Piątek, 21 marca 2014
Kategoria Trening
Łączany
Ale pogoda dzisiaj. Obłęd dosłownie. Grzech nie wykorzystać. Dawno nie byłem w Łączanach więc najwyższa pora odświeżyć stare ślady. Wiaterek trochę zawiewał ale w sumie nie jechało się źle. Z okolic Rącznej zarąbiste widoki na Babią Górę. Wydawała się na wyciągnięcie ręki. Tatry też świetnie widać.
Wyjechałem po 16 i szybko zorientowałem się, że istnieje ryzyko jazdy po zmroku. Wraz z upływem czasu z niepokojem spoglądałem na godzinę licząc w myślach ile jeszcze czasu mi zostało. Po 18 robi się szarówka, 18.30 już ciemno. Oczywiście lampki nie miałem bo na kolarce nie jeżdżę po ciemku. Po przejechaniu na drugą stronę Wisły przycisnąłem mocniej bo oczywistym się stawało, że złapie mnie zmrok. Chciałem przynajmniej dokulać się do Tyńca bo stamtąd już pojadę ścieżką rowerową nie ryzykując rozjechania przez jakieś.
W Brzeźnicy już jednak musiałem trochę odpuścić bo widoczność zrobiła się na tyle kiepska, że bałem się lecieć na maxa. W Skawinie już prawie ciemno się zrobiło. Jakoś dotarłem do Tyńca i tu wbiłem się na ścieżkę ale też trzeba było uważać. Za Kolną musiałem się zatrzymać i coś wykombinować bo masakra zaczęła się robić. To, że mnie widać to jedno, ale na drodze rowerowej pełno innych podobnych do mnie Batmanów. Ja nie widzę ich, oni nie widzą mnie, o wypadek nie trudno. Jeszcze na piechurów dało się jakoś zareagować, ale jak z przeciwka wyjechał mi jakiś biker jadący moją stroną ( gostek jechał lewą - może jakiś emigrant wrócił do Angoli) to mało co czołówki nie zaliczyliśmy.
No nic. Odpaliłem komórkę, miałem zainstalowaną aplikację z latarką. W końcu na coś przyda się ten szpej z Androidem :)
Nawet to świeci. Tylko kicha z uchwytem była. Musiałem w ręce trzymać. Jakoś po kilku minutach znalazłem pozycję, która pozwalał mi jako tako jechać, no i doturlikałem do domu.
http://connect.garmin.com/activity/465017792
Wyjechałem po 16 i szybko zorientowałem się, że istnieje ryzyko jazdy po zmroku. Wraz z upływem czasu z niepokojem spoglądałem na godzinę licząc w myślach ile jeszcze czasu mi zostało. Po 18 robi się szarówka, 18.30 już ciemno. Oczywiście lampki nie miałem bo na kolarce nie jeżdżę po ciemku. Po przejechaniu na drugą stronę Wisły przycisnąłem mocniej bo oczywistym się stawało, że złapie mnie zmrok. Chciałem przynajmniej dokulać się do Tyńca bo stamtąd już pojadę ścieżką rowerową nie ryzykując rozjechania przez jakieś.
W Brzeźnicy już jednak musiałem trochę odpuścić bo widoczność zrobiła się na tyle kiepska, że bałem się lecieć na maxa. W Skawinie już prawie ciemno się zrobiło. Jakoś dotarłem do Tyńca i tu wbiłem się na ścieżkę ale też trzeba było uważać. Za Kolną musiałem się zatrzymać i coś wykombinować bo masakra zaczęła się robić. To, że mnie widać to jedno, ale na drodze rowerowej pełno innych podobnych do mnie Batmanów. Ja nie widzę ich, oni nie widzą mnie, o wypadek nie trudno. Jeszcze na piechurów dało się jakoś zareagować, ale jak z przeciwka wyjechał mi jakiś biker jadący moją stroną ( gostek jechał lewą - może jakiś emigrant wrócił do Angoli) to mało co czołówki nie zaliczyliśmy.
No nic. Odpaliłem komórkę, miałem zainstalowaną aplikację z latarką. W końcu na coś przyda się ten szpej z Androidem :)
Nawet to świeci. Tylko kicha z uchwytem była. Musiałem w ręce trzymać. Jakoś po kilku minutach znalazłem pozycję, która pozwalał mi jako tako jechać, no i doturlikałem do domu.
http://connect.garmin.com/activity/465017792
- DST 84.81km
- Czas 02:54
- VAVG 29.24km/h
- HRmax 181 (101%)
- HRavg 146 ( 81%)
- Podjazdy 363m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj