach na kawałku mniejszej stromizny udaje się wyrwać z jego objęć nasza radość nie trwa zbyt długo. Znów rolę się obracają i ledwo utrzymujemy się przy życiu walcząc z ogromną stromizną.
I znów chwila oddechu, dobrze, że trochę cienia udało się złapać. No i na koniec ostateczny atak. Osłabieni całą tą zabawą, pozbawienie nadziei możemy poddać się albo nadal walczyć. Kto zachował więcej sił ten wygrywa, jeśli przetrwamy tą rundę mamy dużą szansę wygrać cały mecz. Kot też już słaby, jeszcze próbuje coś zdziałać, ale nachylenie drogi normalnieje i już słyszymy zwycięski dla nas gong końca ostatniej rundy.
Po tym wszystkim musiałem chwilę ochłonąć na górze. Przez chwilę łapczywie łapię tlen, potem usiłuję się jakoś ochłodzić w cieniu i pozbyć zalewającego oczy potu. Zjazd do Makowa szybki i dość niebezpieczny z uwagi na taką sobie nawierzchnię i kilka bardzo ciasnych zakrętów.
Z Makowa lecę w kierunku na Jordanów i skręcam na Wieprzec. Czeka mnie teraz jeszcze jeden solidny podjazd pod Wieprzec. To najwyższy punkt trasy i też nie ma lekko ale przynajmniej nie ma takich masakrycznych stromizn jak na poprzednich podjazdach.
Szybko zjeżdżam do Pcimia i pod mocny wiatr pruję do Myślenic myśląc o czekających mnie jeszcze podjazdach. Nie ma co ukrywać, zryty już jestem solidnie i bez entuzjazmu myślę o Krzyszkowicach i Świątnikach. Jakoś udaje się jednak je pokonać i docieram do domciu. Wiecie co?
Mam dość. Idę na kanapę :)
- DST 134.52km
- Czas 05:09
- VAVG 26.12km/h
- HRmax 159 ( 87%)
- HRavg 122 ( 67%)
- Kalorie 5066kcal
- Podjazdy 1329m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj