Wtorek, 1 marca 2011
Kategoria Trening
Tak to ja mogę śmigać.
Pierwszy dzień marca powitał słońcem. Wprawdzie rano bardzo zimno lecz w miarę upływu czasu słońce wykonywało coraz lepiej swoją robotę i robiło się cieplej. Postanowiłem wykorzystać tak sprzyjającą pogodę i rozpocząć miesiąc od mocnego uderzenia. Poleciałem na Niepołomice. Początek płaski ale pod mocny wiatr.
W Szarowie odbiłem na Bochnię i główną drogą przez Łapczyce poleciałem na Bochnię. Za Bochnią zaczynają się już poważne podjazdy. Niby nie jakieś strasznie ciężkie ale poczułem je w nogach. Kawałek za Nowym Wiśniczem musiałem się zatrzymać aby coś przekąsić. Wprawdzie słońce daje ostro ale przez te kilka minut zmarzłem solidnie.
W Muchówce skręcam na Łapanów i znacznie przyspieszam bo w końcu wieje mi w plecy. Odcinek do Łapanowa to poezja kolarstwa. Wokół cudowne widoki na pokryte śniegiem góry, słoneczko, suchutka i gładka droga i wiaterek w plecy. Kilka fajnych zjazdów, średnia zdecydowanie zaczyna się poprawiać. Jest pięknie.
Szybko mijam Łapanów i zbliżam się do Gdowa. Nie lubię tej drogi. Znaczy się fajna jest ale jej ukształtowanie jest wykończające. Cały czas interwały, szybki zjazd i krótki ale stromy podjazd, i tak raz za razem. Zaczynam robić bokami, wykańcza mnie taki charakter jazdy. Tym bardziej, że nie oszczędzam się. W miarę skromnych już możliwości dokręcam na zjazdach, atakuję podjazdy na sztywno, miękkie biegi wrzucam już gdy naprawdę nogi odmawiają współpracy.
W Wieliczce jestem już solidnie zryty ale do domu już niedaleko więc nastrój pozytywny. Przebijam się przez miasto i bez kombinowania lecę do Krakowa. Zaczyna mi się spieszyć bo o 14 muszę być w pracy, a tu tymczasem minuty lecą nieubłaganie. Ten pośpiech kosztuje mnie pierwszą w tym roku glebę. Na osiedlu Złocień wchodzę szybko w zakręt, odrobina piasku na drodze i szoruję bokiem po drodze. Nic się nie stało. Ot - to co zwykle w takich przypadkach. Jakiś tam stłuczony kciuk, obtarty do krwi pośladek i ogólne potłuczenia. Normalka.
Szybko się zbieram i zasuwam dalej do domu. Od Rybitw jadę już nowo wybudowaną drogą. Dopiero teraz czuję jak mocno wieje. W tamtą stronę ledwo 25 jechałem, a teraz po płaskim i gładkiej drodze zasuwam bez wysiłku ponad 4 dyszki.
Fajnie było. I do pracy się nie spóźniłem :)
W Szarowie odbiłem na Bochnię i główną drogą przez Łapczyce poleciałem na Bochnię. Za Bochnią zaczynają się już poważne podjazdy. Niby nie jakieś strasznie ciężkie ale poczułem je w nogach. Kawałek za Nowym Wiśniczem musiałem się zatrzymać aby coś przekąsić. Wprawdzie słońce daje ostro ale przez te kilka minut zmarzłem solidnie.
W Muchówce skręcam na Łapanów i znacznie przyspieszam bo w końcu wieje mi w plecy. Odcinek do Łapanowa to poezja kolarstwa. Wokół cudowne widoki na pokryte śniegiem góry, słoneczko, suchutka i gładka droga i wiaterek w plecy. Kilka fajnych zjazdów, średnia zdecydowanie zaczyna się poprawiać. Jest pięknie.
Szybko mijam Łapanów i zbliżam się do Gdowa. Nie lubię tej drogi. Znaczy się fajna jest ale jej ukształtowanie jest wykończające. Cały czas interwały, szybki zjazd i krótki ale stromy podjazd, i tak raz za razem. Zaczynam robić bokami, wykańcza mnie taki charakter jazdy. Tym bardziej, że nie oszczędzam się. W miarę skromnych już możliwości dokręcam na zjazdach, atakuję podjazdy na sztywno, miękkie biegi wrzucam już gdy naprawdę nogi odmawiają współpracy.
W Wieliczce jestem już solidnie zryty ale do domu już niedaleko więc nastrój pozytywny. Przebijam się przez miasto i bez kombinowania lecę do Krakowa. Zaczyna mi się spieszyć bo o 14 muszę być w pracy, a tu tymczasem minuty lecą nieubłaganie. Ten pośpiech kosztuje mnie pierwszą w tym roku glebę. Na osiedlu Złocień wchodzę szybko w zakręt, odrobina piasku na drodze i szoruję bokiem po drodze. Nic się nie stało. Ot - to co zwykle w takich przypadkach. Jakiś tam stłuczony kciuk, obtarty do krwi pośladek i ogólne potłuczenia. Normalka.
Szybko się zbieram i zasuwam dalej do domu. Od Rybitw jadę już nowo wybudowaną drogą. Dopiero teraz czuję jak mocno wieje. W tamtą stronę ledwo 25 jechałem, a teraz po płaskim i gładkiej drodze zasuwam bez wysiłku ponad 4 dyszki.
Fajnie było. I do pracy się nie spóźniłem :)
- DST 102.11km
- Czas 03:43
- VAVG 27.47km/h
- Temperatura -3.0°C
- HRmax 166 ( 91%)
- HRavg 144 ( 79%)
- Kalorie 3759kcal
- Podjazdy 684m
- Sprzęt Kolarka - no name.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Najwyższy czas na glebę?! Sorry, ale teraz to żeś dowalił...
D-Avid - 12:49 czwartek, 3 marca 2011 | linkuj
tez lubie posmigac w tych terenach [; szkoda ze gleba zaliczona, no ale coz... i tak mamy juz marzec takze byl na nia najwyzszy czas!
jutro tez gdzies jedziesz ? moze bysmy razem skoczyli ? waxmund - 15:02 wtorek, 1 marca 2011 | linkuj
Komentuj
jutro tez gdzies jedziesz ? moze bysmy razem skoczyli ? waxmund - 15:02 wtorek, 1 marca 2011 | linkuj