Sobota, 13 sierpnia 2011
Kategoria Trening
Okolice Pilzna.
Rzadko jeżdżę w stronę Pilzna. W sumie to sam nawet nie wiem dlaczego. W każdym bądź razie dzisiaj postarałem się nadrobić te zaległości. Z ostatniego wypadu w te okolice pamietam jedną solidną górkę, której okolice zamierzałem właśnie powtórnie spenetrować. Najpierw dojazd do Jodłowej, potem kieruję się w stronę Lubczy. Cały czas pofałdowany teren. Pogórze Ciężkowickie nie traktuje rowerzystów łagodnie. Niby góry nie jakieś specjalnie duże i wysokie ale w zasadzie nie ma odcinków prostych. Jeśli nie jedziemy w górę to robimy to w dół, jeśli nie zjeżdżamy to znaczy, że jedziemy pod górę. Nie dziwne, że na ekranie Garmina suma podjazdów dosyć szybko rośnie.
Z Lubczy już widać mój dzisiejszy cel. Wzgórze, bo tak trzeba to nazwać dosyć wyraźnie wznosi się ponad okolicę stanowiąc naturalną granicę oddzielającą dolinę, w której leży Pilzno od reszty pogórza. Ciągnie się równoleżnikowo i całe pokryte jest mozaiką uprawnych pól tak chatakterystycznych dla tych rejonów. Jedynie na samym szczycie widać resztki lasu. Na sam szczyt prowadzi wąska ale asfaltowa droga, którą nawet stąd można wyraźnie dostrzec. Zatrzymuję się chwilę i rozglądam. Liwocz już daleko z tyłu. Wieża na szczycie słabo ale nadl widoczna. Z tej odległości nie zdaje się być wybitnym szczytem chociaż nadal przyciąga wzrok.
No to nic - trzeba jechać. Po kilku minutach dojeżdżam do początku podjazdu. Jest stromo, szybko muszę ratować się najmniejszą koronką z przodu. Słońce przygrzewa, ciężko się jedzie, momentalnie zaczynam się mocno pocić. Czuję jak z każdym metrem tracę wilgoć z ciała. Za to całe męczenie, mam fanatyczną nagrodę na górze. Widoki są debeściarskie. Z tyłu całe Pogórze Ciężkowickie. Widać Liwocz, już całkiem niepozorny z tej odległości. Pasmo Brzanki chociaż bliżej również nie robi wrażenia. Przypomina raczej jednolity wał górski bez jakichś wyraźnych szczytów. W oddali majaczą góry Beskidy Niskiego. Chociaż brak w tej panoramie wybitnych postaci to całość sprawia naprawdę extra wrażenie. Ale dopiero spojrzenie na północ przyciąga moją uwagę. Góra na której stoję, stromo opada w dół, a dalej już tylko płaska jak stól równina. Można powiedzieć, że tutaj kończą się Karpaty. Po lewej majaczą zabudowania Tarnowa, po prawej można zobaczyć Dębice. Jest pięknie.
Zjeżdżam w dół i kieruję się stronę Pilzna. Chociaż z góry wszytsko wyglądało na takie płaskie to aby tam dojechać muszę jeszcze pokonać kilka zmarszczek. No ale to juz ostatnie podrygi góry. Gdyby przekroczyć drogę Tarnów-Dębica to o wzniesieniach możemy zapomnieć. Dlatego właśnie nie jadę tam :) ale podjeżdżam kawałeczek w stronę Debicy, a następnie odbijam na Połomię. Przedemną bodajże najdłuższy podjazd na trasie. Mocno kręcę w górę, jedna serpentyna, druga, potem znów prosto do góry. Tętno skacze mi na ponad 90% ale nie odpuszczam, chcę dołożyć sobie do pieca na tym podjeździe. Na górze znów chwila postoju i podziwiania widoków. Tym razem wszędzie otaczają mnie góry. Liwocz już bliżej i z tej perspektywy robi już dużo lepsze wrażenie. Zdecydownaie wyróżnie się z całego towarzystwa i wyraźnie "rządzi" W dolinie po prawej jeziorko w Jaworzu. Jadę dalej, trochę w dół, trochę do góry. W końcu szybko opadam w dół na długim zjeździe ale żeby nie było za wesoło widzę przed sobą kolejny czekający mnie podjazd. Nie robi miłego wrażenie. Widać wyraźnie, że będzie boleć.
No to riebita do roboty. Znów sucho w ustach, znów ogień w nogach, znów przyspieszony oddech, kapiące krople potu z nosa. Mozolnie zdobywam metr po metrze. Jestem na górze. Teraz czeka mnie fantastyczny zjazd do Zawadki. Genialna droga o rewelacyjne przyczepności i porażając gładkością świeżutkiego asfaltu. Zjazd marzenie. Nie będą go próbował opisać. Trzeba to samemu przeżyć.
No i to prawie koniec wycieczki. Szybki dojazd do Brzostku i stąd do domu już tylko rzut beretem.
Do następnego :)
Z Lubczy już widać mój dzisiejszy cel. Wzgórze, bo tak trzeba to nazwać dosyć wyraźnie wznosi się ponad okolicę stanowiąc naturalną granicę oddzielającą dolinę, w której leży Pilzno od reszty pogórza. Ciągnie się równoleżnikowo i całe pokryte jest mozaiką uprawnych pól tak chatakterystycznych dla tych rejonów. Jedynie na samym szczycie widać resztki lasu. Na sam szczyt prowadzi wąska ale asfaltowa droga, którą nawet stąd można wyraźnie dostrzec. Zatrzymuję się chwilę i rozglądam. Liwocz już daleko z tyłu. Wieża na szczycie słabo ale nadl widoczna. Z tej odległości nie zdaje się być wybitnym szczytem chociaż nadal przyciąga wzrok.
No to nic - trzeba jechać. Po kilku minutach dojeżdżam do początku podjazdu. Jest stromo, szybko muszę ratować się najmniejszą koronką z przodu. Słońce przygrzewa, ciężko się jedzie, momentalnie zaczynam się mocno pocić. Czuję jak z każdym metrem tracę wilgoć z ciała. Za to całe męczenie, mam fanatyczną nagrodę na górze. Widoki są debeściarskie. Z tyłu całe Pogórze Ciężkowickie. Widać Liwocz, już całkiem niepozorny z tej odległości. Pasmo Brzanki chociaż bliżej również nie robi wrażenia. Przypomina raczej jednolity wał górski bez jakichś wyraźnych szczytów. W oddali majaczą góry Beskidy Niskiego. Chociaż brak w tej panoramie wybitnych postaci to całość sprawia naprawdę extra wrażenie. Ale dopiero spojrzenie na północ przyciąga moją uwagę. Góra na której stoję, stromo opada w dół, a dalej już tylko płaska jak stól równina. Można powiedzieć, że tutaj kończą się Karpaty. Po lewej majaczą zabudowania Tarnowa, po prawej można zobaczyć Dębice. Jest pięknie.
Zjeżdżam w dół i kieruję się stronę Pilzna. Chociaż z góry wszytsko wyglądało na takie płaskie to aby tam dojechać muszę jeszcze pokonać kilka zmarszczek. No ale to juz ostatnie podrygi góry. Gdyby przekroczyć drogę Tarnów-Dębica to o wzniesieniach możemy zapomnieć. Dlatego właśnie nie jadę tam :) ale podjeżdżam kawałeczek w stronę Debicy, a następnie odbijam na Połomię. Przedemną bodajże najdłuższy podjazd na trasie. Mocno kręcę w górę, jedna serpentyna, druga, potem znów prosto do góry. Tętno skacze mi na ponad 90% ale nie odpuszczam, chcę dołożyć sobie do pieca na tym podjeździe. Na górze znów chwila postoju i podziwiania widoków. Tym razem wszędzie otaczają mnie góry. Liwocz już bliżej i z tej perspektywy robi już dużo lepsze wrażenie. Zdecydownaie wyróżnie się z całego towarzystwa i wyraźnie "rządzi" W dolinie po prawej jeziorko w Jaworzu. Jadę dalej, trochę w dół, trochę do góry. W końcu szybko opadam w dół na długim zjeździe ale żeby nie było za wesoło widzę przed sobą kolejny czekający mnie podjazd. Nie robi miłego wrażenie. Widać wyraźnie, że będzie boleć.
No to riebita do roboty. Znów sucho w ustach, znów ogień w nogach, znów przyspieszony oddech, kapiące krople potu z nosa. Mozolnie zdobywam metr po metrze. Jestem na górze. Teraz czeka mnie fantastyczny zjazd do Zawadki. Genialna droga o rewelacyjne przyczepności i porażając gładkością świeżutkiego asfaltu. Zjazd marzenie. Nie będą go próbował opisać. Trzeba to samemu przeżyć.
No i to prawie koniec wycieczki. Szybki dojazd do Brzostku i stąd do domu już tylko rzut beretem.
Do następnego :)
- DST 65.28km
- Teren 5.00km
- Czas 03:16
- VAVG 19.98km/h
- HRmax 175 ( 96%)
- HRavg 119 ( 65%)
- Kalorie 2555kcal
- Podjazdy 1075m
- Sprzęt Author Kinetic
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj