Niedziela, 12 września 2010
Kategoria Zawody
Cyklokarpaty Jasło - Armegeddon.
Ostatni start na Cyklokarpatach i i tyle wrażeń. Nie zawsze pozytywnych. Pierwsze co przychodzi do głowy to ogromne spustoszenie jakie czyni w ograniźmie już trzytygodniowa przerwa w treningach. Chciałem dobrze wypaść w Jaśle ale wiedziałem, że będzie bardzo ciężko gdyż najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie znieść już dłużej takiego trybu życia. Jeszcze końcówkę wakacji jechałem rozpędem ale w Jaśle właśnie poczułem, że to juz nie to.
Nie ma co rozpaczać, tragedii nie było. Ciężko bo ciężko ale jakoś połykałem te kilometry, nawet podjazd na Liwocz poszedł całkiem bystro. Potem seria bardzo nieprzyjemnych zjazdów pokonanych bardzo szybko i sprawnie. I gdy już przyszło odprężenie, zjazd zwykłą drogą to wtedy nastąpił armageddon.
Mocno dokręcam i nagle ni z tego ni z owego rower fika koziołka. Lecę na wyłożoną betonowymi płytami drogę. Czuję uderzenie w głowę, bardzo mocne. Szybko podrywam się i podnoszę rower ale to wszystko do czego jestem zdolny. Świat zaczyna wirować, kurczowo trzymam się roweru aby zachować równowagę. Kumpel zatrzymuje się, pyta jak się czuję. Mówię, że wszystko ok. ale chyba tak nie jest. Mija kilka minut gdy dochodzę do siebie. Próba jazdy na rowerze kończy się fiaskiem, nie jestem w stanie wesprzeć się na kierownicy i utrzymać ciężaru ciała.
Mijają kolejne minuty na zbieraniu się do kupy i pomału zaczynam jechać. Klamka przedniego hamulca urwana, wyrwało tłok z przewodu. Jakoś jadę i zastanawiam się co robić. Całe plany aby na zakończenie cyklu uderzyć z grubej rury zaczynają się walić niczym domek z kart.
Zbliżam się do rozjazdu i decyduję sie jednak na postawienie wszystkiego na jedną kartę. Albo rybki albo akwarium. Wszystko albo nic.
Wjeżdżam na drugą rudnę i nawet jakoś się jedzie. Zaczynam nawet dochodzić innych ścigaczy, z tyłu bezpiecznie i wracają nadzieje na kolejną wygraną w tym roku. Jak by to pięknie było wygrać na zakończenie maraton w Jaśle i dołożyć do tego wygraną w generalce. Zaczynam wierzyć, że to może się udać. Niestety brak przedniego hebla dosyć poważnie mnie spowalnia. Zwłaszcza zjazd z Liwocza generuje spore straty. Wszystkie zjazdy pokonuję bardzo wolno i asekurancko, a i tak wyonkuję nieraz ekwibilistryczne pozycje. Dokładam jeszcze jedną glebę na obity już bok. Prawie łzy cisną się do oczu gdy ciało przeszywa ostry ból.
Byle wyjechać z masywu Liwocza to wtedy będzie lepiej. Górki robią się mniejsze, pod kołami coraz częściej pojawiają się szutru i asfalty. Nadal jednak muszę uważać żeby nie nabrać zbyt dużej prędkości.
Meta zbliża się bardzo szybko, wjeżdżam i ogromna radość, że pomimo perypetii udało się dotrzeć. Zaraz potem przychodzi żal i rozczarowanie gdyż okazuje się, że jestem drugi. Kumpel jeżdżący mega widząc co się dzieje zdecydował się na jazdę na drugą rundę i wykorzystał swoją szansę wygrywając ze mną. Przełykam gorycz porażki i analizuję wyniki. Trzeba sie cieszyć bo niewiele brakło, a stracił bym również drugie miejsce. Tylko 2 minuty dzieliły mnie od tej katastrofy :)
Dopiero po chwili dociera do mnie co właściwie zrobiłem. Całe ciało promieniuje bólem, mam problem z założeniem roweru na dach. Żeby ściągnąć koszulkę muszę zdrowo kombinować. W kasku wyryta dziura na centymetr głębokości. Z kierownicy odstaje smętnie klamka hamulcowa. A ja pomimo tego dojechałem do mety jadąc tak przez 40 km w miejscami bardzo trudnym terenie. Nawiązałem walkę z innymi zawodnikami i wykręciłem nie taki znów zły czas.
Na osłodę mam pierwsze miejsce klasyfikacji generalnej. Dystans giga, kategoria M4. To cieszy :)
Co teraz? Teraz muszę się jakoś posklejać aby wystartować w ostatnim Pucharze Tarnowa. Może wytrzymam te 40-50 minut ścigania na XC. Muszę się zmobilizować bo to kolejne cykl, w którym mas duże szanse na wygraną w generalce. Nie będzie tak łatwo jak w cyklokarpatach ale liczę na to, że jakoś się zmobilizuję i pokażę pazur.
Nie ma co rozpaczać, tragedii nie było. Ciężko bo ciężko ale jakoś połykałem te kilometry, nawet podjazd na Liwocz poszedł całkiem bystro. Potem seria bardzo nieprzyjemnych zjazdów pokonanych bardzo szybko i sprawnie. I gdy już przyszło odprężenie, zjazd zwykłą drogą to wtedy nastąpił armageddon.
Mocno dokręcam i nagle ni z tego ni z owego rower fika koziołka. Lecę na wyłożoną betonowymi płytami drogę. Czuję uderzenie w głowę, bardzo mocne. Szybko podrywam się i podnoszę rower ale to wszystko do czego jestem zdolny. Świat zaczyna wirować, kurczowo trzymam się roweru aby zachować równowagę. Kumpel zatrzymuje się, pyta jak się czuję. Mówię, że wszystko ok. ale chyba tak nie jest. Mija kilka minut gdy dochodzę do siebie. Próba jazdy na rowerze kończy się fiaskiem, nie jestem w stanie wesprzeć się na kierownicy i utrzymać ciężaru ciała.
Mijają kolejne minuty na zbieraniu się do kupy i pomału zaczynam jechać. Klamka przedniego hamulca urwana, wyrwało tłok z przewodu. Jakoś jadę i zastanawiam się co robić. Całe plany aby na zakończenie cyklu uderzyć z grubej rury zaczynają się walić niczym domek z kart.
Zbliżam się do rozjazdu i decyduję sie jednak na postawienie wszystkiego na jedną kartę. Albo rybki albo akwarium. Wszystko albo nic.
Wjeżdżam na drugą rudnę i nawet jakoś się jedzie. Zaczynam nawet dochodzić innych ścigaczy, z tyłu bezpiecznie i wracają nadzieje na kolejną wygraną w tym roku. Jak by to pięknie było wygrać na zakończenie maraton w Jaśle i dołożyć do tego wygraną w generalce. Zaczynam wierzyć, że to może się udać. Niestety brak przedniego hebla dosyć poważnie mnie spowalnia. Zwłaszcza zjazd z Liwocza generuje spore straty. Wszystkie zjazdy pokonuję bardzo wolno i asekurancko, a i tak wyonkuję nieraz ekwibilistryczne pozycje. Dokładam jeszcze jedną glebę na obity już bok. Prawie łzy cisną się do oczu gdy ciało przeszywa ostry ból.
Byle wyjechać z masywu Liwocza to wtedy będzie lepiej. Górki robią się mniejsze, pod kołami coraz częściej pojawiają się szutru i asfalty. Nadal jednak muszę uważać żeby nie nabrać zbyt dużej prędkości.
Meta zbliża się bardzo szybko, wjeżdżam i ogromna radość, że pomimo perypetii udało się dotrzeć. Zaraz potem przychodzi żal i rozczarowanie gdyż okazuje się, że jestem drugi. Kumpel jeżdżący mega widząc co się dzieje zdecydował się na jazdę na drugą rundę i wykorzystał swoją szansę wygrywając ze mną. Przełykam gorycz porażki i analizuję wyniki. Trzeba sie cieszyć bo niewiele brakło, a stracił bym również drugie miejsce. Tylko 2 minuty dzieliły mnie od tej katastrofy :)
Dopiero po chwili dociera do mnie co właściwie zrobiłem. Całe ciało promieniuje bólem, mam problem z założeniem roweru na dach. Żeby ściągnąć koszulkę muszę zdrowo kombinować. W kasku wyryta dziura na centymetr głębokości. Z kierownicy odstaje smętnie klamka hamulcowa. A ja pomimo tego dojechałem do mety jadąc tak przez 40 km w miejscami bardzo trudnym terenie. Nawiązałem walkę z innymi zawodnikami i wykręciłem nie taki znów zły czas.
Na osłodę mam pierwsze miejsce klasyfikacji generalnej. Dystans giga, kategoria M4. To cieszy :)
Co teraz? Teraz muszę się jakoś posklejać aby wystartować w ostatnim Pucharze Tarnowa. Może wytrzymam te 40-50 minut ścigania na XC. Muszę się zmobilizować bo to kolejne cykl, w którym mas duże szanse na wygraną w generalce. Nie będzie tak łatwo jak w cyklokarpatach ale liczę na to, że jakoś się zmobilizuję i pokażę pazur.
- DST 76.31km
- Teren 40.00km
- Czas 04:46
- VAVG 16.01km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 152 ( 83%)
- HRavg 177 ( 97%)
- Kalorie 3736kcal
- Podjazdy 1568m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Furman "wchodzi w turystykę" - to koniec jakiejś epoki.
A poważnie to trudno mi to sobie wyobrazić.
Jacek jacekddd - 20:31 środa, 15 września 2010 | linkuj
A poważnie to trudno mi to sobie wyobrazić.
Jacek jacekddd - 20:31 środa, 15 września 2010 | linkuj
Furman, a co z nastepnym sezonem?
No chyba, ze nie wybiegasz tak daleko w przyszlosc... ;) buli - 11:54 wtorek, 14 września 2010 | linkuj
No chyba, ze nie wybiegasz tak daleko w przyszlosc... ;) buli - 11:54 wtorek, 14 września 2010 | linkuj
Furrman gratki i tak dałeś radę i dasz znowu . Wielkie gratki i fajnie będzie znowu Cie zobaczyć . trzymaj się
lukasMTBstrzyzow - 23:22 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj
Furman twardy z Ciebie zawodnik, do niedzieli dasz radę. Jeszcze raz WIelkie Gratulacje!!!!!!!
wojtiMTBstrzyzow - 18:58 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj
Komentuj