Sobota, 10 lipca 2010
Kategoria Zawody
Zła passa ?
Maraton w Tarnowie miał mi posłużyć jako solidny trening oraz sprawdzenie się w mocniejszej lidze. Chciałem pojechać na 100% i powalczyć o dobry wynik. Udało się zdobyć drugi sektor wobec czego start miałem komfortowy i od samego początku można było zaczął prawdziwe ściganie. Upał okropny. Noga nawet podawała, generalnie starałem się jechać mocno i równo co przynosiło dobre efekty gdyż sporadycznie ktoś mnie wyprzedzał, za to ja sporo wyprzedzałem. Trochę osłabłem na podjeździe pod Brzankę i uciekł mi Ciapek, którego się trzymałem od pewnego czasu. Zjazd z Brzanki bardzo ciekawy, wszystko żarło do momentu gdy na kawałku błota przedni Python wpadł w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Uderzyłem w coś kolanem, ból okropny, kilkadziesiąt sekund tracę na dojście do siebie. Jakoś przechodzi ale pojawia się inny problem. Skrzywiona przerzutka z tyłu odmawia współpracy. Łańcuch tańczy po koronkach na kasecie w sobie tylko znanym rytmie.
Noga nawet podaje ale opornie idzie ta jazda. Co chwilę szukam jakiegoś przełożenia, na którym dało by się jechać. Pomału przyzwyczajam się do takiej jazdy i zaczynam podkręcać tempo. Do mety około 7 km gdy na zakręcie czuję charakterystyczne pływanie tylnego koła. Nie ma wątpliwości - kapeć !
Szybka kalkulacja, już widać maszt przekaźnikowy na Górze Św. Marcin. Może dojadę. Pompuję i jadę dalej. Po kilku minutach kolejne pompowanie, słyszę uciekające powietrze. Co chwilę ktoś obok mnie przejeżdża, tracę tak ciężko wypracowane pozycje. Jedzie się bardzo ciężko, o ściganiu już nie mam mowy, o ile podjazdy jeszcze jako tako mogę deptać to zjazdy i płaskie fragmenty tracę ogromnie. Kolejne pompowanie, już tylko zjazd do mety. Tył zarzuca okropnie, pomalutku pokonuję ostatni zjazd i równie wolno toczę się do mety.
Pomimo tych przygód wynik nawet nie najgorszy. 36 pozycja w klasyfikacji open jak na mój gust to całkiem przyzwoity wynik.
Noga nawet podaje ale opornie idzie ta jazda. Co chwilę szukam jakiegoś przełożenia, na którym dało by się jechać. Pomału przyzwyczajam się do takiej jazdy i zaczynam podkręcać tempo. Do mety około 7 km gdy na zakręcie czuję charakterystyczne pływanie tylnego koła. Nie ma wątpliwości - kapeć !
Szybka kalkulacja, już widać maszt przekaźnikowy na Górze Św. Marcin. Może dojadę. Pompuję i jadę dalej. Po kilku minutach kolejne pompowanie, słyszę uciekające powietrze. Co chwilę ktoś obok mnie przejeżdża, tracę tak ciężko wypracowane pozycje. Jedzie się bardzo ciężko, o ściganiu już nie mam mowy, o ile podjazdy jeszcze jako tako mogę deptać to zjazdy i płaskie fragmenty tracę ogromnie. Kolejne pompowanie, już tylko zjazd do mety. Tył zarzuca okropnie, pomalutku pokonuję ostatni zjazd i równie wolno toczę się do mety.
Pomimo tych przygód wynik nawet nie najgorszy. 36 pozycja w klasyfikacji open jak na mój gust to całkiem przyzwoity wynik.
- DST 61.00km
- Teren 40.00km
- Czas 03:07
- VAVG 19.57km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 173 ( 95%)
- HRavg 153 ( 84%)
- Kalorie 3200kcal
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj