Czwartek, 19 czerwca 2014
Kategoria Bałkany
Bałkańska Pętla 14 dzień
Do końca wyprawy coraz bliżej, ta noc była przedostatnią na wyjeździe. Spało się przyjemnie, rano obudziło nas zaglądające do namiotów słońce. Bez pospiechu zwijamy biwak i zmierzamy w kierunku Splitu. Okolica robi się coraz bardziej cywilizowana i zaludniona. Pogoda dopisuje, w końcu świeci nam słońce. Do miasteczka Imotski dojeżdżamy bez większych przygód. Spędzamy tam pod marketem dużo czasu. Nie spieszy się nam więc spokojnie robimy zakupu, kawa, lody, zimna Cocta...mijają minuty i godziny. Gdy w końcu wsiadamy na rowery już mija południe. A wraz z południem zmienia się pogoda. Na niebie znów pojawiają się ciemne chmury, które straszą nas już samym wyglądem.
Żeby tego była mało to łapię kapcia w tylnym kole. Po bliższym obejrzeniu okazuje się, że puściła łatka na oponie, którą w ten sposób ratowałem kilka dni temu. W sumie i tak długo pociągnęła biorąc pod uwagę z jakim obciążeniem musiała się zmagać. Już nie ma co się bawić w łatanie, z sakwy wyciągam nowiutkiego Detonatora i zakładam na koło. Jeden problem za nami, teraz czeka nas kolejny. Chmura, która straszyła nas od dawna przechodzi do działania i częstuje nas pierwszymi kroplami deszczu. Nie mamy już ochoty moknąć, akurat przejeżdżamy przez jakieś miasteczko więc skwapliwie korzystamy przydomowego daszku. Chwilę to trwa, zanim znów wsiadamy na rowery.
To nie koniec przygód z deszczem tego dnia, jeszcze nie raz uciekamy nawałnicy. Za schronienie służy nam taras stojącego obok drogi domu. Chwilę rozpogodzenia wykorzystujemy do obejrzenia ciekawostki jaką niewątpliwie są dwa jeziorka położone w głębokiej skalnej rozpadlinie. Robią wrażenie, tym bardziej, że lustro wody jest jakieś 100-150 metrów poniżej poziomu drogi, a ściany prawie idealnie pionowe. Nie cieszymy się długo tym widokiem bo znów musimy uciekać przed deszczem. Już myślimy, że się udało, ale te chmury jakoś tak dziwnie krążą i zmieniają kierunki.
Żeby tego była mało to łapię kapcia w tylnym kole. Po bliższym obejrzeniu okazuje się, że puściła łatka na oponie, którą w ten sposób ratowałem kilka dni temu. W sumie i tak długo pociągnęła biorąc pod uwagę z jakim obciążeniem musiała się zmagać. Już nie ma co się bawić w łatanie, z sakwy wyciągam nowiutkiego Detonatora i zakładam na koło. Jeden problem za nami, teraz czeka nas kolejny. Chmura, która straszyła nas od dawna przechodzi do działania i częstuje nas pierwszymi kroplami deszczu. Nie mamy już ochoty moknąć, akurat przejeżdżamy przez jakieś miasteczko więc skwapliwie korzystamy przydomowego daszku. Chwilę to trwa, zanim znów wsiadamy na rowery.
To nie koniec przygód z deszczem tego dnia, jeszcze nie raz uciekamy nawałnicy. Za schronienie służy nam taras stojącego obok drogi domu. Chwilę rozpogodzenia wykorzystujemy do obejrzenia ciekawostki jaką niewątpliwie są dwa jeziorka położone w głębokiej skalnej rozpadlinie. Robią wrażenie, tym bardziej, że lustro wody jest jakieś 100-150 metrów poniżej poziomu drogi, a ściany prawie idealnie pionowe. Nie cieszymy się długo tym widokiem bo znów musimy uciekać przed deszczem. Już myślimy, że się udało, ale te chmury jakoś tak dziwnie krążą i zmieniają kierunki.
- DST 97.00km
- Czas 05:10
- VAVG 18.77km/h
- Podjazdy 1090m
- Sprzęt Author Kinetic
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj