Wtorek, 3 maja 2011
Klasyk Beskidzki.
Mój pierwszy wyścig szosowy. Niby coś innego ale to nadal przecież rower. Mocna noga i powinno być dobrze.
Dla mnie niestety ten start okazał się sromotną klęską. Klęską, której się spodziewałem. Już przed startem nie czułem powera. Wcześniej pisałem, że ostatnie 2 tygodnie rozbiły mnie totalnie i jak się okazało moje odczucia nie były tylko kapryszeniem. Wracając do wyścigu. Start poszedł spokojny ale zaraz po nim zaczął się spory podjazd, na którym poczułem, że będzie ciężko dzisiaj. Udało się utrzymać w peletonie i kolejne kilka km jechałem w grupie. Następny, dłuższy już podjazd pozbawił mnie złudzeń i szybko zostałem z tyłu. Peleton rozciągnął się, a następnie szybko zaczął rwać na kilkuosobowe grupy. Ja na razie jadę sam. Zaczyna się seria zjazdów, a następnie kilkukilometrowy odcinek płaskiego.
Dochodzę trochę do siebie i zaczynam jako tako jechać. Dojeżdżam do małej grupki i chwilę jedziemy razem. Wydaje mi się, że jednak za wolno. Decyduję się na samotną jazdę i szybko odjeżdżam do przodu. Znów zaczyna się seria podjazdów i zza pleców wyskakują mi niedawni towarzysze. Chwilę się trzymam za nimi ale na którejś ze ścianek uciekają mi na kilka metrów, a ja nie jestem w stanie doskoczyć.
Długi zjazd, kawałek płaskiego pod wiatr i zaczyna się najcięższy podjazd na trasie. Wspinamy się do Bielanki. Jest stromo i ciągnie się to dosyć długo. Jedzie mi się ciężko ale czuję się już lepiej. Boli ale jakoś inaczej to wygląda i wiem, że już nie jest źle. Z przodu widać kilku kolarzy, z tyłu pustki.
Za szczytem długi i bardzo szybki zjazd. Jakoś nie czuję już presji o wynik więc nie szaleję za bardzo, jadę sobie już spokojnie do mety. Na płaskim fragmencie dogania mnie niespodziewanie jakaś grupka. Trochę mnie to zaskoczyło i za wszelką ceną chcę się utrzymać w tym gronie. Pokonujemy serię podjazdów, zjazd i zaczyna się czarowanie przed finiszem. Jestem już solidnie zakwaszony i wiem, że trudno będzie wejść na najwyższe obroty. Koniec końców finiszuję jako trzeci z grupy.
Nie znam wyników ale jest oczywiste, że ten start nie poszedł mi tak jak bym oczekiwał. Mam teraz myślenice bo z jednej strony nie wygląda to źle. Dobra intensywność, średnie tętno całkiem solidne jak wyścig w górach. Niezła średnia bo prawie 32 km w górach to chyba nie jest źle. Tym bardziej, że mało jechałem w grupie więc o jeździe w tunelu raczej nie ma co gadać.
Parametry z jazdy więc nie najgorsze ale przecież każdy sportowiec zna swoje możliwości i jest w stanie ocenić jak poszedł mu start. Objechali mnie prawie wszyscy znajomi, ba objechała mnie nawet kobitka :)
Zobaczymy jak to potoczy się dalej. Póki co na darcie szat jeszcze za wcześnie. W sobotę start w Zdzieszowicach. Pojadę MTB, lepiej czuję się terenie. Przepaliłem się trochę na szosie, poprawię w terenie. Do Zabierzowa może jakoś się pozbieram.
Wyścig wygrał Romek Pietruszka. Ciekaw byłem tej konfrontacji szosowców z kolarzami MTB. Na tym wyścigu dominowali jednak górale. Trzeci był Łukasz Szumiec z Jasła, który również jeździ w MTB. Drugi Michał Małysza też startuje w maratonach MTB. Kilka razy widziałem go na Cyklokarpatach. Honoru szosowców bronił Saint z Bikeholików, który finiszował na 4 miejscu open oraz 2 w kategorii.
Gratulacje chłopaki!!
Dla mnie niestety ten start okazał się sromotną klęską. Klęską, której się spodziewałem. Już przed startem nie czułem powera. Wcześniej pisałem, że ostatnie 2 tygodnie rozbiły mnie totalnie i jak się okazało moje odczucia nie były tylko kapryszeniem. Wracając do wyścigu. Start poszedł spokojny ale zaraz po nim zaczął się spory podjazd, na którym poczułem, że będzie ciężko dzisiaj. Udało się utrzymać w peletonie i kolejne kilka km jechałem w grupie. Następny, dłuższy już podjazd pozbawił mnie złudzeń i szybko zostałem z tyłu. Peleton rozciągnął się, a następnie szybko zaczął rwać na kilkuosobowe grupy. Ja na razie jadę sam. Zaczyna się seria zjazdów, a następnie kilkukilometrowy odcinek płaskiego.
Dochodzę trochę do siebie i zaczynam jako tako jechać. Dojeżdżam do małej grupki i chwilę jedziemy razem. Wydaje mi się, że jednak za wolno. Decyduję się na samotną jazdę i szybko odjeżdżam do przodu. Znów zaczyna się seria podjazdów i zza pleców wyskakują mi niedawni towarzysze. Chwilę się trzymam za nimi ale na którejś ze ścianek uciekają mi na kilka metrów, a ja nie jestem w stanie doskoczyć.
Długi zjazd, kawałek płaskiego pod wiatr i zaczyna się najcięższy podjazd na trasie. Wspinamy się do Bielanki. Jest stromo i ciągnie się to dosyć długo. Jedzie mi się ciężko ale czuję się już lepiej. Boli ale jakoś inaczej to wygląda i wiem, że już nie jest źle. Z przodu widać kilku kolarzy, z tyłu pustki.
Za szczytem długi i bardzo szybki zjazd. Jakoś nie czuję już presji o wynik więc nie szaleję za bardzo, jadę sobie już spokojnie do mety. Na płaskim fragmencie dogania mnie niespodziewanie jakaś grupka. Trochę mnie to zaskoczyło i za wszelką ceną chcę się utrzymać w tym gronie. Pokonujemy serię podjazdów, zjazd i zaczyna się czarowanie przed finiszem. Jestem już solidnie zakwaszony i wiem, że trudno będzie wejść na najwyższe obroty. Koniec końców finiszuję jako trzeci z grupy.
Nie znam wyników ale jest oczywiste, że ten start nie poszedł mi tak jak bym oczekiwał. Mam teraz myślenice bo z jednej strony nie wygląda to źle. Dobra intensywność, średnie tętno całkiem solidne jak wyścig w górach. Niezła średnia bo prawie 32 km w górach to chyba nie jest źle. Tym bardziej, że mało jechałem w grupie więc o jeździe w tunelu raczej nie ma co gadać.
Parametry z jazdy więc nie najgorsze ale przecież każdy sportowiec zna swoje możliwości i jest w stanie ocenić jak poszedł mu start. Objechali mnie prawie wszyscy znajomi, ba objechała mnie nawet kobitka :)
Zobaczymy jak to potoczy się dalej. Póki co na darcie szat jeszcze za wcześnie. W sobotę start w Zdzieszowicach. Pojadę MTB, lepiej czuję się terenie. Przepaliłem się trochę na szosie, poprawię w terenie. Do Zabierzowa może jakoś się pozbieram.
Wyścig wygrał Romek Pietruszka. Ciekaw byłem tej konfrontacji szosowców z kolarzami MTB. Na tym wyścigu dominowali jednak górale. Trzeci był Łukasz Szumiec z Jasła, który również jeździ w MTB. Drugi Michał Małysza też startuje w maratonach MTB. Kilka razy widziałem go na Cyklokarpatach. Honoru szosowców bronił Saint z Bikeholików, który finiszował na 4 miejscu open oraz 2 w kategorii.
Gratulacje chłopaki!!
- DST 61.87km
- Czas 01:56
- VAVG 32.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 179 ( 98%)
- HRavg 156 ( 86%)
- Kalorie 2536kcal
- Podjazdy 860m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
https://lh6.googleusercontent.com/_iYAStFlsN-M/TcBFuQSEmLI/AAAAAAAAF1I/1pyUmkJJheY/s720/DSC_3592.JPG
:)))) WuJekG - 19:20 środa, 4 maja 2011 | linkuj
:)))) WuJekG - 19:20 środa, 4 maja 2011 | linkuj
Gratulacje.
Wyniki już są na www.gruetto.pl
(widziałem Cię przelotem na mecie:) ) WuJekG - 18:09 środa, 4 maja 2011 | linkuj
Komentuj
Wyniki już są na www.gruetto.pl
(widziałem Cię przelotem na mecie:) ) WuJekG - 18:09 środa, 4 maja 2011 | linkuj