Środa, 1 stycznia 2014
Kategoria Przejażdżka
No to od nowa....
No i zakończył się ten szalony rok 2013. Zły nie był choć nie skończył się najlepiej, bo błahe z pozoru przeziębienie złapane w wigilię rozwinęło się w jakieś paskudztwo skutecznie uziemiając mnie w domu. Szkoda była wielka bo ostatnie dnie tego roku zaskoczyły fantastyczną pogodą na rower.
Generalnie jednak bardzo udany sezon. Początek roku konkretnie przejeżdżony co zaowocowały całkiem przyzwoitą nogą. Potem był treningowy wyjazd do Chorwacji. Pogoda trafiła się kapryśna ale udało się zrobić kilka świetnych treningów w fantastycznych plenerach.
Z jednej strony błękitne wody Adriatyku, z drugiej strony puste i całkiem wysokie góry Biokovo. Świetnej jakości drogi, piękne zjazdy i podjazdy pozwoliły czerpać z tych jazd wszystko to co najlepsze.
Tak solidnie przepracowane kilka miesięcy pozwoliło mi na bardzo udane występy na zawodach rowerowych. Pomimo, że nie nastawiałem się na jakieś większe ściganie to żal było nie wykorzystać osiągniętej dyspozycji. No i przejechałem się kilka razy, jakieś tam pucharki wpadły, gdzieś tam nawet udało się wygrać.
W końcu nadszedł czas, na który czekałem od początku roku. Długo planowana wyprawa do Albanii. To był szalony czas pełen ogromnych emocji. Najpierw ekscytacja chwilą gdy wsiadałem do autokaru, gdy skręcałem rower w Skopje i gdy pokonywałem pierwsze metry po bałkańskich drogach. Potem był ogromne rozterki w chwili gdy mój wyprawowy towarzysz zdecydował się przerwać wyjazd już po przejechaniu 50 km. Czy zostawić go samego, czy jechać dalej samotnie?
Wybrałem to drugie, pokonałem albańskie drogi składając bolesną ofiarę. Drogi albańskiego interioru okazały się ogromnie wymagające. Bolesna kontuzja przeciążonego kolana bardzo przeszkadzała ale nie zatrzymała mnie i udało się zrealizować zakładany plan.
A potem to już było gorzej. Leczenie kontuzji i przerwa od roweru spowodowała, że kiepsko poszedł mi wyczekiwany Puchar Smoka w Brzyskach. Nie byłem w stanie powalczyć nawet o pudło. Forma już nie ta, trasa też nie była moim sprzymierzeńcem co zaowocowało jedynie 5 miejscem. Takie porażki zawsze wpływały na mnie mobilizującą i tak właśnie było tym razem. Akurat trafił się urlop, który postanowiłem solidnie przejeździć. Tak też zrobiłem i udało się zrobić drugi szczyty formy. Nie była to taka noga jak wiosną ale znów udało się wywalczyć trzecie miejsce w Dukli. Potem jeszcze maraton w Michałowicach. Wprawdzie dopiero 4 lokata ale jazda bardzo dobra, kto wie czy nie mój najlepszy występy w tym miejscu. To taki paradoks, pojechałem chyba najlepiej, a zająłem najgorsze miejsce :)
Dalej to już było bez większych wydarzeń. Jeszcze tylko uskuteczniłem jesienną wyprawkę rowerową podczas, której zbierałem doświadczenie jak radzić sobie w namiocie przy temperaturach w okolic zera stopni i przy padającym deszczu. Nie zawsze było przyjemnie ale dzięki temu teraz już wiem co na takie wyjazdy musie znaleźć się w ekwipunku.
I to w zasadzie tyle. Jak widać pomału odchodzę od ścigania, jeszcze będę starał się jeździć, robić coś w rodzaju treningów ale moim celem jest tzw. forma turystyczna. Przekonałem się, że taka ambitna turystyka jak ją nazywam potrafi dać dużo frajdy i radości. I w tym kierunku zamierzam dążyć.
Generalnie jednak bardzo udany sezon. Początek roku konkretnie przejeżdżony co zaowocowały całkiem przyzwoitą nogą. Potem był treningowy wyjazd do Chorwacji. Pogoda trafiła się kapryśna ale udało się zrobić kilka świetnych treningów w fantastycznych plenerach.
Z jednej strony błękitne wody Adriatyku, z drugiej strony puste i całkiem wysokie góry Biokovo. Świetnej jakości drogi, piękne zjazdy i podjazdy pozwoliły czerpać z tych jazd wszystko to co najlepsze.
Tak solidnie przepracowane kilka miesięcy pozwoliło mi na bardzo udane występy na zawodach rowerowych. Pomimo, że nie nastawiałem się na jakieś większe ściganie to żal było nie wykorzystać osiągniętej dyspozycji. No i przejechałem się kilka razy, jakieś tam pucharki wpadły, gdzieś tam nawet udało się wygrać.
W końcu nadszedł czas, na który czekałem od początku roku. Długo planowana wyprawa do Albanii. To był szalony czas pełen ogromnych emocji. Najpierw ekscytacja chwilą gdy wsiadałem do autokaru, gdy skręcałem rower w Skopje i gdy pokonywałem pierwsze metry po bałkańskich drogach. Potem był ogromne rozterki w chwili gdy mój wyprawowy towarzysz zdecydował się przerwać wyjazd już po przejechaniu 50 km. Czy zostawić go samego, czy jechać dalej samotnie?
Wybrałem to drugie, pokonałem albańskie drogi składając bolesną ofiarę. Drogi albańskiego interioru okazały się ogromnie wymagające. Bolesna kontuzja przeciążonego kolana bardzo przeszkadzała ale nie zatrzymała mnie i udało się zrealizować zakładany plan.
A potem to już było gorzej. Leczenie kontuzji i przerwa od roweru spowodowała, że kiepsko poszedł mi wyczekiwany Puchar Smoka w Brzyskach. Nie byłem w stanie powalczyć nawet o pudło. Forma już nie ta, trasa też nie była moim sprzymierzeńcem co zaowocowało jedynie 5 miejscem. Takie porażki zawsze wpływały na mnie mobilizującą i tak właśnie było tym razem. Akurat trafił się urlop, który postanowiłem solidnie przejeździć. Tak też zrobiłem i udało się zrobić drugi szczyty formy. Nie była to taka noga jak wiosną ale znów udało się wywalczyć trzecie miejsce w Dukli. Potem jeszcze maraton w Michałowicach. Wprawdzie dopiero 4 lokata ale jazda bardzo dobra, kto wie czy nie mój najlepszy występy w tym miejscu. To taki paradoks, pojechałem chyba najlepiej, a zająłem najgorsze miejsce :)
Dalej to już było bez większych wydarzeń. Jeszcze tylko uskuteczniłem jesienną wyprawkę rowerową podczas, której zbierałem doświadczenie jak radzić sobie w namiocie przy temperaturach w okolic zera stopni i przy padającym deszczu. Nie zawsze było przyjemnie ale dzięki temu teraz już wiem co na takie wyjazdy musie znaleźć się w ekwipunku.
I to w zasadzie tyle. Jak widać pomału odchodzę od ścigania, jeszcze będę starał się jeździć, robić coś w rodzaju treningów ale moim celem jest tzw. forma turystyczna. Przekonałem się, że taka ambitna turystyka jak ją nazywam potrafi dać dużo frajdy i radości. I w tym kierunku zamierzam dążyć.
- DST 7.73km
- Czas 00:26
- VAVG 17.84km/h
- Sprzęt Author Kinetic
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj