Wtorek, 8 marca 2011
Kategoria Trening
Z przygodami.
Fajny wyjazd się zapowiadał, nie za ciepło ale mocno operujące słoneczko zapewniało bardzo miłe wrażenie z jazdy. Poleciałem sobie na Łączany, a potem chciałem do Skawiny i do domciu. No, ale jak się okazało ten dzień przyniósł pewne (niekoniecznie miłe) przygody. Najpierw gdzieś tam źle skręciłem i zamiast wylecieć na główną drogę to wpakowałem się na jakiś boczny trakt i zapędziłem trochę na zachód. Jak w końcu wygramoliłem się na główną to przycisnąłem mocniej bo czas zaczynał mnie gonić. Słoneczko zaczęło się pomału chować, a ja nie za bardzo byłem przygotowany na jazdę po ciemku. Jednak jak to często bywa właśnie teraz musiał przyplątać się kapeć. I to nie jeden, tylko podwójny. Jakiś tam zjazd lecę, mocno dokręcam kiedy czuję charakterystyczne uderzenie w tylne koło. Kilka sekund i już wiem, że jadę na flaku. Nic to, szybko się rozkładam i zmieniam dętkę.
Już mam zakładać koło kiedy kątem oka dostrzegam, że w przednim kole też flak. Kurna chata - to już nie jest ciekawe. Drugiej dętki nie mam, a łatanie takiej cienkiej prezerwatywki to nieciekawa sprawa. No ale jakoś załatałem, nawet to się trzymało kupy wszystko. Zmarzłem trochę, czasu straciłem, powrót już starałem się jechać asekuracyjnie bo kolejny kapeć mógł stać się już bardzo problematyczny. Zaczęło zmierzchać i zrobiło się nieprzyjemnie. Dobrze, że miałem taką diodową czołówkę bo bez niej to by mnie chyba rozjechali.
Jakoś do Tyńca się doturlikałem, a stąd już ścieżką rowerową do domciu. W sumie wyjazd był fajny i zadowolony jestem ale od teraz będę woził 2 dętki zapasowe :)
Już mam zakładać koło kiedy kątem oka dostrzegam, że w przednim kole też flak. Kurna chata - to już nie jest ciekawe. Drugiej dętki nie mam, a łatanie takiej cienkiej prezerwatywki to nieciekawa sprawa. No ale jakoś załatałem, nawet to się trzymało kupy wszystko. Zmarzłem trochę, czasu straciłem, powrót już starałem się jechać asekuracyjnie bo kolejny kapeć mógł stać się już bardzo problematyczny. Zaczęło zmierzchać i zrobiło się nieprzyjemnie. Dobrze, że miałem taką diodową czołówkę bo bez niej to by mnie chyba rozjechali.
Jakoś do Tyńca się doturlikałem, a stąd już ścieżką rowerową do domciu. W sumie wyjazd był fajny i zadowolony jestem ale od teraz będę woził 2 dętki zapasowe :)
- DST 90.08km
- Czas 03:25
- VAVG 26.36km/h
- Podjazdy 400m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ja wożę jedną dętkę i bilet mpk ;) - bo w razie czego w zimie absolutnie nie zamierzam robić sobie takiej krzywdy dwukrotnie...
bananafrog - 09:26 środa, 9 marca 2011 | linkuj
Jakiej jakości nawierzchnia jest na tej dodatkowej pętelce którą tam dokręciłeś za Łączanami?
Faktycznie niezłego pecha miałeś żeby od razu 2 kichy złapać :] lukcio - 08:19 środa, 9 marca 2011 | linkuj
Faktycznie niezłego pecha miałeś żeby od razu 2 kichy złapać :] lukcio - 08:19 środa, 9 marca 2011 | linkuj
O kurcze, to nieciekawie miałeś. Właśnie się zastanawiałem co to za drogą z Łączan wyjeżdżałeś - przejechałeś miejsce gdzie droga zakręca o 180* na wprost :D.
Axinet - 08:09 środa, 9 marca 2011 | linkuj
Komentuj