Piątek, 12 czerwca 2009
Kategoria Wycieczka
Ciecień kontra Giant.
Udało się wolne na dzisiaj skołować. Trzeba było w górki jechać - sprawa oczywista. Pogoda wprawdzie burzowa ale przecież z cukru nie jestem :)
Wybór padł na górę Ciecień, która to od dawna mnie nęciła ale jakoś nie było okazji się tam wybrać. Tym razem jednak wszytskie drogi prowadzą na Ciecień. Bazą wypadową były Dobczyce. Stąd kawałek głowną drogą na Wiśniową, potem już totalnie boczne asfalty przeplatane szutrówkami. Piękne są takie dróżki gdzie jadące rowerzysta ma problem wyminąć się z maluchem, które jedzie z przeciwka. Takie wąskie ! A takich dróżek tutaj mnóstwo. Tak więc bez wdychania spalin dotarłem do niebieskiego szlaku, który zaprowadził mnie na Ciecien. Początkowy fragment to prowadzenie ale potem grzbiet się wypłaszcza i jak para w nogach jest to da się jechać. Dopiero ostani fragment drogi jest nafaszerowany luźnymi kamolami i kilka metrów trzeba znów prowadzić. Przed szczytem widokowa polana. Bardzo przyjemny widok. Sama góra jest zarośnięta i nie ma co tutaj siedzieć. Dalsza trasa prowadzi grzebietem i jak można się domyślić na tendencję do opadania. Zjazdy nie są jakoś masakrycznie strome, ale znów luźne kamienie utrudniają śmiganie i trzeba raczej uważać. Kolejny większy podjazd to góra Grodzisko. Dwie bardzo strome ścianki gdzie jest kłopot nawet z podejściem :)
Zjazd z Grodziska już dużo bardziej wymagający. Miejscami bardzo stromo, sporo głazów wystających z ziemi. Dużo zjazdu prowadzi głębokimi wąwozami z wąską rynną pośrodku - oczywiście w niej kamienie. Trzeba się naprawdę mocno skupić aby to zjechać. Przyznam się, że chociaż nie sprowadzałem rowereu to jednak był kilkumetrowy fragment gdy zsuwałem się z podpórką jedną nogą.
Ostatecznie dotarłem do asfaltu i szybko zjechałem do drogi Wiśniowa-Dobczyce. Aby nie iść na łatwiznę tutak też spróbowałem coś poeksperymentować z bocznymi drogami.Niestety tym razem przekombinowałem i wylądowałem w lesie z dala od dróg.
Skończyło się na wędrówce z rowerem na przełaj przez las. Teren bardzo górzysty i trudny. Sporo sił mnie to kosztowało. Do tego zaczął padać deszcze. Szkoda - wprawdzie cały dzień chmury krążyły nademną ale miałe nadzieję, że na tym się skończy. Tymczasem dorwało mnie w najmniej oczekiwanym momencie. W lesie, na błotnistej drodze. Gdy tylko wsiadłem na rower od razu błoto zaczęło swoją robotę. Koniec końców jakoś dotarłem do Dobczyc. Mokry, zmęczony, głodny - ale zadowolony. I o to właśnie chodzi !
Wybór padł na górę Ciecień, która to od dawna mnie nęciła ale jakoś nie było okazji się tam wybrać. Tym razem jednak wszytskie drogi prowadzą na Ciecień. Bazą wypadową były Dobczyce. Stąd kawałek głowną drogą na Wiśniową, potem już totalnie boczne asfalty przeplatane szutrówkami. Piękne są takie dróżki gdzie jadące rowerzysta ma problem wyminąć się z maluchem, które jedzie z przeciwka. Takie wąskie ! A takich dróżek tutaj mnóstwo. Tak więc bez wdychania spalin dotarłem do niebieskiego szlaku, który zaprowadził mnie na Ciecien. Początkowy fragment to prowadzenie ale potem grzbiet się wypłaszcza i jak para w nogach jest to da się jechać. Dopiero ostani fragment drogi jest nafaszerowany luźnymi kamolami i kilka metrów trzeba znów prowadzić. Przed szczytem widokowa polana. Bardzo przyjemny widok. Sama góra jest zarośnięta i nie ma co tutaj siedzieć. Dalsza trasa prowadzi grzebietem i jak można się domyślić na tendencję do opadania. Zjazdy nie są jakoś masakrycznie strome, ale znów luźne kamienie utrudniają śmiganie i trzeba raczej uważać. Kolejny większy podjazd to góra Grodzisko. Dwie bardzo strome ścianki gdzie jest kłopot nawet z podejściem :)
Zjazd z Grodziska już dużo bardziej wymagający. Miejscami bardzo stromo, sporo głazów wystających z ziemi. Dużo zjazdu prowadzi głębokimi wąwozami z wąską rynną pośrodku - oczywiście w niej kamienie. Trzeba się naprawdę mocno skupić aby to zjechać. Przyznam się, że chociaż nie sprowadzałem rowereu to jednak był kilkumetrowy fragment gdy zsuwałem się z podpórką jedną nogą.
Ostatecznie dotarłem do asfaltu i szybko zjechałem do drogi Wiśniowa-Dobczyce. Aby nie iść na łatwiznę tutak też spróbowałem coś poeksperymentować z bocznymi drogami.Niestety tym razem przekombinowałem i wylądowałem w lesie z dala od dróg.
Skończyło się na wędrówce z rowerem na przełaj przez las. Teren bardzo górzysty i trudny. Sporo sił mnie to kosztowało. Do tego zaczął padać deszcze. Szkoda - wprawdzie cały dzień chmury krążyły nademną ale miałe nadzieję, że na tym się skończy. Tymczasem dorwało mnie w najmniej oczekiwanym momencie. W lesie, na błotnistej drodze. Gdy tylko wsiadłem na rower od razu błoto zaczęło swoją robotę. Koniec końców jakoś dotarłem do Dobczyc. Mokry, zmęczony, głodny - ale zadowolony. I o to właśnie chodzi !
- DST 54.75km
- Teren 26.00km
- Czas 04:12
- VAVG 13.04km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 160 ( 86%)
- HRavg 114 ( 61%)
- Kalorie 2663kcal
- Podjazdy 1511m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj