Czwartek, 8 kwietnia 2010
   
     
   Kategoria Trening
  
  Kochanów - nauka zjazdów :)
      Trzeba coś terenu pomacać po zimowym szosowaniu. Dzisiaj super pogoda, żal marnować ją na asfalcie. Poleciałem sobie w kierunku Kochanowa. W Szczyglicach spotkałem Roberta Basia. Chwilę pogodaliśmy o różnych sprawach. 
Dalej poturlikałem się na Balice i dojechałem do wąwozu Kochanowskiego. Sru w dół bez namysłu - pierwszy stromy fragment nabrałem szybkosci, nawierzchnia dosyć śliska, w dodatku pokryta liściami. Kompletna niewiadoma co jest pod spodem. Spróbowałem lekko przyhamować ale za ślisko, przednie koło wpada w poślizg, błyskawicznie puszczam klamkę i staram się opanować rower ale już za późno, wpadam na coś, przednie kółko podrzuca mi do góry ..i leżę :)
No nic, wyzbierałem się i oglądam pole mojej klęski. Okazało się, że wpadłem na pniaczek. No nic - wyguzdrałem się do góry i druga próba. Tym razem atakuję wolniej trochę, omijam pniak ale znów szybko nabieram prędkości, delikatnie hamuję - przednie koło dostaje poślizgu.....i leżę :)
No dobra - do trzech razy sztuka. Znów spacer do góry i kolejna próba. Tym razem poszło już bez problemów. Dwie poprzednie próby pozwoliły teraz na wybór optymalnego totu jazdy. Od początku starałem się panować nad szybkością no i poszło jak trzeba. Niżej jedno zwalone w poprzek drzewo, trzeba rower przenieść. Dalsza cześć zjazdu raczej spokojna ale warto też uważać bo jednak ziemia rozmokła, a pod liściami czają się śliskie, wapienne kamienie.
No i w sumie tyle. Dalej to już szosowanie do domciu bo późno zaczęło się robić.
          
      
    
            
            
  
  
 
    Dalej poturlikałem się na Balice i dojechałem do wąwozu Kochanowskiego. Sru w dół bez namysłu - pierwszy stromy fragment nabrałem szybkosci, nawierzchnia dosyć śliska, w dodatku pokryta liściami. Kompletna niewiadoma co jest pod spodem. Spróbowałem lekko przyhamować ale za ślisko, przednie koło wpada w poślizg, błyskawicznie puszczam klamkę i staram się opanować rower ale już za późno, wpadam na coś, przednie kółko podrzuca mi do góry ..i leżę :)
No nic, wyzbierałem się i oglądam pole mojej klęski. Okazało się, że wpadłem na pniaczek. No nic - wyguzdrałem się do góry i druga próba. Tym razem atakuję wolniej trochę, omijam pniak ale znów szybko nabieram prędkości, delikatnie hamuję - przednie koło dostaje poślizgu.....i leżę :)
No dobra - do trzech razy sztuka. Znów spacer do góry i kolejna próba. Tym razem poszło już bez problemów. Dwie poprzednie próby pozwoliły teraz na wybór optymalnego totu jazdy. Od początku starałem się panować nad szybkością no i poszło jak trzeba. Niżej jedno zwalone w poprzek drzewo, trzeba rower przenieść. Dalsza cześć zjazdu raczej spokojna ale warto też uważać bo jednak ziemia rozmokła, a pod liściami czają się śliskie, wapienne kamienie.
No i w sumie tyle. Dalej to już szosowanie do domciu bo późno zaczęło się robić.
- DST 55.11km
 - Teren 15.00km
 - Czas 02:41
 - VAVG 20.54km/h
 - Temperatura 15.0°C
 - HRmax 175 ( 96%)
 - HRavg 129 ( 70%)
 - Kalorie 2429kcal
 - Podjazdy 475m
 - Aktywność Jazda na rowerze
 
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj




