Informacje

  • Wszystkie kilometry: 101788.81 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.67%)
  • Czas na rowerze: 211d 00h 59m
  • Prędkość średnia: 20.05 km/h
  • Suma w górę: 885218 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Czwartek, 15 sierpnia 2013 Kategoria Wycieczka

Pradziad

Najlepsze są spontaniczne wyjazdy. Takie jak tym razem, niby myślałem o tym Pradziadzie od pewnego czasu ale w zasadzie 2 dni przed wyjazdem zdecydowałem, że trzeba w końcu przestać tylko myśleć i w końcu tam pojechać.

Wystartowaliśmy z Głubczyc w trójkę. Ja, Versus oraz sławekg. Rano pogoda fajna ale dosyć chłodno. Szybko docieramy do granicy i przez Czechy zmierzamy w stronę Pradziada. Póki co raczej płasko więc jazda idzie sprawna. Chwila przerwy w miejscowości Vrbno i zaczyna się już robić coraz bardziej pod górkę. Podjazd jest cały czas ale łagodny i pozwalający trzymać dobre tempo. W miejscowości Vidly odbijamy w lewo i podjeżdżamy na przełęcz wznoszącą się ponad 1000 m.n.p.m.

Versus trochę zostaje z tyłu i rzuca hasło, że być może upuści podjazd na Pradziada. W razie czego mamy czekać w miasteczku Vrbno, przez które już przejeżdżaliśmy ale będziemy jechać jeszcze raz. Ze Sławkiem szybko zdobywamy przełęcz i kiepską drogą zjeżdżamy do rozwidlenie dróg gdzie zaczyna się już właściwy podjazd na Pradziada. Stoi tutaj mnóstwo samochodów, Czesi lubią aktywnie spędzać czas. Tankuję wody ze źródełka i ruszamy do góry.

Podjazd nie jest trudny, nachylenie cały czas w okolicach 8-11%. Brak stromych ścianek przez co dobrze się podjeżdża. Trzeba ustalić swoje tempo i cierpliwie kręcić pedałami bo jednak jest trochę do podjechania. Droga jest częściowa zamknięta dla samochodów, za to bardzo dużo wszelkiej maści rowerzystów.
Większość to totalni amatorzy, niektórzy wloką się na młynku do góry, inni prowadzą.

Na górze zimno. Akurat słońce zaszło za chmury i nie jest przyjemnie. Dojeżdżamy do Owczarni (hotel) skąd czeka nas jeszcze 150 metrów szczytowego podjazdu. Zatrzymuję się na 2 minuty dla złapania oddechu. Sławek jedzie dalej. Ostatni fragment to przejazd całkowicie zamkniętą dla samochodów drogą asfaltową. Idą tędy już całe tabuny pieszych turystów, nawet jadąc pod górę trzeba na nich uważać. Na szczycie pod wieżą GPS wskazuje mi wysokość 1470 metrów. Na górze gwar i tłok. Jest restauracja, bar, ludzie chodzą, piją, jedzą. Bardzo zimno, termometr pokazuje mi 9 stopni. Na chwilę wychodzi słońce i grzeje okropnie, ale jak tylko znów zachodzi za chmury to momentalnie robi się zimno. Dobrze, że mam kurtkę.

Po sesji zdjęciowej zbieramy do zjazdu i nieoczekiwanie natykamy się na Versusa, który złapał drugi oddech kiedy przestał za nami gonić i jednak zdecydował się podjechać na górę. Jeszcze kilka fotek i dajemy w dół. Do Owczarni spokojnie bo ludzi masa i trzeba uważać. Swoją drogą to ciekawe i jadąc tutaj myślałem o drodze nad Morskie Oko, która jest zamknięta dla rowerów. Tutaj pomimo tego, że ruch ogromny, droga mocno nachylona co oznacza spore prędkości to jest dostępna dla bikerów. Ba - na górze można pożyczyć sobie hulajnogę, którą oddaje się po zjechaniu w dół. Da się.

Za Owczarnią można już upajać się zjazdem. Droga może nie cudowna ale fajnie się leci. Szybko tracimy wysokość i zjeżdżamy do głównej drogi skąd teleportujemy się do Vrbna. Tutaj jakieś barowe żarcie i obiecując sobie, że jeszcze tylko jedna górka przed nami zbieramy się jazdy. Z profilu pamiętam, że czeka nas jeszcze przełęcz o wysokości około 700 metrów. Szybko ją łykamy i zasuwamy w dół wypasionym zjazdem. Droga dobra, mocno w dół, bez zakrętów, leci się aż miło.

W Zlotych Horach skręcamy w prawo i ZONK! Droga staje dęba, zaczynają się serpentyny. Podjazd ciągnie się i ciągnie, zaczynamy robić bokami. Okazuje się, że to właśnie jest ten ostatni podjazd. Na górze jesteśmy już mocno zryci, pomału zaczynamy odliczać kilometry do Głubczyc. Zjazd z przełęczy szybki, za nim dosyć długi kawałek płaskiego. Przed miejscowością Osoblaha zaczyna się seria hopek.

Krajobraz wokół bardzo ładny, na horyzoncie góry, bliżej fajne pagórki w złotym kolorze. Bezludzie. Ruch samochodowy prawie zerowy. Przebijamy się przez kolejne hopki, każda następna pozbawia nas resztek sił. Za Osoblahą wjeżdżamy do Polski. Na mapie wyglądało to na kilkukilometrową dojazdówkę po płaskim, a tu znów hopa za hopą. Przed Głubczycami nawet jeden dłuższy podjazd, którego na świeżo pewnie nawet bym nie zauważył ale teraz boli już bardzo.

W Głubczycach mamy już mocno w czubie. Wizyta w Żabce, pochłaniamy lody, picie, jakieś batony i zadowoleni jedziemy do auta. Wyjazd wyszedł super. Lekko nie było, na mapie jakoś nie wyglądało to tak ostro. No ale teraz micha się cieszy :)
  • DST 160.27km
  • Czas 06:02
  • VAVG 26.56km/h
  • Kalorie 4800kcal
  • Podjazdy 2365m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa csiet
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl