Niedziela, 5 lipca 2009
Kategoria Zawody
Maraton w Pruchniku - wbrew przeciwnościom losu.
Poszedłem spać o pierwszej nad ranem, wstałem o 5 rano. Jeszcze czułem czułem się ociężały po weselu gdy już trzeba było wsiadać do auta i lecieć do Pruchnika. No pięknie - myślę sobie, rok temu tak mnie tam sponiewierało, a teraz bezpośrednio po imprezie to chyba tam padnę gdzieś na 3 rundzie.
Bardzo ciężki maraton. Zero płaskiego, cały czas jeśli nie w górę to w dół. Krótkie podjazdy i takież zjazdy jednak na tyle łagodne, że trzeba było dokręcać. Taka jazdy wykańcza. Tak przez 81 km i 5 godzin. Kilka błotnych sekwencji w lesie czy po wykoszonych łąkach gdzie za bardzo nie można było odpocząć. Zaraz po starcie długi podjazd. Oczywiście jak to mam w zwyczaju bardzo słabe kilka pierwszych kilometrów, gdy mnie już trochę odetkało to zaczęły się singielki w lesie gdzie mogłem jechać szybciej ale nie dało się wyprzedzić za bardzo. Zresztą nie szalałem też na początku bo zdawałem sobie sprawę, że taka zabawa czeka mnie przez najbliższe 5 godzin.
Pierwsza runda (27 km) pokonana w 1h30 minut. Druga pomimo narastającego zmęczenie jedynie 10 minut wolniej i przy wjeździe na trzecie -ZONK !
Pęka linka od tylnej przerzutki. Jestem na stadionie, do mety 100 metrów. Pierwsza myśle - DNF. Patrzę jak mijają mnie goście, których pracowicie odjeżdżałem przez całą drugą pętlę i nachodzą mnie czarne myśli. Po to wypruwałem flaki żeby teraz stać tutaj i patrzeć jak rywale bez mrugnięcie okiem omijają mnie szerokim łukiem. O nie - myślę sobie, nie koledzy , zostało jeszcze jedno okrążenie.
Linka pękła w miejscu mocowanie do śruby. Próbuję naciągnąć, dało się, przykręcam do przerzutki i coś tam próbuję jak chodzi. Okazuje, się, że jakoś to działa. Szybko na rower i dopiero po kilkudziesięciu metrach okazuje się, że mogę używać tylko 4 małych trybów z tyłu. Może jakoś przejadę te 27 km ?!
Pierwszy podjazd pokonuję bez problemów jednak po wjeździe w las słabnę. Już wiem, że na takich twardych biegach nie pociągnę długo. Jeszcze próbuję jednak już kolejny poważniejszy podjazd po żwirze zatrzymuje mnie w miejscu. Biorę się drugi raz za naprawę napędu. Tym razem naciągam linkę, że aż zębami zgrzytam. Przykręcam śrubę i próbuję jak śmiga. Okazuje się, że rewelacja ! Oczywiście o poprawnej indeksacji nie ma mowy ale mam do dyspozycji wszystkie tryby. Będzie dobrze !
Straciłem jedną pozycję i rzucam się w pościg lecz nogi już z waty. Jeszcze przez kilka km widzę rywala z przodu ale pogoń zapowiada się na nieskuteczną.
Zająłem jak zwykle :( 4 miejsce w kategorii. W open chyba gdzieś w okolicach 12.
Co by tu powiedzieć o mojej formie. Nie jestem zadowolony. Niby nawet nieźle ale wiem, że mógł bym szybciej. Sam nie wiem co myśleć. Może za wysoko patrzę porównując swoje wyniki do najlepszych i trudno się dziwić, że spotyka mnie rozczarowanie. W końcu Piecuch, Kasprzyk czy Arek Krzesiński to goście ze ścisłej czołówki polskich maratonów, a i bracia Szlachta też wiedzą o co chodzi w tej całej zabawie.
Tym czasem ja to schyłek kategorii M3. Jak by nie patrzeć w swojej kategorii jest dużo lepiej. Czwarte miejsce to czołówka, strata do trzeciego 10 minut. Gdyby nie problemy z linką to kto wie.... Trzyma mnie waga cały czas. Trochę przytyłem ostatnio, może z 1,5 kg i źle się z tym czuję. O ile na szybkim i krótkim XC jestem w stanie się sprężyć ( Folusz) to już maraton z każdą godziną wysysa ze mnie siły. Wożę ze sobą zbędne 6-7 kg. Gdybym jeździł bez tego było by dużo lepiej.
Bardzo ciężki maraton. Zero płaskiego, cały czas jeśli nie w górę to w dół. Krótkie podjazdy i takież zjazdy jednak na tyle łagodne, że trzeba było dokręcać. Taka jazdy wykańcza. Tak przez 81 km i 5 godzin. Kilka błotnych sekwencji w lesie czy po wykoszonych łąkach gdzie za bardzo nie można było odpocząć. Zaraz po starcie długi podjazd. Oczywiście jak to mam w zwyczaju bardzo słabe kilka pierwszych kilometrów, gdy mnie już trochę odetkało to zaczęły się singielki w lesie gdzie mogłem jechać szybciej ale nie dało się wyprzedzić za bardzo. Zresztą nie szalałem też na początku bo zdawałem sobie sprawę, że taka zabawa czeka mnie przez najbliższe 5 godzin.
Pierwsza runda (27 km) pokonana w 1h30 minut. Druga pomimo narastającego zmęczenie jedynie 10 minut wolniej i przy wjeździe na trzecie -ZONK !
Pęka linka od tylnej przerzutki. Jestem na stadionie, do mety 100 metrów. Pierwsza myśle - DNF. Patrzę jak mijają mnie goście, których pracowicie odjeżdżałem przez całą drugą pętlę i nachodzą mnie czarne myśli. Po to wypruwałem flaki żeby teraz stać tutaj i patrzeć jak rywale bez mrugnięcie okiem omijają mnie szerokim łukiem. O nie - myślę sobie, nie koledzy , zostało jeszcze jedno okrążenie.
Linka pękła w miejscu mocowanie do śruby. Próbuję naciągnąć, dało się, przykręcam do przerzutki i coś tam próbuję jak chodzi. Okazuje, się, że jakoś to działa. Szybko na rower i dopiero po kilkudziesięciu metrach okazuje się, że mogę używać tylko 4 małych trybów z tyłu. Może jakoś przejadę te 27 km ?!
Pierwszy podjazd pokonuję bez problemów jednak po wjeździe w las słabnę. Już wiem, że na takich twardych biegach nie pociągnę długo. Jeszcze próbuję jednak już kolejny poważniejszy podjazd po żwirze zatrzymuje mnie w miejscu. Biorę się drugi raz za naprawę napędu. Tym razem naciągam linkę, że aż zębami zgrzytam. Przykręcam śrubę i próbuję jak śmiga. Okazuje się, że rewelacja ! Oczywiście o poprawnej indeksacji nie ma mowy ale mam do dyspozycji wszystkie tryby. Będzie dobrze !
Straciłem jedną pozycję i rzucam się w pościg lecz nogi już z waty. Jeszcze przez kilka km widzę rywala z przodu ale pogoń zapowiada się na nieskuteczną.
Zająłem jak zwykle :( 4 miejsce w kategorii. W open chyba gdzieś w okolicach 12.
Co by tu powiedzieć o mojej formie. Nie jestem zadowolony. Niby nawet nieźle ale wiem, że mógł bym szybciej. Sam nie wiem co myśleć. Może za wysoko patrzę porównując swoje wyniki do najlepszych i trudno się dziwić, że spotyka mnie rozczarowanie. W końcu Piecuch, Kasprzyk czy Arek Krzesiński to goście ze ścisłej czołówki polskich maratonów, a i bracia Szlachta też wiedzą o co chodzi w tej całej zabawie.
Tym czasem ja to schyłek kategorii M3. Jak by nie patrzeć w swojej kategorii jest dużo lepiej. Czwarte miejsce to czołówka, strata do trzeciego 10 minut. Gdyby nie problemy z linką to kto wie.... Trzyma mnie waga cały czas. Trochę przytyłem ostatnio, może z 1,5 kg i źle się z tym czuję. O ile na szybkim i krótkim XC jestem w stanie się sprężyć ( Folusz) to już maraton z każdą godziną wysysa ze mnie siły. Wożę ze sobą zbędne 6-7 kg. Gdybym jeździł bez tego było by dużo lepiej.
- DST 78.66km
- Teren 73.00km
- Czas 04:50
- VAVG 16.27km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 174 ( 94%)
- HRavg 151 ( 81%)
- Kalorie 4962kcal
- Podjazdy 2100m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj