Niedziela, 22 sierpnia 2010
Kategoria Zawody
Puchar Tarnowa MTB - udało się wygrać.
No i kolejna wygrana w tym sezonie. Cieszy tym bardziej, że obawiałem się tego startu. Nie czułem powera po urlopie, na wadze przybyło, a i z treningiem byłem ostatnio na bakier.
Ten wyścig odbył się według zupełnie innego scenariusza niż zwykle na zawodach XC gdzie startuję. Z reguły słabo startuję i dopiero na 2-3 pętli wchodzę w odpowiedni rytm i jeśli noga podaje to zyskuję pozycje. Tym razem pod nieobecność mojego najgroźniejszego rywala wyszedłem na prowadzenie już od samego startu i pozostawało mi już tylko bronić tej pozycji.
Łatwo powiedzieć.
Jak już pisałem nie czułem się mocny wobec czego zaryzykowałem i ubrałem dosyć mocno wylajtowane opony. Speed King Supersonic są bardzo delikatne ale akurat na Tarnów nadawały się znakomicie. Teren jest mocno pofałdowany, dzisiaj trasa była bardzo ciężka, sporo podjazdów i każdy gram w oponie robił swoje. Podłoże jest pozbawione kamieni, sporo korzeni, nawierzchnia ziemna więc ryzyko przecięcia opony było minimalne.
Po starcie uplasowałem się za grupą mastersów młodszych, w której jechali Mirek Bieniasz, Mirek Borycki, Wojtek Szlachta i Mariusz Ciekliński. Czołówka szybko odjechała, długo jechałem za Ciapkiem ale on także w końcu zniknął z przodu. Ja za plecami cały czas słyszałem ciężki oddech Piotrka Klonowicza. Na trasie bodajże trzy solidne podjazdy, z czego jeden po trawie w pełnym słońcu. Do przejechania mieliśmy 3 rundy. Cały czas jechałem na pierwszym miejscu ale kosztowało mnie to ogromnie dużo sił gdyż Piotrek naciskał do samego końca. Cały czas słyszałem odgłosy jego roweru za plecami.
Musiałem się jednak sprężyć gdyż pod nieobecność Krzyśka Gierczaka otwarła się przede mną szansa na wygranie generalki Pucharu Tarnowa. Dlatego też pomimo bólu, pomimo zmęczenie, pomimo braku tchu, pomimo odwodnienia dawałem z siebie wszystko, podjazdy starałem się robić na twardych przełożeniach, na płaskich odcinkach mocno dokręcałem, krótkie sztywne podjazdy starałem się brać z rozpędu na blacie. Ta taktyka przynosiła dobre efekty ale rywal cały czas naciskał bardzo mocno.
Przeżyłem mały kryzys na drugiej rundzie, ogromnie ciężko mi się jechało i nawet miałem ochotę rzucić rower w krzaki ale podświadomie czułem, że inni też tak mają i jakoś trzeba to przeżyć. Walka trwała do samego końca, jeszcze przedostatni podjazd jakieś 1000 metrów przed metą moja przewaga wynosiła jakieś 15-20 sekund i z mroczkami w oczach atakowałem ściankę po trawie. Bolało okropnie, gardło piekło od przyspieszonego oddechu, a nogi omal nie eksplodowały. Postawiłem wszystko na jedną kartę, myślałem sobie - przegrać na ostatnim podjeździe tuż przed metą to najgorsze co mogło by mnie spotkać. Muszę teraz udowodnić, że jestem dzisiaj szybszy. Albo ja odjadę, albo mnie dojadą.
Na szczycie jeszcze mała ścianka i już krótki zjazd, który pokonuję niczym w transie. Już w zasadzie nie kontroluję roweru, dobrze, że ostatni odcinek jest łatwy technicznie i jakoś udaje mi się go przebyć. Moja taktyka jednak zaowocowała gdyż tak jak myślałem morale rywali zostało złamane. Na ostatnim fragmencie trasy zyskałem ponad minutę przewagi wobec czego ostatni finiszowy odcinek mogłem już pojechać spokojnie i rozkoszować się smakiem wygranej.
Ten wyścig odbył się według zupełnie innego scenariusza niż zwykle na zawodach XC gdzie startuję. Z reguły słabo startuję i dopiero na 2-3 pętli wchodzę w odpowiedni rytm i jeśli noga podaje to zyskuję pozycje. Tym razem pod nieobecność mojego najgroźniejszego rywala wyszedłem na prowadzenie już od samego startu i pozostawało mi już tylko bronić tej pozycji.
Łatwo powiedzieć.
Jak już pisałem nie czułem się mocny wobec czego zaryzykowałem i ubrałem dosyć mocno wylajtowane opony. Speed King Supersonic są bardzo delikatne ale akurat na Tarnów nadawały się znakomicie. Teren jest mocno pofałdowany, dzisiaj trasa była bardzo ciężka, sporo podjazdów i każdy gram w oponie robił swoje. Podłoże jest pozbawione kamieni, sporo korzeni, nawierzchnia ziemna więc ryzyko przecięcia opony było minimalne.
Po starcie uplasowałem się za grupą mastersów młodszych, w której jechali Mirek Bieniasz, Mirek Borycki, Wojtek Szlachta i Mariusz Ciekliński. Czołówka szybko odjechała, długo jechałem za Ciapkiem ale on także w końcu zniknął z przodu. Ja za plecami cały czas słyszałem ciężki oddech Piotrka Klonowicza. Na trasie bodajże trzy solidne podjazdy, z czego jeden po trawie w pełnym słońcu. Do przejechania mieliśmy 3 rundy. Cały czas jechałem na pierwszym miejscu ale kosztowało mnie to ogromnie dużo sił gdyż Piotrek naciskał do samego końca. Cały czas słyszałem odgłosy jego roweru za plecami.
Musiałem się jednak sprężyć gdyż pod nieobecność Krzyśka Gierczaka otwarła się przede mną szansa na wygranie generalki Pucharu Tarnowa. Dlatego też pomimo bólu, pomimo zmęczenie, pomimo braku tchu, pomimo odwodnienia dawałem z siebie wszystko, podjazdy starałem się robić na twardych przełożeniach, na płaskich odcinkach mocno dokręcałem, krótkie sztywne podjazdy starałem się brać z rozpędu na blacie. Ta taktyka przynosiła dobre efekty ale rywal cały czas naciskał bardzo mocno.
Przeżyłem mały kryzys na drugiej rundzie, ogromnie ciężko mi się jechało i nawet miałem ochotę rzucić rower w krzaki ale podświadomie czułem, że inni też tak mają i jakoś trzeba to przeżyć. Walka trwała do samego końca, jeszcze przedostatni podjazd jakieś 1000 metrów przed metą moja przewaga wynosiła jakieś 15-20 sekund i z mroczkami w oczach atakowałem ściankę po trawie. Bolało okropnie, gardło piekło od przyspieszonego oddechu, a nogi omal nie eksplodowały. Postawiłem wszystko na jedną kartę, myślałem sobie - przegrać na ostatnim podjeździe tuż przed metą to najgorsze co mogło by mnie spotkać. Muszę teraz udowodnić, że jestem dzisiaj szybszy. Albo ja odjadę, albo mnie dojadą.
Na szczycie jeszcze mała ścianka i już krótki zjazd, który pokonuję niczym w transie. Już w zasadzie nie kontroluję roweru, dobrze, że ostatni odcinek jest łatwy technicznie i jakoś udaje mi się go przebyć. Moja taktyka jednak zaowocowała gdyż tak jak myślałem morale rywali zostało złamane. Na ostatnim fragmencie trasy zyskałem ponad minutę przewagi wobec czego ostatni finiszowy odcinek mogłem już pojechać spokojnie i rozkoszować się smakiem wygranej.
- DST 15.00km
- Teren 14.00km
- Czas 00:45
- VAVG 20.00km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 600m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jeszcze raz gratuluję wygranej, tak czułem, że gdyby tam były 4 kółka do zrobienia to od Ciebie też bym zaliczył dubla. Ciekawe kiedy będą wyniki na stronie.
Jacek jacekddd - 11:39 poniedziałek, 23 sierpnia 2010 | linkuj
Komentuj
Jacek jacekddd - 11:39 poniedziałek, 23 sierpnia 2010 | linkuj